poniedziałek, 31 lipca 2017

Rozdział 22

Alex nie potrafiła zrozumieć działania Teodora tak, jak nigdy nie potrafiła zrozumieć miłości. Już następnego dnia odczuła jego brak i było to bardzo dziwne uczuć. Wszyscy szybko zauważyli, że Teodor jakby zrezygnował, co bardzo ucieszyło Kiana i Williama. Sama Alex nie była pewna, czy jest szczęśliwa z tego powodu. Jeszcze parę tygodni temu oddałaby wszystko za taki stan rzeczy, teraz pragnęła, by Teodor jednak był blisko.

Dni zamieniały się w tygodnie. Śnieg stopniał i często padał deszcz albo święciło słońce. Pojawiło się kolejne morderstwo mugolskiej rodziny. Powrócił sezon Quidditcha. Tygodnie zmieniły się w miesiąc, podczas którego Alex intensywnie pracowała nad swoim eliksirem i w końcu, właśnie tego miesiąca, pod koniec marca, Alex dokonała odkrycia. Eliksir, który uwarzyła, prawdopodobnie był lekarstwem na wilkołactwo.

Podekscytowana zaprosiła do pracowni profesora Dumbledore'a i przedstawiła mu swoje wyniki badań.

- Więc... - rozpoczęła tłumaczenie. - Głównym składnikiem eliksiru jest sproszkowany kamień księżycowy i tojad. Kamień księżycowy, którego właściwości badał Nicolas, reagował na światło księżyca w pełni. To z jego książki i listów podjęłam próbę wykorzystania go. - Alex wiedziała, że to tylko część prawdy. Gdyby w święta nie miała snu z Remusem, nigdy by tego nie wymyśliła. - Tojad był oczywisty. Eliksir Tojadowy pomaga wilkołakom przetrwać pełnię, więc logiczne, że i on musiał się tutaj znaleźć. Dalej jest krew i jad wilkołaka w bardzo małych ilościach. Jest jeszcze dużo mniejszych składników - wskazała na zapisaną tablicę - a czas poszczególnych etapów ważenia różny. Ilość składników zależy od wagi i wysokości osobnika. Należy jednak zacząć ważyć eliksir, kiedy księżyca zaczyna ubywać i podać go przed nowiem, to bardzo ważne. Wszystkie moje notatki są do pana dyspozycji. Może pan je przeczytać, a nawet byłoby mi bardzo miło, gdyby zechciał pan to zrobić.

Niebieskie oczy Albusa Dumbledore'a świeciły podziwem i szacunkiem. Alex nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, kiedy dyrektor stał przed tablicą i czytał przywieszone do niej notatki.

- Jad i krew też znalazły się w tym eliksirze? - zapytał Dumbledore. - Po co?

- Śladowe ilości są po to, by składniki odpowiednio zareagowały i żeby po wstrzyknięciu eliksiru do krwi, nie doszło do komplikacji. Oczywiście to wszystko może być jedną, wielką pomyłką, ale wszelkie próby, które przeprowadziłam, zakończyły się pomyślnie. Boję się jednak, że coś przeoczyłam, że wystąpią jakieś komplikacje podczas procesu leczenia, że kiedy ktoś spożyje przyrządzone lekarstwo, to umrze.

- Rozumiem twoje obawy kochana Alex, ale to wszystko - jeszcze raz objął wzrokiem wykresy, wyliczenia i notatki - to jest naprawdę bardzo interesujące i jeśli nawet malutka część z tego jest krokiem do odkrycia lekarstwa na wilkołactwo, to dla ciebie i ludzkości jest już to bardzo duży sukces. Idę natychmiast wysłać listy. Za dwa dni zbierze się komisja. Przygotuj się, bardzo porządnie i zbierz w sobie dużo cierpliwości. Wątpię, by ktoś to zignorował, Alex. To duże odkrycie, które na pewno zostanie zbadane przez specjalistów. Na ten czas ciesz się wolnym dniem Alex.

Alex uśmiechnęła się przyjaźnie do Dumbledore'a i odprowadziła go wzrokiem, kiedy opuszczał pracownię.

Poczuła ulgę wymieszaną z radością i ekscytacją. Zrobiła coś. Coś na pewno zrobiła, a jakie rezultaty osiągnie to coś, dowie się w bliższej lub dalszej przyszłości. Jednocześnie poczuła się pusta. Jak komisja zaakceptuje jej eliksir i weźmie go na własne badania, to co będzie robić w czasie oczekiwania na ich rezultaty?

Postanowiła, że w końcu może się oddać innym przyjemnością i zaplanowała, że podczas kolacji zakradnie się do gabinetu profesora Slughorna i zobaczy, co skrywa klapa pod obrazem, który sam się maluje. Kolacja była jej jedną nadzieją, bo miała pewność, że nie będzie tam wtedy profesora. Tak więc z peleryną niewidką w kieszeni, mapą huncwotów w jedynej ręce i różdżką w drugiej, podczas kolacji zeszła bezproblemowo do lochów, a tam spokojnie weszła do gabinetu profesora Slughorna.

Profesor z natury ufny do wszystkich zostawił drzwi otwarte. Alex rozejrzała się po miejscu. Na jednej ze ścian wisiał wspaniały, duży obraz w pozłacanej ramie. Kolorowe kreski malowały się na nim powoli, jakby malarz zastanawiał się, jaki ruch pędzlem wykonać. Obraz był już prawie skończony i przedstawiał morze podczas sztormu.

Pod obrazem znajdował się ciemnoczerwony dywan z czarnymi wzorkami. Alex podniosła zakurzony materiał i w podłodze ukazała się jej drewniana klapa. Alex musiała rzucić kilka zaklęć, by dostać się do środka.

Zeszła po metalowej drabinie do całkiem ciemnego miejsca i szepnęła:

- Lumos.

Komnata była nawet duża, ale pusta. Ściany były szare i nagie, ale to miejsce nie potrzebowało żadnych dopełniaczy, bo jego magia działa za wszystko. Alex poczuła się przygnębiona i smutna, a kiedy zdawało się jej, że usłyszała cichy jęk, pisnęła i natychmiast stanęła w gotowości bojowej do ataku, ale nikogo wewnątrz nie było.

W koncie komnaty stała drewniana szkatułka. W środku znajdował się brązowy kamień, który idealnie dopasował się do pozostałych (teraz wszystkie kamienie tworzyły tarczę i brakowało tylko ostatniego kamienia, tego w środku) oraz zagadka.

Siedem skarbów za tobą, a przed został tylko jeden!

By ostatnią wskazówkę odnaleźć,

Do letniego przesilenia musisz poczekać

I samego południa doczekać.

Ta sala ukazuje się tylko raz w roku

I doznać w niej można niemałego szoku,

Bo szczęście może ci w niej tak bardzo dopisać,

Jakbyś przepis na Felix Felicis mógł od kogoś odpisać.

Na piątym piętrze, w zaułku ciasnym

Pojawiają się drzwi z blaskiem jasnym,

Przed wyznaczoną godziną minut pięć.

Tam na ciebie czeka ostatnia rzecz.

Był koniec marca, a to oznaczało, że do letniego przesilenia są jeszcze prawie trzy miesiące. Alex schowała zagadkę i wisiorek z kamieniami, a potem opuściła mroczną komnatę, jeszcze raz słysząc ochrypły jęk. Zakryła klapę dywanem i spokojnie wyszła z gabinetu profesora Slughorna, jakby jej tam wcale nie było.

Alex była zadowolona z siebie. Chciała już również udać się na kolację, gdy na mapie zobaczyła coś niepokojącego. Była to kropka z nazwiskiem Williama. Chwiał się on wyraźnie na boki. Zdołał dotrzeć do łazienki Jęczącej Marty, a potem się zatrzymał. Alex podejrzewała, że upadł. Przestraszona, że mogło mu się coś stać, pobiegła do swojej pracowni. Chwyciła kilka eliksirów i popędziła do łazienki. Gdy tylko wpadła do środka, dostrzegła Williama leżącego na posadzce.

- William! - zawołała, kucając obok niego i kładąc go na plecy. - William, proszę, otwórz oczy.

Na siłę wlała mu do gardła pierwszy eliksir. William zamrugał, spojrzał na Alex i... uśmiechnął się lekko.

- Will, co się stało? - zapytała, klepiąc go w policzek. - William, proszę, nie zamykaj oczu. Pójdę po panią Pomfrey.

- Żadnych nauczycieli - wychrypiał nagle, poruszając się gwałtownie. - Żadnych nauczycieli.

- Ale...

- Eliksir.

Alex spojrzała na drugą fiolkę, którą trzymała w dłoni. Podniosła Williama ostrożnie i wlała mu drugi eliksir do ust. William sapnął ciężko i oparł swoje spocone czoło o jej ramię. Alex objęła go czule ramieniem. Rozsądek podpowiadał jej, by pójść po nauczyciela.

- Może jednak po kogoś pójdę? - zapytała cicho.

- Nie - wychrypiał, mocno ją obejmując. - Zaraz mi przejdzie.

Przycisnął się do niej jeszcze mocniej, jakby jej bliskość była lekarstwem na wszystko i ukrył swoją twarz w jej zagłębieniu między szyją a ramieniem. Alex oblał mocny dreszcz, kiedy jej ręka powędrowała do jego lekko wilgotnych włosów. Zaczęła go delikatnie smyrać.

Po chwili William wyglądał, jakby rzeczywiście mu się polepszyło. Lekko podciągnął swoją głowę i spojrzał na Alex.

- Nie możesz nikomu powiedzieć.

Ona też na niego spojrzała.

- Dlaczego?

- Po prostu nie możesz. Alex błagam, zachowaj to dla siebie. Błagam.

Była tak wielka desperacja w jego głosie i oczach, że Alex nie potrafiła nie przytknąć. William odetchnął z ulgą i jeszcze na chwilę się w nią wtulił.

- Powiedz mi - odezwała się cicho po długich minutach milczenia.

- Powiedzieć co?

- Dlaczego jesteś chory? Co wie o tobie Norton i Kian? Ja... Jesteś okryty tajemnicami William, to nie dobrze.

- Dlaczego? - zaśmiał się.

- Bo tłumisz je w sobie. Im więcej tajemnic posiadasz, tym więcej musisz kłamać, tym bardziej oddalasz się od rodziny i przyjaciół. - Spojrzała prosto w jego oczy. - Nie zasługujesz na bycie samotnym.

- Więc bądź ze mną - powiedział prosząco. - Bądź ze mną.

Alex przygryzła nerwowo usta i pokiwała głową.

- Naprawdę nie mogę.

- Nie chcesz czy nie możesz? - dopytywał.

- Myślę, że oba William. - Z czułością zgarnęła kosmyk grzywki z jego czoła. - Nie jestem gotowa na miłość... na związek. Nie chcę tego.

- Tylko tak mówisz - odparł. - To nie ty masz być gotowa na miłość, to miłość ma być gotowa na ciebie. Ty kochasz Alex, ale mimo swojej powalającej inteligencji, nie potrafisz zrozumieć kogo.

Alex przełknęła ciężko ślinę. Pokiwała głową i spychając z siebie Williama, wstała. Ten również wstał, ale ledwo stanął na nogach, a zakręciło mu się w głowie i musiał podeprzeć się umywalki, by nie upaść.

- Proszę, nie idź.

- Przykro mi. Mam nadzieję, że niedługo ci się polepszy.

I wyszła, czując, że pierwszy raz od dawna zbiera jej się na napad histerii.



+++

Tak jak powiedział profesor Dumbledore, dwa dni później w szkole zjawiła się duża delegacja, na szczycie której stał sam Minister Magii. Oprócz niego znalazł się też szef Biura do Spraw Wilkołaków, przewodniczący Londyńskiej Rady Eliksirów, kilku starych magów-speców w dziedzinie wilkołactwa oraz jeden zaprzyjaźniony wilkołak. Wszyscy uważnie wysłuchali tego, co miała im do powiedzenia Alex, a przygotowała się na ten dzień bardzo dokładnie. Z dokładnością omówiła wszystkie szczegóły poszczególnych faz warzenia, a kiedy zamilkła, nastąpiła dziwna i niepokojąca ją cisza.

- No panowie – powiedział łagodnie dyrektor, widząc, że nikt nie ma zamiaru się odezwać. – Powiedzcie coś, bo biedna Alex nam tutaj za chwilę zemdleje ze stresu.

Jeden z czarodziejów odchrząknął głośni i serce Alex załomotało w jej piersi niczym młot.

- To z pewnością wielkie odkrycie, które, jak sama powiedziałaś, nie wiadomo czy zadziała. Jesteś bardzo młoda, jednakże zrobiłaś na nas ogromne wrażenie. - Reszta zebranych osób pokiwała potwierdzająco głowami. - Pragnąłbym uzyskać od ciebie przepis, notatki i fiolkę tego eliksiru. Ja i moi koledzy dokładnie przepadamy go na swój sposób, uwarzymy go i przeprowadzimy odpowiednie testy, a później poinformujemy cię o naszych wynikach.

- To by było najrozsądniejsze – dodał drugi czarodziej, który podrygiwał lekko. – Musimy to przebadać na swoje sposoby. Jeśli... Jeśli to naprawdę jest lekarstwo na wilkołactwo to...

Czarodziej zrobił minę, jakby sobie tego nawet nie wyobrażał.

- Do tego czasu droga panno Black, będzie musiała pani cierpliwe poczekać. Odezwiemy się w swoim czasie.

Alex zgodziła się gwałtownym przytknięciem głową, bo nie potrafiła się odezwać. Kiedy komisja opuściła Hogwart, profesor Dumbledore zaprosił ją do siebie na trochę piwa kremowego. Alex nie odmówiła sobie tej przyjemności.

Rozdział 21

Alex uwielbiała swoje nocne wyprawy w poszukiwaniu wskazówek i nowych miejsc. Noc oferowała jej dyskrecję i tajemniczość. W dzień było większe prawdopodobieństwo, że zostanie przyuważona.

Tylko światło z różdżki Alex oświetlało jej drogę tej nocy i chłodne ściany, w których notorycznie szukała pękniętej cegiełki.

W lochach było tysiące cegieł, a znalezienie tej jednej było bardzo trudne. Alex odczuwała już zmęczenie, przez co z jej gardła wydobywały się ciche warknięcia co parę minut. Miała już wracać, gdy znów trafiła na ślepy zaułek, a w świetle rzucanym przez różdżkę dostrzegła to, czego tak bardzo szukała. Zamarła na chwilę podekscytowana, przyglądając się pęknięciu, a potem wyczarowała delikatną wodną mgiełkę, która osadziła się na ścianie. W mig mgiełka zamieniła się w szumiący wodospad spływający po ścianie, a kiedy zniknął, ujrzała piękne brązowe drzwi.

Bez wahania weszła do środka. Znalazła się we wspaniałej komnacie wielkości bardzo dużego pokoju. W środku było ciemno i bardzo ciepło niczym w letni wieczór. Ściany były granatowe, a na suficie dostrzec można było srebrzyste gwiazdy i księżyc ozdobione prawdziwymi diamentami. Podłoga przypomniała miękką i nie za długą trawę i właśnie tam, w jednej z kępek, znalazła kolejną szkatułkę. W środku był zaokrąglony z jednej strony srebrny kamień i wskazówka.

Pięć części za tobą, a trzy musisz znaleźć!

Jak pewnie widzisz, wszystko jest proste i banalne,

A ty odkryjesz miejsce idealne.

Tymczasem znaleźć musisz Snów Pokój,

Gdzie ogarnie cię prawdziwy spokój.

Na drugim piętrze, tuż za obrazem śpiącego maga

Znajduje się przejście, co idealnie się nada.

Hasło musisz podać, lecz najpierw je odkryć należy,

Wśród zaklęć, dzięki którym ktoś sobie bezruchu poleży.

Zapewne już wiesz, o co mi chodzi,

a wszystko banalne wychodzi.

Prychnęła, chowając kartkę do kieszeni swoich spodni, a potem obrzuciła jeszcze raz piękną komnatę swoim spojrzeniem i wyszła na chłodny korytarz. Alex popędziła przed siebie, uważając, żeby na nikogo nie wpaść. Minęła Łazienkę Jęczącej Marty, z której można było dosłyszeć dziwne dźwięki i chlupania wody, co oznaczało, że Marta spędza noc w kolanku. Wspięła się po schodach, przeszła przez jeden korytarz na drugim piętrze, a jej wzrok padł na duży obraz śpiącego w fotelu mężczyzny. Mimo iż była noc, a wszystkie postacie z obrazów spały, ten wydawał jej się całkiem inny. Rozejrzała się wokół, a potem szepnęła:

- Petrificus Totalus.

Czarodziej drgnął, a potem ramy portretu cofnęły się, ukazując przejście. Weszła szybko do środka i znalazła się w bardzo małej klasie lekcyjnej, w której panowała śpiąca atmosfera. Alex ziewnęła głośno, nagle czując się sennie.

Na biurku dostrzegła drugą już dzisiaj szkatułkę. W środku znajdował się znów z jednej strony zaokrąglony, czarny kamień i zwitek pergaminu. Właściciel pochyłego pisma napisał:

Znalazłeś już sześć i dwa ci zostały.

W głębi lochów szepty słychać

I można się tam nieźle naborykać.

Czuć tam strach i przygnębienie

Lub wielkie ukojenie.

W podłodze klapa się znajduje,

Tuż pod obrazem, który sam się maluje.

Alex uderzyła się ręką w czoło. W lochach był tylko jeden obraz pasujący do opisu i znajdował się on w gabinecie profesora Slughorna. Każdego dnia przedstawiał dokładnie co innego.

Alex ziewnęła drugi raz. Czując, że jeszcze chwila w Pokoju Snów sprawi, że się położy i zaśnie, opuściła to miejsce i wróciła do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, po drodze tylko raz unikając konfrontacji z patrolującą korytarz profesor Sprout.



+++

Hermiona w końcu przed sobą przyznała, że lubi Dracona Malfoya bardziej niż powinna, ale Draco Malfoy, którego pamiętała i ten, którego widziała na co dzień, mogli być dwiema różnymi osobami. To nie oznaczało jednak, że mogła ot, tak wskoczyć w jego ramiona. Byli z dwóch różnych sfer! Nikt nie ze strony Draco nigdy by jej nie zaakceptował. Hemriona wiedziała, że przez tę relację tylko by cierpiała, dlatego unikała Draco tak bardzo, jak tylko mogło, co było trudne, bo Ślizgon notorycznie chciał przebywać w jej otoczeniu. Tak było i teraz.

Miała już nadzieję, że Malfoy w końcu się od niej odczepił, gdy skręciła w następny korytarz, oglądając się za siebie. Szybko poczuła uderzenie i czyjeś ramiona ochroniły ją przed upadkiem. Hermiona podniosła wzrok i momentalnie pobielała na twarzy.

- Nic ci się nie stało? - zapytał Draco.

- W porządku - mruknęła, wymijając go.

- Ej, nie uciekaj - powiedział, łapiąc ją za rękę. - Może moglibyśmy porozmawiać?

- Na temat? - zapytała, starając się brzmieć normalnie. - Nie wiem, co kombinujesz Draco, ale daj sobie spokój. Nic z tego nie wyjdzie.

- Skąd możesz wiedzieć? - zapytał.

- Po prostu wiem - odparła i poszła.

Tym razem jej nie zatrzymał i Hermiona była z tego rad. Niestety miała przeczucie, że Draco tak łatwo nie odpuści, więc udała się na szóste piętro, gdzie przyczaiła się w Komnacie Słowików. Hemriona nigdy nie powiedziała nikomu o tym miejscu, wiedząc, że prawdopodobnie Alex by sobie tego nie życzyła. Lubiła tu przesiadywać w ciszy i spokoju, relaksować ciało i umysł i wyczekiwać śpiewającego słowika.

Tak było i teraz. Usiadła na wygodnej kanapie, kładąc ciężką torbę z książkami na podłodze. Oparła głowę na zagłówku i przymknęła swoje oczy. Atmosfera panująca w pokoju pozwoliła się jej zrelaksować, a kiedy zrelaksowanie osiągnęło punkt kulminacyjny, rozbrzmiał śpiew słowika. Hermiona uśmiechnęła się lekko, rozmarzona.

- Fajne miejsce. - Podskoczyła jak oparzona, wyciągając różdżkę. - Nie wiedziałem, że tutaj jest.

- Najwyraźniej nie znasz też słowa prywatność - odparła. - Mógłbyś sobie pójść? Chcę być sama.

- Nie chcesz - powiedział, uśmiechając się lekko. Zrobił kilka kroków w jej stronę. - Chcesz, żeby mnie tu nie było, a to różnica, bo gdyby tu przyszedł Potter, nie wygoniłabyś go.

- Bo jest moim przyjacielem, a ty mnie ewidentnie śledzisz i nachodzisz.

- Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć - powiedział, a Hermiona wysoko uniosła brwi.

- Draco Malfoy przeprasza czarownice mugolskiego pochodzenia? Merlinie, świat się wali - zakpiła, a Draco wywrócił wymownie oczami. Miejsce, w którym się znajdował, bardzo dziwnie na nie go wpływało. Draco czuł potrzebę bycia spokojnym, opanowany i... miłym.

- Daj spokój Hermiona, myślę, że możemy się zaprzyjaźnić - powiedział, szybkim krokiem pokonując ostatnie metry i usiadł na kanapie bardzo rozluźniony i pewny swoich czynów, chociaż wewnątrz siebie Draco nie wiedział, co robi. Hermiona patrzyła na niego ostrożnie. - Jedna konwersacja cię nie zbawi.

Miał rację. Hermiona westchnęła krótko i usiadła od niego najdalej, jak się dało.

- Więc... O czym chcesz konwersować?

Draco przygryzł lekko wargę i rozejrzał się po pokoju.

- Co to za miejsce? Nie wiedziałem, że tu jest.

- Nie wiem, co to za miejsce, ale jest bardzo przyjemne - odpowiedziała. - Kiedyś zobaczyłam, jak Alex stąd wychodzi i tylko... zerknęłam. Nie mów jej, że tutaj byłeś ani że ja tutaj byłam. Ona chyba chciała, by nikt się o tym miejscu nie dowiedziała.

- To może być nasza tajemnica - powiedział Draco, opierając głowę na zgiętej ręce, opartej na ramie kanapy. Nagle wydał się Hermionie taki normalny... ludzki. Nie widziała w nim już Ślizgona arystokraty, ale zwykłego człowieka, o którym nic nie wie.

Krótka konwersacja między nimi nieoczekiwanie przerodziła się w kilkugodzinną rozmowę.



+++

Ta sobota była ładna. Słońce pojawiało się czasami, wychodząc zza pojedynczych chmur i oświetlało wioskę Hogsmeade, która pokryta była białym puchem. Był to już stary śnieg. Niedługo temperatura wzrośnie do takich stopni, że śnieg stopnieje, pozostawiając po sobie tylko brudne kałuże. Tymczasem uczniowie Hogwartu cieszyli się wyjściem do wioski.

Alex postanowiła tę sobotę spędzić na małych zakupach. Towarzyszyła jej przy tym Dafne. Obie dziewczyny chodziły od sklepu do sklepu, przeglądając półki i oglądając wystawy. To było dobre, bardzo luźne przedpołudnie.

- Alex?

- Hmm? - mruknęła.

- Cieszę się, że chciałaś ze mną spędzić ten dzień. Od dawna chciałam ci coś powiedzieć, ale nie potrafiłam się do tego zabrać. Zawsze byłaś przez kogoś otoczona albo nie byłyśmy same.

- Coś się stało? - zapytała Alex, marszcząc brwi.

- Pójdziesz gdzieś ze mną? - odparła krótko Dafne. Alex niepewnie przytknęła.

Dafne pędziła do przodu, a Alex niepewnie podążała za nią. Nie wiedziała, co kombinuje jej przyjaciółka. Kiedy znalazły się z powrotem na ternie szkoły, Alex była lekko poddenerwowana, a kiedy zadawała Dafne pytania, ta tylko uśmiechała się do niej tajemniczo i szła dalej przed siebie. W końcu obie zatrzymały się na błoniach, niedaleko Wierzby Bijącej.

- Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłaś? - zapytała Alex zdezorientowana.

- Proszę, nie denerwuj się. Poczekaj tu chwilę. Później mi podziękujesz.

- Ale...

- Miłej zabawy! - krzyknęła jeszcze Dafne, oddalając się.

Alex warknęła zirytowana i rozejrzała się wokół. Wtedy z krańca lasu wyłoniła się postać. Młoda Black stanęła gwałtownie, nie dowierzając własnym oczom. Wiedziała, że gdy tylko zobaczy Dafne, to walnie ją w twarz za ten numer. Ku Alex szedł Teodor Nott.

- Ty ją do tego namówiłeś? - zapytała, krzyżując ręce na piersi i tupiąc nogą. Teodor uśmiechnął się niewinnie.

- Tylko zapytałem, czy by mi nie pomogła i Dafne się zgodziła.

- Po co to wszystko? Teodor, ja naprawdę jestem już zmęczona. Tobą, Kianem, Williamem i tym zamieszaniem, które pojawiło się między nami. Mam was dosyć. Mam was wszystkich serdecznie dosyć! Nie mogę sobie nawet spokojnie po szkole przejść, by się nie bać, że się natknę na któregoś z was. Chryste!

- Wiem - powiedział cicho, lekko smutno. - Dlatego zaaranżowałem to spotkanie. Widać po tobie, jak bardzo zmęczona jesteś, dlatego postanowiłem, że nie będę ci się narzucać i jeśli nie dasz mi wyraźnego znaku, że jesteś gotowa na związek, to przestanę obarczać twoją osobę moją.

Teodor sięgnął po jej dłonie i zamknął je ciasno w swoich. Jego duże dłonie były znacznie większe od tych Alex.

- Poddajesz się? - zapytała z niedowierzaniem.

- Nie poddaję się! - zaprzeczył szybko. - Kocham cię bardzo mocno, nawet nie możesz sobie tego wyobrazić, ale nie potrafię patrzeć, jak bardzo cię to wszystko przytłacza. Wiem, że robisz coś na swoich lekcjach eliksirów, na czym bardzo ci zależy. Wydaje mi się, że na ten moment to jest dla ciebie ważniejsze niż szukanie miłości, dlatego, jeśli musisz, zajmij się sobą. Przysięgam, że będę czekał wystarczająco długo, by bodaj przez dzień poczuć płynącą od ciebie miłość.

Zanim ją pocałował, puścił jedną z jej dłoni i położył swoją na jej chłodnym policzku. To był delikatny i słodki pocałunek, smakujący jak śnieg i cukier z kawy.

Skrywane komnaty gości przygarną,

Wspomnienia do głów powrócą,

Niechciane uczucia młodych ludzi uchwycą.


niedziela, 30 lipca 2017

Rozdział 20

- Prawdziwym panem Czarnej Różdżki stał się Draco Malfoy.

Twarz Voldemorta wykrzywił grymas przerażenia, ale trwało to krótko, natychmiast się opanował.

- Cóż za różnica? - zapytał cicho. - Nawet gdybyś miał rację, Potter, między nami niczego to nie zmienia. Nie masz już swojej różdżki z piórem feniksa, teraz wszystko zależy tylko od tego, który z nas zręczniej posługuje się magią... a kiedy cię zabiję, pójdę po Dracona Malfoya i...

- Za późno – przerwał mu Harry. – Utraciłeś swoją szansę. Byłem szybszy. Pokonałem Dracona parę tygodni temu. Zabrałem mu różdżkę. - Harry szarpnął lekko głogową różdżką, czując, że wszyscy utkwili w niej wzrok. - No więc pojąłeś już, jak się to wszystko skończyło? – szepnął. – Czy różdżka, którą masz w ręku, wie, że jej ostatni pan został rozbrojony? Bo jeśli wie... To ja jestem prawowitym panem Czarnej Różdżki.

Zaczarowane sklepienie nad ich głowami rozjarzyło się czerwonozłotą poświatą, gdy nad parapetem najbliższego okna pojawiła się krawędź oślepiającej tarczy słońca. Blask padł jednocześnie na ich twarze, tak że twarz Voldemorta nagle zapłonęła czerwienią. Harry usłyszał jego piskliwy krzyk nieomal w tej samej chwili, gdy sam krzyknął, celując w niego różdżką Dracona.

- Avada Kedavra!

- Expelliarmus!

Huknęło jak z armaty, a w martwym środku kręgu, po którym krążyli, wybuchły złote płomienie, znacząc miejsce zderzenia się obu zaklęć. Harry zobaczył, że zielony promień zderzył się z jego własnym, a Czarna Różdżka wyleciała w powietrze, teraz rzeczywiście czarna na tle rozjarzonej blaskiem wschodu słońca zaczarowanej kopuły, wirując w locie jak głowa Nagini, by pod samą kopułą zatrzymać się na moment i opaść ku swojemu panu, którego nie zabiła, a który wreszcie w pełni ją posiadł. A Harry, z nieomylnym instynktem szukającego, chwycił ją wolną ręką w tej samej chwili, gdy Voldemort runął do tyłu z rozkrzyżowanymi ramionami, a jego wąskie źrenice podbiegły do górnej krawędzi szkarłatnych oczu. Tom Riddle padł na posadzkę z pustymi rękami, jego ciało skurczyło się i zwiotczało, z podobnej do głowy węża twarzy znikł wszelki wyraz, zagościła w niej pustka. Voldemort był martwy, zabiło go jego własne odbite zaklęcie, a Harry stał z dwoma różdżkami w dłoniach, patrząc na skorupę swojego śmiertelnego wroga.

Wszystko zawirowało i sceneria zmieniła się nagle.

- To coś, co było ukryte w zniczu - zaczął - wypadło mi z rąk w Zakazanym Lesie. Nie wiem dokładnie gdzie, ale nie zamierzam tego szukać. Mam słuszność?

- Mój kochany chłopcze - rzekł Dumbledore, a mieszkańcy innych portretów unieśli brwi lub zmarszczyli czoła. - To mądra i odważna decyzja, ale mogłem się tego po tobie spodziewać. Czy ktoś wie, gdzie to upadło?

- Nie, nikt - odpowiedział Harry, a Dumbledore pokiwał z zadowoleniem głową. - Chcę jednak zatrzymać dar Ignotusa.

Dumbledore uśmiechnął się.

- Ależ oczywiście, Harry, należy do ciebie! Zatrzymaj ją, a kiedy nadejdzie czas, przekaż dalej!

- No i jest jeszcze to.

Uniósł w górę Czarną Różdżkę, a Ron i Hermiona spojrzeli na nią ze czcią, czego Harry, pomimo stanu skrajnego wyczerpania i oszołomienia, w jakim się znajdował, wolałby nie dostrzec. - Nie chcę jej - powiedział Harry.

- Co?! - odezwał się głośno Ron. - Odbiło ci?

- Wiem, że ma potężną moc - odrzekł cicho Harry - ale wolę swoją. Więc...

Pogrzebał w woreczku wiszącym na szyi i wyciągnął dwie połówki różdżki z ostrokrzewu, utrzymywane razem tylko włóknem z pióra feniksa. Hermiona już dawno uznała, że nie da się jej naprawić, a on pomyślał teraz, że jeśli to nie poskutkuje, to rzeczywiście nic już jej nie naprawi. Położył przełamaną różdżkę na biurku dyrektora, dotknął jej końcem Czarnej Różdżki i powiedział:

- Reparo.

Dwie połówki różdżki połączyły się natychmiast, a z jej końca wystrzeliły czerwone iskry. Harry wziął do ręki swoją różdżkę z ostrokrzewu, o rdzeniu z pióra feniksa, i poczuł ciepło przenikające mu palce, jakby różdżka i ręka ucieszyły się z tego spotkania.

- Odłożę Czarną Różdżkę - powiedział Dumbledore’owi, który patrzył na niego ze wzruszeniem i wielkim podziwem - z powrotem tam, skąd ją zabrano. Może tam zostać. Jeśli umrę śmiercią naturalną, tak jak Ignotus, utraci swą moc, prawda? Jej poprzedni właściciel nie zostanie pokonany. To będzie jej koniec. Dumbledore pokiwał głową. Uśmiechnęli się do siebie.

- Jesteś pewny? - zapytał Ron, patrząc na Czarną Różdżkę, a w jego głosie zabrzmiała leciutka nuta pożądania.

- Myślę, że Harry ma rację - powiedziała cicho Hermiona. - Ta różdżka może sprawić więcej kłopotu, niż jest warta - rzekł Harry. - A ja, szczerze mówiąc - dodał, po czym odwrócił się od portretów, myśląc już tylko o posłanym łóżku, czekającym na niego w wieży Gryffindoru, i zastanawiając się, czy Stworek mógłby mu tam podrzucić jakąś kanapkę - ja miałem już w życiu dosyć kłopotów.

I znów to samo. Wszystko zakołowało i nagle znajdował się w innym miejscu.

- Albusie Severusie - powiedział tak cicho, że nie usłyszał tego nikt prócz Ginny, a ona taktownie udała, że macha ręką do Rose, która już wsiadła do wagonu - nosisz imiona po dwóch dyrektorach Hogwartu. Jeden z nich był Slizgonem i prawdopodobnie najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znałem.

- Ale powiedz, że nie... - Jeśli tak się stanie, to Slytherin zyska wspaniałego ucznia. Dla nas to nie ma znaczenia, Al, ale jeśli ma znaczenie dla ciebie, to będziesz mógł sam wybrać Gryffindor. Tiara Przydziału weźmie to pod uwagę.

- Naprawdę?

- Tak było w moim przypadku.

Nigdy tego swoim dzieciom nie mówił i teraz dostrzegł zdumienie na twarzy Albusa. Ale po chwili wzdłuż czerwonego pociągu zaczęły trzaskać drzwi i rozmazane w białych oparach postacie rodziców rzuciły się w stronę wagonów: nadszedł czas ostatnich pocałunków i przypomnień. Albus wskoczył do wagonu, a Ginny zatrzasnęła za nim drzwi. W najbliższych oknach tłoczyli się uczniowie. Wiele twarzy, zarówno w pociągu, jak i na peronie, zwróciło się w stronę Harry'ego.

- Na co oni tak się gapią? - zapytał Albus, który razem z Rose wystawił głowę przez okno przedziału.

- Nie przejmuj się - odrzekł Ron. - Na mnie. Jestem bardzo sławny.

Albus, Rose, Hugo i Lily wybuchnęli śmiechem. Pociąg ruszył, a Harry szedł peronem, patrząc na szczupłą twarz swojego syna, już zarumienioną z emocji. Uśmiechał się, machając do niego, choć trochę mu było żal, że musi się z nim rozstać. Ostatnie kłęby pary rozwiały się w jesiennym powietrzu. Pociąg powoli zniknął za zakrętem. Harry wciąż unosił rękę w geście pożegnania.

- Da sobie radę - powiedziała Ginny. Harry spojrzał na nią, opuścił rękę i z roztargnieniem dotknął nią blizny na czole.

- Wiem.

Od dziewiętnastu lat blizna nie zabolała go ani razu. Wszystko było dobrze.

I jeszcze raz jego świat się zakręcił, a kiedy się zatrzymał, był już gdzie indziej.

- Musimy coś zrobić – powiedział zdenerwowany Harry, który nerwowo chodził od jednej ściany do drugiej w pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Na krześle przy starym stoliku siedziała Hermiona, która nerwowo skubała rękaw swojego swetra. – Przecież musi być jakieś wyjście! To tak nie może być!

- Harry – powiedziała spokojnie. – My nie mamy innego wyjścia.

- Chcesz się podać? – zapytał z niedowierzaniem. – Po tym wszystkim? Zniszczyliśmy horcruxy i przez jebane dziewiętnaście lat był spokój, aż nagle pojawił się jakiś idiota, który twierdzi, że jest wnukiem Voldemorta i ma zamiar kontynuować jego politykę. Zabija Ginny, Rona, nasze dzieci, rodzinę i przyjaciół. Kiedy wszystko było dobrze, znów coś się spieprzyło. Masz zamiar to tak zostawić i mu się poddać?

- Ja... Ja nad tym myślałam – przyznała. – Wiedziałam, że nie będziesz się poddawał. To nie leży w twojej naturze i chyba... Coś wymyśliłam.

Harry przysiadł obok niej.

- Słucham.

- To niebezpieczne i może skończyć się jeszcze gorzej niż teraz, ale wszystko dobrze obmyśliłam i może się udać. – Z torebki, którą trzymała na swoich kolanach, wyciągnęła siedem książek. Harry wziął każdą do ręki i dokładnie je obejrzał. – To są książki o tobie, Harry. Damy je komuś do przeczytania.

- Ale komu? – zapytał oszołomiony, że w ogóle ktoś chciał napisać o nim książkę.

- Twoim rodzicom – odparła i położyła na stół zmieniacz czasu. Skąd go w ogóle ma? - zastanawiał się Harry.

- Żartujesz, prawda?

- Nie żartuję Harry. To jedyne najbardziej racjonalne wyjście z tej całej sytuacji. Cofniemy się w czasie do czasów, gdy twoi rodzice byli w Hogwarcie i podsuniemy im te książki. Oni zaczną działać. Będziemy ich obserwować i w razie czego pomagać w rozwiązaniu tej całej sytuacji. Kiedy się urodzimy, rzucimy na małych siebie zaklęcie przeniesienia myśli i po prostu znikniemy.

- Skąd masz ten zmieniacz? Myślałem, że wszystkie zostały zniszczone.

- To jest ten sam, którego używałam w trzeciej klasie. Znalazłam go w gabinecie Dumbledore'a.

- To najgłupszy plan, jaki mogłaś wymyślić Hermiono – powiedział. – Zróbmy to!

Hermiona uśmiechnęła się do niego szeroko.

Harry obudził się tak gwałtownie, że gdyby w tym samym momencie rozbrzmiał jakiś niepożądany dźwięk, wyskoczyłby z łóżka i zaczął uciekać. Tymczasem po dormitorium rozchodziło się tylko ciche chrapanie Rona i spokojne oddechy reszty współlokatorów. Po ciele Harry'ego spływał pot w takich ilościach, jakby przed chwilą przebiegł maraton. Odruchowo dotknął swojego czoła, by pomasować obolałą bliznę, ale... Zaraz! Przecież on nie miał blizny!

Harry wyszczerzył się jak idiota i opadł z powrotem na łóżko, przykrywając twarz poduszką, którą stłumił swoją radość. Teraz pamiętał już wszystko. Przez chwilę przekonany, że to może był tylko sen, znów dotknął swojego czoła, ale naprawdę nie wyczuł tam blizny. Miłe ciepło ogarnęło jego ciało. Wygrał. Wygrał wszystko.

Z ekscytacji nie zasnął aż do rana. Gdy nastała odpowiednia pora, wyskoczył z łóżka jako pierwszy, umył się, ubrał i wybiegł z dormitorium ku zaskoczeniu zaspanego Lucasa. Harry nie pobiegł na śniadanie. W ekspresowym tempie przebiegł parę korytarzy i znalazł się pod Pokojem Życzeń. Pomyślał o salce, gdzie odbywały się spotkania GD i wpadł do środka. Hermiona już na niego czekała.

Oboje dobrą minutę patrzyli na siebie w czystym niedowierzaniu, a potem wpadli sobie w ramiona, śmiejąc się przy tym głośno z radości. Harry objął Hermionę w pasie i kilka razy okręcił ją wokół własnej osi, by dać upust emocjom.

- Merlinie, Harry nawet sobie nie wyobrażasz...

Warga Hermiony zadrżała i rozpłakała się głośno.

- Cii, nie płacz. Nie ma o co.

- Wszystko mogło pójść tak źle - wyszlochała. - Tymczasem poszło tak dobrze. Bardzo mi przykro z powodu twojej mamy, Harry. Wiem, że chciałeś ją uratować.

Hermiona mocno przytuliła do siebie Harry'ego i kiedy nie widział, starła rękawem szaty łzy.

- Jest w porządku - powiedział, łapiąc ją za ramiona. - Żyje Syriusz, Remus i mój tata. Nawet Regulus jest wśród nas. Wszyscy, którzy polegli, ciągle żyję. Zyskaliśmy Lucasa, Alex, Christophera, Nathaniela i wielu innych. Nie ma nad czym płakać.

- Jestem po prostu tak bardzo szczęśliwa.

- Wiem, ja również.

I oboje wyszczerzyli się do siebie szeroko.

- Dlaczego nie zadajemy się z Ronem Harry? - zapytała Hermiona lekko smutna. - Dlaczego nie zadajemy się z nim tak, jak wtedy?

Harry posmutniał nagle. Teraz Lucas był jego najlepszym przyjacielem, ale od dziecka czuł nić szczerego porozumienia z Ronaldem Weasleym.

- Nie mam pojęcia Hermiono - westchnął ciężko. - Życie nas tak ukształtowało. Teraz to jest nasze życie i musimy się do niego przystosować. To, co było wtedy... To nie istnieje. Nie możemy... Nie możemy żyć tamtym życiem skoro mamy nowe, znacznie lepsze.

- Kochałam Rona. Miałam z nim dzieci.

- A ja kochałem i kocham Ginny - powiedział Harry.

- Ale ja nie jestem pewna czy będę mogła pokochać go ponownie - wyznała Hermiona i Harry zmarszczył brwi.

- Nie?

- Wydaje mi się, że czuję coś do kogoś innego Harry i teraz to jest przerażające.

- Do kogo? - zapytał krótko.

- Wydaje mi się, że lubię Dracona Malofya.

W szoku Harry szeroko otworzył buzię.

Rozdział 19

Gdy Alex w ten deszczowy wtorek przekroczyła próg Wielkiej Sali i dostrzegła, że przy jednym ze stołów między Kianem i Teodorem nawiązała się mała sprzeczka, zrezygnowała z poranka spędzonego ze swoimi Ślizgońskimi przyjaciółmi i usiadła obok Harry'ego, Lucasa i Hermiony.

- Ty nie tam? - zapytał Lucas, pokazując na inny stół.

- Ach, daj spokój - sapnęła. - Mam ich wszystkich dosyć.

- Nie dziwię się - odparła Hermiona smętnie. Tylko Alex wiedziała, że sytuacja między nią a Draco zaczyna się robić bardzo poważna, co ciążyło pannie Granger na sercu i umyśle.

- Kobiety, kto was by zrozumiał - powiedział Harry.

- Nie zapominaj, że jedna z tych kobiet jest twoją dziewczyną.

Ginny pojawiła się za plecami Harry'ego i pocałowała swojego chłopaka krótko, na co Harry uśmiechnął się rozmarzony.

- Nie śmiałbym - odparł.

- Dlaczego macie takie smętne miny? - zapytała Ginny, przysiadając się obok. - Czyżbyście byli zazdrośni.

- Nie.

- Nie.

- Rzygam miłością - powiedziała Alex. Harry i Ginny uśmiechnęli się do siebie znacząco.

Właśnie nastał moment, kiedy chmary sów wlatywały do Wielkiej Sali z poranną pocztą. Alex spojrzała w górę z nadzieją i... Tak! Jeden puchacz zakołował tuż nad jej głową i wylądował na stole. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Ledwo się zatrzymał, a zanurzył dziób w dzbanku z napojem. Gdy tylko Alex odpięła liściki od jego nóżki, odleciał pośpiesznie.

- Od kogo to? - zapytał Lucas podejrzliwe.

- Koresponduję czasami z Nicolasem Flamelem - wytłumaczyła. Hermiona spojrzała na list zafascynowana.

Alex była rad, że Nicolas w końcu jej odpisał. Czekała na jego list długie tygodnie. Była ciekawa, co on sądzi na temat jej odkrycia.

Kochana Alex!

Wybacz za to opóźnienie, ale wybraliśmy się z Pernelle na święta pozwiedzać Indie i trochę nam zeszło na tej wyprawie.

Jest pod bardzo dużym wrażeniem twoich osiągnięć. Zmiana struktury wilkołaczych krwinek za pomocą tojadu i kamienia księżycowego to naprawdę interesujące. Przyznam, że nie wpadłbym na takie coś, a przecież sam badałem strukturę kamienia. 

Bardzo chciałbym badać tę sprawę razem z Tobą. Proszę, informuj mnie na bieżąco.

Pozdrawiam serdecznie

Nicolas


Alex odetchnęła ciężko. Poprzednie listy od Nicolasa były długie i obszerne, a ten nie pomógł jej w niczym. Może Nicolas sam nie wiedział, co powiedzieć? W końcu to jej odkrycie.

- Uuu, ale ich zazdrość w żołądek ściska - powiedział szeptem Lucas. Alex zdezorientowana podniosła głowę. Teodor i Kian wpatrywali się w nią uporczywie, chociaż próbowali konwersować z Draco, Blaisem, Dafne i Pansy.

- Czasami się zastanawiam czy może powinnam sobie dolać coś do picia, a może im.

- Im - odpowiedzieli zgodnie Lucas, Harry, Hermiona i Ginny.

- Wiesz co siostra? Ty to powinnaś utrzeć im nosa i wybrać kogoś innego.

Alex udała, że się zastanawia.

- Okay, porozmawiam z Ronem albo Deanem Thomasem.

- Dean dobrze całuje - powiedziała Ginny. Wnet Harry zakrztusił się sokiem i udał wielce obrażonego. - Oj no nie fukaj mi tutaj. Ty też dobrze całujesz!

- Możecie nie gadać o tym przy śniadaniu? - poprosił Lucas.

Alex zaśmiała się krótko i wstała.

- Ja idę, mam dwie godziny do lekcji, może akurat coś wymyślę. Powodzenia na waszych eliksirach!

Znalazła się w swojej pracowni, gdzie roznosił się lekki zapach suszonych ziół, które Alex na bieżąco sobie suszyła. Ubrała fartuch, podwinęła rękawy koszuli i zabrała się do warzenia. Eliksiry były dla niej piękną sztuką, podobną do muzyki, bo kiedy Alex grała na dowolnym instrumencie, coś przejmowała nad nią kontrolę i tak samo było w przypadku eliksirów. Jej mózg się wyłączał. Po prostu wiedziała, co robić.

Do litrowego kociołka wlała wodę i postawiła na delikatnym ogniu. Kiedy pojawiły się pierwsze bąbelki, stopniowo zaczęła dodawać sproszkowany księżycowy kamień, aż otrzymała stuprocentowy wywar w kolorze srebra, emanujący lekką poświatą. Zwiększyła promienie i zagotowała dokładnie wywar. Następnie dodała pokrojoną w drobne kostki suszoną figę, szczyptę rdestu ptasiego (za radą Konfucjusza) i zamieszała wszystko zgodnie z ruchem wskazówek zegara dwadzieścia dziewięć razy i pół obrotu z ruchem przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.

Następnie z lekką obawą dodała pół fiolki jadu wilkołaka (nie wiedziała, skąd Dumbledore to dla niej wynalazł) i wywar zmienił kolor na lniany. Zagotowała eliksir porządnie, a potem zmniejszyła płomienie ognia do minimum i cierpliwie poczekała, aż gęsty wywar zagotuje się jeszcze raz. Następnie dodała dwa bezoary przekrojone na pół i poczekała aż puszczą sok. Gdy wszystko było gotowe, powiększyła promienie i dodała pół fiolki krwi wilkołaka (tutaj też nie wiedziała, skąd Dumbledore to miał) i szybko dodała dwie garści tojadu mocnego. Następnie mieszała wszystko przez pięć minut z ruchem przeciwnym do ruchu wskazówek zegara i dwanaście z ruchem zgodnym do ruchu wskazówek zegara. Kiedy skończyła, zmniejszyła promienie i spojrzała do kociołka. Wywar przybrał barwę żółtą jak jad, ale z każdą mijającą minutą ten kolor się zmieniał. Raz był biały, raz czerwony, raz czarny, a raz niebieski. Sekwencja tych kolorów powtarzała się.

Odeszła od kociołka i zasiadła przy długim biurku, gdzie odpisała szczegółowo na list Nicolasa. Potem jeszcze raz spojrzała do kociołka. Wywar musi się porządnie zmieszać. Nastawiła zegarek, by wiedzieć, ile czasu minęło, gdy przyjdzie tu ponownie i opuściła pracownie, by pójść, się obmyć i przygotować do lekcji.

Kiedy nastała pora na lunchu, Alex również postanowiła go spędzić w Gryfońskim towarzystwie. Gdy tylko znalazła się przy znajomych, dosłyszała wyraźnie oburzony głos Hermiony.

- ... w głowie się nie mieście!

- Czyżby Hermiona twój mózg już przestał przyjmować nowe dane – zażartowała Alex, siadając obok swoich przyjaciół. Wszyscy zaśmiali się cicho prócz Granger.

- Bardzo śmieszne – parsknęła.

- Co się takiego stało?

- Hermiona dostała pracę z numerologii na cztery rolki pergaminu. W głowie się nie mieści – powiedział Lucas, udając Hermionę, która syknęła na niego głośno.

Alex szybko zjadła kawałek zapiekanki, bo była bardzo głodna, a potem popędziła do swoje pracowni. Niemal natychmiast z nóg zwalił ją gęsty dym i jego drapiący zapach. Alex podbiegła do kociołka, zaklęciem go opróżniła, a następnym wywietrzyła salę. Potem przeklęła tak głośno i siarczyście, że z korytarza usłyszała piski przestraszonych pierwszaków.

- W dupę - szepnęła, siadając na krzesełku. Była pewna, była tak bardzo pewna, że już jej się udało.

Jej rozpacz narastała z każdą godziną i sięgnęła zenitu na ostatniej lekcji, czyli zielarstwie. Alex nie wierzyła, że to się stało. Może ktoś sfingował jej badania? Ale kto mógłby to zrobić? Irytek? Zrobiła się marudna, wszystko było jej obojętne. Nawet przestała zwracać uwagę na zachowania Kiana i Teodora.

Był już bardzo późny wieczór, gdy smętnie kręciła się po zamku bez żadnego celu. Nawet gdy dostrzegła kombinującego coś Kiana na złączeniu korytarzy, nie zatrzymała się, tylko poszła dalej, ignorując go.

- Alex, nie możesz tam iść! - syknął cicho, podbiegając do Black i łapiąc ją za łokieć. Spojrzała na niego. - Nie możesz?

- Czemu? Co kombinujesz?

- Próbuję przyłapać Nortona i muszę mieć do tego wolną rękę.

- Dałbyś sobie spokój - odparła. - To robi się nudne.

Kian uśmiechnął się lekko, tajemniczo.

- Wręcz przeciwnie droga Alex, wręcz przeciwnie. - Wzrok Kiana nagle pobiegł gdzieś w dal. - Już za późno byś zniknęła, chodź ze mną.

Pociągnął ją ze sobą. Alex była tak przytłoczona, że nawet się nie sprzeciwiła. Pobiegła razem z nim do pustej klasy, gdzie się przyczaili. Alex nie miała zamiaru się odzywać. Usiadła w najbliższej ławce, w czasie gdy Kian ciągle stał przy drzwiach, nasłuchując. Po kilku minutach ciszy rozległ się krótki huk i Anthony Norton zaklął głośno, a Kian powstrzymał się od zaśmiania się. Jeszcze chwilę stał przy drzwiach, a potem Norton odszedł i Kian musiał tylko czekać na rozwój sytuacji.

Spojrzał na Alex, która ze smutną miną siedziała w ławce i wpatrywała się uporczywie w jeden punkt na ścianie. Przysiadł obok niej bardzo ostrożnie i zapytał:

- Co się dzisiaj stało?

Alex westchnęła głośno.

- Nic, co mogłoby cię obchodzić. Chciałam coś zrobić, pracowałam nad tym, ale mi nie wyszło i nie wiem, gdzie popełniłam błąd. Byłam tak bardzo pewna swoich działań.

Palce Kiana pobiegły do jej włosów i założyły niesforny kosmyk za ucho. Dopiero teraz Alex na niego spojrzała.

- Czasami trzeba dużo więcej czasu, Alex. Nie możesz się poddać ot, tak, bo coś ci nie wyszło. W życiu trzeba walczyć o swoje cele i sprawiedliwość.

Wyraźnie czuła napięcie, jakie pojawiło się między nimi. Kian gładził delikatnie kciukiem jej policzek, a potem pochylił się, by ją pocałować. Nie oparła się. W chwilach smutku i załamania Alex potrzebowała... bliskości.

Nagle Kian zerwał się z miejsca, gwałtownym ruchem obrócił krzesełko, na którym siedziała Alex i podniósł ją, by usadzić dziewczynę na ławce. Nogi Alex znalazły się splecione wokół jego bioder, a ręce na ramionach. Ponownie ją pocałował, brutalnie i z wielką pasją. Alex czuła wyraźne bicie serca w klatce oraz gorąc rozlewający się po jej ciele.

Kian przerwał pocałunek. Odsunął swoje usta tylko o kilka centymetrów, a swoje czoło delikatnie zetknął z czołem Alex. Dyszał równie ciężko, co ona, a drżenie swojego ciała powstrzymywał tylko dzięki wyjątkowo silnej woli.

Przez parę chwil była między nimi cisza. Kian tylko wpatrywał się w Alex, jakby nie miał pojęcia, co powiedzieć.

- Zrobiłbym wszystko, aby cię chronić - wyszeptał. To brzmiało tak romantycznie, tak słodko. Ale czy to była prawda? Alex miała przeczucia, że tak.  - Alex - powtórzył cicho z lekkim pomrukiem i ponownie namiętnie ją pocałował.

Jej ręce szybko znalazły się wokół jego szyi, gdy ręce Kiana oparły się na biodrach Alex. Minęła chwila, zanim ponownie złamał pocałunek i przeniósł swoje usta na jej szczękę, a potem na dół jej szyi, uderzając w słodki punkcik w okolicy kołnierza, powodując łagodny jęk, opuszczający wargi Alex.

- Kian.

Westchnęła, kiedy przyciągnął ją bliżej siebie i Alex poczuła, że jego członek naciska na nią przez spodnie.

Nie potrzebowali żadnych słów. Kiedy ich oczy się spotkały, oboje wiedzieli, co ma się za chwilę wydarzyć. Ich dłonie poruszały się szybko, gdy ich wargi atakowały siebie nawzajem. Ręce rozpinały spodnie, buty zostały zrzucone, a ubrania i bielizna usuwane w nagłej desperacji.

Alex nie wiedziała, skąd się wziął stos poduszek na podłodze i w jaki sposób się na nim z Kianem znalazła. Zaoferowana jego ruchami i pieszczotami, straciła zdolność racjonalnego myślenia. Była rozpalona jak jeszcze nigdy. Dreszcze podniecenia i ekscytacji przechodziły w niekontrolowany sposób po całym jej ciele, gdy jego ciepła usta błądziły po jej nagim ciele, a ręce docierały do miejsc, których nikt jeszcze w taki sposób nie dotykał.

- Kian.

- Alex.

Ich szepty zmieszały się w tym samym czasie. Jego usta spotkały się z jej, gdy oboje dzieli się tą intymną chwilą w pustej klasie lekcyjnej.

Rozdział 18

Po przerwie świątecznej w Hogwarcie dla niektórych uczniów rozpoczęła się istna harówka. Biblioteka stała się najczęstszym miejscem spotkań osób zdających w tym roku ważne egzaminy. Alex wiedziała, że Nathaniel niedługo zacznie panikować, chociaż taktownie nie dawał tego po sobie poznać.

Alex bała się powrotu do szkoły i miała ku temu powody. Całą drogę z Londynu do Hogsmeade przesiedziała z Harrym i Lucasem, a potem rozpoczęła taktowne i bardzo sprytne omijanie miejsc, gdzie mogłaby napotkać któregokolwiek z chłopaków. Niestety większość uczniów dostrzegła już, że między Teodorem a Kianem pojawiło się spięcie, którego powodem była Alex i wśród starszych roczników pojawiło się spekulowanie, a nawet zakłady, którego z chłopaków wybierze Alexandra Black. W tym całym zamieszaniu to William wyszedł najlepiej. Nikt go nie podejrzewał, więc miał większą swobodę ruchów.

Ale dwudziestego pierwszego stycznia to wszystko spadło na drugi tor. Poranna poczta przyniosła szokujące wieści.

Seria tragicznych morderstw!

W nocy Minister Magii wydał oficjalne oświadczenie, że od października ubiegłego roku na terenach mugolskich miast i wsi niedaleko Londynu doszło kilku morderstw. Ostatnia tragedia zdarzyła się wczoraj w malowniczej wiosce Edwardstone, gdzie zginęła czteroosobowa rodzina. Od października doszło w sumie do czterech morderstw, w których w sumie zginęło jedenaścioro mugoli. Ofiary nie były ze sobą niczym powiązane. Ministerstwo twierdzi, że te morderstwa wykonywane są przez jednego czarodzieja, prawdopodobnie psychopatę czerpiącego przyjemność z zabijanie. Sprawca pozostaje nieuchwytny. 

(więcej na str.3)

Alex z ciężkim westchnięciem odłożyła gazetę akurat w porę, by dostrzec piorunujące spojrzenia Kiana w stronę Williama.

- To straszne – podsumowała Dafne. – I to trwało od października! Dlaczego wcześniej o tym nie poinformowali?

- Myślę, że była ściśle tajna informacja - powiedział Kian. - Jeśli zabójca szuka atencji, to byłoby błędem mu ją dać. Im mniej osób wiedziało, tym było wygodniej dla osób prowadzących dochodzenia.

Alex pomyślała o własnym ojcu. Czy to on zajmuje się tą sprawą?

- Dziwne, że ojciec nic na ten temat nie powiedział - przyznał Draco.

- Zaraz byś się puszył, że wiesz więcej - parsknął Blaise. - Twój ojciec nie jest głupi i wie, kiedy milczeć.

Draco wymownie wywrócił oczami.

Alex przetrwała jakoś ten dzień. Kian w ogóle nie zwracał na nią dzisiaj uwagi zbyt bardzo pochłonięty przez własne myśli, a Teodor wyglądał, jakby coś kombinował, co tylko pobudziło intuicję Alex. Po ostatnich zajęciach udała się do swojej pracowni, gdzie od powrotu do szkoły intensywnie pracowała nad eliksirem. Opuściła ją dopiero przed siódmą. W pośpiechu zjadła kolację w towarzystwie Dafne i Blaise'a, a potem z Mapą Huncwotów w ręce pobiegła na korytarz na szóstym piętrze, gdzie kręcił się Irytek.

- Hej, Irytku! – zawołała przyjaźnie w stronę ducha. On spojrzał na nią złowrogo i zaprzestał wpychania gumy w dziurkę od klucza do klasy. Przeleciał przez Alex tak szybko, że nawet nie zdążyła się odsunąć.

- No proszę, kto tu do mnie przyszedł. Chcesz mi pomóc?

- Nie – odpowiedziała szybko, obserwując, jak duch robi dziwne fikołki tuż pod sufitem. – Chciałam cię o coś zapytać? To ważne.

- Jest tyle duchów w szkole – zauważył smętnie. – Ale przychodzisz właśnie do mnie. Ciekawe, ciekawe. - Postukał się palcem po brodzie. - Ale co ja z tego będę miał?

- Powiedzmy, że będziesz zadowolony, że mi pomogłeś, a ja nie naślę na ciebie Krwawego Barona - odparła ze sztucznym uśmiechem. – Czy w tym zamku jest jakieś ukryte pomieszczenie, gdzie magia ma bardzo specyficzny humor? Podobno został tam wylany kociołek euforii.

Irytek zaprzestał swoich podniebnych akrobacji i zamarł, wpatrując się w dziewczynę z głębokim szokiem na twarzy.

- A ty skąd wiesz o Kolorowym Pokoju?

- O czym? Zaprowadzisz mnie tam?

- No jasne! – odparł uradowany. – Spotkajmy się na piątym piętrze koło łazienki prefektów!

Ledwo to powiedział, a zniknął w ścianie. Alex szybko pobiegła na piąte piętro. Spod łazienki cały w skowronkach Irytek, poprowadził dziewczynę do obrazu przedstawiającego czarodzieja, mieszającego w dużym kociołku. Był tak pochłonięty swoim eliksirem, że nawet na nich nie spojrzał.

- To tutaj? – zapytała.

- Tak. Moje dzieło – rozmarzył się.

- Twoje? Ty wylałeś kociołek eliksiru euforii?

- Tak, ja – odparł Irytek dumny z siebie. – Tamto miejsce jest moją oazą. Czerpię z niego pomysły na swoje żarty, a żeby się tam dostać, wystarczy powiedzieć „euforia”.

Czarodziej z obrazu drgnął, skłonił się lekko i ukazało się niewielkie przejście. Alex serdecznie podziękowała duchowi i weszła do środka.

Znalazła się w pomieszczeniu rodem wyjętym z lekko psychodelicznego snu. Pokój notorycznie zmieniał swój kolor, falując na ścianach barwnymi plamami. Patrząc na to, Alex miała nieodpartą pokusę, by się zaśmiać, co zrobiła. Miejsce nie było zbyt duże, wielkością przypominało pustą klasę, ale nie znajdowały się w nim żadne meble. Na środku podłogi stała szkatułka, do której podeszła. W środku znajdowała się kolejna zagadka i szmaragdowy kamień tak, jak poprzednie lekko zaokrąglony z jednej strony. Idealnie się dopasował do pozostałych kamieni.

Spojrzała na zagadkę.

Cztery części za tobą i tyle musisz jeszcze znaleźć!

Widać tam gwiazdy błyszczące

Niczym świece w oddali świecące.

Jak na lochy powinno być tam zimno,

Ale jedynie co się zgadza to ciemność.

Rovena stworzyła to dla Salazara,

by gwiazdy mógł podziwiać od zaraz.

Wszystko szczelnie ukryła,

By ludność tego nie odkryła.

Wystarczy jednak znaleźć pękniętą cegiełkę

I stworzyć przed sobą wodną mgiełkę.

W ten sposób dostaniesz się do miejsca,

Gdzie nawet za dnia słonecznego

Dostrzec możesz Oriona walecznego.

Alex prychnęła tak głośno, że aż się przeraziła, że ktoś ją usłyszy. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że ciągle jest sama.

Nagle zaśmiała się niekontrolowanie i szybko zamilkła, przerażona tym nagłym wybuchem. Schowała zagadkę i pośpiesznie opuściła Kolorowy Pokój, bo magia pomieszczenia zaczęła na nią oddziaływać. Gdy tylko stanęła na korytarzu, ze zdziwieniem stwierdziła, że pokój splatał jej figla, bo szata, którą miała na sobie, przybrała zieloną barwę. Alex szybko przywróciła jej właściwy kolor.

Dziwna, aczkolwiek bardzo wspaniała wesołość towarzyszyła Alex do końca następnego dnia.



+++

William szybkim, ale opanowanym krokiem kroczył przed siebie, by nie zwracać uwagi innych uczniów, ale wewnątrz cały się trząsł. Gdy tylko wpadł do łazienki Jęczącej Marty i oparł dłonie o umywalkę, jego ciało zadygotało, a pot wstąpił na bladą twarz.

- Tylko się nie popłacz.

William podskoczył i obracając się, dobył swojej różdżki. Wycelował ją w rząd toalet. Z jednej z nich właśnie wyszedł Kian z bardzo satysfakcjonującym i lekko przerażającym uśmiechem na ustach.

- Zmęczony? - zapytał Kian, wolno posuwając się w stronę Williama. - Może wyczerpany fizycznie i psychicznie?

- Odejdź małolacie - syknął William. - Nawet niepełni sprawny jestem silniejszy od ciebie. Odejdź, póki możesz.

- Ale po co? - zapytał Kian. W jego ręce pojawiła się różdżka. Szybko nią machnął kilka razy i zaklęcia przyległy do drzwi. William poruszył się niespokojnie. - Po co mam sobie iść skoro wiem, że mogę wygrać. Jesteś moim wrogiem, stoisz mi na drodze do sukcesu i na drodze do serca pewnej dziewczyny.

- Nie mieszaj jej do tego! - warknął William wściekle. - Alex nie wie, kim jesteś. Gdyby się dowiedziała, trzymałaby się od ciebie z daleka. Ja znam twoją prawdziwą tożsamość i myślę, że nie tylko ja.

- To samo tyczy się ciebie Knight - syknął Kian. - Gdyby ludzie wiedzieli, że... - Śmiejąc się, pokiwał głową. - Wystarczy jeden odzew z mojej strony, jedna plotka, a seria następujących po nich zdarzeń będzie dla ciebie katastrofą.

Kian czuł się swobodnie podczas tej rozmowy i było to po nim widać. Natomiast William był cały spięty, nie ruszał się nawet o centymetr, ledwo oddychał i ciężko się pocił.

- Mogę powiedzieć to samo - odparł William. - Dumbledore prędzej zaufa mi niż tobie.

Na dźwięk nazwiska dyrektora Kian wywrócił oczami.

- A kto tu mówi o tym stary dziadku? - zapytał z odrazą. William mocniej zacisnął swoją szczękę, uwydatniając ostre rysy i wklęsłe policzki. - Wystarczy, że Syriusz Black dostanie obszerny list z przerażającymi przypuszczeniami od swojego kochanego syna Christophera i jesteś skończony. Nie ma cię. Znikasz. Puf! Jedną osobę mniej do wyeliminowania.

- Masz obsesję!

- Nazwałbym to mieszanką erotycznych uczuć i fascynacji - odparł.

William się spiął. Ręka, którą trzymał różdżkę, zadrżała.

- Drętowta!

- Protego!

Zaklęcie rzucone przez Williama odbiło się od tarczy Kiana. Targała nimi magia. Obaj wiedzieli, że prędzej czy później dojdzie do tej sytuacji, że między nimi w końcu dojdzie do konfrontacji. I stało się.

William cisnął zaklęciem w Kiana, tak że ten odleciał do tyłu. Serce zabiło mu jak oszalałe, kiedy niesiony siłą zaklęcia leciał ku przeciwległej ścianie.

- Arresto Momentum! – zdążył powiedzieć Kian, zanim się rozbił. Na chwilę zatrzymał się w powietrzu i upadł na posadzkę. Kiedy obrócił się w stronę Williama, ku niemu mknęła już ognista kula. Kian sapnął ciężko, odbił ją od siebie zaklęciem i posłał ku rywalowi. William zdołał osłonić się tarczą.

Kian ruszył ku niemu. Kiedy pokonywał kolejne metry, William ciskał w niego kolejnymi zaklęciami, a on osłaniał się silnymi tarczami. Kolorowe promienie śmigały mu koło głowy, uderzając w ściany i toalety. Z jednej trysnęła woda. Kiedy był wystarczająco blisko, Kian krzyknął:

- Relashio! 

Knight upadł na mokrą od wody posadzkę, oplątany przez grube liny, ale zdołał się podnieść.

- Gotowy zobaczyć Azkaban? - zapytał kpiąco Kian.

Umalowana wściekłością twarz Williama wyglądała ponuro i groźnie.

- Nie w tym życiu.

William machnął różdżką, którą ciągle trzymał w ręce i jedna z toalet eksplodowała z głośnym hukiem. Kiana odrzuciło w bok, przez co upadł.

Zanim Kian zdołał się podnieść, William pozbył się więzów i wybiegł z łazienki.

- Co za pierdolony tchórz - wychrypiał Kian, podnosząc się.

Jednym zaklęciem osuszył swoje ubrania, następnym przywrócił łazienkę do jej pierwotnego stanu, trzecim zdjął wszystkie zaklęcia, które zarzucił na miejsce przed przybyciem Williama i również wyszedł na korytarz, kompletnie nie dając po sobie poznać, że przed chwilą stoczył krótką walkę.

sobota, 29 lipca 2017

Rozdział 17

Alex nic tak nie ucieszyło, jak rozpoczęcie się przerwy świątecznej. Kiedy znalazła się w Londynie, mocno przytulając się do ojca, ogarnęło ją spokojne poczucie, że przez najbliższe dni nie będzie miała żadnego kontaktu z Williamem, Teodorem czy Kianem. Gdy tylko znalazła się w swoim pokoju, wpadła do łóżka, okrywając się kołdrą. Dżudżu położyła się na niej, skrzecząc przy tym z radości. Alex rozumiała wesołość małpki. Przez najbliższe dni nie będzie musiała patrzeć na Pansy Parkinson ani słyszeć jej marudzenia i pisków.

Nie ma to jak w domu - pomyślała Alex, drapiąc małpkę za uchem.

Po popołudniu ubrali choinkę. Żywa jodła, sięgająca pod sam sufit, stanęła w kącie niedaleko kominka i została udekorowana bombkami w różnych kolorach i kształtach, grubymi łańcuchami, aniołkami, mikołajami i świecami. Nad kominkiem zawisły czerwone skarpety, a po fortepianie ślizgał się wyczarowany elfik w stroju mikołaja. Poręcze schodów ozdobiły girlandy ze złotymi dzwoneczkami.

W świąteczny poranek Alex obudziła się ze stosem paczuszek w nogach. Dżudżu już przyglądała się prezentom z wielkim zaciekawieniem, a mniejsze pakunki małpka chwytała w dłonie i potrząsała nimi ostrożnie, przystawiając je do ucha. Alex ze wzruszeniem stwierdziła, że to pierwsze prawdziwe święta małpki.

Alex kupiła Dżudżu paczkę jej ulubionych orzeszków i suszonych owoców i Dżudżu była z tego powodu bardzo zadowolona, bo chwyciła pakunki i natychmiast zabrała się za jedzenie w swoim legowisku.

Sama Alex dostała trochę więcej prezentów. Syriusz podarował jej kurtkę ze skóry smoka i Alex oglądając prezent, pozwoliła sobie na krótki pisk radości. Od Jamesa dostała piękne skórzane rękawice do ważenia trucizn, a od Remusa profesjonalny zestaw narzędzi do eliksirów. Regulus kupił jej walizkę z podwójnym dnem, w której mogła schować ów narzędzia oraz wiele ingerencji. Hermiona i Harry kupili jej oczywiście po książce, za co była im do zgodnie wdzięczna, a jej bracia wyszykowali się na ciemnoszarą torebkę na ramię ze złotą sprzączką i perfumy od jej ulubionego mugolskiego projektanta - Elie Sabb. Oczy Alex w tamtym momencie nie mogły nie zabłyszczeć z zachwytu. Poza tym były jeszcze drobne upominki od Dafne i bliźniaków Weasley oraz trzy paczuszki, których Alex nie chciała otwierać.

- Nawet w święta nie dacie mi spokoju? - zapytała retorycznie. Ciekawość wygrała jednak nad rozsądkiem i otworzyła paczuszki.

William podarował jej srebrne kolczyki z prawdziwym szafirem, otoczonym przez drobniutkie diamenty. Alex nie była wielką fanką biżuterii, ale po zobaczeniu kolczyków była pewna, że dla nich mogłaby zrobić wyjątek. Prezent od Kiana zaskoczył ją najbardziej. Gdy tylko pociągnęła za czerwoną kokardę, paczka eksplodowała z cichym pyknięciem. Dżudżu zaskrzeczała, a Alex pisnęła, gdy czerwone płatki róż rozlały się po jej pokoju, roztaczając wokół siebie słodką woń. Przed nią leżało duże, kwadratowe pudełko. W środku znajdowała się srebrna bransoletka z rubinami.

Alex z lekką dozą niepewności spojrzała na prezent od Teodora. Był największy ze wszystkich. Alex zdjęła kokardę i papier oraz kartonową pokrywkę. Prezent na szczęście nie wybuchł. W środku znajdował się duży pluszak przypominający psa. Jego sierść była w ciepłych, brązowych kolorach, a długie uszy zakrywała czerwona czapeczka. Miś-pies trzymał mniejszy pakunek oraz kartkę, na której napisane było: Wesołych świąt, Alex. Kocham cię.

Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje. Alex była niemal pewna, że w środku czerwonego pudełeczka znajduje się biżuteria i nie pomyliła się. Srebrny wisior z malachitem ją zachwycił, ale nie była pewna, czy mogłaby go nosić.

Z ciężką miną zeszła na dół na śniadanie, gdzie przywitała się ze wszystkimi i usiadła przy stole na świąteczne śniadanie.

- Alex, czy ty się dobrze czujesz? – zapytał Syriusz.

- Czuję się wyśmienicie - skłamała bardzo dobrze. - Dziękuję, że się o mnie troszczysz ojcze.

Christopher i Lucas parsknęli śmiechem.

- Masz smętną minę. Co się dzieje?

- Nic, czym powinieneś się martwić tato - przekonała go. - Dziękuję za kurtkę i wam za torebkę i perfumy. Nie spodziewałam się, że słuchaliście mojej paplaniny na temat projektantów.

- Alex, tego nie dało się nie słyszeć - odparł Lucas.

Obiad i czas aż do wieczora spędzili w bardzo rodzinnym gronie, bo dołączył do nich Regulus, Nathaniel, Potterowie i Remus. Alex, gdy tylko zobaczyła swojego ojca chrzestnego, podbiegła do niego i mocno przytuliła.

- Ja też się za tobą stęskniłem Alex, ale błagam, miażdżysz mi żebra - jęknął Remus. James zaśmiał się głośno.

Z czasem podzielili się na grupki i Remus zabrał Alex do jej pokoju na krótką rozmowę (płatki róż zdążyły już zniknąć, ale woń pozostała). Dżudżu ostrożnie przyglądała się Lupinowi ze swojego posłania. Remus poruszył temat listów.

- Naprawdę cię za to przepraszam - powiedziała. - Na moich lekcjach robiłam coś związanego z wilkołakami i po prostu miałam wiele pytań, a niektóre mogły być niestosowne. Nie chciałam cię w żaden sposób urazić.

- Możesz mnie pytać, o co chcesz i kiedy chcesz - zapewnił ją. - Skoro Dumbledore poruszył z tobą temat wilkołactwa, to znaczy, że miał powód, a ty z natury jesteś bardzo ciekawska, więc nie dziwię się, że miałaś dodatkowe pytania.

Alex uśmiechnęła się lekko, drapiąc po karku.

- To nie do końca był pomysł Dumbledore'a - powiedziała niepewnie. Remus przyglądał się jej uważnie. - Ja... Znalazłam coś na Expo, co mnie bardzo zainteresowało. Dyrektor się zgodził. Uważa, że mam potencjał i może mi się udać.

- Udać co? - zapytał Remus. Alex odetchnęła głęboko.

- Szukam lekarstwa na wilkołactwo.

Remusem wstrząsnęło, a w następnej chwili się roześmiał.

- Alex, jesteś za młoda. Nie twierdzę, że jesteś głupia, ale... Tyle osób próbowało i nikomu się nie udało, więc...

- Mnie może się udać - przerwała mu, wstając. - Zrobiłam tyle obliczeń, uwarzyłam tyle wywarów. Mam postęp! Ogromny postęp, ale ciągle brakuje mi składnika klucza, dzięki któremu wszystko zacznie grać. Jeśli go znajdę, będę musiała ustalić tylko dawkę składników, czas ważenia i takie tam, ale to jest tylko pieszczenie. Jestem na dobrej drodze!

Remus potarł ręka czoło.

- Jesteś niesamowitą kobietą Alex Black. W swojej upartości przypominasz Caroline, ale jednocześnie masz w sobie to coś, co posiadają wszystkie kobiety z twojego rodu. To czyni cię taką niezwykłą, ponętną. Nie zrozum mnie źle, jestem z ciebie bardzo dumny i bardzo miło mi słyszeć, że podjęłaś się tak trudnej rzeczy, ale musisz mieć też z tyłu głowy myśl, że może ci się nie udać.

- Wiara potrafi czynić cuda!

- Wiem! Wiem to doskonale! - powiedział, również wstając i chwycił ją za ramiona. Dżudżu poruszyła się niespokojnie. - Po prostu nie obwiniaj się, kiedy coś pójdzie nie tak. Dobrze?

- Dobrze - przytknęła i Remus uśmiechnął się lekko.

- No to teraz powiedz mi od kogo ten prezent? - zapytał Remus, wskazując na wisiorek od Teodora. Ciągle leżał pośród innych prezentów. Zapomniała schować go do środka.

- To... nikt taki - powiedziała niepewnie, a Remus uśmiechnął się rozbawiony. - Naprawdę!

- Nie sądzę - odparł. - Widzisz ten kamień to malachit. Uspokaja nerwy, normalizuje pracę serca, działa nasennie. Ma właściwości bakteriobójcze. Wzmacnia pamięć, ułatwia koncentrację. Poprawia też krążenie. W starożytnym Rzymie pito wodę z malachitowych pucharów dla wzmocnienia siły i poprawy trawienia.

- Dlaczego mi to mówisz? - zapytała.

- Malachit oczyszcza i otwiera wszystkie czakry, przynosi równowagę i harmonię, otwiera serce na bezwarunkową miłość. Daje odwagę do podejmowania zmian w życiu, podtrzymuje rozwój duchowy, ale też przyciąga innych ludzi - dokończył Remus i Alex w końcu zrozumiała. - Dał ci to ktoś, kto bardzo cię lubi Alex, ale ty nie potrafisz się otworzyć przed nim. Nie ma w tym nic złego. Gdybyś popytała Syriusza, dowiedziałabyś się, że twoja matka też była oporna przed miłością, a jeśli kochała to całym sercem.

Alex nerwowo przygryzła swoje usta.

- To bardziej skomplikowane niż myślisz - wyszeptała.

Remus zaśmiał się krótko.

- Och zapewne tak, ale miłość już taka jest... Skomplikowana. Tak naprawdę nigdy do końca się jej nie pojmie. Miłość nie jest przepisem na eliksir o wybranych składnikach w danych porcjach. Nie da się uwarzyć prawdziwej miłości ani zmierzyć jej miary. Jeśli kochasz, to po prostu to wiesz.

- Ale ja nie wiem - wyżaliła się. - Ja nic już nie wiem. Pogubiłam się w życiu przez to wszystko.

- To minie - zapewnił ją. - Kiedy zrozumiesz, że kochasz, wszystko wskoczy na swoje miejsce.

Alex odetchnęła ciężko i przytuliła się do ojca chrzestnego. Dżudżu podniosła się ze swojego miejsca, ale nie zareagowała.

- Dzięki, Remus.

- Zawsze do usług.

- Nie mów nic, proszę, tacie ani o moich sercowych problemach, ani tym bardziej o eliksirze. Sama mu powiem, jak przyjdzie pora.

- Nie będę się wtrącał.

Kiedy zrobiło się ciemno, w salonie rozbrzmiał mały koncert (Alex grała na fortepianie, a reszta śpiewała kolędy. Czasami dogrywał jej Lucas na gitarze). O dziewiątej wieczorem wszyscy się już zmyli i na Holland Park zrobiło się cicho. Alex poświęciła wolny wieczór na przeczytanie książki niezwiązanej z eliksirami. Słysząc ciche pukanie, mechanicznie zaprosiła gościa do środka. Skrobanie pazurów po parkiecie oderwało ją od lektury.

Duży, czarny pies wskoczył na jej łóżko. Alex spojrzała zaskoczona na swojego ojca.

- Cóż to się stało, że Łapa postanowił mnie odwiedzić? – zapytała ironicznie, odkładając książkę na szafeczkę.

Od maleńkości, gdy któreś z dzieci Syriusza miało zły humor, było smutne lub miało problem, obok pojawiał się wierny towarzysz Łapa, zawsze gotów do wysłuchania skarg i zażaleń swoich pociech.

- Wiem, że się martwisz, ale naprawdę jest w porząd...

Urwała nagle i opuściła głowę, a włosy zakryły jej twarz. Łapa uniósł swoją przednią łapkę i zamachał nią w powietrzu.

- Jest pewna sprawa, chyba przez nią oszaleję, ale nie chcę o tym gadać. To głupie i... żenujące.

Łapa szczeknął i zatupał swoimi przednimi łapkami w pościel, chcąc, by Alex się przed nim otworzyła. Podrapała go po główce, wzdychając ciężko.

- Jest chło... pak. On mnie lubi, a ja nie wiem, czy lubię jego. Mam inne problemy na głowie niż szukanie miłość. Tato, ja w ogóle nie wiem, czy chce je szukać. Mam na myśli... To chyba dobrze kogoś kochać i czuć się kochanym, ale ja chyba tego nie chcę. W każdym razie nie teraz.

Łapa podszedł bliżej córki i położył swój pysk na ramieniu Alex, która szybko objęła psa swoimi rękoma. Łapa szczęknął.

- Ja ciebie też tato – odparła. - Co powinnam zrobić?

Pies położył swoją łapę na miejscu jej serca.

- Kierować się uczuciami? Serio, tato, na nic lepszego cię nie stać?

Pies szczeknął na tę uwagę i pokazał na jej głowę.

- Kierować się sercem i rozumiem? To nie wyjdzie, bo serce podpowiada mi głupoty, a rozum się wyłącza w nieodpowiednich momentach.

Kolejne szczeknięcie. Pies położył się na chwilę na plecach.

- Nie robić nic i poczekać na rozwój sytuacji?

Pies szczeknął, a Alex zaśmiała się szczerze. Oczami wyobraźni zobaczyła siebie mającą wszystko gdzieś oraz Williama, Kiana i Teodora dostających spazmów z tego powodu.

- To chyba niedobry pomysł. Oni by się w tym czasie pozabijali.

Nagle Łapa postawił swoje uszy i pokręcił głowa, wydając z siebie ciche warknięcia i piski. Alex szybko zakryła usta dłonią, ale było już za późno.

- Ughh... To jest ich trzech i nie dają mi żyć. Gdybyś mógł wpaść do Hogwartu z grupą uderzeniową i ich pozamykać, to byłabym bardzo wdzięczna.

Łapa szczeknął, jakby chciał powiedzieć: Z wielką chęcią!

- Muszę sobie sama z tym poradzić tato - powiedziała mu. - Nie mów Chrisowi ani Lucasowi. Poradzę sobie sama.

Łapa szczeknął z niechęcią i Alex podrapała go krótko za uszkiem, a potem pies zeskoczył z łóżka i zniknął za drzwiami.

Alex poczuła się przytłoczona. Cała chęć na czytanie książki zniknęła. Pogasiła światła i zakopała się w pościel. Dżudżu znalazła się tuż obok niej. Obie szybko zasnęły.

Alex śniło się, że szła przez ciemny las. Chłodny wiatr co jakiś czas owiewał jej ciało i rozwiewał włosy. Miała na sobie kurtkę od Syriusza. Wokół było mrocznie i ponuro, a między koronami drzew prześwitywał księżyc w pełni. Rzucał na ziemię jasną poświatę. Alex nie bała się mroku nocy, nie miała powodu, chociaż z każdym krokiem była coraz bliżej donośnego wycia wilka.

W końcu wycie ustało, a potężny wilk o czerwonych oczach wyskoczył z cienia i cały najeżony stanął tuż przed nią. Był tak blisko, że kiedy warczał i charczał, Alex czuła na sobie jego oddech. Ale wilk się na nią nie rzucił. Nagle się uspokoił i usiadł. Zaskomlał, jakby coś go zabolało i Alex nie miała już przed sobą wilka, a Remusa.

Remus Lupin, cały wesoły i zdrowo wyglądający, uśmiechał się do niej. W swoje dłoni trzymał mieniący się blaskiem księżyca kamień. Remus spojrzał wymownie na księżyc, a później jeszcze raz na Alex i pogłębił swój piękny uśmiech.

Obudziła się gwałtownie, siadając na swoim łóżku, czym wystraszyła śpiącą Dżudżu. Alex dyszała ciężko, a po czole grubymi kroplami spływał jej pot. Wyskakując z łóżka, otarła go wierzchem dłoni. Za oknem znów prószył gęsty śnieg, a zegarek pokazywał drugą piętnaście w nocy.

Alex naciągnęła na siebie sweter, a z kufra wyciągnęła notatki, puste pergaminy i kilka książek. Przy delikatnym świetle świecy rozsiadła się przy biurku, kartkując książki. Teraz, po tym śnie, wszystko wydawało się jej aż nadto niemożliwe.

Alex już nie zasnęła. Pisała dziesiątki notatek i spostrzeżeń, dopóki po domu nie rozniósł się zapach porannej kawy.

Rozdział 16

Alex spędziła listopad starając się unikać Williama, Kiana i Teodora, co w przypadku dwóch ostatnich było bardzo trudne, bo miała z nimi wszystkie lekcje. Nie poruszyła już z Williamem tematu ich rozmowy z łazienki Jęczącej Marty. Z Knightem rozmawiała tylko na temat eliksirów i to w towarzystwie brata lub Nathaniela, ale podczas tych paru spotkań, Alex widziała w jego spojrzeniu coś niepokojącego. W szarych oczach Williama Knighta czaiła się dzika fascynacja, jakby ujawniła się dopiero wtedy, gdy przyznał się do uczuć.

William miał opory, by zbliżyć się do niej i Alex miała stresogenne przeczucia, że te opory związane są z dziwną rozmową, którą odbył on z profesorem Nortonem. Dopiero teraz zauważyła, że między tą dwójką jest spięcie, ale obaj byli perfekcyjnymi aktorami i chyba tylko ona i Kian zdawali sobie sprawę z ów narastającego między tą dwójką konfliktu.

Kian Moore również zachowywał się tajemniczo, a przez następny miesiąc na jego ustach widniał dziwny uśmiech satysfakcji. Alex starała się rozmawiać z nim jak najmniej, nie poruszyli również tematu pocałunku ze schowka. Jeśli Kian tego nie zrobi pierwszy, to ona nie miała zamiaru. Ale Kian zajęty był obserwowaniem poczynań Williama i Nortona, a pocałunek zachował dla swojej własnej świadomości. Mimo to znajdywał czas, by być jak najbliżej Black.

Jeśli wokół nie było Kiana, to Alex zagadywał Teodor, który na przestrzeni dni stał się bardzo zdeterminowany do wyciągnięcia jej na randkę. Nie był zaborczy. Alex uważała, że był bardzo miły w tym, co robił, ale jego nadmierna uroczość i troskliwość potrafiły jej ciążyć na duszy.

W tym całym miłosnym wariatkowie Alex poświęcała wiele czasu na ważeniu eliksirów, korespondowaniu z Nicolasem Flamelem i dotrzymywaniu towarzystwa swojemu bliźniaczemu bratu. Lucas się zmienił, wszyscy to dostrzegli, ale nikt nie potrafił zrozumieć, co wpłynęło na tę zmianę. Alex musiała bardzo długo główkować, by zrozumieć, że Lucas w szkole czuje się po prostu uwięziony.

Tym oto sposobem minął listopad i nastał grudzień. Śnieg obsypał tereny szkoły, tworząc piękną puchową warstwę. Wszyscy zaczęli już odczuwać atmosferę zbliżających się świat, a gdy w szkole pojawiły się choinki, jemioły i girlandy ostrokrzewu, uczniów i nauczycieli objęła błoga niechęć do czegokolwiek. Nawet Alex nie miała ochoty ślęczeć przed kociołkiem ani tym bardziej szukać następnych wskazówek.

Tydzień przed rozpoczęciem przerwy świątecznej wypadł ostatni wypad do Hogsmeade, co wszyscy uczniowie przyjęli z entuzjazmem. Alex kolejny raz odmówił Teodorowi wspólnego wyjścia i dla odmiany postanowiła spędzić ten dzień z Hermioną.

Właśnie wyszły od Zonka, mocniej naciągając czapki na uszy i ruszyły wzdłuż ośnieżonej ulicy. Chwilę temu Alex zwierzyła się przyjaciółce z sytuacji, w której się znalazła.

- Merlinie, Alex, chyba pierwszy raz w życiu nie wiem, co powiedzieć - powiedziała Hermiona i zaśmiała się krótko. Alex nie widziała w tym nic zabawnego. - Nie spodziewałam się w tym wszystkim tylko Williama. Miałam go bardziej za faceta, który woli sprowadzać sobie każdej nocy inną kobietę, niż zapałać uczuciami do jednej. Kian jest bardzo tajemniczy, nie poznałam go dobrze. Jest mądry, ale wygląda na takiego, który skrywa wiele sekretów. Teodor jest zaś po prostu Teodorem. Niczego nie ukrywa, pokazuje, kim jest i co czuje i to jest w nim najlepsze.

- Ale co ja powinnam zrobić? - zapytała Alex z desperacją w głosie. - Powoli wariuję już od tego wszystkiego!

- Widzisz, ich jest trzech, a ty sama i to ty masz w tym momencie władzę.

Alex spojrzała dziwnie na Hermionę.

- Hermiono Granger czy ty coś proponujesz?

- A powinnam? - odparła Hermiona, uśmiechając się niewinnie i obie zaśmiały się w głos. - A tak na serio, to decyzja zależy tylko od ciebie. Ja wiem, że to wszystko jest dziwne, ale jeśli mogłabym dać ci radę, to skłaniaj się ku temu, przy którym czujesz się najlepiej i możesz być sobą.

Alex odetchnęła głęboko i para wydostała się z jej ust. Na chwilę przymknęła oczy, pomyślała o wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce od września, skupiła się na słowach Hermiony i oczami wyobraźni zobaczyła siebie z...

Pokiwała gwałtownie głową. Nie, to głupie.

- Co z tobą? - zmieniła temat. - Mało rozmawiamy. Wszystko w porządku?

- Wszystko dobrze. Ciągle się uczę, bo materiał jest bardzo trudny. Harry nie potrafi zrozumieć, że on też powinien zacząć bodaj czytać notatki. Cały czas spędza z Ginny albo na Quidditchu.

W połowie listopada ta dwójka zaczęła ze sobą chodzić i byli uważani za jedną z najlepszych par w szkole.

- Winisz go? - zaśmiała się Alex.

- Nie winię go, ale myślę, że powinien też zajmować się trochę lekcjami. Poza tym czuję się ostatnio bardzo dziwnie, często boli mnie głowa... i jest jeszcze Malfoy.

- Malfoy? - zdziwiła się. - Co ci powiedział? Przysięgam, że jeśli cię obraził, to mu pieprznę. Nie! Doleję mu czegoś do soku dyniowego! Tak będzie lepiej i...

- Nic mi nie zrobił. - Hermiona przerwała diabelskie rozmyślenia Alex. - On... często kręci się wokół mnie, jest... miły.

- Malfoy? Miły? Te dwa słowa w ogóle nie powinny występować obok siebie.

- Miałam go za arystokratycznego dupka, ale on jest nawet w porządku, kiedy nie puszy się przed kolegami czy szkołą. Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi.

Ale Alex już wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi i uśmiechnęła się szeroko na samą myśl o tym. Hermiona patrzyła na nią głupio.

- Dlaczego tak się uśmiechasz?

- Och, moja głupiutka Hermiona, ty już dobrze wiesz dlaczego.

Hermiona zmarszczyła brwi, w następnej sekundzie na jej twarz wkradł się czysty szok. Wytrzeszczyła oczy, szeroko otwierając usta.

- Nie... - wyszeptała.

- Wychodzi na to, że tak. Draco od dawna zachowywał się dziwnie i teraz już wiem dlaczego. Zakochał się w tobie, a to dla niego bardzo duży problem. Jego ojciec nie toleruje osób mugolskiego pochodzenia.

Hermiona nagle zaśmiała się nerwowo.

- Nie, to niemożliwe. Musi chodzić o coś innego.

- Czyż to nie romantyczne? - zapytała rozweselona Alex, obejmując Hermionę ramieniem. - Ty i Draco, czyli Romeo i Julia naszych czasów. Merlinie, ale jestem podekscytowana!

- Nie pomagasz mi Alex! - oburzyła się Hermiona, strzepując rękę przyjaciółki. - On... On nie mógłby. Nić czegokolwiek między mną a Draconem skończyłaby się tylko katastrofą. Myślmy racjonalnie i lepiej skupmy się na tobie, bo właśnie nadciągają dwa z trzech twoich problemów.

- I jeden twój - dodała, widząc, Teodora, Kiana, Draco i Blaise'a idących zwartą grupą prosto na nie. Odetchnęła głęboko. - Wiesz, jeśli bym ciebie teraz pocałowała...

- Na brodę Merlina, Alex! - syknęła Hermiona.

Alex zrobiła minię niewiniątka. Już się nie odezwały, bo zbliżyły się do chłopaków. Gdy się minęli, żadne nic nie powiedziało, ale Hermiona złapała kontakt wzrokowy z Draco, a Alex najpierw z Teodorem, a potem z Kianem. Gdy się oddalili, obie dziewczyny westchnęły ciężko.

- Może wejdziemy na piwo kremowe? - zaproponowała Hermiona. Alex zgodziła się bez zbędnych sprzeczek.

Trzy godziny później były już w zamku na obiedzie. Później Alex na święta posprzątała swoją pracownię i zadowolona udała się do gabinetu profesora Dumbleodre'a, by podzielić się z nim swoimi postępami.

Jej wyśmienity humor prysł w sekundę, gdy na skrzyżowaniu korytarzy na czwartym piętrze, ze wszystkich stron obeszli ją jej adoratorzy. Alex stanęła jak wryta, nie widząc drogi ucieczki. Na chwilę ogarnęła ją narastająca panika, a potem przypomniała sobie słowa Hermiony. To ona ma tutaj władzę i musi ją wykorzystać. Skierowała się w stronę Teodora.

- Masz może chwilę? - zapytała, zrównując się z nim.

- Dla ciebie zawsze - odpowiedział, uśmiechając się promiennie.

- Alex musimy porozmawiać! - zawołał za jej plecami William.

- Ona nie będzie z tobą rozmawiać! - warknął Kian, wciskając się między Alex a Williama i zwrócił się do dziewczyny. - Ty musisz porozmawiać ze mną. Mamy parę spraw do wyjaśnienia.

I bez pytania chwycił ją za rękę i pociągnął do przodu. W tej samej chwili na twarz Teodora wkradła się wściekłość. Odciągnął Alex i pchnął Kiana.

- Nie bądź taki zaborczy i pozwól jej zdecydować, czy chce z tobą iść.

- I ty to mówisz Nott. - William parsknął śmiechem, dostojnym krokiem podchodząc bliżej. - Narzucasz się jej najbardziej z naszej trójki. Na miejscu Alex już dawno kopnąłbym cię w dupę. Chodź ze mną, naprawdę muszę z tobą porozmawiać.

- Cholera, ona nie będzie z tobą rozmawiać - powiedział Kian twardo i oburącz pchnął Williama, a ten cofnął się o parę kroków. Trudno było powiedzieć, czyja twarz wyrażała więcej złości. - Jesteś podejrzanym i niebezpiecznym dupkiem. Knujesz coś z Nortonem. Prędzej cię zabiję, niż pozwolę, by Alex przebywała z tobą sam na sam!

- Kian! - syknęła Alex i jego wzrok przeniósł na nią. - Zostaw Williama w spokoju. On nic nie zrobił!

- Bo nie znasz prawdy - powiedział łagodnie Kian w jej stronę. - Nie możesz przebywać w jego otoczeniu. On jest niebezpieczny i nieokiełzany. Za bardzo mi na tobie zależy, by móc pozwolić, by ci coś zrobił.

- Kian, na litość boską!

- Hola! - zawołał Teodor, chowając Alex za swoim ciałem. - Co masz na myśli, mówiąc, że ci na niej zależy?

Usta Kiana drgnęły. Spojrzał prosto w oczy Teodora.

- To oznacza, że jestem w niej zakochany. - Przeniósł wzrok na Alex. - Kocham cię.

William wysoko uniósł brwi. Alex stała, jakby ktoś przykleił jej nogi do podłoża. Teodor gwałtownie obrócił się w jej kierunku.

- On kłamie - powiedział z przekonaniem. - Zna cię tylko cztery miesiące, a ja sześć lat. Moja miłość do ciebie jest szczera... prawdziwa. Poznałem cię doskonale i wiem, że kocham cię na zabój.

Alex poczuła się, jakby miała zemdleć, ale krótki śmiech Williama sprawił, że oprzytomniała. Spojrzała do niego.

- Jesteście dziecinni... dla mnie i dla niej. Alex nie potrzebuje dwóch dzieciaków myślących o sobie. Alex potrzebuje mężczyzny, który da jej swobodę w działaniach, atencję i doceni to, jakim człowiekiem ona jest. Alex Black jest w tobie zakochany od dobrego roku. Kocham cię.

Kurwa - pomyślała.

Spojrzała na Kiana, na Teodora i na Williama. Ta trójka wpatrywała się w nią w pełnym oczekiwaniu. Alex nagle zachciało się wybuchnąć niekontrolowanym płaczem, bo wiedziała, że nie ma drogi ucieczki. Musi coś powiedzieć, coś zrobić, ale jej ciało było napięte do granic możliwości, w gardle czuła taki uścisk, że nawet słowo nie przedostałoby się na zewnątrz.

Szukając pomocy, jej ręce zaczęły błądzić po kieszeniach i wtedy... Spokój się po niej rozlał, napięcie z mięśni zniknęło, podobnie jak uścisk na gardle. Wyprostowała się, czując chęć do działania i spokojnie powiedziała:

- Nie szukam miłości chłopcy. Nie teraz. Przykro mi.

Nim którykolwiek z nich zdążył się odezwać, Alex upuściła na ziemię proszek natychmiastowej ciemności, który dostała w prezencie na urodziny od bliźniaków Weasley. Korytarz zalała czarna mgła, a kiedy zniknęła, Alex już nigdzie nie było.

W sekundę Kian wściekły rzucił się na Williama, William na Teodora, a Teodor na Kiana i tak między tą trójką rozpętała się bójka przerwana dopiero przez wściekłą profesor McGonagall.

Trzech kochanków uczucia wyzna,

Romansów początek nastanie,

Tylko jeden do prawdziwej miłości się przyzna.

piątek, 28 lipca 2017

Rozdział 15

Syriusz z ciężką miną wpatrywał się w kolejną zamordowaną mugolską rodzinę. Na razie o dwóch atakach wiedzieli tylko najważniejsi urzędnicy w Ministerstwie. Na rozkaz ministra był zakaz rozmawiania o tym na szerszą skalę oraz pisanie do Proroka. Syriusz nie widział potrzeby utajniania tego. Ludzie powinni się dowiedzieć, co się dzieje. James natomiast stwierdził, że tak będzie lepiej.

- Słyszałeś opinię psychologa. Ten ktoś może szukać atencji. Nie możemy mu jej dać.

Syriusz patrzył na wszystko sceptycznym okiem. Nie mieli żadnych śladów czy tropów, nawet głupiego powiązania między zabitymi rodzinami, jakby napastnik wybierał ich sobie przypadkowo.

- On może tak robić - powiedziała biegła psycholog. - Może być psychopatą. Nie szuka powiązań, szuka ofiar.

Nie mogli więc ustalić, kto będzie następną ofiarą. Mogli jedynie czekać na donos i modlić się, by sprawca się potknął.

- Ludo proponował mi bilety na mecz - powiedział James, kiedy usiedli przy stole w restauracji "Feniks", co wy na to?

- Nie mam czasu - wyznał Remus.

- A ja ochoty - mruknął Syriusz.

- Kurcze, co z wami? - zapytał James. - Chyba nie przejmujecie się tak tymi atakami, co? Wiem, że to trudne, ale...

- Coś mi tu śmierdzi - przerwał mu Syriusz. - Czuję, że coś pomijamy. Odpowiedź jest na wyciągnięcie ręki, wiem to!

Remus i James wymienili uważne spojrzenia.

- Jesteś przewrażliwiony Łapo - powiedział spokojnie James. - Wiem, jakie myśli cię nachodzą, bo mnie dręczą dokładnie takie same. Jeśli gdzieś kręci się kolejny Voldemort, nie dopuścimy do tego, by jego działalność się poszerzyła.

- Ja nie chcę, by moje dzieci poznały gorycz wojny - powiedział cicho Syriusz.

- Nie poznają - zapewnił go Remus. - Książki zaoferowały nam tyle informacji. Wiemy dzięki nim tyle rzeczy. Cokolwiek się nie szykuje, jestem pewien, że uda nam się do pokonać.

Nagle przy stole zalęgła się cisza. Nie poruszali tematu książek od bardzo, bardzo dawna. Po prawdzie od skończenia wojny nie rozmawiali o nich praktycznie wcale, nie przeczytali już ich ani razu. Książki zawierały historię, której już nie ma i nigdy nie było. Są tylko przypomnieniem tego, jak mógłby wyglądać świat, gdyby coś poszło źle. James, Syriusz i Remus nie widzieli już potrzeby wracania do przygód Harry'ego, bo teraz Harry miał własne, bardziej przyziemne przygody związane z życiem nastolatka.

- Harry do mnie ostatnio pisał - James zmienił temat. - Martwi się o Lucasa. Kazał ci przekazać, żebyś do niego napisał.

- Co ma przez to na myśli? - zapytał Syriusz zaniepokojony.

- Według niego Lucas zachowuje się bardzo dziwnie. Po prostu do niego napisz.

- Przynajmniej Christopher nie sprawia kłopotów wychowawczych - sapnął ciężko Syriusz. Gdyby tylko wiedział, że jego pierworodny syn właśnie dostaje szlaban od profesor McGonagall, nigdy by tego nie powiedział.

Drzwi do restauracji otwarły się i pojawił się Regulus. Wyglądał mizernie, więc gdy tylko usiadł, na zawołanie Remusa pojawiło się przed nim piwo.

- Ooo, dzięki - powiedział i upił kilka łyków. - Nie uwierzycie, czego się dowiedziałem.

- Co się stało tym razem? - zapytał James.

- Być może przez przypadek podsłuchałem, jak paru członków Rady Wizengamotu rozmawiało dzisiaj o Knocie. Uważają, że Minister powinien zrezygnować ze swojej posady. Chcą przegłosować jego odejście!

- To się nigdy nie stanie - powiedział szybko Syriusz. - Knot kocha swoje stanowisko. Nie odda go bez walki.

- Zresztą Dumbledore na pewno nie poprze tego pomysłu, bo ludzie zaczną go typować na następnego Ministra - dodał James.

- Rozmawiałem ostatnio z Dumbledorem - wyznał Regulus.

Syriusz wysoko uniósł brwi.

- Niby w jakiej sprawie?

- Cóż, wniosłem do Biura Ministra parę rozpatrzeń i poprawek dotyczących pewnych dekretów oraz punktów prawnych i potrzebowałem małego wstawiennictwa. Dumbledore był zachwycony moimi pomysłami.

- Czy tobie przez przypadek nie nudzi się w pracy? - zapytał Syriusz, a Regulus zaśmiał się krótko.

- Czasami - przyznał. - Poza tym nie mam co robić w domu, gdy nie ma Nathaniela.

- Powinieneś znaleźć sobie dziewczynę - palnął Syriusz.

- Myślę, że wszyscy powinniśmy sobie kogoś poznajdywać - powiedział James. Atmosfera przy stole nagle zgęstniała. Syriusz stracił Caroline, James Lily, Remus Dorcas, a Regulus Elizabeth. Po śmierci swoich ukochany kobiet, zajęci własnymi sprawami i wychowywaniem dzieci nie mieli czasu i nie chcieli kogoś sobie znajdywać. Czy po to tylu latach byli w końcu na to gotowi?

- Myślę, że Alex nie zaakceptowałaby żadnego z moich związków - rzekł Syriusz poważnym tonem. - Nie odzywałaby się, nie krytykowałaby, ale świadomie nie zaakceptowałaby tej drugiej kobiety. Dobrze wiecie, jaka jest.

- W tym momencie nie chodzi o nią, a o ciebie - powiedział Remus. - Masz rację, Alex nigdy nie zaakceptowałaby twojej partnerki, ale dla twojego szczęścia dusiłaby to w sobie.

Alex w swoim dziecięcym życiu miała moment, gdy bardzo chciała mieć przy sobie matkę. Płakała, marudziła, była uparta i nieświadomie przypominała Syriuszowi o zmarłej Caroline. Nie potrafił nic zaradzić na ten problem. Nie mógł zmienić swojej płci, nie mógł też ożywić Caroline, chociaż bardzo tego pragnął. Jego córkę ze wszystkich stron otaczali faceci, a mała Alex pragnęła matki. To był najtrudniejszy rok w jego ojcowskim życiu.

- Znając życie to James pierwszy sobie kogoś znajdzie - Łapa zmienił temat.

- James sobie nikogo nie znajdzie, bo James nikogo nie szuka - powiedział James. - Znajdźmy lepiej kogoś dla Remusa, bo bez drugiej połówki wydaje się strasznie osamotniony.

Remus zaśmiał się głośno.

- Nie rozśmieszaj mnie Rogaczu. Dorcas była przypadkiem jednym na milion. Miała złote serce. Każda inna, jak się dowie, że jestem wilkołakiem, ucieknie, gdzie pieprz rośnie.

- A ty znowu to samo - sapnął Syriusz.

- W takim razie Regulus - odparł James, zwracając się do najmłodszego Blacka, który właśnie zakrztusił się piwem. - Jesteś z nas najmłodszy.

- To starsi mają pierwszeństwo - odrzekł szybko.

Syriusz parsknął śmiechem z miny Jamesa.

- Chyba musimy się pogodzić z myślą, że zostaniemy samotni do końca naszych dni - James westchnął ciężko.

- Wiecie co? Jeśli macie tak marudzić, to ja sobie idę. - Syriusz wstał. - Nie będę słuchał smęceń starych dziadków.

James pokazał mu język, co Syriusz odwzajemnił tym samym. Opuścił lokal i teleportował się, ale nie do domu. Syriusz wylądował przed bramą prowadząca na cmentarz w Dolinie Godryka. Ostrożnie wszedł do środka i nogi same poniosły go w odpowiednie miejsce. Drogę do nagrobka Caroline znał już na pamięć.

Przystanął przed białą płytą i gestem ręki zmiótł opadłe liście, a potem wyczarował bukiet białych róż. Chwilę stał w milczeniu, drżąc.

- Wybacz, że mnie tu ostatnio nie ma. Dużo się dzieje. Ja... Czuję się staro. - Dopiero gdy powiedział to nagłos, zrozumiał, że to prawda. - Na brodę Merlina, ja naprawdę czuję się staro. Nawet nie wiem, kiedy minęły ostatnie lata. Wydaje mi się, że zaledwie wczoraj pozwoliłaś mi po raz pierwszy potrzymać Chrisa, a teraz Chris kończy Hogwart. Niedługo znajdzie pracę, ożeni się. Chryste! Alex jest prześliczną kobietą i boleśnie przypomina mi o tobie, ale kocham ją całym sercem. Lucas jest niesamowitym graczem w Quidditcha. W zeszłym roku byłem na meczu w Hogwarcie i nie mogłem wyjść z podziwu, jak ten chłopak perfekcyjnie lata na miotle! To wszystko to szaleństwo, czyste szaleństwo. Tak bardzo żałuję, że nie możesz tego wszystkiego zobaczyć. Wiele bym oddał, by chociaż chwilkę spędzić z tobą czasu, jak za dawnych lat. Przytulić, pocałować... i przewieźć przez Londyn na motorze. - Syriusz mimowolnie się uśmiechnął na wspomnienie tamtych dni. - Ciągle tak bardzo cię kocham Caroline i nie mogę z tego powodu ruszyć dalej. Nie bez ciebie, bo to o tobie myślę w samotne wieczory spędzone w domu i o tobie rozmyślam podczas porannej kawy. To twojego głosu brakuje mi w niedzielne popołudnia i deszczowe piątki. - Z oczu Syriusza pociekły łzy. - Wzięłaś całe moje serce, chyba nawet pytania, a potem brutalnie je wyrwałaś i już nie oddałaś. - Załkał, może bardziej zaskomlał i pociągnął gwałtownie nosem. - Zabrałaś je ze sobą, gdziekolwiek teraz jesteś! Wzięłaś ze sobą kawałek mnie i dlatego czuję się niepełny... niespełniony! Proszę Caroline, zlituj się nade mną. Uczucia, jakimi ciągle ciebie darzę, nie pozwalają mi normalnie funkcjonować. Zlituj się! - Wrzasnął. - Nakrzycz na mnie! Każ się ogarnąć!

Słone łzy spływały po jego policzkach. Zaszlochał głośno, z wielkim bólem. W końcu to powiedział, w końcu wyrzucił to wszystko z siebie. Dzisiaj, trzydziestego pierwszego października tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego, po piętnastu latach od śmierci jego narzeczonej, w końcu zebrał się na odwagę i wyrzucił z siebie wszystkie uczucia, przez lata boleśnie ugniatane na dnie rozgoryczonego serca.

Przez łzy spojrzał na nagrobek. Poczuł ulgę, coś spadło z jego obciążonego serca. Niemiły uścisk na krtani, który pojawił się, gdy tylko wszedł na cmentarz, zniknął. Jego ciało przestało drżeć. Syriusza ogarnął błogi spokój. Było to tak dziwne, że aż się zaśmiał. Nagle zaczął myśleć, trzeźwo i logicznie. Wiedział, co musi zrobić.

Wiem, co muszę zrobić.

Obrócił się na pięcie, bez słowa się teleportował. Liście spod jego stóp zawirowały i Syriusz znalazł się przed skromnym mieszkankiem, które kupił sobie Remus. Bez problemu wszedł do środka, miał ku temu pozwolenie przyjaciela. Znalazł niewielki kufer. Wziął go. Remusowi zostawił krótką notkę, a sam wrócił do swojego mieszkania.

Syriusz rozpalił w kominku i pozapalał świece. Do szklaneczki nalał sobie whisky i usiadł w fotelu obok paleniska. Otworzył kufer. Na chwilę się zawahał, widząc siedem książek, ale odczucie, że to jest to, co powinien zrobić, ponownie nim targnęło i Syriusz chwycił pierwszą książkę. Otworzył i zaczął czytać, ponownie zagłębiając się w magiczną historię Harry'ego Pottera.



+++

Popłakałam się, pisząc ten rozdział.

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis