czwartek, 3 sierpnia 2017

Moja twórczość

Krótka aktualizacja mojej twórczości.






IN SEARCH FOR A BETTER ENDING

Linki:
Wattpad: >LINK<
Blogspot: >LINK<

Opis: Lily Evans znajduje w czasie ferii zimowych w Dziale Ksiąg Zakazanych siedem książek, których wcale nie powinno tam być. Zaskoczona tym, że w tytule pojawia się bardzo dobrze jej znane nazwisko "Potter", pokazuje książki huncwotom, którzy zostali w zamku. Bez zastanowienia zaczynają czytać. Treść książek dostarcza im bardzo wiele przydatnych informacji. Osoby, którym z pozoru nie warto ufać, chcą pomóc, a przyjaciele okazują się wrogami.
Jak wiele dzieli ich od wojny?
Co nakłoniło Regulusa Blacka do zgody z bratem?
Kto wysłał im tajemnicze książki?
Czy uda im się odmienić los?







BETTER LIFE

Linki:
Wattpad: >LINK<
Blogspot: >LINK<

Opis: Voldemort umarł, a czarodziejski świat odetchnął z ulgą. Na miejsce strachu i niepokoju wcisnęło się szczęście i pogoda ducha.
Alex Black od najmłodszych lat wykazuje się ponad przeciętną inteligencją, poczuciem humoru, lekkim sarkazm. Odziedziczony w genach urok osobisty przyciąga do niej wielu potencjalnych kochanków,  co denerwuje Syriusza bardziej niż Minister Magii.
W świecie pozbawionym potencjalnego zła pojawiają się problemy nie mniejsze niż sam Voledmort. Na światło dzienne wychodzą zapomniane sprawy, szykuje się rewolucja medyczna, a skutki dawno wypowiedzianej przepowiedni zaczyna odczuwać wiele osób.
  
  Druga część "In search of a Better Ending". Nie czytać bez zapoznania się z pierwszą częścią.






INNA ALTERNATYWA

Linki:
Wattpad: >LINK<
Blogspot: >LINK<

Opis: Gdy życie przybiera nieoczekiwany tor, czasami trzeba udać się do ekstremalnych środków i postawić wszystko na jedną kartę. Oni tak zrobili. Zaryzykowali całym swoim życiem, by chociaż odrobinę odmienić własny los.

LUB

Co by było, gdyby Harry Potter, syn Remusa i córka Syriusza cofnęli się w czasie, by uchronić rodziców od niekoniecznej śmierci?





OSTATNIE DNI ŚWIATA. APOKALIPSA

Linki:
Wattpad: >LINK<

Opis: Rok 2016. Młoda hackerka Dolly przez przypadek dostaje w posiadanie tajne informacje należące do zorganizowanej grupy przestępczej "The Knights". Tymczasem w Waszyngtonie w Kapitolu dochodzi do zamachu, a dwa dni później ofiarami ataków terrorystycznych zostaje Brytyjski i Europejski Parlament oraz siedziba ONZ. Narasta niechciane napięcie, a media zaczynają spekulować o nadchodzącej wojnie. Kapitan James Allen z nie spokojem każdego poranka włącza telewizor i wygląda za okno. Nie dziwi się, gdy któregoś dnia do drzwi jego domu puka ubrany w wojskowy mundur mężczyzna. Wśród napięcia i spekulacji dochodzi do globalnej wojny, której skutki trudno było przewidzieć...







DEMONY SĄ WŚRÓD NAS

Linki:
Wattpad: >LINK<

Opis: Życie Lorenzo wywróciło się do góry nogami, kiedy poznał dwie zjawiskowe kobiety. Teraz próbuje zrozumieć siebie i swoje postępowania, jednocześnie chcąc odzyskać skradzione zmysły. We wszystkim pomaga mu psychiatra - kobieta, która zdaje się być równie toksyczna, co jego byłe muzy.

środa, 2 sierpnia 2017

Epilog #2

Deszcz bębnił głośno w szybę Wieży Gryffindoru, a wiatr targał drzewami z Zakazanego Lasu. Tylko Wierzba Bijąca stała prosto, całkowicie niewzruszona faktem majowej nawałnicy. Tymczasem w dormitorium chłopców z piątego roku panował codzienny rozgardiasz.

- Dobra, przyznać się, który świsnął moje skarpetki w miotły? – zapytał James, przerzucając do górny nogami zawartość swojego kufra.

- Nie wiem jak wy, ale ja nigdy bym ich nie dotknął – powiedział Syriusz, rzucając w Jamesa jego podręcznikiem od historii. – Jak jeszcze raz znajdę go w moich bokserkach...

- To przypadkiem!

- Jasne, jasne – warknął Syriusz lekko podenerwowany. – Zaczarowany podręcznik przez przypadek trafia do mojego kufra i zjada moją koszulką z AC/DC.

- Serio? Moje zaklęcia podziałało? – zapytał James, ewidentnie uradowany tym faktem. Rzucił wszystkie rzeczy, który trzymał w ręce i podbiegł do kufra Łapy, ale ten złapał go za rękaw szaty i odciągnął kawałek.

- Jak mogłeś? – zapytał z oburzeniem Black, a James się wyszczerzył. – To była moja szczęśliwa koszulka!

- Daj spokój. Kiedy go zaczarowałem, prawie odgryzł mi palce. Trzymajmy go na razie tutaj – powiedział Rogacz, wrzucając książkę do kufra Łapy i zatrzaskując go głośno.

- W moich bokserkach?!

- James, czy to nie było przez przypadek tak – zastanawiał się głośno Peter – że ty chciałeś, by twoja książka od Historii Magii odgryzła Syriuszowi...

- Nie! – zaprzeczył szybko, posyłając Peterowi mordercze spojrzenia i przeczesując włosy własną dłonią. – Nie, to nie tak...

Ale Syriusz już go nie słuchał, oburzony tym karygodnym zachowaniem swojego najlepszego przyjaciela.

- W takim razie – fuknął – proszę, weź swoje skarpetki.

Machnął różdżką raz i spod jego łóżka wyleciała para zielonych skarpetek w brązowe miotły. James sięgnął po nie ręką, ale Syriusz machnął różdżką po raz drugi i skarpetki zapłonęły, a James pisnął przestraszony. Teraz cztery pary oczu utkwione były w płonącą cześć garderoby Jamesa, a po paru sekundach huncwoci poczuli odurzający smród.

- Uwaga Gryfoni! Ewakuacja! – krzyknął James, wychodząc z dormitorium.

- Śmierdząca skarpetka Jamesa atakuj! – krzyknął Syriusz.

Krzyki wybawiły z innych dormitoriów resztę uczniów, którzy, gdy tylko wytknęli nos na korytarz, poczuli okropny smród. Huncwoci zeszli do pokoju wspólnego.

- Co się tak drzecie? – zapytał jeden z prefektów.

- Ewakuacja! – powtórzył James. – I to szybko!

- Nie można ot, tak urządzać ewakuacji! – sprzeciwił się prefekt. – Nie jesteście prefektami! Na jakiej podstawie organizujecie to całe zamieszanie? I co tak śmierdzi?

- Właśnie na tej podstawie – powiedział Syriusz, szczerząc się rozbawiony. – Ale możesz zostać. Inni będą mieć na dowód jakiegoś kretyna, który nam nie uwierzył.

I wyszli. Remus tylko wzruszył ramionami w kierunku prefekta i powlókł się za swoimi przyjaciółmi przed portret Grubej Damy, gdzie zebrała się reszta Gryffindoru. Tym sposobem huncwoci zostali bohaterami poranka.

+++

Deszcz przestał padać w południe, a po męczącej lekcji transmutacji, na której cała czwórka dostała dodatkowe wypracowanie za poranny incydent, postanowili, że odwiedzenie gajowego Hagrida to bardzo dobry pomysł.

Powietrze było rześkie, a trawa cały czas mokrawa.

- A cóż to się stało, że przypomnieliście sobie o starym gajowym? – zapytał, Hagrid, gdy otworzył drzwi swojej chatki, a huncwoci wpadli do środka.

- Jesteśmy trochę ostatnio zajęci – przyznał Remus, siadając na krzesełku.

Peter, James i Syriusz usiedli na czymś, co można było nazwać łóżkiem. Kieł od razu podbiegł do Syriusza i ułożył swój łeb na jego kolanach, śliniąc przy okazji szatę Łapy. Jemu zdawało się to nie przeszkadzać i z sentymentem podrapał psa za uchem, a ten pomachał ogonem uraczony.

- Nauczyciele pewnie dają wam popalić – powiedział, przygotowując kubki na herbatę i wykładając ciasteczka na stół.

- SUMY coraz bliżej – skomentował James.

Rozmawiali o szkole, o tym, co Hagrid znajduje w Zakazanym Lesie, o dowcipach huncwotów, dopóki nie spostrzegli, że na dworze zrobiło się ciemno, a Hagrid wygonił ich do zamku. Jako że James nie wziął niewidki, a i nikt nie pomyślał o spakowaniu mapy, szli na oślep, uważając, by nie wpaść na nauczyciela. Dobrze im to szło, dopóki nie wyskoczył przed nich kot.

- No nie! – warknął posępnie Syriusz. – Tylko nie tak kotka Norris. Nie teraz.

- Zasadźmy jej zdrowego kopniaka – zaproponował James. – Może to ją nauczy nie wtykać nosa w nieswoje sprawy, huh?

- Wiecie... Wiecie co – odezwał się Remus. Lekko pobladł na twarzy. – Myślę, że to nie jest Pani Norris.

- Co? – zapytali we trójkę w tym samym czasie.

- Bardzo dobre spostrzeżenie, panie Lupin.

Syriusz, James i Peter krzyknęli przestraszeni i spojrzeli prosto w świdrujące oczy profesor McGonagall.

- Co robicie tutaj o tej porze? – zapytała surowym głosem.

- Bo my... My byliśmy – James starał się tłumaczyć.

- Nie obchodzi mnie to, pani Potter. Gryffindor traci dwadzieścia punktów. A teraz w tej chwili do wieży i żebym was już więcej dzisiaj nie widziała.

Przestraszni wyraźnie surowszym głosem profesorki, uśmiechnęli się we czwórkę, skinęli głowami i życząc profesor McGonagall dobrej nocy, pobiegli do wieży, gdzie siedziało jeszcze sporo uczniów, ale oni pobiegli do swojego dormitorium pośrodku, którego leżała kupka popiołu. James upadł na kolana tuż obok niej i udając płaczliwy głos, powiedział:

- Dobrze mi służyłyście. Spoczywajcie w pokoju.

Syriusz zarechotał rozbawiony.

+++

Następnego dnia, a był to najlepszy dzień w całym tygodniu, bo nosił nazwę piątek, większość uczniów ogarnęło przyjemne uczucie na myśl zbliżającego się weekendu. Większość miała już serdeczne dość książek i pisania wypracowań i miała zamiar spędzić sobotę na leniuchowaniu. Huncwoci mieli podobne plany, ale najpierw musieli wytrwać lekcje.

Podwójna godzina eliksirów z samego rana brzmiała jak czysta męczarnia. Huncwoci ustawili się w lochach, pod pracownią numer trzy wraz z innymi Gryfonami i Ślizgonami. Profesor Slughorn pojawił się tuż przed dzwonkiem i wpuścił ich do klasy, gdzie pośpiesznie zajęli swoje standardowe miejsca.

- Moi drodzy dzisiaj zrobimy sobie małą powtórkę – poinformował klasę, wyciągając z biurka mały koszyczek, w którym pozgniatane były karteczki. – Dobiorę was w pary i każda para będzie musiała sporządzić wylosowany eliksir.

Potrząsnął koszyczkiem, uśmiechając się przy tym dziarsko, po czym przystąpił do dobierania par. Lily Evans nie była zadowolona perspektywą spędzeniu następnych dwóch godzin tuż obok Jamesa Pottera. Sam James prawie spadł z wrażenia z krzesełka, piszcząc jak mała dziewczynka.

- Losuj Lily – powiedział, gdy przyszła na nich kolej. Lily wyciągnęła karteczkę i z lekkim niesmakiem przeczytała:

- Amortensja.

Siedzący niedaleko Syriusz poruszał zabawnie brwiami w kierunku swojego przyjaciela.

James wykonywał polecenia Lily, która kazała mu kroić czy obierać te, a nie inne ingerencje, po czym wrzucali je do kociołka i gotowali odpowiednią ilość czasu na małych bądź dużych płomieniach, mieszając odpowiednią ilość razy zgodnym z ruchem wskazówek zegara lub przeciwnym.

- Nie mogę niczego wywąchać – powiedział James po półtorej godzinie, gdy eliksir był już prawie gotowy.

- Co? – zdziwiła się Lily. – Jak to? Przecież wszystko zrobiliśmy dobrze – powiedziała i na potwierdzenie zerknęła do książki, analizując wszystkie podpunkty.

- Cóż, wyraźnie nie – odparł. Stolik obok, komuś upadł nożyk. – Może... Może jeśli nie użyłabyś swoich różanych perfum...

- Może mógłbyś je poczuć – odparła, starając się mieć przy tym uprzejmy głos – gdybyś nie użył wiadra żelu do włosów tego poranka, Potter.

Głupia świadomość dotarła zarówno do umysłu Lily, jak i Jamesa. Ukochane perfumy Lily skończyły się jej w zeszłym tygodniu, a James nie brał prysznica tego poranka, bo Syriusz zabarykadował się w łazience.

Lily odwróciła wzrok, zakładając swoje włosy za uchu. James utkwił swój wzrok w podłodze, uśmiechając się do siebie jak idiota. Zbyt bardzo zadowolony nie mógł zauważyć posępnych spojrzeń rzucanych w jego kierunku przez Severusa Snape'a.

+++

Następna lekcja, a było nią transmutacja, wydawała się wyjątkowo nudna. Profesor McGonagall tłumaczyła wyjątkowo trudną i nudną teorię. Promienia słońca wpadające do klasy sprawiały, że w pomieszczeniu zrobiło się ciepło. Nic więc dziwnego, że Syriuszowi przymknęło się na chwilę oko.

Obudził się jednak gwałtownie, gdy drewniana linijka świsnęła mu koło ucha i uderzyła w blat stołu z trzaskiem.

- Panie Black, czemu pan śpi na mojej lekcji? – zapytała zdenerwowana profesor McGonagall.

- Słuchanie pani głosu bardzo mnie relaksuje – odpowiedział z uśmiechem.

- To, czemu reszta klasy nie śpi?

- Bo nie słuchają pani?

Siedzący obok James zachichotał w rękaw swojej szaty. Profesor McGonagall mierzyła Syriusza świdrującym spojrzeniem.

- Masz dodatkowy referat, Black? – zapytała.

- Błogosławieni ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli!

Teraz przez całą klasę przebiegł szmer rozbawienia, ale profesor McGonagall nie widziała w tym nic zabawnego.

- Minus dziesięć punktów od Gryffindoru – powiedziała. – Skup się Black, to może być na SUMACH – poinformowała go i odeszła w stronę swojego biurka, na brzegu którego usiadła i dalej tłumaczyła lekcję.

Syriusz rozejrzał się po klasie. James bazgrał coś na kawałku pergaminu, Remus notował zawzięcie, Peter też prawie zasypiał. Lily i Dorcas notowały spokojnie, od czasu szepcząc coś sobie na ucho. Frank rzucał tęskne spojrzenia ku Alicji.

- Pytania? – zapytała profesor McGonagall. Syriusz natychmiastowo podniósł rękę. – Tak, panie Black?

- Gdyby niedźwiedź i rekin się pojedynkowali, to który by wygrał?

- Jakiekolwiek pytania związane z lekcją? – zapytała profesorka, kompletnie ignorując Syriusza. Ten wzruszył jedynie ramionami i wrócił do podpierania głowy na zgiętej dłoni, z wyczekiwaniem oczekując dzwonka.

+++

Było koło szóstej wieczorem, gdy huncwoci obładowani w jedzenie z kuchni (skrzaty wręczyły im zupełnie więcej, niż pomieściłyby ich żołądki) znaleźli się w Pokoju Życzeń, który teraz zamienił się w bardzo przytulny salon, przypominający znacznie ten z wieży. Rozsiedli się w wygodnych fotelach i objadając się słodyczami, popijając piwo kremowe oraz whisky, którą przemycił z Hogsmade Syriusz, rozmawiali na wszystkie możliwe tematy. Śmiali się przy tym głośno, rzucali poduszkami i wymyślali kolejne żarty. Czasami ich myśli błądziły w kierunku życia po szkole, ale szybko zmieniali temat, bo jeszcze sporo przed nimi i nie chcieli sobie psuć w tak cudownym momencie humoru.

- Wiesz co Łapciu – powiedział James. Peter spał zwinięty w kłębek na fotelu, a Syriusz śmiał się cicho – powinniśmy częściej upijać Lunatyka, nie sądzisz?

- Zgadzam się – odparł – ale masz jakiekolwiek pojęcie, skąd on wytrzasnął ten kapelusz?

Remus bowiem tańczył jakąś dziwną odmianę tańca w koszuli z hawajskim motywem i słomianym kapeluszu z rondem postawionym ku górze.

- To się nazywa imprezka! – wykrzyknął i odwrócił się do Jamesa i Syriusza, prawie się przy tym przewracając. – Co tam, czarodzieje?

Od tamtego dnia minęło wiele lat, a Syriusz westchnął ciężko na jego wspomnienie. Był wtedy taki młody i głupi. Jeszcze żadne z nich nie wiedziało, że za dwa lata Lily Evans przyniesie im bardzo dziwne książki, a ich życie wywróci się do góry nogami. Syriusz wiele by oddał, by móc jeszcze wrócić do tamtych dni, nawet jeśli to oznaczało, że musiał przyjaźnić się z Peterem. Wiele by oddał za obaczenie Caroline przy stole Ślizgonów, Lily, która upierdliwie spławiałby Jamesa i Remusa w towarzystwie Dorcas.

Przestań, smęcisz jak starzec - powiedział głos w jego głowie.

I pijak - dodał drugi głos w jego głowie.

Na twarzy Syriusza można było dostrzec taki sam uśmiech, jaki towarzyszył mu pamiętnego dnia w Pokoju Życzeń. Spojrzał na butelkę z piwem i wypił do końca trunek, a potem przeniósł swój wzrok na przyjaciół. James w stanie upojenia alkoholowego siedział na podłodze z głową opartą o fotel i zaśmiewał się od czasu do czasu. Petera z nimi nie było, ale był Regulus - jego prawdziwy z krwi i kości brat. Wspaniały Minister Magii pijany spał zwinięty w kłębek na kanapie i mruczał niewyraźnie przez sen, co powodowało u Syriusza jeszcze szerszy uśmiech, a Remus... Remus wyczarował sobie dokładnie taki sam kapelusz jak ten w piątej klasie i tańczył tylko sobie znany taniec, z którego James się zaśmiewał.

Bo jeśli znajdujesz prawdziwych przyjaciół, to na całe życie, pomimo przeciwności losu, śmierci, długich rozłąk i kłótni. Bo prawdziwi przyjaciele są z tobą w każdej sytuacji. Zawsze są w twoim sercu i mimo iż nie ma ich fizycznie tuż obok.

- Za... Za huncwotów! – wybełkotał Remus. – Za nas... nasze żarty... i wspaniałą przyjaźń. Zdrowie!

- Zdrowie! – James z Syriuszem ryknęli tak głośno, że Regulus się obudził.

Huncowocka to sprawa, naruszyć wszystkie prawa, narobić rabanu i nie dostać szlabanu.



THE END

+++

Tym oto sposobem dobrnęliśmy do końca. Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za czytanie, komentowanie i gwiazdkowanie. Wiem, że ta wersja różni się od poprzedniej, ale jest po stokroć według mnie lepsza. Poprzednia wersja była za długa, a rozdziały za krótkie. Teraz jestem mega zadowolona z tej pracy.

Proszę każdego o pozostawienie ostatniego komentarza pod tym epilogiem.

Dziękuję wam wszystkim bardzo serdecznie.

x

Epilog #1

Ubrana w różową, plisowaną spódnicę i czarną bluzkę kobieta, wstała szybko, gdy do przytulnego pomierzenia, w którym się znajdowała, weszła druga kobieta. Była młodsza od niej, ubrana elegancko, ale jednocześnie swobodnie. Obie uśmiechnęły się do siebie, gdy tylko ich spojrzenia się napotkały.

- Cieszę się, że pani przyszła panno Black - powiedziała pierwsza, wyciągając swoją dłoń. Alex ją uścisnęła. - Amanda Wood, naprawdę miło mi poznać.

- Mnie również - powiedziała Alex.

Obie usiadły na wygodnej kanapie. Amanda machnęła różdżką i herbata z kwiecistego dzbanka przelała się do filiżanek.

- Bardzo się cieszę, że zechciała mi pani udzielić wywiadu. To pani pierwszy wywiad od paru lat, prawda?

Czas zawsze płynie tak samo. Czasami nam się wydaje, że płynie szybciej, a raz wolniej, ale jest to tylko sposób, w jaki go postrzegamy. Postrzegamy go płynącego szybko w trudnych chwilach, aby mieć go więcej w chwilach, kiedy jesteśmy szczęśliwi.

Wydawać by się mogło, że od czerwca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego minął zaledwie miesiąc, ale prawda prezentuje się inaczej. Kartki z kalendarza spadały bardzo szybko, ustępując miejsca nowym datom. Dni przemijały w miesiące, te zaś w lata. Czy ktokolwiek mógłby posądzić, że minęły trzy lata?

- Proszę mówić mi Alex - powiedziała przyjaźnie. - Tak, to mój pierwszy wywiad odkąd udzieliłam ostatniego w lecie tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego. Przyznam szczerze, że trochę się stresuję.

- Nie ma czego - zapewniła ją Amanda. - Od tamtego dnia minęło trochę czasu. Ukończyłaś Hogwart, założyłaś rodzinę i pracujesz w londyńskim laboratorium do spraw eliksirów. Jak ci się żyje ze świadomością, że nie jesteś już dzieckiem?

Alex zaśmiała się krótko.

- Och, myślę, że nadal nim jestem. Gdzieś wewnątrz siebie nadal czuję się malutką dziewczynką, ale bardzo lubię ten stan.

- Jesteś jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w czarodziejskim świecie. Jak się z tym czujesz?

- Myślę, że normalnie. Staram się chronić życie prywatne i zawodowe. To klucz do normalności.

Amanda uśmiechnęła się lekko, a Alex upiła łyk herbaty. Czuła się swobodnie. Myślała, że będzie gorzej.

- W wieku szesnastu lat wynalazłaś lekarstwo na wilkołactwo. Czy pracujesz teraz nad czymś konkretnym? - zapytała Amanda. Samonotujące pióro lewitowało tuż obok i zapisywało wszystko w notatniku.

- Przyznam szczerze, że nie. Jestem pochłonięta przez kilka mniejszych projektów, ale nie jest to coś, czego byśmy nie wiedzieli.

- Społeczność wampirza domaga się od ciebie próby wynalezienia lekarstwa na ich problem. Jak to skomentujesz?

- Nie potrafię tego skomentować - odpowiedziała Alex, która była już przytłoczona powracającym tematem. - Dostaję od nich masę listów i gróźb. Bardzo chciałabym im pomóc, ale ten moment są inne sprawy, na których chciałbym się skupić.

Amanda uśmiechnęła się bardzo szeroko.

- No właśnie! Za cztery miesiące wychodzisz za mąż. Jak się czuje przyszła pani Nott?

Alex uśmiechnęła się lekko.

- Poddenerwowana.

- Streścisz nam historię twoją i Teodora?

Alex uśmiechnęła się lekko na wspomnienie tamtych dni.

- Był totalnie we mnie zakochany, a ja bałam się miłości. Wszystko skumulowało się w szóstej klasie, kiedy ja szukałam lekarstwa na wilkołactwo, a on rywalizował o mnie z jeszcze dwoma innymi chłopakami. Teraz wydaje mi się, że w tamtym okresie był bardzo przez to przytłoczony. Później ze mnie zrezygnował, twierdząc, że poczeka, aż będę gotowa na miłość.

 - To bardzo urocze - skomentowała Amanda.

- Też tak uważam. Zaczęłam z nim chodzić w siódmej klasie i przyznam szczerze, że chyba trochę żałuję, że nie dałam mu szansy wcześniej. Kilka miesięcy po zakończeniu Hogwartu zamieszkaliśmy razem, chociaż nasi rodzice byli bardzo ku temu przeciwni. - Alex uśmiechnęła się na wspomnienie reakcji Syriusz. - Później wszystko jakoś wyszło. On mi się oświadczył w Paryżu, kiedy odwiedzaliśmy Nicolasa Flamela, a teraz czeka nas ślub.

- Planujecie już coś więcej? - dociekała Amanda.

- Mamy zaplanowane życie tylko do naszej podróży poślubnej. Później się zobaczy, co nam życie w ręce włoży.

- Zdradzisz, dokąd się wybieracie?

- Będziemy zaznajamiać się z Japonią - odpowiedziała Alex.

- Muszę przyznać, że obracasz się Alex w bardzo ciekawym towarzystwie. Już sama twoja rodzina jest bardzo interesująca. Twój narzeczony pracuje jako prawnik, ojciec jest aurorem, starszy brat pracuje w Departamencie Gier i Sportów obok Ludo Bagmana, a brat bliźniak jest bardzo znanym podróżnikiem, twój wuj został Ministrem Magii. Poza tym jest też James Potter, który pokonał Voldemorta oraz jego syn Harry, który jest znakomitym graczem Quidditcha. Chciałabym cię jednak zapytać o Remusa Lupina. Jak się miewa twój ojciec chrzestny?

- Remus jest przeszczęśliwym człowiekiem bez swojego wilkołactwa. Patrząc na jego szczęście, wiem, że to, co zrobiłam, było niesamowicie dobre. Bardzo powodzi mu się w życiu. Restauracja się rozwija, a ostatnio po latach zaczął nawet randkować. Dobrze go takiego widzieć.

Amanda kiwała głową, uśmiechając się bardzo promiennie.

- Jak wyobrażasz sobie swoje życie za parę lat?

- Nie mam pojęcia - zaśmiała się Alex. - Na pewno nie chciałabym, żeby moje życie uległo drastycznemu pogorszeniu. Myślę raczej o tworzeniu eliksirów, zwiedzaniu świata z Teodorem i udzielanie małych wykładów.

- Myślę, że to piękna i spokojna przyszłość - powiedziała Amanda. - Mam jeszcze parę pytań od twoich fanów. Nie obrazisz się, jeśli ci je zadam?

- Myślę, że nie - odpowiedziała Alex. Mimowolnie poruszyła swoją piękną srebrną obrączką z diamentem na serdecznym palcu lewej ręki. Był to jej odruch, kiedy się denerwowała.

- Czy jest coś, czego w tym momencie poszukujesz?

Alex zamyśliła się na chwilę. Poszukiwała wielu rzeczy, ale najbardziej chciała odnaleźć Kiana i wyjaśnić z nim niedokończone sprawy.

- Chyba nie - odpowiedziała.

- Jakiego rodzaju książki lubisz czytać?

- Czytam bardzo dużo o eliksirach, ale ostatnio zafascynowała mnie mugolska literatura. Bardzo uwielbiam dzieła Szekspira, Sir Arthura Ignatiusa Conana Doylei'a, Oscara Wilde'a oraz poezję Williama Wordswortha i Johna Clare'a.

Alex oczami wyobraźni zobaczyła swoją domową biblioteczkę i wszystkie książki, które się tam znajdowały.

- Czy przed Teodorem był ktoś, kogo kochałaś?

Alex przełknęła ciężko ślinę na wspomnienie o Williamie.

- Tak, jak wspominałam, w młodości bałam się miłości, ale jak patrzę na to wszystko z perspektywy czasu, to wiem, że był jeden chłopak, którego darzyłam pewnymi uczuciami. Wtedy to było dla mnie dziwne.

- Jakieś inne miłosne uniesienia?

- Był jeszcze jeden chłopak, ale myślę, że między nami była tylko dzika fascynacja i pożądanie.

- Myślę, że nie mam więcej pytań Alex - powiedziała Amanda. - Cieszę się, że poświeciłaś mi te kilkanaście minut i odpowiedziałaś na moje pytania. Mam nadzieję, że twój ślub będzie bajeczny. Dziękuję ci bardzo.

- Również dziękuję, było bardzo miło.

Chwilkę później Alex była już w swoim domu. Razem z Teodorem mieszkali w posiadłości (Syriusz wolała nazywać to willą) na wybrzeżu. Tak więc Alex, gdy się budziła, słyszała kojący szum morza i gdy zasypiała, też go słyszała.

Teodor czekał na nią w salonie.

- Jak było? - zapytał podekscytowany.

- Myślę, że dobrze - odpowiedziała, przytulając się do niego. Teodor czule objął ją ramieniem i pocałował w czoło. - Kocham cię - wyszeptała.

- Ja ciebie też kocham, Alex Black - powiedział.

Oboje jeszcze chwilę stali przytuleni do siebie, wpatrując się w nieduże fale za oknem.

Rozdział 27

- Co ty robisz Potter? - syknął Kian, kiedy Peleryna Niewidka wylądowała na jego głowie. - Weź, to zdejmij i...

- Przymknij się! - warknął Harry i walnął Kiana z liścia w policzek. - Próbuję ci pomóc.

Kian oniemiały tym zachowaniem, nie powiedział już nic. W ciszy ruszył za Harrym. Bez problemu wydostali na błonia, chociaż w szkole zapanowała panika, a potem w obrzeża Wierzby Bijącej. Tam Harry ściągnął z nich niewidkę i srogo spojrzał na Moora.

- Jesteś parszywym, zdradzieckim gnojkiem - wysyczał, przystawiając mu różdżkę do gardła. - Ale rozumiem pojęcia sprawiedliwość, chęć zmian i miłość. - Opuścił różdżkę. - W wierzbie jest tunel. Dostaniesz się nim do Wrzeszczącej Chaty w Hogsmeade. Stamtąd teleportujesz się, gdziekolwiek nie będziesz chciał i zostawisz nas wszystkich w spokoju, bo bardzo już narozrabiałeś.

Kian był wstrząśnięty tym zachowaniem Harry'ego.

- Puszczasz mnie wolno? - zapytał.

- Tak, bo rozumiem twój haniebny czyn, a każdy człowiek zasługuje na drugą szansę. Teraz, gdy już dokonałeś zemsty, możesz zacząć całkiem nowe życie gdzie indziej.

- Nie idę nigdzie bez Alex - powiedział uparcie, a Harry zaśmiał się w głos.

- Posłuchaj, prawdopodobnie za chwilę pojawią się tu nauczyciele albo aurorzy i już nie będę w stanie ci pomóc. Alex nigdzie z tobą nie pójdzie, bo ma w tobie tylko mordercę. Skorzystaj z okazji, że znam twój ból i daję ci szansę na drugie życie.

Kian mierzył go przenikliwym wzrokiem. Spojrzał na Czarną Różdżkę w swojej dłoni.

- Wiesz o Insygniach - bardziej stwierdził, niż zapytał.

- Tak, wiem - odpowiedział Harry. - Możesz zachować Czarną Różdżkę. Tylko nie rób nią już głupich rzeczy, bo skończysz gorzej niż Grindelwald i Voldemort razem wzięci.

Kian uśmiechnął się lekko w ten swój charakterystyczny sposób.

- Dzięki, Potter. Nie spodziewałbym się tego po tobie.

- Idź!

Wierzba znieruchomiała i Kian podszedł do przejścia.

- Powiedz Alex, że ją kocham - rzekł na odchodne.

- Wątpię, by chciała to teraz słyszeć.

Kian uśmiechnął się jeszcze raz i zniknął w przejściu. Wierzba się poruszyła i znów była gotów do atakowania nadlatujących ptaków. Harry odniósł wrażenie, że Kian był bardzo z siebie zadowolony i to bardzo go niepokoiło. Wolnym krokiem wrócił do zamku.

Tylko jedna osoba haniebny czyn zrozumie,

Da wolność,

Zabójca zniknie w tłumie.



+++

Syriusz i James wpadli do Hogwartu niczym dwaj szaleńcy. Kiedy wbiegli do Wielkiej Sali, obchodziły ich tylko ich własne dzieci. Syriusz sapnął z ulgą, kiedy zobaczył Lucasa i Chrisa. James nie czekając za długo, mocno uściskał syna.

- Gdzie Alex? - zapytał Syriusz spanikowany.

- Siedzi tam... Nie daj się jej odciągnąć od Williama - powiedział Chris.

Syriusz zrozumiał. Szybko upewnił się, że jego synom na pewno nic nie jest i podszedł do córki. Alex siedziała przy Williamie i mocno go ściskała. Syriusza ten widok ukuł w serce. Nigdy nie widział córki takiej smutnej, jednocześnie dziwnie pobudzonej. Spojrzał na Williama. Wiedział, że ten młody dzieciak nie zasłużył na śmierć. Jak on przekaże te wieści Ninie i Louisowi?

- Alex - powiedział spokojnie, kucając obok córki i kładąc jej dłoń na ramieniu. - On nie żyje i nic nie możesz na to poradzić.

Spojrzała na niego. W jej czekoladowych oczach nie było już łez. Nie miała siły, by płakać.

- Czuję się winna - wyznała.

- To nie była twoja wina - zapewnił ją Syriusz.

- On mnie kochał - powiedziała i Syriusz poruszył się niespokojnie. - Wiem to, powiedział mi to, a ja... Ja chyba też go kochałam tato, tak mi się wydaje. To nie był ten sam rodzaj miłości, który jest między dwójką zakochanych ludzi. To było coś innego i nie potrafię tego dokładnie opisać, ale wiem, że na swój sposób darzyłam go pewnymi uczuciami. Zrozumiałam to dopiero teraz. Czuję się winna, bo nigdy mu tego nie powiedziałam.

- Teraz już nic nie możesz zrobić - rzekł Syriusz. - Musisz mu dać odejść. Pogodzić się z tym i żyć. To, co stało się dzisiaj, było dramatyczne. Nigdy bym nie przypuścił, że takie rzeczy będą mieć miejsce w Hogwarcie, ale się stały i musimy się z nimi pogodzić. Dobrze?

Alex przytknęła głową. Z trudem zostawiła Williama i mocno przytulając się do ojca, przeszła z nim do Skrzydła Szpitalnego, gdzie pani Pomfrey podała jej słodki eliksir uspokajający. Alex zmęczona wydarzeniami, zasnęła, a Syriusz wrócił do Wielkiej Sali.

- Co z nią? - zapytał Lucas.

- Jest w szoku, ale będzie dobrze. Poradzi sobie. - Odetchnął ciężko. - Co się tutaj właściwie stało?

Harry zaczął im opowiadać, jak to podsłuchali wymianę zdań między całą czwórką i jak potoczyła się wymiana zaklęć.

- Wtedy gruz nas oddzielił. Goniłem Kiana, ale on... Uciekł mi. Przepraszam.

- Nic się nie stało Harry - zapewnił go James. - I tak dużo zrobiłeś. Nie chcesz się teraz przejść do pani Pomfrey?

- Z chęcią chwilkę bym się przespał - przyznał Harry i we dwoje z Jamesem opuścili Wielką Salę, a Ginny pobiegła zaraz za nimi.

W tym samym czasie Nathaniel przystanął obok nich.

- Nic wam nie jest? - zapytał Syriusz. - To przecież był wasz przyjaciel.

- To dziwne uczucie - powiedział Nathaniel. - Nie wiedziałem, że Will miał tyle sekretów ani że jest wnukiem Voldemorta. To szok. Mimo wszystko uważam, że nie zasłużył na śmierć. Nie zrobił przecież nic złego.

- Myślę, że wszyscy musimy to jakoś przeboleć - dodał Chris.

Syriusz mocno przytulił synów i bratanka.



+++

Na pogrzebie Dumbledore'a zebrało się wiele osób. Zeszli po kamiennych stopniach i Harry zobaczył, że kierują się w stronę jeziora. Słońce z czułością pieściło policzki osób zgromadzonych między rzędami setek krzeseł, ustawionych przed marmurowym postumentem na przedzie. Był cudowny letni dzień.

Połowa krzeseł była już zajęta przez najdziwniejszy zestaw ludzi: niechlujnych i eleganckich, starych i młodych. Pojawił się Kingsley Shacklebolt, Szalonooki Moody, Remus Lupin, James Potter, Syriusz i Regulus Black, państwo Weasley, Bill i Fleur, a za nimi Fred i George. Była też madame Maxime, która zajęła prawie trzy krzesła, Tom, właściciel Dziurawego Kotła, Ernie Prang, kierowca Błędnego Rycerza, madame Malkin, właścicielka sklepu z szatami z ulicy Pokątnej. Były też zamkowe duchy, ledwo widzialne w jasnym słońcu.

Uczniowie Hogwartu stanęli w równych rzędach przed postumentem.

Ludzie szeptali między sobą, a tłum gęstniał. Pojawił się Korneliusz Knot. Miał nietęgą minę i jak zwykle obracał w rękach swój zielony melonik. W końcu usiedli członkowie grona nauczycielskiego.

Hagrid złożył ciało na marmurowym postumencie. Niski mężczyzna w czarnej szacie, z kępką włosów na głowie stanął przed ciałem Dumbledore'a i zaczął mówić. Tylko Harry zdawał się wiedzieć, że słowa, które padają z ust czarodzieja, niewiele mają wspólnego z tym Dumbledore'em.

Czarodziej w czarnej szacie skończył przemawiać i powrócił na swoje miejsce, a jasne, białe płomienie wybuchły wokół ciała Dumbledore'a i postumentu, na którym było złożone. Biały dym zaczął się wić w powietrzu, tworząc dziwne kształty, a zaraz potem płomienie zgasły. Zniknął marmurowy postument i spoczywające na nim ciało Dumbledore'a: zamiast nich wznosił się przed nimi biały marmurowy grobowiec.

W końcu pogrzeb się zakończył, goście się rozeszli i przed marmurowym nagrobkiem zostały tylko trzy osoby. Był to Regulus Black, Minister Magii i Kingsley Shacklebolt.

- Są jakieś wieści o tym chłopaku? - zapytał Knot.

- Wyparował jak kamień wodę - powiedział Kinglsley poważnie. - Ale biuro pracuje, mamy kontakty z innymi Ministerstwami. Prędzej czy później chłopak się potknie i złapiemy go.

- No nie wiem - powiedział Minister. - Wydaje mi się, że to bardzo sprytny chłopak i nie da się tak łatwo złapać?

- Co, jeśli będzie chciał kontynuować politykę dziadka? - zapytał Regulus.

Knot roześmiał się krótko.

- Panie Black, niech pan nie będzie głupi. To tylko młody chłopak.

Nagle w Regulusie zebrała się totalna wściekłość. Przypomniał sobie, jak w czytanych książkach Knot był przeciwny przyznania, że Voldemort powrócił. Teraz było podobnie, bo tak jak i wtedy, tak i teraz Knot się bał.

- Pan się boi ministrze - powiedział Regulus bardzo pewny swoich słów. - Pan się boi, że na horyzoncie naprawdę może pojawić się zagrożenie i że sobie pan z nim nie poradzi, a tym samym utraciłby pan swoje stanowisko. To tylko pokazuje jak wielkim i zapatrzonym w siebie tchórzem pan jest.

Nagle pięść Ministra wylądowała na twarzy Regulusa. Ten się zachwiał, ale nie upadł. Poczuł w ustach smak krwi, która spłynęła mu z nosa. Kingsley poruszył się zaskoczony, nie wiedząc, której strony bronić.

- Ani mi się waż tak więcej mówić - powiedział ostrzegawczo Minister i zaczął się wycofywać, a Kingsley zaraz za nim. Regulus roześmiał się.

- Będę mówił, co mi się żyw, nie podoba! Mam zamiar się ubiegać o pańskie stanowisko, a to oznacza wywiady, debaty i głosowanie czarodziejskiej społeczności! Teraz pan nie ucieknie! Musisz stanąć prawdzie prosto w oczy!

Nad grobem kłótnia nieunikniona

Padnie jeden cios,

Kto przejmie ludzki los?

Rozdział 26

Mimo iż wszystko wyglądało na zakończone, Alex miała jeszcze jedną rzecz do zrobienia.

Dwudziesty drugi czerwca wypadł w niedzielę, dlatego Alex bez problemu znalazła się w najmniejszym zaułku na piątym piętrze za dwadzieścia dwunasta.

Za piętnaście...

Za dwanaście...

Za dziesięć...

Za osiem...

Za pięć...

Dokładnie, kiedy wybiła za pięć dwunasta, oślepił ją blask bijący ze ściany. Zniknął równie szybko, co się pojawił i Black ujrzała najpiękniejsze na świecie pozłacane drzwi. Zachwycona ich wzorami, ostrożnie weszła do środka.

Komnata urządzona była w jaskrawych kolorach. Przez stożkowaty dach, przypominający szczyt wieży, wpadały promienie słońca, które prawie oświetlały witraż przedstawiający złote oko. Tuż pod witrażem, na kamiennych płytkach, leżała szkatułka. W środku znajdował się złoty kamień (już drugi), który całkowicie dopełnił tarcze wielkości połowy ludzkiej dłoni.

Alex zdążyła wyciągnąć dołączoną kopertę, a potem oświetliły ją promienie słońca, wpadające do środka przez witraż. Poczuła się inaczej... Jakby mogła wszystkiego dokonać, jakby wiedziała więcej. Stan ten utrzymał się przez może cztery sekundy, a potem zniknął. Na zegarku Alex było parę sekund po dwunastej. Otrząsnęła się lekko i otworzyła kopertę. W środku znajdował się list.

Drogi przybyszu!

Skoro to czytasz, to znaczy, że znalazłeś wszystkie części kolorowej tarczy i odkryłeś wiele wspaniałych miejsc w Hogwarcie. Pewnie się zastanawiasz, po co to wszystko było. Prostota zagadek i magiczność miejsc miały zbliżyć Cię do Hogwartu. Teraz znasz go najlepiej ze wszystkich, a tarcza, którą trzymasz w ręce, jest kluczem do szkoły. Dzięki niej możesz tak naprawdę wszystko.

Mam nadzieję, że nie czujesz się zawiedziony, bo na końcu nie czekał na ciebie garniec złota. Mam nadzieję, że jesteś mądrą osobą i zrozumiesz, co tak naprawdę zyskałeś. Kiedy umrzesz, tarcza zniknie, zagadki wrócą na swoje miejsce, a ktoś inny dostanie szansę odkrycia Hogwartu. Na ten moment, ciesz się tym, co masz.

Przyjaciel

Alex uśmiechnęła się szczerze. Zrozumiała, co zyskała dzięki zagadkom i jak wielkie szczęście jej przy tym dopisało. Czuła się dumna, że to właśnie ona mogła odkryć na nowo zapomniane miejsca.

Schowała list i tarczę do kieszeni, ostatni raz obrzuciła pomieszczenie spojrzeniem i wyszła na zewnątrz. Ledwo drzwi się za nią zamknęły, a zniknęły. W tym samym czasie Alex poczuła coś dziwnego. Targnęła nią niewidzialna siła, oblał ją zimny pot. Pospiesznie ruszyła przed siebie. Nie wiedziała dlaczego, ale musiała znaleźć się natychmiast w Wieży Gryffindoru.

Pobiegła tam. Podała Grubej Damie hasło, chociaż wcale nie powinna go znać i wpadła do środka. Niewielu uczniów zostało w zamku. Większość siedziała właśnie na błoniach i cieszyła się słonecznym dniem. Ale Harry siedział samotnie w fotelu przy kominku i wyglądał, jakby mocno nad czymś myślał.

- Harry... - powiedziała.

- Alex? Co tutaj robisz? Skąd znałaś hasło?

- To długa historia - odparła. - Weź mapę, niewidkę i chodź. Mam... Mam przeczucie.

Harry przyjrzał się jej bardzo ostrożnie i skinął głową. Po minie Black wywnioskował, że lepiej jej w tym momencie nie odmawiać. Zniknął na chwilę w swoim dormitorium, a potem oboje pobiegli przez korytarz.

Alex prowadziła. Jej nogi same niosły ją przed siebie. Nagle przystanęła.

- Niewidka! - rozkazała i Harry ich okrył.

Ledwo pod nią zniknęli, a ukazał się im Kian. Minął ich, a minę miał przy tym bardzo skupioną i pewną siebie. Alex krótkim gestem nakazała iść za nim, to też zrobili. Śledzili Kiana aż na jeden z mniejszych szkolnych dziedzińców, gdzie Moore przystanął. Kilka minut później z korytarza, z którego przyszli, wyłonił się Dumbledore. Ani on, ani Kian nie wyglądali na zaskoczonych tym spotkaniem.

- Nie cieszy się pan ciepłym dniem nad jeziorem, panie Moore? - zapytał spokojnie Dumbledore.

- Myślę, że to nie dla mnie wylegiwanie się w słońcu i taplanie w wodzie - odparł Kian. Zachowywał się bardzo tajemniczo. Alex i Harry obserwowali ich uważnie. - Poza tym korzystając z chwili, że w zamku jest nawet pusto, chciałem odbyć z panem pogawędkę.

Dumbledore uśmiechnął się lekko.

- Pani Moore, myślę, że ta rozmowa jest zbędna. Nie mam zamiaru z panem walczyć.

- Ale ja mam zamiar z tobą! - wrzasnął Kian tak głośno, że Alex i Harry cofnęli się o krok. - Ty i ja, sprawiedliwa walka, teraz.

- Nie mogę pojąć twojej chęci do pojedynku - odpowiedział spokojnie Dumbledore. Zachowanie Kiana zdawało się go wcale nie dziwić. - Chcesz sprawdzić swoje ambicje i możliwości?

- Chcę sprawiedliwości - syknął. - Sprawiedliwości za to, co zrobiłeś mojemu dziadkowi. Jak go wystawiłeś. - Brwi Dumbledore'a uniosły się wysoko. - Zaskoczony, starcze?

-  Ani trochę - odpowiedział dyrektor. - Kiedy przyszedłeś do szkoły i zadeklarowałeś, że chcesz dołączyć do uczniów, coś w tobie przyciągnęło moją uwagę. Odkryłem twoje pokrewieństwo z moim byłym przyjacielem w październiku i od tamtego momentu bacznie cię obserwowałem. Byłem niemało zaskoczony, że Gellert Grindelwald ma wnuka i że jesteś nim ty, ale twój dziadek siedzi w więzieniu i nic na to nie poradzisz.

Harry spojrzał na Alex, Alex spojrzała na Harry'ego. Twarz obojga wyrażał czysty szok.

- Mogę go pomścić - syknął Kian. - Gdyby nie ty, świat byłby teraz lepszym miejscem.

- Ale świat jest dobrym miejscem Kianie, tylko nie potrafisz tego zauważyć.

- Widzę wszystko bardzo wyraźnie. Wraz z moim dziadkiem chciałeś zmienić świat, a potem wyraźnie stchórzyłeś. Ja nie stchórzę. Potrzebuję sprawiedliwości!

- Sprawiedliwości poprzez pojedynkowanie się ze mną? - zapytał Dumbledore.

- Poprzez zabicie cię - odparł chłodno Kian.

W jego ręce pojawiła się różdżka. Rzucił ku Dumbledorowi zaklęcie, ale ten osłonił się tarczą. Harry chciał wyskoczyć spod niewidki, ale Alex mocno złapała go za nadgarstek.

- Spodziewałem się tego, ale przyznam, że twoje zainteresowanie profesorem Nortonem i Williamem bardzo mnie myliły.

Nagle z boku rozbrzmiał trzeci głos.

- To tylko potwierdza, że jesteś głupi. - Norton kroczył ku nim z różdżką w ręce. - Mimo iż nienawidzę tego dzieciaka, muszę mu przyznać, że ma intuicję. Nie bez powodu interesował się mną. Czuł, że coś jest nie tak i miał rację. Widzisz Albusie, przyjąłem posadę nauczyciela tylko dlatego, by mieć na oku pewnego ucznia, który jest wnukiem mojego byłego mistrza. - Dumbledore spojrzał na Kiana. - Nie, nie jego. Wnukiem Czarnego Pana.

Alex zatkała usta dłonią, a Harry zamarł w pełnym szoku. Przecież miał pewność, że...

- Wnukiem Voldemorta? - powtórzył Dumbledore. - Ale kto?

- Ja.

Z cienia wyłonił się William. Harry spojrzał błagalnie na Alex, by się wtrącili, ale Alex wiedziała, że to jeszcze nie pora.

- Wiedziałem, że z wami coś było tak! - zawołał tryumfalnie Kian. - Nie rozumiem tylko, czemu było między wami tyle nienawiści.

Norton prychnął donośnie, gdy William mierzył go srogim spojrzeniem.

- Chciałem, by rządy, które zapoczątkował mój Pan, wróciły. Ten dzieciak był moją nadzieją, ale on obrał inną ścieżkę w życiu. Rozumiesz, co straciłeś?! Mogłeś być kimś. Ludzie mogli traktować się z szacunkiem, padać przed tobą na kolana! Mogłeś rządzić!

- Nie będę spełniał marzeń szaleńca, którym jesteś - syknął William.

- Teraz i tak za późno. Jestem tu po coś innego. Tą rzecz trzyma właśnie nasz szanowany dyrektor.

Czarna Różdżka - pomyślał Harry z przejęciem.

Nagle wszystko stało się bardzo szybko.

Zaklęcie z różdżki Nortona śmignęło w kierunku Dumbledore'a. Nim dyrektor zrobił cokolwiek, William wyczarował przed nim tarczę, a potem szybkim zaklęciem cisnął w nauczyciela, który odleciał w tym. W tym samym czasie Kian uśmiechnął się lekko, rzucił zaklęcie. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, różdżka Dumbledore'a znalazła się w jego ręce.

- Wiem, co to jest - powiedział Kian, gdy wszyscy zamarli. Norton powoli wracał na swoje miejsce. Z rozcięcia na jego czole spływała krew. - Wiem, gdzie jest reszta. Jak się tym czujesz?

- Rozczarowany - powiedział Dumbledore.

I znów czas przyśpieszył. Gdy Kian wycelował różdżką w Dumbledore'a, William i Norton wycelowali w Moora. Alex wyskoczyła spod niewidki i Harry nie zdążył jej zatrzymać. Pobiegła do przodu, zaklęcie Nortona śmignęło jej bok ucha, a potem rzuciła się na Kiana, gdy zaczął wypowiadać mordercze zaklęcie. Alex powaliła go na ziemię, ale słowa już padły. Zielony promień zaklęcia wyrwał się z końca różdżki i ugodził Dumbleodre'a prosto w pierś.

Świat się zatrzymał. Harry podbiegł do martwego dyrektora i uklęknął przed nim, ale się nie rozpłakał, mimo iż czuł się, jakby senny koszmar powrócił. Z końca korytarza dobiegły krzyki.

- Coś ty narobił?! - wrzasnęła Alex, waląc Kiana pięściami w pierś. - Dlaczego jesteś takim samolubnym dupkiem?!

- Alex, idź, wszystko się ułoży, zobaczysz.

- Nic się nie ułoży!

Poczuła, że ktoś chwyta ją pod pachami i ściąga z Kiana. Był to William. Do tej pory był zdeterminowany, ale teraz na jego twarz wstąpiła troska.

- Nie powinno cię tu być Alex - powiedziała. - To nie jest twój problem.

- Oczywiście, że jest! Jestem uczennicą tej szkoły, a dyrektor właśnie został zbity!

- Nie może ci się nic stać - rzekł William bardzo czule.

- I nic jej się nie stanie! - zawołał Kian, chwytając Alex za nadgarstek i przyciągając ją do siebie. - Zakończę wszystko szybko i będziemy mogli pójść, gdziekolwiek zechcesz. Tylko ty i ja...

- Zostaw tę biedną dziewczynę w spokoju - wtrącił się Norton. Chwycił ją i odciągnął tak zamaszyście, że Alex boleśnie upadła na podłogę.

Kian się wściekł. Zaklęcia znowu się skrzyżowały, ale tym razem do akcji włączył się również Harry. Cztery promienie skrzyżowały się ze sobą i Alex chyba tylko dzięki szczęściu zdołała przeżyć wybuch, który wstrząsnął okolicą. Gdy pył opadł, a ona podniosła wzrok, coś w jej sercu pękło.

- William! - krzyknęła i podbiegła do martwego chłopaka. - William! Merlinie, błagam... - załkała.

W swojej rozpaczy musiała przyznać, że nawet martwy, William prezentował się dostojnie i z gracją. Rysy jego twarzy rozluźniły się, a niesforne kosmyki z grzywki w końcu opadły tak, jak było im najwygodniej. Alex zaszlochała.

Zewsząd zaczęli nabiegać nauczyciele oraz prefekci, ale gdy dostrzegli martwego ucznia i dyrektora oraz celujących w siebie Harry'ego, Kiana i Nrotona, zatrzymali się w niedowierzaniu.

- Co... Co tutaj się dzieje? - zapytała w przerażeniu profesor McGonagall.

- Milcz kobieto - syknął Norton i cisnął w nią zaklęciem.

Reakcja Harry'ego była natychmiastowa. Obrócił się w stronę nauczycielki i ochronił jej życie, ale w tym samym czasie Kian zabił Nortona. Rozległo się kilka krzyków. Trzeci martwy człowiek upadł tego dnia na podłoże.

I już zaklęcia obezwładniające leciały ku Kianowi, gdy ten wystrzelił promienienie w  mury. Potężnie odłamki zaczęły osuwać się wszystkim na głowy. Harry rzucił się do przodu na Kiana i obaj zostali odgrodzeni od reszty gruzem.

W tym samym czasie Alex chwyciła Williama pod pachami i przeniosła go w bezpieczne miejsce, by nic go nie przygniotło. Kiedy usiadła ponownie z ciężkim sapnięciem, a kolejne łzy spłynęły po jej policzkach, chwyciła jego twarz i mocno ten jeden raz pocałowała w nadal ciepłe usta.

- Kocham cię - wyszeptała, gdy stykała swoje czoło z jego, a jej słone łzy skapnęły na jego policzki.

Trzy razy zaklęcie rozbłyśnie,

Znienawidzonego, fałszywego i wroga

Krew na ciemnej posadzce pryśnie.

wtorek, 1 sierpnia 2017

Rozdział 25

Remus obudził się po czterech dniach w wyśmienitym humorze. Jego stan uległ znacznemu polepszeniu i nic nie wskazywało na to, że jego wilkołactwo nie zniknęło lub chce w najbliższym czasie powrócić. Była jednak ta nutka niepewności, która towarzyszyła wszystkim aż do następnej pełni. Jednak dziesięć dni później, gdy na niebie zawitał okrągły księżyc, Remus przetrwał całą noc w swojej ludzkiej postaci.

To było odkrycie! Wokół Alex pojawiło się niemałe zamieszanie. W gazetach pojawiały się artykuły na jej temat, przy śniadaniu dostawała minimum dziesięć sów od ludzi, naukowców i samych wilkołaków. Nie wszystkie były pochlebne. Część uważała, że w tak młodym wieku było niemożliwością stworzenia lekarstwa, którego przez wieki szukali najwybitniejsi. Oskarżali ją o oszustwo, ale Alex była tak szczęśliwa, że nawet się tym nie przejmowała.

Młoda uczennica Hogwartu wynalazła lekarstwo na lykantropie!

Alexandra Caroline Black, szesnastoletnia uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart już od najmłodszych lat wykazywała się ponadprzeciętnymi zdolnościami w dziedzinie warzenia eliksirów i teraz udowodniła nam, że wiedzę w tej dziedzinie ma wielką.

Przez stulecia najwybitniejsi czarodzieje poszukiwali lekarstwa na wilkołactwo, ale szło im to opornie. Jakim więc cudem tak młoda osóbka, będąca jeszcze w fazie końcowej nauki, odnalazła pożądany przez wszystkich lek? „Myślę, że to był po prostu łut szczęścia" mówi sama Alex. „Trochę wiedzy, sprytu i książki. Nic wielkiego".

„Alex jest bardzo skromna i często nie wierzy w siebie tak bardzo, jak inni" tłumaczy nam sam Albus Dumbledore. Dyrektor Szkoły Hogwart jest bardzo dumny z osiągnięć swojej uczennicy i w swoim krótkim wywiadzie podzielił się ze mną spostrzeżeniami na temat wielkiej kariery panny Black, która z pewnością ją czeka w najbliższych latach. Chyba wszyscy są dumni, ale najbardziej rodzice. Syriusz Black mówi: „No pewnie, że jestem dumny! Złym ojcem bym był, gdym nie odczuwał dumy w tym momencie. Od dziecka Alex  wykazywała spryt i zdolność logicznego myślenia. Była bardzo mądra jak na swój wiek" .

Remus Lupin, który jako pierwszy podjął się przetestowania wynalezionego lekarstwa, czuje się dobrze. Jest szczęśliwy, że pozbył się swojego problemu i może zacząć normalnie żyć. Ciekawostką jest to, że Remus jest przyjacielem rodziny Black i ojcem chrzestnym Alexandry. Na co dzień prowadzi restaurację "Feniks" na ulicy Pokątnej.

Wszędzie jednak trwają spekulacje, jak tak wielka rzecz mogła się udać tak młodej osobie. Niektórym osobom pachnie to bardzo podejrzanie, przez co pojawiają się dziwne teorie spiskowe. Jedni twierdzą, że Dumbledore pomógł swojej uczennicy. Spytany o to kategorycznie zaprzeczył. „To po prostu czysta zazdrość" mówi Nicolas Flamel. „Znam Alex od niecałego roku. To bardzo ambitna i skromna osoba. To, czego dokonała, jest absolutnie wielkie i najzwyczajniej w świecie wszystkich zżera zazdrość". I tu muszę przyznać Nicolasowi rację. Od swojego źródła wiem, że nagle zaczęli pojawiać się czarodzieje, którzy twierdzą, iż to jest ich przepis i został im brutalnie ukradziony.

Na początku wakacji Alexandra Black zostanie odznaczona Orderem Merlina Pierwszej Klasy z rąk samego Ministra Magii. Nie ma wątpliwości, że na to zasłużyła. Gratulujemy Alex i życzymy więcej tak spektakularnych osiągnięć.

Takie artykuły przez jeszcze wiele dni pojawiały się w przeróżnych gazetach. Sława, jaką na nią spadła, była jednak trochę przytłaczająca. Do Hogwartu co chwila wkradał się jakiś reporter, aż wieszczcie, za interwencją Dumbledore'a, nikt z prasy nie miał prawa znaleźć się na terenie szkoły, co znacznie ułatwiło Alex dalsze szkolne życie.

Z czerwcem przyszyły OWUTEMY i któregoś poniedziałku Alex mocno ściskała kciuki za Chrisa, Nathaniela i Williama, by poradzili sobie na eliksirach oraz innych przedmiotach.

Z upływem dni i opadnięciem emocji Alex dostrzegła dziwną więź między Draco i Hermioną. Zobaczyła, jak bardzo zakochani w sobie byli Harry i Ginny i jak bardzo z tego powodu był zły Ron. Blaise zbliżył się do Dafne, a Pansy miała jakiegoś kochasia. Kian pozostawał tajemniczy i nadal był niezwykle uparty w stosunku do Williama i profesora Nortona, a Teodor żył sobie spokojnie, ciesząc się zbliżającym się latem i w głębi siebie marząc o słodkich ustach Alex Black.

Alex zapukała w drzwi gabinetu profesora Dumbledore'a i weszła.

- Och, Alex, proszę, siadaj.

- Chciał pan ze mną rozmawiać - powiedziała, siadając na krzesełku. - Coś się stało?

- Powiedz Alex, czy jest coś szczególnego, co chciałabyś się uczyć?

- Właściwie to nie wiem – westchnęła ciężko. – Jeszcze do niedawna marzyłam o karierze aurora, ale teraz... Może rzeczywiście powinnam pójść na medycynę? Myśli pan, że to dobry pomysł?

- To zależy tylko od ciebie. Owszem, wynalazłaś lekarstwo na wilkołactwo, co jest dużym osiągnięciem, ale widzisz medycyna to nie tylko takie przypadki jak Remus. Ta praca jest ciężka. Gdybym miał być z tobą szczery Alex, to jak widziałbym cię w laboratorium, gdzie zajmowałabyś się naprawdę ciężkimi przypadkami i pracowała nad nowymi eliksirami i teoriami oraz ulepszała te rzeczy, które już znamy. Właśnie tak widzę twoją przyszłość. Ty, jako osoba ambitna, mądra i ciekawa świata, powinnaś robić coś właśnie takiego i myślę, że okazja do tego może ci się natrafić.

Dumbledore podsunął w jej stronę kopertę.

Droga Alex!

Mam nadzieję, że dobrze zdałaś egzaminy na koniec roku, a sława Cię nie przytłacza. Po wakacjach rozpoczniesz ostatni rok nauki w Hogwarcie, a potem czeka Cię dorosłe życie. To poważny krok, na który nie wszyscy są gotowi. Praca, rodzina, dzieci. Piszę do Ciebie z pewną propozycją.

Pamiętasz laboratorium, w którym byłaś, gdy podawałaś Remusowi lekarstwo? Jest ono przeze mnie finansowane i mam tam paru dobrych znajomych, którzy w tajemnicy mi powiedzieli, że są Tobą oczarowani. Udałem się więc do szefa – Marka Danetta i powiedziałam mu, jak sytuacja się ma. On też powiedział, że Cię obserwował i z chęcią przyjąłby Cię do pracy po skończeniu szkoły, a w te wakacje odbyłabyś tam krótki staż. Kto wie, może kiedyś odkryjesz coś jeszcze.

Czekam na twoją odpowiedź.

Udanych wakacji

Nicolas Flamel

- To tak na poważnie? – zapytała z niedowierzaniem, jeszcze raz czytając list.

- Na bardzo poważnie Alex. Decyzja należy do ciebie.

- Ja... O Boże... No pewnie. Zgadzam się. Co dalej?

Dumbledore uśmiechnął się lekko.

- Musisz odpisać Nicolasowi i on ci wszystko wytłumaczy.

- Wyśmienicie - podsumowała Alex.



+++

Następnego dnia podczas śniadania, przy Alex wylądowały tylko dwie małe sówki. Jedna z nich z wyraźną ulgą zasiadła na stole i umoczyła dzióbek w szklance z sokiem dyniowym. Wyglądała, jakby przeleciała pół świata. Alex zaśmiała się cicho i odczepiła liściki. Z jednej z kopert wypadło zaproszenie na Nowojorskie Expo.

Szanowna Panno Black!

Z wielką radością pragnę Panią zaprosić na zlot Mistrzów Eliksirów i Expo, który odbędzie się 23-26 lipca następnego roku. Mam szczerą nadzieję, że przyjmie  je Pani i zaszczyci nas swoją obecnością, jako gość honorowy. Pani osiągnięcie zrobiło na nas wielkie wrażenie i chlelibyśmy, żeby szczegółowo podzieliła się Pani z nami własnymi przemyśleniami.

Czekam na szybką odpowiedź.

Pozdrawiam

Przewodniczący Nowojorskiej Rady Magów

Zachariasz Odello

Alex spodziewała się, że dostanie zaproszenia na Expo, nie spodziewała się jednak, że nastanie to tak szybko.

Drugi liścik był równie ciekawy, co poprzedni.

Szanowna Alexandro Black!

Związku z Pani jakże przewspaniałymi osiągnięciami, chcielibyśmy umieścić Panią na kolejnej z kart dodawanych do naszego produktu „Czekoladowe Żaby". W razie pozytywnej odpowiedzi prosimy o odesłanie nam dołączonego formularzu.

Z poważaniem

Wytwórca Czekoladowych Żab

Augustus Delentres

Alex zaśmiała się krótko. Zdecydowanie chciała znajdować się na karcie z Czekoladowych Żab.




Rozdział 24

Alex zauważyła jak wielka zmiana zaszła w Williamie na przestrzeni dni. Stał się przyjazny i miły dla otoczenia, często się śmiał. Już go nie obchodziło, co powie Norton. Alex uważała tę zmianę za dobrą i fascynującą. Z Teodorem utrzymywała stały, ale nie nachalny kontakt. Był jej przyjacielem, chociaż widziała w jego oczach wiele miłości. W tym wszystkim Kian był bardzo zaborczy i dociekliwy.

Ale na początku maja to wszystko przestało się liczyć. Była właśnie pora śniadania, gdy obok niej wylądowała mała sówka i z dumną miną wyciągnęła swoją nóżkę. Alex odwiązała list, sówka zagruchała dostojne i odleciała wraz z innymi sowami. Gdy tylko Alex przeczytała list, po Wielkiej Sali przedarł się jej głośny pisk.

- Wszystko w porządku? – zapytała Dafne.

Alex pokiwała głową, szerząc się szeroko i spojrzała na profesora Dumbledore'a, który właśnie wstał od stołu i zmierzał ku niej. Powiedziała tylko Harry'emu, Hermionie i Lucasowi o tym, co zrobiła. Obróciła się w ich kierunku, a oni zaczęli bić brawo.

- O co w tym wszystkim chodzi? - zapytał Draco zdezorientowany.

- Wkrótce się pan dowie, panie Malfoy - powiedział dyrektor. - Alex, mogę cię prosić na słówko do mojego gabinetu?

- Pewnie - odpowiedziała zadowolona.

Kiedy Alex spojrzała na Kiana, miała dziwne przeczucie, że jego lekki uśmiech świadczy o tym, że on wie, co spowodowało jej przypływ radości. Alex pokiwała jednak głową, wyrzucając zbędne myśli i pod ostrzałem pytających spojrzeń uczniów, opuściła wraz z dyrektorem Wielką Salę.

- Napisali, że pierwszy test na wilkołaku ma się odbyć za dwa tygodnie! - powiedziała podekscytowana. - Tak szybko? Czy to nie za szybko? Może powinniśmy jeszcze trochę poczekać? Chryste, czy ja na pewno wymyśliłam lekarstwo na wilkołactwo?

Dyrektor zaśmiał się lekko z jej podekscytowania.

- Myślę, że to odpowiednia pora. Zbadali wszystko, twoje wyliczenia były poprawne. Nie ma sensu przeciągać testów na wilkołakach.

- A co, jeśli pierwsze próby okażą się niepowodzeniem? - zapytała Alex.

- Tak może się stać i musisz się na to mentalnie przygotować, ale musisz mieć też wiarę na pomyślne rezultaty. Powinnaś być z siebie dumna Alex, tak ja jestem w tym momencie z ciebie.

- Dziękuję - powiedziała rozczulona.

Znaleźli się w gabinecie dyrektora. Alex pisnęła drugi raz i podbiegła do ojca.

- Alex, kochanie! – zawołał i mocno przytulił córkę. – Nawet nie wiesz, jak cholerne jestem z ciebie dumny.

- Jeszcze nie jest pewne czy zadziała – odparła, ale uśmiech nie schodził z jej pięknej twarzy. Syriusz, widząc ten uśmiech, miał ochotę rozpłakać się ze szczęścia.

- Zadziała – powiedział pewnym głosem Syriusz. – W końcu ty to zrobiłaś, moja mała dziewczynka. Żebyś widziała minę Remusa, jak mu powiedziałem.

- Nie chciał przyjść? - zapytała Alex. - Robiłam to głównie dla niego.

- Nie mógł urwać się z pracy, ale obiecał, że napisze ci list, a wkrótce osobiście pogratuluje ci odkrycia. James i Regulus też są z ciebie bardzo dumni.

Nagle Syriusz spoważniał i cicho powiedział:

- Szkoda, że twoja matka nie może tu teraz być.

W oczach Alex i Syriusza stanęły łzy. Oboje jeszcze raz wpadli sobie w ramiona.

Syriusz  zniknął w kominku piętnaście minut później i Alex została sama z Dumbledorem w jego gabinecie. Byli dyrektorzy patrzyli na nią z szacunkiem i podziwem, a Fineas Nigellus Black puszył się w swojej ramie niczym paw.

- Wszystko się uda Alex - powiedział dyrektor. - Wiem, że trudno będzie ci się dzisiaj skupić na lekcjach, dlatego z mojego pozwolenia masz wolne. Jesteś taka mądra, że nic na tym jednym dniu nie stracisz.

- Dziękuję - powiedziała Alex z wdzięcznością.

- Wspaniale, a teraz udaj się, proszę, do profesora Slughorna. Bardzo chciał z tobą pomówić.

- W porządku. Do widzenia.

- Do zobaczenia.

Alex wyszła z gabinetu i znalazła się na korytarzu. Chwilę temu zaczęła się pierwsza lekcja, więc korytarze były już prawie puste. Spokojnie, ale nadal drżąc na całym ciele, przeszła do lochów i zapukała w drzwi prowadzące do jednej z sali lekcyjnej. Weszła do środka, gdzie dostrzegła Ślizgonów i Gryfonów z siódmego rocznika. Chris posłał jej dziwne spojrzenie.

- Alex – powiedział uradowany Slughorn i odszedł od kociołka jednego z uczniów. Uśmiech na jego twarzy był szeroki i szczery. - Nawet nie wiem, co powiedzieć. Jestem ogromnie dumny. Przyjmij moje gratulacje.

- Och, no nie wierzę. Pan też? Jeszcze nic takiego się nie stało, a wszyscy składają mi gratulacje. Ten nadmierny optymizm też jest trochę uciążliwy.

- Cóż za powaga – zaśmiał się profesor. – Panie Cooper proszę uważać z tymi kłami! No ale Alex, mam coś dla ciebie. Poczekaj chwilę, zaraz przyniosę – powiedział i szybko wyszedł z klasy. Ledwo zniknął za drzwiami, a Christopher zerwał się z miejsca i mocno przytulił swoją siostrę.

- Wiedziałem, że kiedyś osiągniesz coś wielkiego.

- Nie wiedzieliśmy tylko, że to będzie aż takie wielkie - zaśmiał się Nathaniel i również przytulił Alex. Klasa przyglądała się im z zaciekawieniem.

- A wy skąd wiecie? - zapytała.

- Lucas się wygadał.

- O co chodzi? - zapytał William.

- Wybacz stary, ale na ten moment to tajemnica państwowa - powiedział Chris. William spojrzał błagalnym spojrzeniem po Blackach, ale oni mieli zamiar milczeć. Alex spojrzała na eliksir, który ważyli.

- Dodajcie trzy pijawki, a nie dwie.

- Ale tu jest napisane, że dwie – zaprzeczył Nathaniel, pokazując na podręcznik. Alex spojrzała na niego spod przymrużonych oczu. – Dobra... Dodam trzy.

- Jestem z ciebie taki dumny – powiedział Chris i udał, że ociera łezkę wzruszenia. Zaśmiali się i do klasy wrócił profesor Slughorn. W ręku trzymał prostokątne, wysokie pudełko.

- Alex, nie podpowiadaj im tam - powiedział. - A to dla ciebie. Tylko nie mów nic Albusowi, bo mnie zwolnił.

- A co to? – zapytała z ciekawością i uchyliła wieczko z góry. W środku znajdowała się butelka bardzo drogiego wina. – Profesorze! – udała oburzenie.

- No już, już, zasłużyłaś, a teraz zmykaj!

- Dziękuję – powiedziała i z uśmiechem na ustach opuściła pracownię.



+++

Dwa tygodnie minęły zaskakująco szybko i tym oto sposobem Alex znalazła się w specjalnym londyńskim laboratorium, wśród dziesiątek ekspertów, lekarzy i kilku osób z ministerstwa. Wśród zebranych znalazł się Nicolas Flamel i Severus Snape. Obaj mężczyźni stwierdzili, że nie mogli przegapić takiego czegoś i zjawili się w Londynie tak szybko, jak mogli.

Alex po wysłuchaniu wszystkich lekarzy i mistrzów eliksirów w sprawie przebiegu operacji, usiadła na krzesełku i nerwowo zaczęła potrząsać nogą. Nicolas uraczył ją eliksirem uspokajającym i ciepłymi słowami otuchy.

Drzwi otworzył się nagle i Alex zamarła.

- Nie! - powiedziała szybko, zeskakując ze swojego miejsca. - Nie! Nie! Wyjdź stąd Remus i nie wracaj!

Była przestraszona, widząc swojego ojca chrzestnego jako obiekt numer jeden w badaniach.

- Ufam ci Alex – powiedział Remus spokojnie, podchodząc do dziewczyny. – Jak nikomu innemu na świecie.

- Ale ja sobie nie ufam!

Nicolas zaśmiał się cicho.

- Panie Lupin, proszę tu podejść – zawołał jeden z uzdrowicieli. Remus uśmiechnął się do swojej córki chrzestnej, by dać jej znać, że wcale się nie boi i odszedł w głąb laboratorium. Alex warknęła wściekła i znów upiła porządny łyk swojego eliksiru. Nicolas mocno ją przytulił.

- Będzie dobrze – powiedział. – Widziałem ten eliksir. To może być to.

- Obyś miał rację – sapnęła.

Chwilę później Alex została zamknięta razem z Remusem w prostokątnej sali z jednej strony otoczonej przez zaklęcia, by wszyscy mogli obserwować przebieg ich próby. Alex mierzyła Remusa surowym spojrzeniem.

- Jeszcze możesz zrezygnować – powiedziała.

- Ale nie chcę – odparł stanowczo. – Jestem tutaj, bo dobrze wiesz, jak nienawidzę drugiego siebie. Nie mam nic do stracenia, Alex, ja naprawdę nie mam nic do stracenia. Ufam ci. Wiem, że jesteś bardzo mądrą dziewczyną i to, co trzymasz w ręce, jest moim kluczem do wolności.

Mimowolnie spojrzała na woreczek w swojej dłoni z tysiącem sto sześćdziesięcioma pięcioma mililitrami lekarstwa przygotowanego specjalnie dla niego.

- Remus, masz bardzo wiele do stracenia. Rodzinę, przyjaciół. Do końca życia bym sobie nie wybaczyła, gdybyś umarł z mojej ręki. Remus, ja nie mam pojęcia, co się będzie z tobą dziać. Nie chcę byś umierał i...

Mężczyzna, widząc, że Alex nie ma zamiaru przestać mówić, przyciągnął ją do siebie i przytulił bardzo mocno.

- Ufam ci – powtórzył z przekonaniem. – Chcę tego, Alex, ale obiecaj mi, że gdyby coś poszło nie tak, to się nie poddasz.

- Obiecuję – potwierdziła niepewnie.

- To zacznijmy.

Remus usiadł na krzesełku i spojrzał wyczekująco na Alex. Był cały spięty, a serce mocno łomotało mu w piersi. Alex zawiesiła woreczek z cieczą w powietrzu, podpięła do niego rurkę, a na drugim końcu igłę, którą wbiła w rękę Lupina, centralnie w żyłę. Poklepała go po ramieniu i opuściła pomieszczenie, nie odwracając od niego wzroku. Wszyscy zamarli w wyczekiwaniu.

Wszyscy z zapartym tchem obserwowali Remusa. Przez długie minuty nic się nie działo. Ciecz powoli spływała przez rurkę. Po godzinie Alex była głęboko przekonana, że eliksir nie zadziała i tym samym zawiedzie wszystkich. A może tak to wszystko miało wyglądać?

Woreczek był już prawie opróżniony, gdy Remus gwałtownie pochylił się do przodu i mocno zacisnął swoje pięści na włosach. Oddychał ciężko, a jego ciało przechodziły bolesne prądy i skurcze. Nie minęła chwila, a upadł na kolana, krzycząc jak opętany. Gdy podniósł głowę, Alex dostrzegł żółtość jego oczu.

- O Merlinie, on się przemienia – powiedziała przerażona.

Oczy mu się zwęziły i pożółkły, twarz zmieniła się w pysk, ręce i nogi przemieniły w łapy. Igła z eliksirem nadal trwała w jego wydłużonej i owłosionej ręce. Teraz przed nimi stał najprawdziwszy wilkołak, który w furii złości, niebezpiecznie rzucał się na magiczną barierę. Remus warczał, prychał i sykał przez następną godzinę. Wyrwał sobie igłę z ramienia tuż po tym, jak woreczek się opróżnił i krwawił.

Nagle Remus padł na ziemię i niebezpiecznie zaczął dygotać. Wydawał przy tym dzikie wycia pełne bólu i rozpaczy.

Do swojej ludzkiej formy wrócił tak nagle, że większość przez dłuższą chwilę stała w kompletnym osłupieniu. Uzdrowiciele zareagowali jako pierwsi i wbiegli do pomieszczenia, otaczając nieprzytomnego mężczyznę. Przenieśli go na niewidzialne nosze i zabrali do oddzielnej salki. Alex wybiegła za nimi.

- Co z nim? – zapytała, wbiegając do salki. Jedna z uzdrowicielek spojrzała na nią dziwnie.

- Żyje. Ma podwyższone ciśnienie, ale ciągle jest nieprzytomny.

Alex poświeciła mu różdżką w oczy.

- Potrzebuję fiolkę jego krwi i mikroskop – zarządziła. Nikt nie kwestionował jej rozkazów.

Obie rzeczy dostała bardzo szybko. Stanęła przy metalowym stole i dokładnie obejrzała krew swojego ojca chrzestnego. Odetchnęła ciężko. Czy to możliwe? Czy to możliwe, by jej się udało? Bo wszystko na to wskazywało. Krew ludzka od krwi wilkołaka nieznacznie się różni, ale można te różnice wypaczyć, jeśli się wie gdzie. Alex wiedziała i widziała, że to, na co patrzy, z całą pewnością jest ludzką krwią.

Spojrzała na nadal nieprzytomnego Remusa i ogarnęło ją dziwne ciepło na sercu.

- Myślę, że on musi odpocząć – powiedziała cicho. Uzdrowiciele spojrzeli na nią.

- Udało się? – zapytał jeden.

- W tym momencie wszystko zależy od niego i jak sobie poradzi. Moje lekarstwo zniszczyło wilczy gen w dosyć bolesny sposób, ale tak wielkie zmiany w organizmie człowieka mogą sporządzić jakieś szkody. Dałabym go na obserwację oraz podawała lekkie eliksiry przeciwbólowe. Najlepiej uzgadniajcie dawki ze mną.

- Myślisz o karierze lekarza? – zapytała uzdrowicielka, będąc pod wielkim rażeniem młodej Black. – Byłabyś wyśmienitym uzdrowicielem.

- Nigdy nie myślałam o medycynie - przyznała.

- Powinnaś spróbować – powiedział mężczyzna. – No dobrze, to zostawiamy tego tutaj na obserwacji. Jakieś jeszcze zalecenia?

- Tak, sprawdzajcie jego stan co piętnaście do dwudziestu minut i chcę mieć próbki jego krwi co pół godziny.

Ostatni raz przyjrzała się Remusowi i opuścili salę, w której leżał. Ledwo Alex wyszła na zewnątrz, a otoczył ją Syriusz, James, Regulus oraz osoby z laboratorium, pytając o stan Lupina. Alex uśmiechnęła się lekko w ich kierunku.

- Co z nim? – zapytał Nicolas.

- Jeśli się nie podda i wszystko pójdzie dobrze, to myślę, że futerkowy problem Remusa zniknie na zawsze.

- Chryste - powiedział Syriusz i mocno przytulił córkę.

Mimo iż Alex czuła w sobie obawę, to wiedziała, że Remus tak łatwo się nie podda.

Wilk do księżyca wyć przestanie,

Z bzu różdżka żniwo zbierze,

Upragniony czas zemsty nastanie.  

Rozdział 23

Syriusz obudził się w nocy, targnięty przez niespokojny koszmar. Otworzył oczy, zamrugał szybko i zdezorientowany rozejrzał się po swojej sypialni. Był sam. Zerknął na zegarek. Wskazówki pokazywały czwartą osiem w nocy. Za oknem ciągle czaiła się ciemność, a deszcz i wiatr łomotały w szybę.

Przetarł zaspane oczy i przewrócił się na bok, mocniej naciągając kołdrę na ramiona i zamknął oczy, chcąc jeszcze pospać. Zaległo się w Syriuszu jednak takie uczucie, które nie pozwoliło mu już zasnąć. Zirytowany tym faktem, wstał. Narzucił na siebie sweter i zszedł do kuchni. Czekając, aż zaparzy się kawa, przysiadł na chwilę przy stole, patrząc na ulewę za oknem, a potem udał się do swojego gabinetu, gdzie usiadł za biurkiem. Jego wzrok wylądował na korkowej tablicy, gdzie poprzyczepiane miał przeróżne informacje ze spraw zabitych mugoli.

Ten temat spędzał Syriuszowi sen z powiek. Nie potrafił rozgryźć działań mordercy. Spojrzał na książki o Harrym. Był tak bardzo pewien, że odpowiedź na pytania tkwi w nich, ale nie znalazł nic, co mogłoby być przydatne. Może coś przeoczył?

Syriusz przesiedział w swoim fotelu aż do rana, zapatrzony w tablicę, a kiedy przyszła pora wyjścia do pracy, umył się, ubrał i teleportował do Ministerstwa. Był jednym z pierwszych w Biurze dlatego, gdy James wpadł do środka, zdziwił się na widok przyjaciela.

- Ty już tutaj?

- Nie mogę ostatnio spać - warknął lekko Syriusz. - Ta sprawa jest mecząca. Żaden eliksir mi już nie pomaga!

- Za bardzo to wszystko według mnie przeżywasz - powiedział spokojnie James. - Też uważam, że to niepokojące, ale... Musimy myśleć pozytywnie.

- Zawsze byłeś takim optymistą - zauważył Syriusz. - Dopiero teraz sobie uświadomiłem, że strasznie mnie to w tobie wkurwia.

James wyszczerzył się szczerze.

- Nie zapomnij, że ty też byłeś optymistą razem ze mną - odparł. W tym momencie i Syriusz nie powstrzymał szerokiego uśmiechu, który wkradł mu się na twarz.

Niestety chwilę później w sercu Syriusza znowu zrodziło się ów dziwne uczucie i Łapa nie mógł skupić się na pracy. Jego myśli błądziły w niepokojących kierunkach, głównie do dni, kiedy czytali książki, a potem do wydarzeń po nich. Odnalezienie horcruxów, zniszczenie ich kłami...

Syriusz drgnął tak gwałtownie, że uderzył kolanem w blat biurka. Huknęło i kilka osób spojrzało na niego zaskoczonych:

- Sorry - powiedział.

- Wszystko w porządku Łapciu? - zapytał James, widząc bladą twarz przyjaciela.

- Tak... Nie... Nie wiem.

James zmarszczył brwi i odłożył pióro do kałamarza. Dokładnie przyjrzał się Syriuszowi.

- Co się dzieje? - zapytał poważnym tonem głosu.

Syriusz był jak skołowany. Rozglądał się wokół siebie, raz był poważny, raz się uśmiechał i wyglądał, jakby miał wybuchnąć śmiechem. Nagle wszystko zaczęło się układać, a przynajmniej wydawało mu się, że zaczyna. Wstał gwałtownie i James zrobił to samo.

- Muszę gdzieś pójść - powiedział Syriusz. - Sam. Ja... Wydaje mi się, że wiem coś, czego nie powinienem wiedzieć. Muszę się przekonać w pewnej sprawie.

- Ale Syriuszu! - zawołał James. - Nie możesz wyjść!

- Powiedz Kinglsey'owi, że się źle czułem i biorę urlop do końca dnia. Trzymaj się!

Zanim James zdołał zrobić cokolwiek, Syriusz wybiegł już na korytarz i popędził do kominków w głównym holu. Nie wrócił do domu. Znalazł się w Dziurawym Kotle, a stamtąd przeszedł na ulicę Śmiertelnego Nokturnu do sklepu Borgina&Burkesa. Gdy tylko przekroczył drzwi, dzwoneczek zawieszony nad nimi zadzwonił krótko.

Sklep był duży i brudny. W szklanych gablotach i na półkach powykładane były czarnoksięskie przedmioty przeznaczone do sprzedaży. Syriusz nie raz był już w tym sklepie, ale służbowo. Teraz przyszedł tu całkowicie prywatnie. Z ciemności półek wyłonił się Borgin.

- Och, pan Black - udał zaskoczonego. - Co pana tu sprowadza? Czy Ministerstwo znowu chce przeszukać mój lokal?

- Nie tym razem Borgin. Potrzebuję coś kupić.

Borgin uniósł wysoko brwi, zaskoczony.

- Kupić? Co takiego?

- Potrzebuję eliksirów, zaklęcia, magicznej rzecz, obojętnie, która pomogłaby mi przywrócić utracone wspomnienia.

Borgin wydał się bardzo zaintrygowany. Przybliżył się.

- Owszem, miałbym takie coś, ale to zależy, w jaki sposób wspomnienie zostało utracone. Przez zaklęcie? Eliksir? Może wspomnienie zostało tylko zmodyfikowane.

Syriusz bez zastanowienia palnął:

- Przez eliksir.

Borgin uśmiechnął się lekko. Syriusz za malutką fiolkę przezroczystego płynu zapłacił aż pięćdziesiąt galeonów, a drugie tyle dał Broginowi, by ten przemilczał sprawę kupionej przez Syriusza mikstury. Następnie znalazł się w domu. Usiadł w salonie w fotelu i na chwilę zapatrzył się na płyn.

Był głupi, był tak bardzo głupi, że wcześniej nie skojarzył tych faktów. Mimo to wahał się nad wypiciem eliksiru. Co, jeśli zobaczy coś, czego nie powinien?

Odetchnął. Raz kozie śmierć! Wyciągnął korek i wlał sobie cały płyn do ust. Ledwo go przełknął, a poczuł w czaszce lodowaty ból. Coś dosłownie zmroziło mu mózg. Syriusz krzyknął i zsunął się z fotela, chwytając za głowę. Oczy przykryła mu śnieżnobiała biel, a chłód zaczął obejmować całe ciało. W końcu było mu tak zimno, że upadł boleśnie. Gdy sapał głęboko, wydawało mu się, że widzi przed sobą kłęby dymu, a potem wspomnienia zaczęły wracać.

Nina Summer - przyjaciółka Lily i Dorcas. Louis Kabert - tajemniczy chłopak z Hufflepuffu, który okazał się potomkiem Slytherina i pomógł im uzyskać od bazyliszka kły w Komnacie Tajemnic. Któregoś dnia oboje zniknęli i tylko Lily o tym wiedziała, ale nikt jej nie wierzył.

Nagle Syriusz zachłysnął się powietrzem, usiadł gwałtownie i zakaszlał bardzo głośno, jakby się dusił. Teraz pamiętał już wszystko i wiedział o wiele więcej. Znał Louisa Kaberta z ministerstwa. Pod zmienionym nazwiskiem Louis pracował w Departamencie Tajemnic.

Syriusz poczekał, aż bólu ustąpi, a potem napisał krótki list do Regulusa z prośbą o dowiedzenie się adresu Louisa Knighta. Dostał odpowiedź szybko i bez zbędnych pytań, ale Syriusz nie udał się tam natychmiast. W zniecierpliwieniu poczekał do wieczora.

Cały zdenerwowany zapukał w dębowe drzwi dużej posiadłości w Szkockiej wsi. Chwilę później otworzyła mu kobieta o blond włosach. Bez problemu rozpoznał w niej Ninę, a ona bez problemu rozpoznała Syriusza, jednak oboje taktownie udali niewiedzę.

- Tak?

- Pani Knight? - Przytknęła głową. - Nazywam się Syriusz Black. Jestem aurorem i na polecenie mojego przełożonego chciałabym porozmawiać z panią i pani mężem.

Kobieta wyglądała na zaskoczoną.

- Coś się stało?

- Wszystko wytłumaczę. Mogę?

Wpuściła go do środka. Przeszli do salonu. Syriusz bez problemu rozpoznał w siedzącym na kanapie mężczyźnie Louisa Kaberta, teraz znacznie starszego i doroślejszego. Syriusz powtórzył to, co powiedział przed chwilą i wszyscy usiedli przy kominku. Cała trójka była skrępowana i nikt nie wiedział, kto bardziej.

- Nie będę owijał w bawełnę - powiedział Syriusz stanowczo. - Chcę poznać odpowiedzi na parę pytań, a potem sobie pójdę, jeśli będziecie tego chcieli. Dlaczego zniknęliście?

- Nie wiem, o czym pan mówi - powiedziała Nina.

- Och, nie kłam. Byłaś przyjaciółką Lily Evans, a ty pomogłeś nam dostać się do Komnaty Tajemnic i ukraść kły bazyliszka. Dlaczego tak nagle zniknęliście i dlaczego nikt was nie pamiętał?

Louis zamarł, a Nina otwarła szeroko usta w zaskoczeniu.

- To ty pamiętasz? - zapytała z niedowierzaniem. - Ale jak? Myślałem, że...

- Mam ostatnio dużo spraw na głowie - przerwał jej. - Miałem... przeczucia, nie zgadzały mi się rzeczy. Kupiłem eliksir i oto jestem. Odpowiedzcie na moje pytania, bo jestem bardzo zdezorientowany.

Louis i Nina wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Musiałem się ukryć - wytłumaczył Louis. - Widzisz, odkryliście moje pochodzenia. Jestem potomkiem Slytherina i Hufflepuff, ale jestem też synem Voldemorta.

Syriuszem trzepnęło i to porządnie.

- Co?

- Louis jest synem Voldemorta. On przez długi czas nie wiedział, że ma potomka, a kiedy się dowiedział, uznał Louisa za zagrożenie i chciał go zabić.

- Musiałem się ukryć - kontynuował Louis. - Nie chciałem robić tego sam. Ja i Nina w tamtym okresie mieliśmy mały romans. Ona zadecydowała, że porzuci wszystko dla mnie. Podrzuciliśmy eliksir zapomnienia do kuchni, usunęliśmy wspomnienia naszym rodzicom i się przyczailiśmy. Kiedy pokonaliście Voldemorta, zaczęliśmy nowe życie.

- Ale... Ale Lily was przecież pamiętała! Doskonale pamiętam, jak się upierała, że był taki ktoś jak Nina Summer i Louis Kabert!

Louis i Nina spojrzeli na siebie zaskoczeni.

- Musiała tego dnia nie zjeść kolacji - odparła Nina. - To bardzo smutne, że została z tymi wspomnieniami sama. Nigdy nie pogodziłam się z jej śmiercią.

- O Merlinie - westchnął Syriusz. - Dlaczego... Dlaczego nie uzgodniliście tego z nami? Może moglibyśmy wam pomóc?

- Tak było lepiej i prościej - odpowiedział Louis. - Voldemort ciągle wiedział, że ma syna, ale nikt nic nie wiedział o Louisie Kabercie. Chwytanie każdej osoby i przepytywanie jej było głupie. Nawet on nie traciłby na to czasu, a skoro uciekłem, to znaczy, że się poddałem.

- Nigdy nie chcieliśmy was zostawiać. To była trudna decyzja.

Syriusz pokiwał głową. Pytania lęgły się w jego głowie jedno za drugim.

- Ja... Cholera, w głowie mi się to nie mieści. Nie rozumiem, czemu nie ujawniliście się po upadku Voldemorta?

- To nie było takie proste. Odkręcenie wszystkiego srogo by nas kosztowało, poza tym nasz syn... - Nina pokręciła głową.

- Pojawiła się pewna rzecz - mówił za nią Louis. - Kiedy urodził się nasz syn, biła od niego bardzo silna magia. Nic dziwnego, jest przecież wnukiem samego Voldemorta. U mnie zdolności magiczne nie ujawniły się aż tak bardzo, ale u niego to była podwójna dawka. Chcieliśmy go ochronić i spróbować wychować w wierze, że magia wewnątrz niego nie przejmie nad nim kontroli.

- Ma na imię William - powiedziała Nina. - Koleguje się z Chrisem i Nathanielem.

Syriuszem wstrząsnęło po raz kolejny. Tyle razy widział tego chłopaka na peronie w towarzystwie Chrisa. Tyle razy słyszał o tym chłopaku z ust syna i Nathaniela. Nawet rozmawiał z nim parę razy.

- Co masz na myśli mówiąc, że magia wewnątrz niego przejmie nad nim kontrolę? - zapytał Syriusz niepewnie.

- Jeśli czarodziej jest bardzo silny magicznie, a magia wewnątrz niego dzika, to magia może zapanować nad czarodziejem - wytłumaczył Louis. - Czarodziej musi nauczyć się kontrolować magię, jeśli nie, dzieją się złe rzeczy.

Syriusz wstał gwałtownie, czym zdezorientował Ninę i Louisa. Wszystkie elementy układanki połączyły się w jego głowie i stworzyły jasny obraz.

- William to robi - powiedział spokojnie, nie oskarżycielsko. - William zabija tych wszystkich mugoli.

Nina spojrzała na niego ze łzami w oczach i spuściła głowę.

- To mu pomaga - powiedział Louis.

- Wasz syn zabija niewinne osoby! - Syriusz podniósł głos. - Przepraszam, ale nie mogę tego zignorować.

Skierował się do wyjścia.

- Syriusz! - zawołała za nim Nina. - Syriusz błagam! A gdyby chodziło o twojego syna?!

Syriusz już nie słuchał. Wybiegł z domu i teleportował się pod bramy Hogwartu. Ledwo udało mu się rozejrzeć, a jego spojrzenie napotkało zaskoczoną twarz Williama. Chłopak, wiedząc, po co Syriusz zawitał w Hogwarcie, chciał uciec, ale Black w ostatniej chwili złapał go za mankiet i oboje się teleportowali.

Wylądowali niedaleko malutkiej wioski.

- Chodź tutaj! - warknął Syriusz, łapiąc Williama i przycisnął go do drzewa, przystawiając mu różdżkę pod gardło. - Ja wiem kim jesteś i co robisz. Przykro mi, ale... Muszę cię aresztować.

- Pan nie rozumie - powiedział William. - Tylko do daje mi ukojenie! Mogę żyć, brać eliksiry, powstrzymywać się, ale tylko zaklęcie Avada Kedavra sprawia, że oblewa mnie ulga.

Nagle Syriusz poczuł uderzenie w kostkę. Przeklął, a William mu uciekł. W ostatniej chwili osłonił się tarczą przed lecącym ku niemu zaklęciem.

- William, proszę, to nie musi tak wyglądać. Pomożemy ci. Wszyscy ci pomożemy.

- Nikt mi nie może pomóc - odparł z goryczą William.

Nastała między nimi szybka i dynamiczna wymiana zaklęć. Syriusz musiał przyznać, że William był wyśmienity w czarowaniu, jednak był młody, a Black miał za sobą lata doświadczenia. Udało mu się rozbroić Knighta i na chwilę ogłuszyć. William źle zareagował. Pot oblał jego ciało, zaczął wrzeszczeć, majaczyć.

Wykorzystując nabyte sekundy, Syriusz podbiegł do niego i silnie objął go w pasie, mocno przyciskając do własnej piersi.

- No dalej William, wiem, że możesz to powstrzymać. Jesteś takim silnym chłopcem.

- Nie mogę! Nie mogę! Jest za silne!

Szamotali się ze sobą nawzajem.

- Ale ty jesteś silniejszy! Tak wyśmienicie rzucasz zaklęcia i jesteś też dobrym chłopakiem, wierzę w to. Musisz tylko bardziej uwierzyć w siebie i w to, jaki jesteś.

- Nie mogę! Nie mogę! - William brzmiał, jakby miał się rozpłakać. - Nie mogę...

- Musisz się skupić - powiedział spokojnie Syriusz, mocno ściskając Williama. - Skup się na rodzicach, na czymś, co kochasz. Masz może dziewczynę? Może ktoś zawrócił ci w głowie.

Przed oczami Williama stanęła uśmiechnięta Alex. Powoli oblewał go spokój.

- Dobrze, myśl o niej. Jeśli musisz, zrób dla niej. Czy ona by chciała, byś zabijał niewinne osoby?

- N... Nie.

- Nikt nie chce. Ani ja, ani ty, ani ona i twoi rodzice również. Musisz walczyć, walczyć ze sobą.

William zaprzestał swoich gwałtownych ruchów, teraz cały drżał, a spocony był tak, jakby ktoś wylał na niego wiadro wody. Syriusz mocno go trzymał, dając Williamowi do zrozumienia, że ciągle przy nim jest i nigdzie się nie wybiera.

- Ona mn... mnie nie chce - zdołał powiedzieć William. - I nie wiem dlaczego...

- Może nie pokazałaś jej wystarczająco, że ci na niej zależy?

- Myślę, że zrobiłem już wsz... wszystko - wyznał William.

- Albo ta dziewczyna nie jest ci pisana, albo musisz postarać się bardziej.

William zaśmiał się głucho, co przeraziło Syriusza. Lekko się cofnął, ale szybko ponownie go objął, by ten mu nie uciekł.

- Już bardziej nie potrafię. Przez to, kim był mój dziadek, mam organiczne możliwości uczuciowe.

- Nie mów tak! - zbeształ go Syriusz, jakby William powiedział bardzo złe rzeczy. - Każdy potrafi kochać i nikt nie jest w tym ograniczony, bo miłość jest nieograniczona, tylko ludzie często pokazują ją w bardzo dziwny i mylący sposób.

William zaśmiał się ponownie, może bardziej załkał.

- Nie chcę być mordercą.

- Nie jesteś - powiedział Syriusz. - Robiłeś złe rzeczy, ale nie z własnej woli. Zmuszało cię do tego coś wewnątrz ciebie, ale teraz, właśnie w tym momencie, z tym walczysz i wiem, że wygrywasz.

William szarpnął się jeszcze raz, a potem opadł, a jego ciało się rozluźniło. Kiedy Syriusz chwycił chłopaka za blade policzki, dostrzegł w jego szarych oczach wiele zmęczenia, ale i... wolności.

- Jesteś zwycięzcą William.

- Jestem zwycięzcą - potwierdził zmęczony. Syriusz uśmiechnął się do niego ciepło w bardzo ojcowski sposób.

Zaginięcie światło dzienne odnajduje,

Wnuk złego zaczyna knuć,

Tylko jedna osoba go powstrzymuje.

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis