Alex nic tak nie ucieszyło, jak rozpoczęcie się przerwy świątecznej. Kiedy znalazła się w Londynie, mocno przytulając się do ojca, ogarnęło ją spokojne poczucie, że przez najbliższe dni nie będzie miała żadnego kontaktu z Williamem, Teodorem czy Kianem. Gdy tylko znalazła się w swoim pokoju, wpadła do łóżka, okrywając się kołdrą. Dżudżu położyła się na niej, skrzecząc przy tym z radości. Alex rozumiała wesołość małpki. Przez najbliższe dni nie będzie musiała patrzeć na Pansy Parkinson ani słyszeć jej marudzenia i pisków.
Nie ma to jak w domu - pomyślała Alex, drapiąc małpkę za uchem.
Po popołudniu ubrali choinkę. Żywa jodła, sięgająca pod sam sufit, stanęła w kącie niedaleko kominka i została udekorowana bombkami w różnych kolorach i kształtach, grubymi łańcuchami, aniołkami, mikołajami i świecami. Nad kominkiem zawisły czerwone skarpety, a po fortepianie ślizgał się wyczarowany elfik w stroju mikołaja. Poręcze schodów ozdobiły girlandy ze złotymi dzwoneczkami.
W świąteczny poranek Alex obudziła się ze stosem paczuszek w nogach. Dżudżu już przyglądała się prezentom z wielkim zaciekawieniem, a mniejsze pakunki małpka chwytała w dłonie i potrząsała nimi ostrożnie, przystawiając je do ucha. Alex ze wzruszeniem stwierdziła, że to pierwsze prawdziwe święta małpki.
Alex kupiła Dżudżu paczkę jej ulubionych orzeszków i suszonych owoców i Dżudżu była z tego powodu bardzo zadowolona, bo chwyciła pakunki i natychmiast zabrała się za jedzenie w swoim legowisku.
Sama Alex dostała trochę więcej prezentów. Syriusz podarował jej kurtkę ze skóry smoka i Alex oglądając prezent, pozwoliła sobie na krótki pisk radości. Od Jamesa dostała piękne skórzane rękawice do ważenia trucizn, a od Remusa profesjonalny zestaw narzędzi do eliksirów. Regulus kupił jej walizkę z podwójnym dnem, w której mogła schować ów narzędzia oraz wiele ingerencji. Hermiona i Harry kupili jej oczywiście po książce, za co była im do zgodnie wdzięczna, a jej bracia wyszykowali się na ciemnoszarą torebkę na ramię ze złotą sprzączką i perfumy od jej ulubionego mugolskiego projektanta - Elie Sabb. Oczy Alex w tamtym momencie nie mogły nie zabłyszczeć z zachwytu. Poza tym były jeszcze drobne upominki od Dafne i bliźniaków Weasley oraz trzy paczuszki, których Alex nie chciała otwierać.
- Nawet w święta nie dacie mi spokoju? - zapytała retorycznie. Ciekawość wygrała jednak nad rozsądkiem i otworzyła paczuszki.
William podarował jej srebrne kolczyki z prawdziwym szafirem, otoczonym przez drobniutkie diamenty. Alex nie była wielką fanką biżuterii, ale po zobaczeniu kolczyków była pewna, że dla nich mogłaby zrobić wyjątek. Prezent od Kiana zaskoczył ją najbardziej. Gdy tylko pociągnęła za czerwoną kokardę, paczka eksplodowała z cichym pyknięciem. Dżudżu zaskrzeczała, a Alex pisnęła, gdy czerwone płatki róż rozlały się po jej pokoju, roztaczając wokół siebie słodką woń. Przed nią leżało duże, kwadratowe pudełko. W środku znajdowała się srebrna bransoletka z rubinami.
Alex z lekką dozą niepewności spojrzała na prezent od Teodora. Był największy ze wszystkich. Alex zdjęła kokardę i papier oraz kartonową pokrywkę. Prezent na szczęście nie wybuchł. W środku znajdował się duży pluszak przypominający psa. Jego sierść była w ciepłych, brązowych kolorach, a długie uszy zakrywała czerwona czapeczka. Miś-pies trzymał mniejszy pakunek oraz kartkę, na której napisane było: Wesołych świąt, Alex. Kocham cię.
Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje. Alex była niemal pewna, że w środku czerwonego pudełeczka znajduje się biżuteria i nie pomyliła się. Srebrny wisior z malachitem ją zachwycił, ale nie była pewna, czy mogłaby go nosić.
Z ciężką miną zeszła na dół na śniadanie, gdzie przywitała się ze wszystkimi i usiadła przy stole na świąteczne śniadanie.
- Alex, czy ty się dobrze czujesz? – zapytał Syriusz.
- Czuję się wyśmienicie - skłamała bardzo dobrze. - Dziękuję, że się o mnie troszczysz ojcze.
Christopher i Lucas parsknęli śmiechem.
- Masz smętną minę. Co się dzieje?
- Nic, czym powinieneś się martwić tato - przekonała go. - Dziękuję za kurtkę i wam za torebkę i perfumy. Nie spodziewałam się, że słuchaliście mojej paplaniny na temat projektantów.
- Alex, tego nie dało się nie słyszeć - odparł Lucas.
Obiad i czas aż do wieczora spędzili w bardzo rodzinnym gronie, bo dołączył do nich Regulus, Nathaniel, Potterowie i Remus. Alex, gdy tylko zobaczyła swojego ojca chrzestnego, podbiegła do niego i mocno przytuliła.
- Ja też się za tobą stęskniłem Alex, ale błagam, miażdżysz mi żebra - jęknął Remus. James zaśmiał się głośno.
Z czasem podzielili się na grupki i Remus zabrał Alex do jej pokoju na krótką rozmowę (płatki róż zdążyły już zniknąć, ale woń pozostała). Dżudżu ostrożnie przyglądała się Lupinowi ze swojego posłania. Remus poruszył temat listów.
- Naprawdę cię za to przepraszam - powiedziała. - Na moich lekcjach robiłam coś związanego z wilkołakami i po prostu miałam wiele pytań, a niektóre mogły być niestosowne. Nie chciałam cię w żaden sposób urazić.
- Możesz mnie pytać, o co chcesz i kiedy chcesz - zapewnił ją. - Skoro Dumbledore poruszył z tobą temat wilkołactwa, to znaczy, że miał powód, a ty z natury jesteś bardzo ciekawska, więc nie dziwię się, że miałaś dodatkowe pytania.
Alex uśmiechnęła się lekko, drapiąc po karku.
- To nie do końca był pomysł Dumbledore'a - powiedziała niepewnie. Remus przyglądał się jej uważnie. - Ja... Znalazłam coś na Expo, co mnie bardzo zainteresowało. Dyrektor się zgodził. Uważa, że mam potencjał i może mi się udać.
- Udać co? - zapytał Remus. Alex odetchnęła głęboko.
- Szukam lekarstwa na wilkołactwo.
Remusem wstrząsnęło, a w następnej chwili się roześmiał.
- Alex, jesteś za młoda. Nie twierdzę, że jesteś głupia, ale... Tyle osób próbowało i nikomu się nie udało, więc...
- Mnie może się udać - przerwała mu, wstając. - Zrobiłam tyle obliczeń, uwarzyłam tyle wywarów. Mam postęp! Ogromny postęp, ale ciągle brakuje mi składnika klucza, dzięki któremu wszystko zacznie grać. Jeśli go znajdę, będę musiała ustalić tylko dawkę składników, czas ważenia i takie tam, ale to jest tylko pieszczenie. Jestem na dobrej drodze!
Remus potarł ręka czoło.
- Jesteś niesamowitą kobietą Alex Black. W swojej upartości przypominasz Caroline, ale jednocześnie masz w sobie to coś, co posiadają wszystkie kobiety z twojego rodu. To czyni cię taką niezwykłą, ponętną. Nie zrozum mnie źle, jestem z ciebie bardzo dumny i bardzo miło mi słyszeć, że podjęłaś się tak trudnej rzeczy, ale musisz mieć też z tyłu głowy myśl, że może ci się nie udać.
- Wiara potrafi czynić cuda!
- Wiem! Wiem to doskonale! - powiedział, również wstając i chwycił ją za ramiona. Dżudżu poruszyła się niespokojnie. - Po prostu nie obwiniaj się, kiedy coś pójdzie nie tak. Dobrze?
- Dobrze - przytknęła i Remus uśmiechnął się lekko.
- No to teraz powiedz mi od kogo ten prezent? - zapytał Remus, wskazując na wisiorek od Teodora. Ciągle leżał pośród innych prezentów. Zapomniała schować go do środka.
- To... nikt taki - powiedziała niepewnie, a Remus uśmiechnął się rozbawiony. - Naprawdę!
- Nie sądzę - odparł. - Widzisz ten kamień to malachit. Uspokaja nerwy, normalizuje pracę serca, działa nasennie. Ma właściwości bakteriobójcze. Wzmacnia pamięć, ułatwia koncentrację. Poprawia też krążenie. W starożytnym Rzymie pito wodę z malachitowych pucharów dla wzmocnienia siły i poprawy trawienia.
- Dlaczego mi to mówisz? - zapytała.
- Malachit oczyszcza i otwiera wszystkie czakry, przynosi równowagę i harmonię, otwiera serce na bezwarunkową miłość. Daje odwagę do podejmowania zmian w życiu, podtrzymuje rozwój duchowy, ale też przyciąga innych ludzi - dokończył Remus i Alex w końcu zrozumiała. - Dał ci to ktoś, kto bardzo cię lubi Alex, ale ty nie potrafisz się otworzyć przed nim. Nie ma w tym nic złego. Gdybyś popytała Syriusza, dowiedziałabyś się, że twoja matka też była oporna przed miłością, a jeśli kochała to całym sercem.
Alex nerwowo przygryzła swoje usta.
- To bardziej skomplikowane niż myślisz - wyszeptała.
Remus zaśmiał się krótko.
- Och zapewne tak, ale miłość już taka jest... Skomplikowana. Tak naprawdę nigdy do końca się jej nie pojmie. Miłość nie jest przepisem na eliksir o wybranych składnikach w danych porcjach. Nie da się uwarzyć prawdziwej miłości ani zmierzyć jej miary. Jeśli kochasz, to po prostu to wiesz.
- Ale ja nie wiem - wyżaliła się. - Ja nic już nie wiem. Pogubiłam się w życiu przez to wszystko.
- To minie - zapewnił ją. - Kiedy zrozumiesz, że kochasz, wszystko wskoczy na swoje miejsce.
Alex odetchnęła ciężko i przytuliła się do ojca chrzestnego. Dżudżu podniosła się ze swojego miejsca, ale nie zareagowała.
- Dzięki, Remus.
- Zawsze do usług.
- Nie mów nic, proszę, tacie ani o moich sercowych problemach, ani tym bardziej o eliksirze. Sama mu powiem, jak przyjdzie pora.
- Nie będę się wtrącał.
Kiedy zrobiło się ciemno, w salonie rozbrzmiał mały koncert (Alex grała na fortepianie, a reszta śpiewała kolędy. Czasami dogrywał jej Lucas na gitarze). O dziewiątej wieczorem wszyscy się już zmyli i na Holland Park zrobiło się cicho. Alex poświęciła wolny wieczór na przeczytanie książki niezwiązanej z eliksirami. Słysząc ciche pukanie, mechanicznie zaprosiła gościa do środka. Skrobanie pazurów po parkiecie oderwało ją od lektury.
Duży, czarny pies wskoczył na jej łóżko. Alex spojrzała zaskoczona na swojego ojca.
- Cóż to się stało, że Łapa postanowił mnie odwiedzić? – zapytała ironicznie, odkładając książkę na szafeczkę.
Od maleńkości, gdy któreś z dzieci Syriusza miało zły humor, było smutne lub miało problem, obok pojawiał się wierny towarzysz Łapa, zawsze gotów do wysłuchania skarg i zażaleń swoich pociech.
- Wiem, że się martwisz, ale naprawdę jest w porząd...
Urwała nagle i opuściła głowę, a włosy zakryły jej twarz. Łapa uniósł swoją przednią łapkę i zamachał nią w powietrzu.
- Jest pewna sprawa, chyba przez nią oszaleję, ale nie chcę o tym gadać. To głupie i... żenujące.
Łapa szczeknął i zatupał swoimi przednimi łapkami w pościel, chcąc, by Alex się przed nim otworzyła. Podrapała go po główce, wzdychając ciężko.
- Jest chło... pak. On mnie lubi, a ja nie wiem, czy lubię jego. Mam inne problemy na głowie niż szukanie miłość. Tato, ja w ogóle nie wiem, czy chce je szukać. Mam na myśli... To chyba dobrze kogoś kochać i czuć się kochanym, ale ja chyba tego nie chcę. W każdym razie nie teraz.
Łapa podszedł bliżej córki i położył swój pysk na ramieniu Alex, która szybko objęła psa swoimi rękoma. Łapa szczęknął.
- Ja ciebie też tato – odparła. - Co powinnam zrobić?
Pies położył swoją łapę na miejscu jej serca.
- Kierować się uczuciami? Serio, tato, na nic lepszego cię nie stać?
Pies szczeknął na tę uwagę i pokazał na jej głowę.
- Kierować się sercem i rozumiem? To nie wyjdzie, bo serce podpowiada mi głupoty, a rozum się wyłącza w nieodpowiednich momentach.
Kolejne szczeknięcie. Pies położył się na chwilę na plecach.
- Nie robić nic i poczekać na rozwój sytuacji?
Pies szczeknął, a Alex zaśmiała się szczerze. Oczami wyobraźni zobaczyła siebie mającą wszystko gdzieś oraz Williama, Kiana i Teodora dostających spazmów z tego powodu.
- To chyba niedobry pomysł. Oni by się w tym czasie pozabijali.
Nagle Łapa postawił swoje uszy i pokręcił głowa, wydając z siebie ciche warknięcia i piski. Alex szybko zakryła usta dłonią, ale było już za późno.
- Ughh... To jest ich trzech i nie dają mi żyć. Gdybyś mógł wpaść do Hogwartu z grupą uderzeniową i ich pozamykać, to byłabym bardzo wdzięczna.
Łapa szczeknął, jakby chciał powiedzieć: Z wielką chęcią!
- Muszę sobie sama z tym poradzić tato - powiedziała mu. - Nie mów Chrisowi ani Lucasowi. Poradzę sobie sama.
Łapa szczeknął z niechęcią i Alex podrapała go krótko za uszkiem, a potem pies zeskoczył z łóżka i zniknął za drzwiami.
Alex poczuła się przytłoczona. Cała chęć na czytanie książki zniknęła. Pogasiła światła i zakopała się w pościel. Dżudżu znalazła się tuż obok niej. Obie szybko zasnęły.
Alex śniło się, że szła przez ciemny las. Chłodny wiatr co jakiś czas owiewał jej ciało i rozwiewał włosy. Miała na sobie kurtkę od Syriusza. Wokół było mrocznie i ponuro, a między koronami drzew prześwitywał księżyc w pełni. Rzucał na ziemię jasną poświatę. Alex nie bała się mroku nocy, nie miała powodu, chociaż z każdym krokiem była coraz bliżej donośnego wycia wilka.
W końcu wycie ustało, a potężny wilk o czerwonych oczach wyskoczył z cienia i cały najeżony stanął tuż przed nią. Był tak blisko, że kiedy warczał i charczał, Alex czuła na sobie jego oddech. Ale wilk się na nią nie rzucił. Nagle się uspokoił i usiadł. Zaskomlał, jakby coś go zabolało i Alex nie miała już przed sobą wilka, a Remusa.
Remus Lupin, cały wesoły i zdrowo wyglądający, uśmiechał się do niej. W swoje dłoni trzymał mieniący się blaskiem księżyca kamień. Remus spojrzał wymownie na księżyc, a później jeszcze raz na Alex i pogłębił swój piękny uśmiech.
Obudziła się gwałtownie, siadając na swoim łóżku, czym wystraszyła śpiącą Dżudżu. Alex dyszała ciężko, a po czole grubymi kroplami spływał jej pot. Wyskakując z łóżka, otarła go wierzchem dłoni. Za oknem znów prószył gęsty śnieg, a zegarek pokazywał drugą piętnaście w nocy.
Alex naciągnęła na siebie sweter, a z kufra wyciągnęła notatki, puste pergaminy i kilka książek. Przy delikatnym świetle świecy rozsiadła się przy biurku, kartkując książki. Teraz, po tym śnie, wszystko wydawało się jej aż nadto niemożliwe.
Alex już nie zasnęła. Pisała dziesiątki notatek i spostrzeżeń, dopóki po domu nie rozniósł się zapach porannej kawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz