Alex bała się powrotu do szkoły i miała ku temu powody. Całą drogę z Londynu do Hogsmeade przesiedziała z Harrym i Lucasem, a potem rozpoczęła taktowne i bardzo sprytne omijanie miejsc, gdzie mogłaby napotkać któregokolwiek z chłopaków. Niestety większość uczniów dostrzegła już, że między Teodorem a Kianem pojawiło się spięcie, którego powodem była Alex i wśród starszych roczników pojawiło się spekulowanie, a nawet zakłady, którego z chłopaków wybierze Alexandra Black. W tym całym zamieszaniu to William wyszedł najlepiej. Nikt go nie podejrzewał, więc miał większą swobodę ruchów.
Ale dwudziestego pierwszego stycznia to wszystko spadło na drugi tor. Poranna poczta przyniosła szokujące wieści.
Seria tragicznych morderstw!
W nocy Minister Magii wydał oficjalne oświadczenie, że od października ubiegłego roku na terenach mugolskich miast i wsi niedaleko Londynu doszło kilku morderstw. Ostatnia tragedia zdarzyła się wczoraj w malowniczej wiosce Edwardstone, gdzie zginęła czteroosobowa rodzina. Od października doszło w sumie do czterech morderstw, w których w sumie zginęło jedenaścioro mugoli. Ofiary nie były ze sobą niczym powiązane. Ministerstwo twierdzi, że te morderstwa wykonywane są przez jednego czarodzieja, prawdopodobnie psychopatę czerpiącego przyjemność z zabijanie. Sprawca pozostaje nieuchwytny.
(więcej na str.3)
Alex z ciężkim westchnięciem odłożyła gazetę akurat w porę, by dostrzec piorunujące spojrzenia Kiana w stronę Williama.
- To straszne – podsumowała Dafne. – I to trwało od października! Dlaczego wcześniej o tym nie poinformowali?
- Myślę, że była ściśle tajna informacja - powiedział Kian. - Jeśli zabójca szuka atencji, to byłoby błędem mu ją dać. Im mniej osób wiedziało, tym było wygodniej dla osób prowadzących dochodzenia.
Alex pomyślała o własnym ojcu. Czy to on zajmuje się tą sprawą?
- Dziwne, że ojciec nic na ten temat nie powiedział - przyznał Draco.
- Zaraz byś się puszył, że wiesz więcej - parsknął Blaise. - Twój ojciec nie jest głupi i wie, kiedy milczeć.
Draco wymownie wywrócił oczami.
Alex przetrwała jakoś ten dzień. Kian w ogóle nie zwracał na nią dzisiaj uwagi zbyt bardzo pochłonięty przez własne myśli, a Teodor wyglądał, jakby coś kombinował, co tylko pobudziło intuicję Alex. Po ostatnich zajęciach udała się do swojej pracowni, gdzie od powrotu do szkoły intensywnie pracowała nad eliksirem. Opuściła ją dopiero przed siódmą. W pośpiechu zjadła kolację w towarzystwie Dafne i Blaise'a, a potem z Mapą Huncwotów w ręce pobiegła na korytarz na szóstym piętrze, gdzie kręcił się Irytek.
- Hej, Irytku! – zawołała przyjaźnie w stronę ducha. On spojrzał na nią złowrogo i zaprzestał wpychania gumy w dziurkę od klucza do klasy. Przeleciał przez Alex tak szybko, że nawet nie zdążyła się odsunąć.
- No proszę, kto tu do mnie przyszedł. Chcesz mi pomóc?
- Nie – odpowiedziała szybko, obserwując, jak duch robi dziwne fikołki tuż pod sufitem. – Chciałam cię o coś zapytać? To ważne.
- Jest tyle duchów w szkole – zauważył smętnie. – Ale przychodzisz właśnie do mnie. Ciekawe, ciekawe. - Postukał się palcem po brodzie. - Ale co ja z tego będę miał?
- Powiedzmy, że będziesz zadowolony, że mi pomogłeś, a ja nie naślę na ciebie Krwawego Barona - odparła ze sztucznym uśmiechem. – Czy w tym zamku jest jakieś ukryte pomieszczenie, gdzie magia ma bardzo specyficzny humor? Podobno został tam wylany kociołek euforii.
Irytek zaprzestał swoich podniebnych akrobacji i zamarł, wpatrując się w dziewczynę z głębokim szokiem na twarzy.
- A ty skąd wiesz o Kolorowym Pokoju?
- O czym? Zaprowadzisz mnie tam?
- No jasne! – odparł uradowany. – Spotkajmy się na piątym piętrze koło łazienki prefektów!
Ledwo to powiedział, a zniknął w ścianie. Alex szybko pobiegła na piąte piętro. Spod łazienki cały w skowronkach Irytek, poprowadził dziewczynę do obrazu przedstawiającego czarodzieja, mieszającego w dużym kociołku. Był tak pochłonięty swoim eliksirem, że nawet na nich nie spojrzał.
- To tutaj? – zapytała.
- Tak. Moje dzieło – rozmarzył się.
- Twoje? Ty wylałeś kociołek eliksiru euforii?
- Tak, ja – odparł Irytek dumny z siebie. – Tamto miejsce jest moją oazą. Czerpię z niego pomysły na swoje żarty, a żeby się tam dostać, wystarczy powiedzieć „euforia”.
Czarodziej z obrazu drgnął, skłonił się lekko i ukazało się niewielkie przejście. Alex serdecznie podziękowała duchowi i weszła do środka.
Znalazła się w pomieszczeniu rodem wyjętym z lekko psychodelicznego snu. Pokój notorycznie zmieniał swój kolor, falując na ścianach barwnymi plamami. Patrząc na to, Alex miała nieodpartą pokusę, by się zaśmiać, co zrobiła. Miejsce nie było zbyt duże, wielkością przypominało pustą klasę, ale nie znajdowały się w nim żadne meble. Na środku podłogi stała szkatułka, do której podeszła. W środku znajdowała się kolejna zagadka i szmaragdowy kamień tak, jak poprzednie lekko zaokrąglony z jednej strony. Idealnie się dopasował do pozostałych kamieni.
Spojrzała na zagadkę.
Cztery części za tobą i tyle musisz jeszcze znaleźć!
Widać tam gwiazdy błyszczące
Niczym świece w oddali świecące.
Jak na lochy powinno być tam zimno,
Ale jedynie co się zgadza to ciemność.
Rovena stworzyła to dla Salazara,
by gwiazdy mógł podziwiać od zaraz.
Wszystko szczelnie ukryła,
By ludność tego nie odkryła.
Wystarczy jednak znaleźć pękniętą cegiełkę
I stworzyć przed sobą wodną mgiełkę.
W ten sposób dostaniesz się do miejsca,
Gdzie nawet za dnia słonecznego
Dostrzec możesz Oriona walecznego.
Alex prychnęła tak głośno, że aż się przeraziła, że ktoś ją usłyszy. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że ciągle jest sama.
Nagle zaśmiała się niekontrolowanie i szybko zamilkła, przerażona tym nagłym wybuchem. Schowała zagadkę i pośpiesznie opuściła Kolorowy Pokój, bo magia pomieszczenia zaczęła na nią oddziaływać. Gdy tylko stanęła na korytarzu, ze zdziwieniem stwierdziła, że pokój splatał jej figla, bo szata, którą miała na sobie, przybrała zieloną barwę. Alex szybko przywróciła jej właściwy kolor.
Dziwna, aczkolwiek bardzo wspaniała wesołość towarzyszyła Alex do końca następnego dnia.
+++
William szybkim, ale opanowanym krokiem kroczył przed siebie, by nie zwracać uwagi innych uczniów, ale wewnątrz cały się trząsł. Gdy tylko wpadł do łazienki Jęczącej Marty i oparł dłonie o umywalkę, jego ciało zadygotało, a pot wstąpił na bladą twarz.
- Tylko się nie popłacz.
William podskoczył i obracając się, dobył swojej różdżki. Wycelował ją w rząd toalet. Z jednej z nich właśnie wyszedł Kian z bardzo satysfakcjonującym i lekko przerażającym uśmiechem na ustach.
- Zmęczony? - zapytał Kian, wolno posuwając się w stronę Williama. - Może wyczerpany fizycznie i psychicznie?
- Odejdź małolacie - syknął William. - Nawet niepełni sprawny jestem silniejszy od ciebie. Odejdź, póki możesz.
- Ale po co? - zapytał Kian. W jego ręce pojawiła się różdżka. Szybko nią machnął kilka razy i zaklęcia przyległy do drzwi. William poruszył się niespokojnie. - Po co mam sobie iść skoro wiem, że mogę wygrać. Jesteś moim wrogiem, stoisz mi na drodze do sukcesu i na drodze do serca pewnej dziewczyny.
- Nie mieszaj jej do tego! - warknął William wściekle. - Alex nie wie, kim jesteś. Gdyby się dowiedziała, trzymałaby się od ciebie z daleka. Ja znam twoją prawdziwą tożsamość i myślę, że nie tylko ja.
- To samo tyczy się ciebie Knight - syknął Kian. - Gdyby ludzie wiedzieli, że... - Śmiejąc się, pokiwał głową. - Wystarczy jeden odzew z mojej strony, jedna plotka, a seria następujących po nich zdarzeń będzie dla ciebie katastrofą.
Kian czuł się swobodnie podczas tej rozmowy i było to po nim widać. Natomiast William był cały spięty, nie ruszał się nawet o centymetr, ledwo oddychał i ciężko się pocił.
- Mogę powiedzieć to samo - odparł William. - Dumbledore prędzej zaufa mi niż tobie.
Na dźwięk nazwiska dyrektora Kian wywrócił oczami.
- A kto tu mówi o tym stary dziadku? - zapytał z odrazą. William mocniej zacisnął swoją szczękę, uwydatniając ostre rysy i wklęsłe policzki. - Wystarczy, że Syriusz Black dostanie obszerny list z przerażającymi przypuszczeniami od swojego kochanego syna Christophera i jesteś skończony. Nie ma cię. Znikasz. Puf! Jedną osobę mniej do wyeliminowania.
- Masz obsesję!
- Nazwałbym to mieszanką erotycznych uczuć i fascynacji - odparł.
William się spiął. Ręka, którą trzymał różdżkę, zadrżała.
- Drętowta!
- Protego!
Zaklęcie rzucone przez Williama odbiło się od tarczy Kiana. Targała nimi magia. Obaj wiedzieli, że prędzej czy później dojdzie do tej sytuacji, że między nimi w końcu dojdzie do konfrontacji. I stało się.
William cisnął zaklęciem w Kiana, tak że ten odleciał do tyłu. Serce zabiło mu jak oszalałe, kiedy niesiony siłą zaklęcia leciał ku przeciwległej ścianie.
- Arresto Momentum! – zdążył powiedzieć Kian, zanim się rozbił. Na chwilę zatrzymał się w powietrzu i upadł na posadzkę. Kiedy obrócił się w stronę Williama, ku niemu mknęła już ognista kula. Kian sapnął ciężko, odbił ją od siebie zaklęciem i posłał ku rywalowi. William zdołał osłonić się tarczą.
Kian ruszył ku niemu. Kiedy pokonywał kolejne metry, William ciskał w niego kolejnymi zaklęciami, a on osłaniał się silnymi tarczami. Kolorowe promienie śmigały mu koło głowy, uderzając w ściany i toalety. Z jednej trysnęła woda. Kiedy był wystarczająco blisko, Kian krzyknął:
- Relashio!
Knight upadł na mokrą od wody posadzkę, oplątany przez grube liny, ale zdołał się podnieść.
- Gotowy zobaczyć Azkaban? - zapytał kpiąco Kian.
Umalowana wściekłością twarz Williama wyglądała ponuro i groźnie.
- Nie w tym życiu.
William machnął różdżką, którą ciągle trzymał w ręce i jedna z toalet eksplodowała z głośnym hukiem. Kiana odrzuciło w bok, przez co upadł.
Zanim Kian zdołał się podnieść, William pozbył się więzów i wybiegł z łazienki.
- Co za pierdolony tchórz - wychrypiał Kian, podnosząc się.
Jednym zaklęciem osuszył swoje ubrania, następnym przywrócił łazienkę do jej pierwotnego stanu, trzecim zdjął wszystkie zaklęcia, które zarzucił na miejsce przed przybyciem Williama i również wyszedł na korytarz, kompletnie nie dając po sobie poznać, że przed chwilą stoczył krótką walkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz