Na dworze było już ciemno, gdy Express Hogwart wyhamował na stacji Hogsmeade. Prefekci wyskoczyli z wagonów, otwierając drzwi i na zewnątrz wypadli uczniowie. Niemal natychmiast rozległo się głośne nawoływanie Hagrida.
- Pirwszoroczni tutaj! Pirwszoroczni proszę za mną!
Energicznie wymachiwał swoją ręką. Alex posłała gajowemu wesołe "cześć" i wraz ze swoimi przyjaciółmi, wsiadła do powozów. Noc była ciepła i przyjazna. Czarne niebo usiane było w miliony gwiazd, niezasłonięte przez żadne chmury, odrobinę zagłuszane przez blask prawie okrągłego księżyca. Zbliżała się pełnia.
Kilkanaście minut później znaleźli się w Wielkiej Sali, gdzie unosiły się dochodzące z kuchni zapachy zbliżającej się uczty. Hogwart ponownie zapełnił się rozgadanymi uczniami. Profesor Dumbledore, siedzący pośrodku stołu nauczycielskiego, przyglądał się uczniom z wesołym uśmiechem na ustach, pragnąc przyjrzeć się twarzom wszystkim studentom, co wcale nie było takie proste.
- Norton jak zwykle olśniewający - powiedziała Dafne, lekko przygryzając wargę i spoglądając na nauczyciela od Obrony przed Czarną Magią. Alex mimowolnie wydała z siebie krótkie westchnięcie, co stojący za nią Draco skomentował wymownym wywróceniem oczu.
Anthony Norton objął stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią cztery lata po upadku Voldemorta. Wraz ze śmiercią Czarnego Pana, klątwa, którą zarzucił na ów posadę, zniknęła i profesor Norton od tamtego momentu zajmował je bez zbędnych komplikacji, ku uciesze większości starszych uczennic.
Anthony był człowiekiem wysokim i postawnym. Nienaganne garnitury i koszule, w które się ubierał, zawsze podkreślały jego wysportowaną i rozbudowaną sylwetkę. Kwadratową, lekko podłużną szczękę zazwyczaj zakrywał krótka broda, ale zdarzały mu się dni, kiedy ją golił. Właśnie takie dni dziewczyny lubiły najbardziej, bo wklęsłe kości policzkowe profesora uwydatniały się. Poza tym Norton posiadał krótkie, ciemnobrązowe włosy i przejrzysto błękitne, wręcz lazurowe oczy. Jedynymi słowy, był bardzo ładny.
- Co wy w nim widzicie? - zapytał Blaise, nie widząc powodów do zachwycania się profesorem.
- Przestań, nie znasz się - odparła Dafne.
Alex usiadła między Draco i Teodorem i nie zwracając uwagi na kłótnię, która rozwinęła się między Blaisem i Draco, odszukała przy stole Gryffindoru swojego brata. Lucas odwzajemnił jej spojrzenie, robiąc głupią minę, co skomentowała krótkim śmiechem.
Chwilę później drzwi do Wielkiej Sali roztwarły się i do środka weszła profesor McGonagall, prowadząc przestraszonych pierwszoroczniaków, ale gdy ostatni uczeń wszedł do Wielkiej Sali, nastąpiło niemałe poruszenie przy stolikach. Na końcu szedł chłopak dużo starszy od jedenastolatków. Rozbawiony tym poruszeniem uśmiechnął się w charakterystyczny sposób.
- Na Salazara, jaki ładny - wyszeptała Pansy.
Alex przejechała kciukiem po dolnej wardze. Nowy uczeń był przystojny. Wysoki, lekko chudawy. Przydługie blond włosy, układały mu się w różnych kierunkach. Miał w swoim wyrazie owalnej twarzy coś, co sprawiało, że wydawał się osobą niezwykle interesującą.
Profesor McGonagall postawiła przed wszystkimi Tiarę Przydziału na stołku i ta zaczęła śpiewać. Ładna pieśń w skrócie przedstawiła wszystkim historię Hogwartu i założycieli. Rozbrzmiały brawa, a profesor McGonagall rozwinęła zwój pergaminu.
- Jak pewnie widzicie, mamy starszego ucznia. Dołączy on do szóstego rocznika. Proszę prefektów, by się nim zajęli. Zacznijmy. MOORE, KIAN!
Ów starszy chłopak wysunął się przed szereg przestraszonych jedenastolatków i siadając na stołku, założył tiarę na głowę. Ta, dumała nad nim kilka sekund, zanim gromko oznajmiła:
- SLYTHERIN!
Rozbrzmiały gromkie brawa, a Draco natychmiast wstał, poprawiając krawat przy swojej szacie. Kian podszedł do niego dostojnym krokiem.
- Cześć, jestem Draco Malfoy.
- Kian, Kian Moore.
Wymienili między sobą uścisk dłoni.
- Witaj w Slytherinie, siadaj.
Kian przysiadł na miejscu Draco, tuż obok Alex, a ta dopiero teraz zauważyła, że nowy uczeń ma szafirowe oczy oraz drobny kolczyk w nosie i jeden w uchu.
- To moi znajomi - ciągnął Draco. - Obok ciebie siedzi Alex, później Teodor. To Blaise, Dafne i Pansy.
Zajęci nowym uczniem, nie słuchali przydziału, chociaż Tiara Przydziału właśnie oznajmiła, że kolejny uczeń trafił do Slytherinu.
- Cześć! - zawołali chórem.
- No cześć - odparł Kian, patrząc po wszystkich, a Teodor odniósł niemiłe wrażenie, że wzrok nowego zatrzymał się dłużej na Alex.
Kiedy przydział się skończył, profesor McGonagall zwinęła pergamin i zabrała Tiarę, a Dumbledore powstał. Twarz miał bardzo rozpromienioną, jakby cieszył się, że uczniowie znów zawitali w mury szkoły.
- Witajcie! - powiedział. - Witajcie w nowym roku szkolnym. Wcinajcie, bo wiem, że na to czekacie!
Usiadł i rozległy się oklaski i wiwaty, a potem złote półmiski i talerze tak nagle się zapełniły. Przeróżne danie kusiły wyglądem i zapachem: befsztyki, jagnięcina, kotlety schabowe, pieczone ziemniaczki, steki, bekony, strudle, marchewka, sosy, frytki i nie wiedzieć czemu miętówki. Uczniowie rzucili się na jedzenie.
- Więc, Kian, co cię przywiało do Hogwartu? - Dafne niepewnie zaczęła rozmowę.
Kian wzruszył ramionami.
- Myślę, że życie - odpowiedział tajemniczo. - Miałem trochę problemów w starej szkole, więc postanowiłem się przenieść w rodzinne strony.
Blaise uniósł wysoko brwi w zdziwieniu.
- Postanowiłeś? Ty sam? A twoi rodzice?
- Nigdy ich nie poznałem - powiedział, jakby niewiele go to obeszło. - Dyrektor Drumstrangu dogadał się z Dumbledorem, żeby się tu przeniósł, a ten się zgodził.
- Chodziłeś do Drumstrangu? - zapytała Alex ciekawa. - Słyszałam, że mają tam świetne programy nauczania eliksirów i czarnej magii.
Kiedy Kian przeniósł na nią swoje elektryzujące spojrzenie, Alex poczuła, że zrobiło się jej gorąco. Wzrok Kiana paraliżował.
- Yeah, były bardzo dobre, ale słyszałem, że tutaj też nie jest źle.
- Prfesor Slughorn jest dobry - powiedział Draco. - Nie mamy czarnej magii, ale profesor Norton jest w Obronie. - Dyskretnie wskazał na nauczyciela. - Często wychodzi ponad program.
- Szybko się zaaklimatyzujesz - dodała Dafne i ciepło uśmiechnęła się do Kiana.
- Mam nadzieję - odparł Kian, dyskretnie zerkając na Alex, która teraz była zajęta odgadnięciem, co Lucas chce do niej powiedzieć. Marszczyła brwi i pokazywała, że nie rozumie, a ten i tak ciągnął grę w kalambury. Nagle spojrzenia w jednej chwili przeniosły się na niego. Lucas zamarł w bezruchu, popatrzył na nich głupio i odwrócił się, a Harry zaśmiał się w głos. - Kto to? - zapytał Kian.
- Mój brat przygłup bliźniak, Lucas - odparła Alex.
- Masz brata? - zaciekawił się Kian.
- Dwóch. Tam siedzi Chris, jest rok starszy - wskazał na niego. - Obok niego siedzi nasz kuzyn Nathaniel, a ten koleś, z którym rozmawiają to ich kumpel William.
- Grasz w Quidditch? - Blaise zmienił temat.
Tym oto sposobem temat zmienił się na przyjemniejszy, chociaż Kian stwierdził, że nie ciągnie go do sportu.
Po obiedzie pojawiły się desery. Krwawy Baron uraczył ich swoją obecnością, a Ślizgoni dyskretnie opowiedzieli Kianowi o niektórych uczniach. W końcu profesor Dumbledore zakończył ucztę i wszyscy rozeszli się do swoich dormitoriów. Alex umyła się, przebrała w piżamę i czując zwiniętą w jej nogach Dżudżu, zasnęła. Niebieskość oczu Kiana atakowała ją w dziwnych snach.
poniedziałek, 29 maja 2017
niedziela, 21 maja 2017
Rozdział 5
Pierwszy września nastał zdecydowanie za szybko. Był to duszny i upalny dzień. Niebo nie pokrywała ani jedna chmurka, a spoceni ludzie marzyli, by napić się jedynie chłodnej lemoniady i ukryć w cieniu.
Kiedy Alex pchała wózek przez peron dziewięć i trzy czwarte w kłębach drapiącego w płuca dymu, Dżudżu, siedząca w klatce, rozglądała się na boki, wydając z siebie dziwne skrzeki i piski. Uczniowie przyglądali się nowemu zwierzątku Alex z niezwykłą fascynacją.
- Harry! - krzyknął Lucas.
Potter senior i junior pomachali do nich wesoło, a Dżudżu zapiszczała wesoło, wiedząc Harry'ego.
- Cześć mała! - przywitał się z małpką i palcem podrapał ją za uchem.
- Wow, Syriusz podziwiam cię, że się zgodziłeś - zaśmiał się James i klepnął przyjaciela w plecy. - Jaki dzieciaki, gotowi na szósty rok. Gdzie mój chrześniak? Chcę mu pożyczyć udanego ostatniego roku.
Chris pojawił się znikąd.
- Dzięki! - zawołał.
- Chłopie, wyszalej się tam, póki możesz.
- James! - warknął Syriusz. - Chris ma się skupić na OWUTEMACH.
- A przypomnieć ci jak ty się skupiałeś na końcowych egzaminach? - zaśmiał się James, a Syriusz zrobił urażoną minę.
Kufry zostały wpakowane do pociągu, a Dżudżu niezbyt miło przeżyła chwilowe rozstanie ze swoją właścicielką. Lucas zawołał:
- Idzie wujek Reg i Nathaniel.
Rzeczywiście dwójka wyłoniła się z kłębów pary i przystanęła obok nich.
- Są takie korki na mieście, że myślałem, że nie zdążymy - wysapał Regulus. Mijające lata sprawiły, że postarzał się nieznacznie. Włosy sięgały mu teraz prawie do ramion, a mięśnie ramion zostały rozbudowane, ale ciągle uśmiechał się promiennie, a jego niebieskie oczy świeciły tym samym radosnym blaskiem.
- Było się teleportować - odparł Nathaniel. Był to chłopak wysoki i szczupły. Kiedy przystanął obok Chrisa, wyraźnie można było zobaczyć, że syn Syriusza jest bardziej rozbudowany w ramionach. Poza tym Nathaniel, jak większość męskich członków rodziny Black, posiadał kwadratową szczękę. Niebieskie oczy zazwyczaj przyjazne, lubiły świecić dziwnym blaskiem. Jasnobrązowe włosy zaczesywał do góry. Poruszał się energicznie i z gracją.
- Właśnie tato, było się teleportować - powiedziała Alex.
Rozbrzmiał piskliwy gwizdek. Pociąg za chwilę miał odjechać i rozpoczęły się pożegnania.
- Chris naprawdę skup się egzaminach - powiedział Syriusz, klepiąc lekko syna po plecach. - Lucas, nie rozrabiaj aż tyle. W ostatnim roku dostawałem ze szkoły za wiele sów, a ty Alex... Po prostu bądź sobą.
- Harry, kopnij ode mnie pannę Norris!
- Dobrze tato!
Regulus spojrzał dziwnie na tę dwójkę.
- Nath, powodzenia na egzaminach. W razie problemów pisz.
- Jasne tato.
Dzieci wpakowały się do pociągu, drzwi zostały zatrzaśnięte i po chwili lokomotywa ruszyła. Większość uczniów machała swoim rodzicom, a ci im odmachiwali, dopóki ostatni wagon nie zniknął za zakrętem.
- Chodź Nath, poszukamy Williama - powiedział Chris.
- Pewnie siedzi w wagonie prefektów - odparł Nathaniel.
Dwójka zaniknęła im z oczu, przechodząc do następnego przedziału, a Alex wyciągnęła Dżudżu z klatki. Małpka usiadła jej na ramieniu.
- Idziesz z nami? - zapytał Harry.
- Chyba poszukam swojej bandy. Dawno nie dogryzałam Draco. - Alex zaśmiała się. - Później do was dołączę.
Pożegnali się i rozeszli w różne strony. Alex, szukając przedziału, gdzie mogli siedzieć jej znajomi, co chwila witała się z kimś na korytarzu albo machała do ludzi z przedziałów. Była rozpoznawalna, a uczniowie czasami na siłę chcieli się z nią zaznajomić.
- Alex, ty masz małpkę! - Na spotkanie wyszedł jej Blaise Zabini i niema natychmiast zainteresował się zwierzątkiem. - Mogę ją potrzymać?
- Jeśli ci pozwoli.
Blaise wyciągnął przed siebie ręce w przyjaznym geście. Dżudżu patrzyła na niego z dużą nieufnością w oczach. W ostateczności, przy aprobacie swojej pani, wskoczyła w ręce chłopaka. Blaise zaśmiał się wesoło i pobiegł przed siebie, wpadając do następnego przedziału.
- Hej, ludzie zobaczcie, jaką Alex ma fajną małpkę!
Słysząc krótki pisk Pansy Parkinson, Alex wywróciła oczami i weszła do przedziału. Draco Malfoy, Teodor i Blaise zajęli się małpką, Pensy usiadła przy drzwiach, jak najdalej od niej, a Dafne Greengrass siedział niewzruszona całą sytuacją.
- Cześć Alex - przywitała się z nią. Alex przysiadła obok Dafne. - Co cię podkusiło, by kupić sobie małpkę?
Dżudżu śmiała i piszczały, gdy chłopcy się z nią bawili z zachwyconymi minami.
- Polubiłyśmy się - stwierdziła Alex.
- Merlinie, i to będzie spać w naszym dormitorium? - sapnęła ciężko Pansy. Alex gniewnie zmrużyła.
- To jest Dżudżu i tak będzie. Jeśli ci się nie podoba Pansy, to możesz zmienić dormitorium.
- Jest świetna - stwierdził Teodor, puszczając Alex oczko. Dafne poruszyła znacząco brwiami. Chciała, by Alex i Teodor byli razem niż ktokolwiek inny w szkole. Alex zignorowała Teodora.
- Draco - powiedziała. - Nie puszysz się w wagonie prefektów?
- Ah Black, nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniłem za twoim ciętym językiem - powiedział, uśmiechając się lekko i zostawiając Dżudżu w spokoju.
- Skro tęskniłeś, trzeba było przyjść. Z chęcią umilałbym ci popołudnie. - Uśmiechnęła się niewinnie.
Dżudżu pisnęła i kilkoma skokami znalazła się przy Alex, zostawiając Blaise'a i Teodora z zawiedzionymi minami.
- Wie, gdzie dobrze - stwierdził Nott, na co Alex wymownie wywróciła oczami. Dafne powstrzymała się, by nie zrobić słodkiej minki, a Blaise wymownie udał, że za chwilę puści pawia. Pansy nadal niepewnie przyglądała się małpce.
- Jak wam minęły wakacje? - Draco przerwał panującą ciszę.
Rozmowa zeszła na inny tor i chociaż Alex cały czas czuła na sobie palące spojrzenie Teodora, nie mogła się zmusić, by na niego spojrzeć. W ostateczności, godzinę później, opuściła przedział.
Swojego brata i Harry'ego znalazła na drugim końcu pociągu. Towarzyszył im Ron oraz Hermiona. Śmiali się z wesoło, zajadając fasolki wszystkich smaków.
- Wow, Hermiona świetna fryzura - powiedziała Alex na dzień dobry. We dwie mocno się uścisnęły. Dżudżu niepewnie przyglądała się nowym twarzom.
- Dziękuję.
- Świetna małpka! - powiedział Ron. - Mogę potrzymać?
Wyciągnął ręce. Dżudżu krzyknęła na niego i ukryła twarz we włosach Alex. Ron spalił buraka, a reszta wybuchnęła gromkim śmiechem rozbawienia.
- Nie przejmuj się Ron - powiedziała Harry. - Przez kilka dni była nieufna w stosunku do mnie. Na pewno cię polubi.
- Nie patrolujecie korytarzy? - zapytała Hermiony i Rona.
- Zrobiliśmy sobie przerwę - wytłumaczył Ron z pełną buzią w ciastkach. - Strasznie to męczące.
Hermiona wywróciła wymownie oczami.
- Jesteś prefektem Ronaldzie. Powinieneś wykonywać swoje obowiązki bez względu na to, czy jesteś zmęczony, czy też nie.
- Oj, Hemriona daj spokój.
Dżudżu z fascynacją nawijała kilka długich loków Alex na swój drobny palec.
- Alex, nie obraź się, ale... mogłabyś sobie pójść. Omawialiśmy z Harrym i Ronem taktykę na mecze - powiedział Lucas.
Harry został kapitanem Gryffindoru w Quidditchu, a Lucas natychmiast nominował się jego pomocnikiem. Alex była Ślizgonką. W roku szkolnym widziała się z bratem bliźniakiem rzadziej niż w domu, a to był już wyczyn.
- Nie, nie krępujcie się - powiedziała, rozsiadając się wygodnie. - I tak mam zamiar wypisać się z drużyny.
Ron z wrażenia upuścił paczkę ciastek.
- Co? - Harry nie dowierzał. - Alex, no coś ty. Co to za mecz ze Ślizgonami bez ciebie! Podnosisz im poziom!
- Poza tym Chris ci w życiu nie pozwoli! - odparł Lucas.
- Przestańcie - powiedziała Hermiona oburzona. - Nie wszyscy muszą grać ciągle w Quidditch. Alex na pewno ma powody, by sobie odpuścić.
- Jakie? - prychnął Lucas. - Chodzenie do biblioteki?
Alex spojrzała na niego tak gniewnie, że Lucas się wzdrygnął.
- Nie każdy jest takim półgłówkiem jak ty - syknęła, pokazując na niego palcem. Wstała. - Mam inne, być może ważniejsze sprawy na głowie niż Quidditch.
I wyszła z wysoką podniesioną głową, zarzucając włosami. Nim drzwi zamknęły się z trzaskiem, Dżudżu pokazała Lucasowi język.
- Alex daj spokój! - zawołał za nią, ale siostra go zignorowała.
- Było się tak czepiać - usłyszała jeszcze Hermionę.
Pewnym siebie krokiem przechodziła przez kolejne wagony. Ludzie, widząc niezadowoloną i złą twarz Alex, automatycznie schodzili jej z drogi, by nie narażać się na jej gniew. Zamaszyście otwarła kolejne drzwi i...
Niefortunnie zderzyła się z Teodorem.
- Przepraszam - powiedział natychmiast. - Nic ci nie jest?
- Nie - mruknęła.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz na złą.
- Lucas mnie zdenerwował - warknęła i natychmiast wypuściła z sykiem powietrze z płuc, uspokajając się. - Myśli, że Quidditch jest najważniejszą rzeczą w życiu! Nie rozumie, że może mam coś innego do roboty, niż ciągłe siedzenie na miotle.
Teodor zmarszczył brwi.
- Chcesz odejść z drużyny? - zapytał.
- Może nie odejść, ale przenieść się na ławkę rezerwową i być na paru treningach w sezonie. Naprawdę chcę robić w tym roku coś innego!
- To fajnie - stwierdził Teodor. Alex otrząsnęła się zaskoczona.
- Więc nie jesteś zły, że odchodzę z drużyny?
- Ani trochę. Inni na pewno będą, ale to twoje życie, możesz robić z nim, co tylko zechcesz.
- Wow... dzięki - odparła zaskoczona. - Chociaż ty to rozumiesz.
Teodor uśmiechnął się do niej ciepło i serce Alex mimowolnie zabiło szybciej z emocji. Nie umiała pojąć, dlaczego Teodor działał na nią w tak drastyczny sposób. Dlaczego chcąc być blisko niego, jednocześnie chciała być daleko i z całego serca go ignorować. Była zdruzgotana przez sprzeczne uczucia, których nie mogła opanować.
+++
INFO: Ponieważ mam nadzieję wrócić od poniedziałku do pisania własnej książki (swoją drogą, serdecznie zapraszam was na Synów Chaosa!), więc nie wiem, kiedy pojawi się następny rozdział tego FF. Jeśli nie będzie mi dobrze szło przy książce, to wrócę tutaj, ale jeśli chapnie mnie tam weny, to nie mogę obiecać następnego rozdziału przez jakiś czas. Mam nadzieję, że rozumiecie. Trzymajcie się!
Kiedy Alex pchała wózek przez peron dziewięć i trzy czwarte w kłębach drapiącego w płuca dymu, Dżudżu, siedząca w klatce, rozglądała się na boki, wydając z siebie dziwne skrzeki i piski. Uczniowie przyglądali się nowemu zwierzątku Alex z niezwykłą fascynacją.
- Harry! - krzyknął Lucas.
Potter senior i junior pomachali do nich wesoło, a Dżudżu zapiszczała wesoło, wiedząc Harry'ego.
- Cześć mała! - przywitał się z małpką i palcem podrapał ją za uchem.
- Wow, Syriusz podziwiam cię, że się zgodziłeś - zaśmiał się James i klepnął przyjaciela w plecy. - Jaki dzieciaki, gotowi na szósty rok. Gdzie mój chrześniak? Chcę mu pożyczyć udanego ostatniego roku.
Chris pojawił się znikąd.
- Dzięki! - zawołał.
- Chłopie, wyszalej się tam, póki możesz.
- James! - warknął Syriusz. - Chris ma się skupić na OWUTEMACH.
- A przypomnieć ci jak ty się skupiałeś na końcowych egzaminach? - zaśmiał się James, a Syriusz zrobił urażoną minę.
Kufry zostały wpakowane do pociągu, a Dżudżu niezbyt miło przeżyła chwilowe rozstanie ze swoją właścicielką. Lucas zawołał:
- Idzie wujek Reg i Nathaniel.
Rzeczywiście dwójka wyłoniła się z kłębów pary i przystanęła obok nich.
- Są takie korki na mieście, że myślałem, że nie zdążymy - wysapał Regulus. Mijające lata sprawiły, że postarzał się nieznacznie. Włosy sięgały mu teraz prawie do ramion, a mięśnie ramion zostały rozbudowane, ale ciągle uśmiechał się promiennie, a jego niebieskie oczy świeciły tym samym radosnym blaskiem.
- Było się teleportować - odparł Nathaniel. Był to chłopak wysoki i szczupły. Kiedy przystanął obok Chrisa, wyraźnie można było zobaczyć, że syn Syriusza jest bardziej rozbudowany w ramionach. Poza tym Nathaniel, jak większość męskich członków rodziny Black, posiadał kwadratową szczękę. Niebieskie oczy zazwyczaj przyjazne, lubiły świecić dziwnym blaskiem. Jasnobrązowe włosy zaczesywał do góry. Poruszał się energicznie i z gracją.
- Właśnie tato, było się teleportować - powiedziała Alex.
Rozbrzmiał piskliwy gwizdek. Pociąg za chwilę miał odjechać i rozpoczęły się pożegnania.
- Chris naprawdę skup się egzaminach - powiedział Syriusz, klepiąc lekko syna po plecach. - Lucas, nie rozrabiaj aż tyle. W ostatnim roku dostawałem ze szkoły za wiele sów, a ty Alex... Po prostu bądź sobą.
- Harry, kopnij ode mnie pannę Norris!
- Dobrze tato!
Regulus spojrzał dziwnie na tę dwójkę.
- Nath, powodzenia na egzaminach. W razie problemów pisz.
- Jasne tato.
Dzieci wpakowały się do pociągu, drzwi zostały zatrzaśnięte i po chwili lokomotywa ruszyła. Większość uczniów machała swoim rodzicom, a ci im odmachiwali, dopóki ostatni wagon nie zniknął za zakrętem.
- Chodź Nath, poszukamy Williama - powiedział Chris.
- Pewnie siedzi w wagonie prefektów - odparł Nathaniel.
Dwójka zaniknęła im z oczu, przechodząc do następnego przedziału, a Alex wyciągnęła Dżudżu z klatki. Małpka usiadła jej na ramieniu.
- Idziesz z nami? - zapytał Harry.
- Chyba poszukam swojej bandy. Dawno nie dogryzałam Draco. - Alex zaśmiała się. - Później do was dołączę.
Pożegnali się i rozeszli w różne strony. Alex, szukając przedziału, gdzie mogli siedzieć jej znajomi, co chwila witała się z kimś na korytarzu albo machała do ludzi z przedziałów. Była rozpoznawalna, a uczniowie czasami na siłę chcieli się z nią zaznajomić.
- Alex, ty masz małpkę! - Na spotkanie wyszedł jej Blaise Zabini i niema natychmiast zainteresował się zwierzątkiem. - Mogę ją potrzymać?
- Jeśli ci pozwoli.
Blaise wyciągnął przed siebie ręce w przyjaznym geście. Dżudżu patrzyła na niego z dużą nieufnością w oczach. W ostateczności, przy aprobacie swojej pani, wskoczyła w ręce chłopaka. Blaise zaśmiał się wesoło i pobiegł przed siebie, wpadając do następnego przedziału.
- Hej, ludzie zobaczcie, jaką Alex ma fajną małpkę!
Słysząc krótki pisk Pansy Parkinson, Alex wywróciła oczami i weszła do przedziału. Draco Malfoy, Teodor i Blaise zajęli się małpką, Pensy usiadła przy drzwiach, jak najdalej od niej, a Dafne Greengrass siedział niewzruszona całą sytuacją.
- Cześć Alex - przywitała się z nią. Alex przysiadła obok Dafne. - Co cię podkusiło, by kupić sobie małpkę?
Dżudżu śmiała i piszczały, gdy chłopcy się z nią bawili z zachwyconymi minami.
- Polubiłyśmy się - stwierdziła Alex.
- Merlinie, i to będzie spać w naszym dormitorium? - sapnęła ciężko Pansy. Alex gniewnie zmrużyła.
- To jest Dżudżu i tak będzie. Jeśli ci się nie podoba Pansy, to możesz zmienić dormitorium.
- Jest świetna - stwierdził Teodor, puszczając Alex oczko. Dafne poruszyła znacząco brwiami. Chciała, by Alex i Teodor byli razem niż ktokolwiek inny w szkole. Alex zignorowała Teodora.
- Draco - powiedziała. - Nie puszysz się w wagonie prefektów?
- Ah Black, nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniłem za twoim ciętym językiem - powiedział, uśmiechając się lekko i zostawiając Dżudżu w spokoju.
- Skro tęskniłeś, trzeba było przyjść. Z chęcią umilałbym ci popołudnie. - Uśmiechnęła się niewinnie.
Dżudżu pisnęła i kilkoma skokami znalazła się przy Alex, zostawiając Blaise'a i Teodora z zawiedzionymi minami.
- Wie, gdzie dobrze - stwierdził Nott, na co Alex wymownie wywróciła oczami. Dafne powstrzymała się, by nie zrobić słodkiej minki, a Blaise wymownie udał, że za chwilę puści pawia. Pansy nadal niepewnie przyglądała się małpce.
- Jak wam minęły wakacje? - Draco przerwał panującą ciszę.
Rozmowa zeszła na inny tor i chociaż Alex cały czas czuła na sobie palące spojrzenie Teodora, nie mogła się zmusić, by na niego spojrzeć. W ostateczności, godzinę później, opuściła przedział.
Swojego brata i Harry'ego znalazła na drugim końcu pociągu. Towarzyszył im Ron oraz Hermiona. Śmiali się z wesoło, zajadając fasolki wszystkich smaków.
- Wow, Hermiona świetna fryzura - powiedziała Alex na dzień dobry. We dwie mocno się uścisnęły. Dżudżu niepewnie przyglądała się nowym twarzom.
- Dziękuję.
- Świetna małpka! - powiedział Ron. - Mogę potrzymać?
Wyciągnął ręce. Dżudżu krzyknęła na niego i ukryła twarz we włosach Alex. Ron spalił buraka, a reszta wybuchnęła gromkim śmiechem rozbawienia.
- Nie przejmuj się Ron - powiedziała Harry. - Przez kilka dni była nieufna w stosunku do mnie. Na pewno cię polubi.
- Nie patrolujecie korytarzy? - zapytała Hermiony i Rona.
- Zrobiliśmy sobie przerwę - wytłumaczył Ron z pełną buzią w ciastkach. - Strasznie to męczące.
Hermiona wywróciła wymownie oczami.
- Jesteś prefektem Ronaldzie. Powinieneś wykonywać swoje obowiązki bez względu na to, czy jesteś zmęczony, czy też nie.
- Oj, Hemriona daj spokój.
Dżudżu z fascynacją nawijała kilka długich loków Alex na swój drobny palec.
- Alex, nie obraź się, ale... mogłabyś sobie pójść. Omawialiśmy z Harrym i Ronem taktykę na mecze - powiedział Lucas.
Harry został kapitanem Gryffindoru w Quidditchu, a Lucas natychmiast nominował się jego pomocnikiem. Alex była Ślizgonką. W roku szkolnym widziała się z bratem bliźniakiem rzadziej niż w domu, a to był już wyczyn.
- Nie, nie krępujcie się - powiedziała, rozsiadając się wygodnie. - I tak mam zamiar wypisać się z drużyny.
Ron z wrażenia upuścił paczkę ciastek.
- Co? - Harry nie dowierzał. - Alex, no coś ty. Co to za mecz ze Ślizgonami bez ciebie! Podnosisz im poziom!
- Poza tym Chris ci w życiu nie pozwoli! - odparł Lucas.
- Przestańcie - powiedziała Hermiona oburzona. - Nie wszyscy muszą grać ciągle w Quidditch. Alex na pewno ma powody, by sobie odpuścić.
- Jakie? - prychnął Lucas. - Chodzenie do biblioteki?
Alex spojrzała na niego tak gniewnie, że Lucas się wzdrygnął.
- Nie każdy jest takim półgłówkiem jak ty - syknęła, pokazując na niego palcem. Wstała. - Mam inne, być może ważniejsze sprawy na głowie niż Quidditch.
I wyszła z wysoką podniesioną głową, zarzucając włosami. Nim drzwi zamknęły się z trzaskiem, Dżudżu pokazała Lucasowi język.
- Alex daj spokój! - zawołał za nią, ale siostra go zignorowała.
- Było się tak czepiać - usłyszała jeszcze Hermionę.
Pewnym siebie krokiem przechodziła przez kolejne wagony. Ludzie, widząc niezadowoloną i złą twarz Alex, automatycznie schodzili jej z drogi, by nie narażać się na jej gniew. Zamaszyście otwarła kolejne drzwi i...
Niefortunnie zderzyła się z Teodorem.
- Przepraszam - powiedział natychmiast. - Nic ci nie jest?
- Nie - mruknęła.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz na złą.
- Lucas mnie zdenerwował - warknęła i natychmiast wypuściła z sykiem powietrze z płuc, uspokajając się. - Myśli, że Quidditch jest najważniejszą rzeczą w życiu! Nie rozumie, że może mam coś innego do roboty, niż ciągłe siedzenie na miotle.
Teodor zmarszczył brwi.
- Chcesz odejść z drużyny? - zapytał.
- Może nie odejść, ale przenieść się na ławkę rezerwową i być na paru treningach w sezonie. Naprawdę chcę robić w tym roku coś innego!
- To fajnie - stwierdził Teodor. Alex otrząsnęła się zaskoczona.
- Więc nie jesteś zły, że odchodzę z drużyny?
- Ani trochę. Inni na pewno będą, ale to twoje życie, możesz robić z nim, co tylko zechcesz.
- Wow... dzięki - odparła zaskoczona. - Chociaż ty to rozumiesz.
Teodor uśmiechnął się do niej ciepło i serce Alex mimowolnie zabiło szybciej z emocji. Nie umiała pojąć, dlaczego Teodor działał na nią w tak drastyczny sposób. Dlaczego chcąc być blisko niego, jednocześnie chciała być daleko i z całego serca go ignorować. Była zdruzgotana przez sprzeczne uczucia, których nie mogła opanować.
+++
INFO: Ponieważ mam nadzieję wrócić od poniedziałku do pisania własnej książki (swoją drogą, serdecznie zapraszam was na Synów Chaosa!), więc nie wiem, kiedy pojawi się następny rozdział tego FF. Jeśli nie będzie mi dobrze szło przy książce, to wrócę tutaj, ale jeśli chapnie mnie tam weny, to nie mogę obiecać następnego rozdziału przez jakiś czas. Mam nadzieję, że rozumiecie. Trzymajcie się!
Rozdział 4
Alex opuściła dział trucizn z niemrawą miną (cały czas przed oczami miała makabryczne skutki niektórych eliksirów), ale obyta w wiadomości, o których wcześniej nie miała pojęcia. Był to trzeci dzień Expo. Rozmawiała już z kilkoma, znanymi jej tylko z książek, Mistrzami Eliksirów żyjących we współczesnych czasach. Każdy z nich uraczył ją ciekawą historyjką o tym, jaką to ciężką drogę musiał przejść, by znaleźć się na swoim obecnym miejscu. Dostała kilka naprawdę ciekawych rad i całą masę książek z autografami. Każdego dnia wystawy obfitowały w coś nowego do oglądania, a panele, gdzie słuchano wykładów Mistrzów Eliksirów, pękały w szwach od ilości zebranych osób.
Weszła w dział alchemii – dziedziny magii zajmującej się odkrywaniem kamienia filozoficznego czy Panaceum. Tutaj ludzi było nieznacznie mniej, ale ciągle sporawo. Strzępki rozmów dolatywały do jej ucha.
- Lekarstwo na wszystko znane również jako panaceum jest naszą odwieczną zagadką. Nikomu jeszcze się nie...
- ...to trudny eliksir wymagający wiele cierpliwości i...
- ...trudna rzecz i trudne przyrządzenie...
Przystawała tu i uwadze, słuchając chwilę. Gdy coś ją zainteresowała, kupowała książkę, gdy nie, szła dalej. Jej brązowe oczy błyszczały z zachwytu.
Kiedy mignęła stoisko, przy którym nie znajdowali się żadni zwiedzający, a tylko stary i chudy czarodziej z dużymi okularami na nosie, zdezorientowała się. Jednocześnie będąc zaciekawioną, podeszła do stoiska.
- Dzień dobry.
- Witam młodą damę – powiedział czarodziej, wyraźnie uradowany, że ktoś do niego podszedł. – Nazywam się Konfucjusz Knight i od paru lat zajmuje się wynalezieniem lekarstwa na wilkołactwo.
- O ja! - Roztwarła usta zafascynowana. - Pan mówi dalej!
- Widzę, że zaciekawiłem. - Konfucjusz uśmiechnął się lekko. - Jak pewnie możesz przeczytać, moje prace na razie nie przyniosły żadnych pożądanych rezultatów. Zawodzi mnie główny składnik, a jestem pewien, że i kilka pomniejszych ze sobą nie współgra. Chęć wynalezienia lekarstwa na likantropię spędza mi sen z powiek.
- A na czym pan pracuje? - zapytała ciekawa.
- Głównie na tojadzie. Wywar Tojadowy bardzo pomaga wilkołakom, więc wywnioskowałem, że tojad musi być w jakimś stopniu ważny.
- Uwzględniał pan prawa Golpalotta? – zapytała.
- Uwzględniałem, ignorowałem, odnosiłem się do nich tylko częściowo i nic. Odbyłem nawet podróż do Egiptu i Chin, by nabyć wiedzy z innych kultur. Wszystko ująłem w swojej książce.
Pokazał na stosik książek w czarnych oprawach leżących na biurku.
- Och, ma pan książkę. Mogę?
- Oczywiście – odparł. Alex wzięła jeden z egzemplarzy. Na okładce widniał sam Konfucjusz w młodszej wersji, niż Alex widziała teraz. Otaczały go wilkołaki.
- Kiedyś się panu uda - powiedziała, podając czarodziejowi pieniądze za książkę. - Życzę powodzenia.
- Miłe z ciebie dziecko. Większość osób podchodzi do moich badań sceptycznie. Bo niby poco szukać lekarstwa na wilkołactwo? – prychnął.
- Myślę, że mój wujek by się ucieszył, gdyby ktoś odnalazł lekarstwo na jego futerkowy problem.
- Współczuję twojemu wujkowi. Pozdrów go ode mnie i życz szczęścia.
- Do widzenia - pożegnała się i poszła dalej.
Kilka stoisk dalej miała miejsce podobna sytuacja, tylko czarodziej pragnął znaleźć lekarstwo na wampirzym. Kupiła książkę i od niego i powróciła do przepychania się między ludźmi. Gdy na nich patrzyła, odniosła dziwne wrażenie, że jest najmłodszą uczestniczką całego Expo. Większość zebranych była już koło pięćdziesiątki albo starsza. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bardzo odmienna.
- A tutaj cię mam Alex! – Usłyszała za sobą wesoły głos Nicolasa Flamela. – I jak się bawisz?
- Jest cudnie – przyznała. – Chociaż czuje się jak dziecko przy tych wszystkich ludziach, a o tobie już nawet nie wspomnę!
Nicolas zaśmiał się szczerze.
- Ale musisz przyznać, że jak na swój wiek wyglądam perf-ekt. – Tym razem to Alex się zaśmiała. – Szkoda, że Albus w tym roku się nie zjawił. Dawno go nie widziałem.
- Może powinien pan odwiedzić Hogwart? - zaproponowała.
- Hmm... Ciekawy pomysł. - Postukał się palcem po brodzie. - Zaciekawiło cię coś konkretnego?
- Właściwie tak – odpowiedziała, pokazując mu książkę od Konfucjusza. – Nie wiedziałam, że są ludzie, którzy szukają lekarstwa na wilkołactwo. Muszę przyznać, że to bardzo ciekawe. Na świecie z pewnością jest wiele wilkołaków, które chciałby pozbyć się swojego problemu.
- Tak... są poszukiwacze takiego lekarstwa, jednak minęły wieki i nikomu się nie udało. Sam kiedyś próbowałem. To bardzo trudne i ryzykowne. Mieszasz różne składniki, czasami źle coś dobierzesz, nawet jeśli myślisz, że powinno być dobrze i... BUM! Kociołek ci wybucha, niszcząc pół domu, a twoja żona rozpoczyna kłótnię życia.
- Myślę, że mi kłótnia z żoną niestraszna – odpowiedziała, śmiejąc się.
- Będziesz chciała spróbować poszukać lekarstwa? – zapytał zdziwiony.
- Sama nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - To chyba nie na moją głowę, chociaż tak naprawdę nie mam nic do stracenia. Za zgodą Dumbledora będę mieć w tym roku prywatne lekcje z eliksirów. Mogłabym je przeznaczyć na to, ale czy jest sens? To znaczy... tyle geniuszy przede mną próbowało, to dlaczego miałoby mi się udać?
- Może akurat – odparł. – Nigdy nic nie wiadomo. Jeśli...
- Drodzy państwo, a tam właśnie jest Nicolas Flamel, twórca słynnego kamienia filozoficznego! – Ku nim obróciła się grupka osób. – Zechciałby pan do nas dołączyć?
- Ja...
- Idź. Poradzę sobie – szepnęła. Nicolas skinął głową i z uśmiechem wymalowanym na ustach podszedł bliżej grupy. Alex chwilę patrzyła na Nicolasa w tłumie fanów, a potem odeszła, szukając kolejnych ciekawych miejsc.
*
Sala wybuchnęła gromkim śmiechem za sprawą żartu Nicolasa Flamela. Alex otarła łzę, która spłynęła z kącika jej oka i zabiła brawo.
- No dobrze, ale mniejsza - powiedział Nicolas, uciszając ludzi. - Ten tydzień minął zaskakująco szybko i aż żal mi to mówić, ale niedługo będziemy musieli się pożegnać. Jest mi niezmiernie miło, że znów mogłem gościć w Nowym Jorku, a jeszcze bardziej się cieszę z sukcesu, jaki odniósł mój wczorajszy wykład. To naprawdę miłe, że tak dobrze to wszystko przyjęliście i co najważniejsze, zrozumieliście moją paplaninę.
Obecna na wczorajszym wykładzie Alex przyznała Nicolasowi w myślach rację. Jego wykład był mądry, ale trudny. By zrozumieć sens jego słów, trzeba było porządnie się skupić. Wiele osób opuściło salę zdezorientowanych.
- Pan minister otwierał, a ja z żalem kończę sto sześćdziesiąty trzeci Zjazd Mistrzów Eliksirów I Expo. Do zobaczenia za dwa lata w tym samym miejscu. Mam nadzieję, że będę jeszcze żył.
I znów rozbrzmiały śmiechy, a za nimi gromkie brawa. Tydzień życia w Nowym Jorku zleciał Alex za szybko. Żal ściskał jej serce na myśl, że jutro będzie musiała wrócić do Londynu. Kiedy wszyscy ruszyli do wyjścia, Nikodem pojawił się obok niej, biorąc ją pod pachę i wciskając do dłoni kartkę.
- Napisz do mnie czasami, jeśli będziesz chcieć. Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną. Nie chciałbym zmarnować okazji i stracić z tobą kontaktu.
Alex uśmiechnęła się.
- Zapewne wrócę do Nowego Jorku. Jak nie na Expo, to na wakacje.
- W takim razie do napisania.
- Do napisania – odparła i mocno przytuliła Nikodema na pożegnanie. Chwilę później on i jego rodzice opuścili hotel. Idąc za Snapem, przeszli do holu głównego, gdzie dogonił ich Nicolas i jego żona.
- To był wspaniały tydzień – powiedział mężczyzna. – Szkoda, że musimy się żegnać. Wracasz rano, Alex?
- Ósma zero zero mam świstoklik.
- Jeśli będziesz kiedyś w Paryżu, to musisz do nas wpaść – powiedziała Perenelle. Kobiety uścisnęły się mocno. – Jesteś wspaniałą i mądrą, młodą damę. Powodzenia życzę.
- Dziękuję.
- Alex. – Nicolas odchrząknął poważnie, zabierając dziewczynę na bok. – Tu masz mój adres. – Podał jej pergamin. – Gdybyś potrzebowała pomocy, mojej rady, albo po prostu chciałabyś ze mną pogadać na temat uzależnienia Albusa od cytrynowych dropsów, to pisz śmiało.
- Dziękuję – odpowiedziała, nie kryjąc uśmiechu rozbawienia. – Bardzo miło mi było cię poznać.
- To jak? Do napisania? - zapytał, wyciągając przed siebie ręce.
- Do napisania – potwierdziła i uściskała mężczyznę.
Piętnaście minut później znajdowała się już w pokoju hotelowym, pakując walizkę. Zmęczona, zasnęła szybko w poświacie księżyca wpadającego przez otwarte okno.
*
Alex mocniej ścisnęła stary sznurek i ostatni raz spojrzała na Severusa Snape'a.
- Dziękuję panu bardzo za opiekę przez ten tydzień.
- Nie miałem wyboru - odparł. - Obiecałem dyrektorowi.
- No tak, oczywiście. Cóż... do zobaczenia.
- Do widzenia, Black.
Wybiła ósma, poczuła szarpnięcie w okolicy pępka i nie minęła chwila, a stanęła na marmurowej posadzce w Ministerstwie.
- Alex! – zawołał Syriusz, mocno przytulając córkę. – Wszystko w porządku?
- Też za tobą tęskniłam tato - zaśmiała się.
- Dobrze, że jesteś. - James pojawił się obok. - Syriusz kilka razy prawie dostał zawału ze strachu o ciebie.
- Wcale nie! - zawołał Łapa.
- Wcale tak!
- Możemy wrócić do domu? - zapytała, tym samym przerywając kłótnię. - Jestem zmęczona.
Ledwo weszli przez drzwi, a ze schodów zeskoczyła Dżudżu, mocno przytulając się do Alex. Oskarżycielski wzrok małpki jasno mówił, żeby Alex w życiu nie zostawiała jej tak długo samej. Co ciekawe, wzrok Syriusza mówił dokładnie to samo.
- Alex! - Chris zbiegł z góry, witając się z siostrą. Zaraz za nim pojawił się Lucas. - Co mi kupiłaś?
- A mi?
Alex wywróciła oczami.
- Jesteście bardziej materialni niż ja, a to już jest wyczyn.
Syriusz zaśmiał się szczerze i powiedział:
- Chodź, zrobiłem obiad.
Podczas dwudaniowego obiadu opowiedziała im o Expo, atrakcjach, jakie tam były i o ludziach, których poznała. Ciągle była tak podekscytowana, że jej gadaniu nie było końca.
Weszła w dział alchemii – dziedziny magii zajmującej się odkrywaniem kamienia filozoficznego czy Panaceum. Tutaj ludzi było nieznacznie mniej, ale ciągle sporawo. Strzępki rozmów dolatywały do jej ucha.
- Lekarstwo na wszystko znane również jako panaceum jest naszą odwieczną zagadką. Nikomu jeszcze się nie...
- ...to trudny eliksir wymagający wiele cierpliwości i...
- ...trudna rzecz i trudne przyrządzenie...
Przystawała tu i uwadze, słuchając chwilę. Gdy coś ją zainteresowała, kupowała książkę, gdy nie, szła dalej. Jej brązowe oczy błyszczały z zachwytu.
Kiedy mignęła stoisko, przy którym nie znajdowali się żadni zwiedzający, a tylko stary i chudy czarodziej z dużymi okularami na nosie, zdezorientowała się. Jednocześnie będąc zaciekawioną, podeszła do stoiska.
- Dzień dobry.
- Witam młodą damę – powiedział czarodziej, wyraźnie uradowany, że ktoś do niego podszedł. – Nazywam się Konfucjusz Knight i od paru lat zajmuje się wynalezieniem lekarstwa na wilkołactwo.
- O ja! - Roztwarła usta zafascynowana. - Pan mówi dalej!
- Widzę, że zaciekawiłem. - Konfucjusz uśmiechnął się lekko. - Jak pewnie możesz przeczytać, moje prace na razie nie przyniosły żadnych pożądanych rezultatów. Zawodzi mnie główny składnik, a jestem pewien, że i kilka pomniejszych ze sobą nie współgra. Chęć wynalezienia lekarstwa na likantropię spędza mi sen z powiek.
- A na czym pan pracuje? - zapytała ciekawa.
- Głównie na tojadzie. Wywar Tojadowy bardzo pomaga wilkołakom, więc wywnioskowałem, że tojad musi być w jakimś stopniu ważny.
- Uwzględniał pan prawa Golpalotta? – zapytała.
- Uwzględniałem, ignorowałem, odnosiłem się do nich tylko częściowo i nic. Odbyłem nawet podróż do Egiptu i Chin, by nabyć wiedzy z innych kultur. Wszystko ująłem w swojej książce.
Pokazał na stosik książek w czarnych oprawach leżących na biurku.
- Och, ma pan książkę. Mogę?
- Oczywiście – odparł. Alex wzięła jeden z egzemplarzy. Na okładce widniał sam Konfucjusz w młodszej wersji, niż Alex widziała teraz. Otaczały go wilkołaki.
- Kiedyś się panu uda - powiedziała, podając czarodziejowi pieniądze za książkę. - Życzę powodzenia.
- Miłe z ciebie dziecko. Większość osób podchodzi do moich badań sceptycznie. Bo niby poco szukać lekarstwa na wilkołactwo? – prychnął.
- Myślę, że mój wujek by się ucieszył, gdyby ktoś odnalazł lekarstwo na jego futerkowy problem.
- Współczuję twojemu wujkowi. Pozdrów go ode mnie i życz szczęścia.
- Do widzenia - pożegnała się i poszła dalej.
Kilka stoisk dalej miała miejsce podobna sytuacja, tylko czarodziej pragnął znaleźć lekarstwo na wampirzym. Kupiła książkę i od niego i powróciła do przepychania się między ludźmi. Gdy na nich patrzyła, odniosła dziwne wrażenie, że jest najmłodszą uczestniczką całego Expo. Większość zebranych była już koło pięćdziesiątki albo starsza. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bardzo odmienna.
- A tutaj cię mam Alex! – Usłyszała za sobą wesoły głos Nicolasa Flamela. – I jak się bawisz?
- Jest cudnie – przyznała. – Chociaż czuje się jak dziecko przy tych wszystkich ludziach, a o tobie już nawet nie wspomnę!
Nicolas zaśmiał się szczerze.
- Ale musisz przyznać, że jak na swój wiek wyglądam perf-ekt. – Tym razem to Alex się zaśmiała. – Szkoda, że Albus w tym roku się nie zjawił. Dawno go nie widziałem.
- Może powinien pan odwiedzić Hogwart? - zaproponowała.
- Hmm... Ciekawy pomysł. - Postukał się palcem po brodzie. - Zaciekawiło cię coś konkretnego?
- Właściwie tak – odpowiedziała, pokazując mu książkę od Konfucjusza. – Nie wiedziałam, że są ludzie, którzy szukają lekarstwa na wilkołactwo. Muszę przyznać, że to bardzo ciekawe. Na świecie z pewnością jest wiele wilkołaków, które chciałby pozbyć się swojego problemu.
- Tak... są poszukiwacze takiego lekarstwa, jednak minęły wieki i nikomu się nie udało. Sam kiedyś próbowałem. To bardzo trudne i ryzykowne. Mieszasz różne składniki, czasami źle coś dobierzesz, nawet jeśli myślisz, że powinno być dobrze i... BUM! Kociołek ci wybucha, niszcząc pół domu, a twoja żona rozpoczyna kłótnię życia.
- Myślę, że mi kłótnia z żoną niestraszna – odpowiedziała, śmiejąc się.
- Będziesz chciała spróbować poszukać lekarstwa? – zapytał zdziwiony.
- Sama nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - To chyba nie na moją głowę, chociaż tak naprawdę nie mam nic do stracenia. Za zgodą Dumbledora będę mieć w tym roku prywatne lekcje z eliksirów. Mogłabym je przeznaczyć na to, ale czy jest sens? To znaczy... tyle geniuszy przede mną próbowało, to dlaczego miałoby mi się udać?
- Może akurat – odparł. – Nigdy nic nie wiadomo. Jeśli...
- Drodzy państwo, a tam właśnie jest Nicolas Flamel, twórca słynnego kamienia filozoficznego! – Ku nim obróciła się grupka osób. – Zechciałby pan do nas dołączyć?
- Ja...
- Idź. Poradzę sobie – szepnęła. Nicolas skinął głową i z uśmiechem wymalowanym na ustach podszedł bliżej grupy. Alex chwilę patrzyła na Nicolasa w tłumie fanów, a potem odeszła, szukając kolejnych ciekawych miejsc.
*
Sala wybuchnęła gromkim śmiechem za sprawą żartu Nicolasa Flamela. Alex otarła łzę, która spłynęła z kącika jej oka i zabiła brawo.
- No dobrze, ale mniejsza - powiedział Nicolas, uciszając ludzi. - Ten tydzień minął zaskakująco szybko i aż żal mi to mówić, ale niedługo będziemy musieli się pożegnać. Jest mi niezmiernie miło, że znów mogłem gościć w Nowym Jorku, a jeszcze bardziej się cieszę z sukcesu, jaki odniósł mój wczorajszy wykład. To naprawdę miłe, że tak dobrze to wszystko przyjęliście i co najważniejsze, zrozumieliście moją paplaninę.
Obecna na wczorajszym wykładzie Alex przyznała Nicolasowi w myślach rację. Jego wykład był mądry, ale trudny. By zrozumieć sens jego słów, trzeba było porządnie się skupić. Wiele osób opuściło salę zdezorientowanych.
- Pan minister otwierał, a ja z żalem kończę sto sześćdziesiąty trzeci Zjazd Mistrzów Eliksirów I Expo. Do zobaczenia za dwa lata w tym samym miejscu. Mam nadzieję, że będę jeszcze żył.
I znów rozbrzmiały śmiechy, a za nimi gromkie brawa. Tydzień życia w Nowym Jorku zleciał Alex za szybko. Żal ściskał jej serce na myśl, że jutro będzie musiała wrócić do Londynu. Kiedy wszyscy ruszyli do wyjścia, Nikodem pojawił się obok niej, biorąc ją pod pachę i wciskając do dłoni kartkę.
- Napisz do mnie czasami, jeśli będziesz chcieć. Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną. Nie chciałbym zmarnować okazji i stracić z tobą kontaktu.
Alex uśmiechnęła się.
- Zapewne wrócę do Nowego Jorku. Jak nie na Expo, to na wakacje.
- W takim razie do napisania.
- Do napisania – odparła i mocno przytuliła Nikodema na pożegnanie. Chwilę później on i jego rodzice opuścili hotel. Idąc za Snapem, przeszli do holu głównego, gdzie dogonił ich Nicolas i jego żona.
- To był wspaniały tydzień – powiedział mężczyzna. – Szkoda, że musimy się żegnać. Wracasz rano, Alex?
- Ósma zero zero mam świstoklik.
- Jeśli będziesz kiedyś w Paryżu, to musisz do nas wpaść – powiedziała Perenelle. Kobiety uścisnęły się mocno. – Jesteś wspaniałą i mądrą, młodą damę. Powodzenia życzę.
- Dziękuję.
- Alex. – Nicolas odchrząknął poważnie, zabierając dziewczynę na bok. – Tu masz mój adres. – Podał jej pergamin. – Gdybyś potrzebowała pomocy, mojej rady, albo po prostu chciałabyś ze mną pogadać na temat uzależnienia Albusa od cytrynowych dropsów, to pisz śmiało.
- Dziękuję – odpowiedziała, nie kryjąc uśmiechu rozbawienia. – Bardzo miło mi było cię poznać.
- To jak? Do napisania? - zapytał, wyciągając przed siebie ręce.
- Do napisania – potwierdziła i uściskała mężczyznę.
Piętnaście minut później znajdowała się już w pokoju hotelowym, pakując walizkę. Zmęczona, zasnęła szybko w poświacie księżyca wpadającego przez otwarte okno.
*
Alex mocniej ścisnęła stary sznurek i ostatni raz spojrzała na Severusa Snape'a.
- Dziękuję panu bardzo za opiekę przez ten tydzień.
- Nie miałem wyboru - odparł. - Obiecałem dyrektorowi.
- No tak, oczywiście. Cóż... do zobaczenia.
- Do widzenia, Black.
Wybiła ósma, poczuła szarpnięcie w okolicy pępka i nie minęła chwila, a stanęła na marmurowej posadzce w Ministerstwie.
- Alex! – zawołał Syriusz, mocno przytulając córkę. – Wszystko w porządku?
- Też za tobą tęskniłam tato - zaśmiała się.
- Dobrze, że jesteś. - James pojawił się obok. - Syriusz kilka razy prawie dostał zawału ze strachu o ciebie.
- Wcale nie! - zawołał Łapa.
- Wcale tak!
- Możemy wrócić do domu? - zapytała, tym samym przerywając kłótnię. - Jestem zmęczona.
Ledwo weszli przez drzwi, a ze schodów zeskoczyła Dżudżu, mocno przytulając się do Alex. Oskarżycielski wzrok małpki jasno mówił, żeby Alex w życiu nie zostawiała jej tak długo samej. Co ciekawe, wzrok Syriusza mówił dokładnie to samo.
- Alex! - Chris zbiegł z góry, witając się z siostrą. Zaraz za nim pojawił się Lucas. - Co mi kupiłaś?
- A mi?
Alex wywróciła oczami.
- Jesteście bardziej materialni niż ja, a to już jest wyczyn.
Syriusz zaśmiał się szczerze i powiedział:
- Chodź, zrobiłem obiad.
Podczas dwudaniowego obiadu opowiedziała im o Expo, atrakcjach, jakie tam były i o ludziach, których poznała. Ciągle była tak podekscytowana, że jej gadaniu nie było końca.
sobota, 20 maja 2017
Rozdział 3
- Dzień doooobry.
Alex przywitała się potężnym ziewnięciem ze swoim bratem Chrisem, który jadł płatki w kuchni. Siedział w samych bokserkach, włosy miał roztrzepane gorzej niż Harry, a jego ruchy były powolne i ociężałe.
- Hej – mruknął. – Rano przyszły listy ze szkoły i...
Nie dokończył, bo Alex pisnęła głośno i porwała kopertę z jej imieniem ze stołu. Drżącą ręką rozerwała kopertę i zabrała się za czytanie ocen z SUMÓW. Chris przyglądał się jej z rozbawieniem.
Odczytała list kilkakrotnie. Było lepiej, niż się spodziewała. Kompletnie zaskoczył ją Wybitny z astronomii i starożytnych run. Była pewna, że zawaliła egzamin z ostatniego przedmiotu.
Chris nie chcąc czekać na informacje, wyrwał pergamin z dłoni siostry i sam przeczytał oceny, nie ukrywając przy tym swojego szoku.
- Wow, siostra, gratulacje. To są naprawdę dobre oceny.
- Dzięki - powiedziała cała rozpromieniona.
- Są już wyniki? – Do kuchni wszedł Lucas z zaspaną miną. Ożywił się, widząc samotną kopertę na stole. Chwycił ją, rozerwał i zaczął czytać na głos:
- Nie jest źle - powiedział Chris. - Ja miałem podobne oceny.
- Ciekawe ile Wybitnych nachapała Hermiona? - zastanowiła się głośno Alex.
- Będziesz mi udzielać korków z eliksirów w następnym roku? – zapytał Chris, który nie umiał pojąć geniuszu swojej siostry w tym przedmiocie. – No wiesz OWUTEMY i w ogóle.
Alex uwielbiała eliksiry. Od pierwszej lekcji w pierwszej klasie, ten przedmiot podbił jej serce, a ona podbiła serce profesora Slughrona i z każdym rokiem tylko powielała fascynację profesora na jej temat. Będąc w trzeciej klasie, przewyższała swój rocznik w wiedzy na temat eliksirów o dwa poziomy, a w piątej była już na poziomie OWUTEMÓW. Profesor Slughorn musiał znajdywać jej na lekcjach inne zajęcia, bo Alex najzwyczajniej w świecie się na nich nudziła.
- Zastanowię się - odparła Alex.
W kopercie oprócz wyników egzaminów była też lista książek potrzebnych na następny rok, bilet na peron 9 i 3/4, poinformowanie, że rok szkolny zaczyna się dokładnie pierwszego września oraz list. Alex, ignorując chłopaków, którzy pochłonęli się rozmową, zaczęła czytać.
- Ja też się wam pochwalę! – powiedział uradowany Chris i wyciągnął ze swojej koperty odznakę kapitana drużyny Ślizgonów.
- Gratulacje! - zawołał Lucas. - Zasłużyłeś!
- Dzięki. Nathaniel zdążył już do mnie rano napisać. Został Prefektem Naczelnym. Bardzo się cieszy i... Alex, wszystko gra?
Ich spojrzenia przeniosły się na Alex. Otrząsnęła się z szoku.
- Co?
- Wszystko w porządku? - powtórzył Chris.
- Ja... sami zobaczcie.
Podała im list.
- O jaaa – wyrwało się Lucasowi. – To... niesamowite!
- Profesor Dumbledore ma gest - powiedział Chris. - Naprawdę zasłużyłaś, by uczyć się czegoś więcej. Jesteś genialna!
- Dzięki - powiedziała cała rozpromieniona.
Kiedy zjadła śniadanie, napisała krótki list do Hermiony oraz Dafne. Wręczyła oba zawiniątka Hadesowi – ich czarnemu puchaczowi i wypuściła go przez okno. Chwilę obserwowała oddalającą się sowę. Dżudżu zawołała głośno, zwracając uwagę Alex.
- No co? - zapytała. Dżudżu zdawała się tak samo rozpromieniona, jak Alex. - Też się cieszysz, co?
Dżudżu potwierdziła radośnie.
Alex uśmiechnęła się do niej ciepło i wyciągnęła spod łóżka walizkę. Powoli zaczęła się pakować. Jutro wyjeżdżała na siedem dni do Nowego Jorku na Expo Eliksirów. Była to największa impreza na świecie związana z eliksirami. Pojawiało się na niej wiele znakomitości. Prezentowane nowe eliksiry oraz spekulowano na wiele tematów. Alex dostała wejściówkę VIP na urodziny w zeszłym roku od całej rodziny. Tego dnia (i przez następny miesiąc) była tak szczęśliwa, że nic nie psuło jej humoru.
Dżudżu pomagała jej wybrać, które ubrania powinna spakować.
*
- Baw się dobrze i uważaj na siebie, nie rozrabiaj za bardzo, pilnuj się i...
- Tamo daj spokój – jęknęła Alex, tym samym przerywając monolog swojego ojca, który trwał już od dobrych pięciu minut. – Nic mi się nie stanie. Jestem na tyle duża, że sobie poradzę.
- No właśnie – powiedział stojący obok Remus.
Remus Lupin. Kilkanaście lat wilkołackiego życia postarzyło go i wyniszczyło. Był chudy oraz wyglądał na ciągle zmęczonego, ale ubierał się porządnie, pił dużo wzmacniających eliksirów. Restauracja "Feniks" przynosiła mu wiele pieniędzy. Poza tym Remus pozostał tym samym Remusem. Uśmiechał się często, a wraz z Syriuszem i Jamesem lubił sobie pożartować. Alex uwielbiała swojego ojca chrzestnego z wielu powodów.
Teraz we trójkę znajdowali się w Ministerstwie Magii, skąd przy pomocy świstoklika miała się przenieść do Nowego Jorku. Z resztą pożegnała się już wczoraj. Wszystkim obiecała, że wyśle im pocztówki i przywiezie prezenty.
- Uważaj na siebie Alex - powiedział jeszcze raz Syriusz.
- Będę - zapewniła go.
Mocno uścisnęła ojca, potem Remusa i oddaliła się od nich kilka kroków, w dłoni trzymając stary sznurek. Zegarek wybił pierwszą po południu, a Alex poczuła szarpnięcie w okolicy pępka. Świat zawirował, kolory zmieszały się w jedną plamę, a potem z łoskotem wylądowała w ciemnym zaułku. Podniosła się z brudnej ziemi i chwyciła rączkę swojej walizki. Ktoś już na nią czekał.
Był to czarodziej wysoki, o bladej twarzy i haczykowatym nosie. Ubrany był w czarne spodnie od garnituru i białą koszulę z długimi rękawami. Długie, czarne włosy wyglądały na przetłuszczone.
Dzień dobry – przywitała się, widząc Severusa Snape'a, który, na prośbę profesora Slughorna i Dumbledora, miał zająć się Alex.
- Alexandra – mruknął, lustrując ją wzrokiem. – No dobrze, chodźmy.
Ruszyli przez zatłoczone ulice Nowego Jorku. Alex rozglądała się wokół zafascynowana, pragnąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów z tego cudownego miejsca. Morze żółtych taksówek mieszało się z normalnymi samochodami, z podziemi tłumami wychodzili ludzie, wieżowce piętrzyły się pod samo niebo. Ekstaza w jej ciele przekroczyła maksymalny poziom.
- Dokąd idziemy? – zapytała.
- Pięciogwiazdkowy magiczny hotel „Satyr”. Jest niewidoczny dla mugoli i już od kilku lat w jego podziemiach organizowany jest Zlot Mistrzów Eliksirów i Expo Eliksirów. Masz przepustkę prawda?
- Oczywiście!
- Jest ona również potwierdzeniem rezerwacji hotelowej, więc sobie ją naszykuj, zaraz będziemy.
Alex pamiętała minę ojca, kiedy dowiedział się, że to właśnie Severus Snape ma się zaopiekować jego córką. Z monologu ojca wnioskowała, że Snape... nie był najfajniejszym człowiekiem na ziemi. Tymczasem wydał się Alex cichy i nawet miły, chociaż jego surowa mina mówiła, żeby lepiej do niego nie podchodzić.
Pięć minut później stanęli przed wielkim i ekskluzywnym hotelem, którego mugole zdołali nie zauważać. W środku panowała czysta elegancja i najlepsze warunki. Czarodzieje ubrani byli w najlepsze garnitury, a czarodziejki w markowe ubrania i błyszczącą biżuterię. W recepcji Alex odebrała kluczyk do swojego pokoju. Sjrzat hotelowy zebrał jej walizkę.
- No dobrze Alex - powiedział Severus, wymuszając miły ton głosu. - Expo zaczyna się dopiero wieczorem, a mamy ósmą dwadzieścia rano. Obiecałem się tobą zająć, więc co chciałabyś robić?
Alex z całych sił powstrzymywała się, by nie parsknąć śmiechem. Mina, z jaką Snape wypowiedział swoją prośbę, była komiczna.
- Ja... cóż... widzę, że niezbyt panu przyszło wypowiedzieć te słowa. Pójdźmy więc na układ, że do czasu Expo zajmę się samą sobą. Chciałabym tylko wiedzieć, czy jest jakiś magiczny transport, dzięki któremu mogłabym się poruszać po mieście i gdzie znajduje się... eee... magiczna dzielnica? No taka Pokątna...
Severusowi ulżyło, chociaż nie dał tego po sobie poznać.
- W takim razie... wystarczy, że machniesz różdżką i podjedzie po ciebie taksówka. Powiesz kierowcy, gdzie chcesz się znaleźć i on cię zawiezie. Przyjdę po ciebie o wpół do ósmej wieczorem. Masz jakieś eleganckie ubrania, prawda?
- Tak - potwierdziła, kiwając głową.
- To dobrze. Pierwszy dzień jest bardziej oficjalny. Cóż... miłej zabawy Alex.
- Dziękuję – odpowiedziała, uśmiechając się promiennie i wyszła z hotelu. Machnęła różdżką. Żółta taksówka nadjechała z lewej strony. Wsiadła do środka. – Dzień dobry.
- Dobry, dobry. Dokąd? - zapytał kierowca.
- Jestem pierwszy raz w Nowym Jorku i...
- Ministerstwo? Pasaż handlowy? Szpital?
Była zaskoczona opryskliwością kierowcy i jednocześnie trochę urażona.
- Niech będzie ten pasaż handlowy.
Taksówkarz ruszył z zawrotną prędkością. Samochód śmigał między innymi pojazdami, przeciskając się między nimi, jakby w ogóle ich tam nie było. Kierowca nie zwracał uwagi na czerwone światła czy pieszych. Manewrował kierownica gwałtownie i bez żadnego celu, jakby nie wiedział, do czego służy. Wszystko za oknem rozmazywało się w jedną, kolorową plamę.
Kiedy dziesięć minut później zatrzymali się, Alex odetchnęła z ulgą.
- Będzie piętnaście galeonów, piękna.
Alex bez słowa podała mu sumę pieniędzy i bez słowa opuściła taksówkę. Znalazła się przed ogromnym budynkiem, którego mugole omijali.
Przez obrotowe drzwi weszła do środka. Centrum handlowe było okropne. Oszołamiano wielkością budynku, chwilę stała w miejscu, a potem ruszyła przed siebie, zaglądając do każdego sklepu.
Na dwóch piętrach, które zajmować mogły powierzchnię sześćdziesiąt razy większa niż ulica Pokątna, znalazła cztery księgarnie, przy których Esy i Floresy wydawały się komórką pod schodami. Zafascynowana niezliczoną ilością nieznanych jej tytułów, już na początku obkupiła się w książki, które upchała w plecaczku, na który zarzuciła w szkole zaklęcie zwiększająco-zmniejszające.
Dwupiętrowy sklep ze zwierzętami obfitował w wiele gatunków zwierząt - koty, szczury, psy mówiące ludzką mową, szczury skaczące na skakankach, ogromne węże, magiczne małpki, króliki zamieniające w czarne cylindry, żółwie z rubinowymi skorupami, ślimaki z zębami ostrymi jak brzytwy, ropuchy, fretki, pająki, a nawet, i to chyba Alex ubawiło najbardziej, wiewiórkę.
Sklep z różdżkami był najspokojniejszym miejscem. Podobnie, jak u Ollivandera, od podłogi po sufit poustawiane były różdżki w podłużnych paczuszkach, a sam wytwórca był tak stary, że musiał przy uchu przytrzymać specjalny aparat słuchowy, by cokolwiek mógł usłyszeć, a i tak mylił słowa.
Poza tym w centrum handlowym znajdowało się kilka sklepów z kotłami, parę aptek, sklepy z kwiatami, dziesiątki sklepów z szatami i ubraniami. Wszędzie były tłumy. Kilku fryzjerów, dwa ogromne sklepy ze słodyczami, które znacznie przewyższały sklep Zonka. Sklepy z artykułami domowymi, sklepy meblowe, wydawnictwa, drogerie, jubilery, sklepy z markowymi sprzętami do Quidditcha oraz do jakiejś innej dziwnej gry.
W sklepie z pamiątkami kupiła kilka pocztówek, a potem wypełniła je i wysłała przez sowy na Poczcie.
Cztery godziny zwiedzania później usiadła w jednej z lodziarni i jedząc wspaniałą porcję lodów, patrzyła na ludzi, a była ich cała masa. Jedni się śpieszyli, drudzy spacerowali. Młodzi i starzy. Rodziny z dziećmi. Hiszpanie, Włosi, różne narodowości Azjatyckie. Różnorodność języków i kolorów skór była egzotyczna i powalająca.
Do hotelu wróciła przed siódmą, okupiona na wszelkie możliwe sposoby. Szybko wzięła prysznic, umyła włosy, a potem delikatnie je upięła. Zrobiła nie za ostry makijaż i ubrała czarną, rozkloszowaną sukienkę na ramiączkach z dekoltem w serce. Do tego szpilki w tym samym kolorze, delikatne kolczyki, bransoletka i mała, zgrabna kopertówka. Była gotowa akurat w tym samym momencie, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wow! Ale się pan odpicował – powiedział, otworzywszy drzwi. Severus ubrany był w spaniały smoking, który idealnie leżał na jego ciele. Wypolerowane buty lśniły w świetle lamp.
- Chodźmy - powiedział stanowczo, nie komplementując olśniewającego wystroju Alex.
Całe wydarzenie odbywało się w podziemiach hotelu. Weszli do głównej sali, gdzie na wypolerowanej posadzce (można się było w niej przejrzeć) stały dziesiątki okrągłych stołów. Wypolerowane sztućce, talerze i kieliszki lśniły w świetle rzucanym przez kryształowe żyrandole. Na końcu sali znajdował się mała scena, gdzie zasiadała już orkiestra. Ogromne bukiety kwiatów ustawione na środku każdego stolika roztaczały słodką woń.
W sali panował już gwar rozmawiających ze sobą elegancko ubranych ludzi. Alex czuła się skrępowana tym towarzystwem. Czuła się głupio, kiedy Snape witał się prawie z każdym napotkanym gościem. Pierwszy raz od dawna nie była w centrum wydarzeń, co ją denerwowało.
- Nicolasie!
- Severusie, jak miło cię widzieć!
Dwaj mężczyźni uścisnęli się przyjaźnie. Alex z całych sił powstrzymała się, by nie krzyknąć. Tuż przed nią stał sam Nicolas Flamel, ubrany w elegancki garnitur, uśmiechający się promiennie.
- Gdzie się podziała twoje cudowna żona? - zapytał Nicolas.
- Poszła na plotki – odpowiedział, śmiejąc się. W następnej chwili zawiesił swój wzrok na Alex. – Och, a cóż to za piękna młoda dama? – zapytał, ujmując dłoń dziewczyny i delikatnie całując.
- Alexandra Black - przedstawiła się. - Naprawdę miło mi poznać.
- Nicolas Flamel – również się przedstawił.
- No przecież wiem – odparła cicho, a mężczyzna się zaśmiał.
- Brytyjka, jak widzę. Pierwszy raz na Expo?
Snape miał niezbyt zadowoloną minę. Fkat, że Nicolas bardziej zajmuje się osobą Black, niż nim, był dla niego irytujący.
- Tak i jestem bardzo podekscytowana. - Nie kryła emocji.
Nicolas postukał się palcem po brodzie.
- A ile właściwie masz?
- Szesnaście - odpowiedziała.
- Oh, wow! Dobra jesteś z eliksirów, co?
- Nie przechwalając się, tak.
Nicolas zaśmiał się serdecznie, a Alex mu zawtórowała.
- Jestem pewny, że ci się tu spodoba i... och Severusie nie miej takiej miny. Wyglądasz, jakbyś połknął cytrynę! Uśmiechnij się, moja żona zmierza w naszym kierunku.
- Severusie – powiedziała kobieta, uśmiechając się serdecznie. Oboje krótko się przytulili. – Miło cię widzieć. Musisz koniecznie nas odwiedzić w Paryżu.
- Z pewnością do was zajrzę - zapewnił ją Severus.
- Perenelle, poznaj tę uroczą dziewczynę. To Alexandra Black i przyjechała do nas z Anglii - powiedział Nicolas, nadal bardzo zafascynowany osobą Alex.
Perenelle była bardzo piękną kobietą o długich kasztanowych włosach i brązowych oczach. Miała na sobie długą, czerwoną, połyskującą suknię. Ucałowała Alex w oba policzki.
- Bardzo miło mi poznać – powiedziała Alex.
- Mnie również kochaniutka. Może pójdziemy już zająć stolik?
Ich miejsca znajdowały się najbliżej sceny i najwyraźniej czekali jeszcze na kogoś, bo pozostałe trzy krzesełka były wolne. Severusa, Nicolasa i Pernelle niemal natychmiast pochłonęła ożywiona rozmowa. Alex tylko od czasu do czasu wtrącała słówko czy dwa. Bardziej pochłonięta była rozglądaniem się wokół, zachwycaniem się wspaniałymi kreacjami i odnajdywanie twarzy sławnych osób, z którymi chciała zamienić chociaż słowo.
- No proszę i są, rodzina Russell w komplecie! - Ożywiony głos Nicolasa sprowadził ją do rzeczywistości.
Rodzina Ruseell składała się z wysokiego i lekko siwego mężczyzny w smokingu, bardzo pięknej i szczupłej kobiety o blond włosach oraz chłopaka, który mógł mieć więcej niż siedemnaście lat. Miał blond włosy i niebieskie oczy oraz lekko podłużną twarz. Dorosłych pochłonęły własne sprawy.
- Jestem Alex - przedstawiła się chłopakowi, wyciągając ku nie mu dłoń.
- Nikodem - odpowiedział z uśmiechem. - Często bywasz na takich przyjęciach?
- To mój pierwszy raz - przyznała. - Jestem podekscytowana. A ty?
- Co chwila – sapnął. – Moi rodzice są znani i lubiani. Jak jestem w szkole, to jest spoko, bo nie muszę chodzić na takie fikuśne bale, ale w wakacje to jakiś koszmar.
- Trochę tu sztywno - przyznała szeptem, nachylając się w stronę chłopaka.
- Dla mnie też - potwierdził.
Ich rozmowę przerwały gromkie oklaski, gdy na scenę wszedł niski mężczyzna w smokingu. Był stary, przy kości, a włosy z głowy prawie mu powypadały.
- Kto to jest? – zapytała szeptem Alex Nikodema.
- Antonio Watson. Nasz minister.
- Witam! Witam! – powiedział donośnie Antonio. Jego głos rozniósł się echem po sali, a wszelkie głosy i szmery ucichły. – Witam was na sto sześćdziesiątych trzecim Zjedzie Mistrzów Eliksirów w Nowym Jorku i Expo Eliksirów. Jest mi niezmiernie miło, że po raz kolejny mogę was tutaj gościć. Jak zwykle na wstępie chciałbym was gorąco przywitać. Cieszę się, że i w tym roku tak licznie się tutaj zgromadziliście. Witam serdecznie przedstawicieli rządu, Mistrzów Eliksirów i naszych wspaniałych gości.
Rozbrzmiały oklaski.
- Już teraz pragnę podziękować właścicielowi hotelowi „Satyr” za gościnę. Dziękujemy naszym sponsorom. Liczę, że ten tydzień będzie pełen nowych i ciekawych doświadczeń oraz pełen interesujących znajomości. Nie przedłużając, sto sześćdziesiąte trzecie Expo Eliksirów uważam za otwarte!
Alex przywitała się potężnym ziewnięciem ze swoim bratem Chrisem, który jadł płatki w kuchni. Siedział w samych bokserkach, włosy miał roztrzepane gorzej niż Harry, a jego ruchy były powolne i ociężałe.
- Hej – mruknął. – Rano przyszły listy ze szkoły i...
Nie dokończył, bo Alex pisnęła głośno i porwała kopertę z jej imieniem ze stołu. Drżącą ręką rozerwała kopertę i zabrała się za czytanie ocen z SUMÓW. Chris przyglądał się jej z rozbawieniem.
WYNIKI EGZAMINU
POZIOM STANDARDOWYCH UMIEJĘTNOŚCI
MAGICZNYCH
Oceny pozytywne: Oceny negatywne
Wybitny (W) Nędzny (N)
Powyżej Oczekiwań (P) Okropny (O)
Zadowalający (Z) Troll (T)
Alexandra Caroline Black otrzymała:
Astronomia W
Opieka nad Magicznymi Stworzeniami P
Zaklęcia W
Obrona przed Czarną Magią W
Wróżbiarstwo N
Zielarstwo W
Historia Magii P
Eliksiry W
Transmutacja P
Starożytne Runy W
Odczytała list kilkakrotnie. Było lepiej, niż się spodziewała. Kompletnie zaskoczył ją Wybitny z astronomii i starożytnych run. Była pewna, że zawaliła egzamin z ostatniego przedmiotu.
Chris nie chcąc czekać na informacje, wyrwał pergamin z dłoni siostry i sam przeczytał oceny, nie ukrywając przy tym swojego szoku.
- Wow, siostra, gratulacje. To są naprawdę dobre oceny.
- Dzięki - powiedziała cała rozpromieniona.
- Są już wyniki? – Do kuchni wszedł Lucas z zaspaną miną. Ożywił się, widząc samotną kopertę na stole. Chwycił ją, rozerwał i zaczął czytać na głos:
Astronomia P
Opieka nad Magicznymi Stworzeniami P
Zaklęcia W
Obrona przed Czarną Magią P
Wróżbiarstwo N
Zielarstwo P
Historia Magii Z
Eliksiry P
Transmutacja P
- Nie jest źle - powiedział Chris. - Ja miałem podobne oceny.
- Ciekawe ile Wybitnych nachapała Hermiona? - zastanowiła się głośno Alex.
- Będziesz mi udzielać korków z eliksirów w następnym roku? – zapytał Chris, który nie umiał pojąć geniuszu swojej siostry w tym przedmiocie. – No wiesz OWUTEMY i w ogóle.
Alex uwielbiała eliksiry. Od pierwszej lekcji w pierwszej klasie, ten przedmiot podbił jej serce, a ona podbiła serce profesora Slughrona i z każdym rokiem tylko powielała fascynację profesora na jej temat. Będąc w trzeciej klasie, przewyższała swój rocznik w wiedzy na temat eliksirów o dwa poziomy, a w piątej była już na poziomie OWUTEMÓW. Profesor Slughorn musiał znajdywać jej na lekcjach inne zajęcia, bo Alex najzwyczajniej w świecie się na nich nudziła.
- Zastanowię się - odparła Alex.
W kopercie oprócz wyników egzaminów była też lista książek potrzebnych na następny rok, bilet na peron 9 i 3/4, poinformowanie, że rok szkolny zaczyna się dokładnie pierwszego września oraz list. Alex, ignorując chłopaków, którzy pochłonęli się rozmową, zaczęła czytać.
Droga Alex!
Profesor Slughorn poinformowali mnie o Twoich ponadprzeciętnych uzdolnieniach w eliksirach i ilości materiału, który zdążyłaś przerobić przez ostatnie pięć lat. Korzystając ze swoich znajomości, udało mi się zobaczyć twój pisemny egzamin z eliksirów na SUMACH. Dawno nie widziałem ucznia tak bardzo uzdolnionego w tym kierunku.
Hogwart gwarantuje uczniom należyty rozwój ich umiejętności, a przyznam szczerze, że szkoda było zmarnować tym, co dysponujesz droga Alex. Długo zastanawiałem się, co zrobić i postanowiłem, że przez następne dwa lata lekcje eliksirów będziesz odbywać sama. Wszystko będzie współgrało z Twoim planem lekcji, nie musisz się o nic martwić. Nauczać Cię będzie profesor Slughorn, a czasem nawet i ja. Nie musisz kupować żadnych książek, dostaniesz wszystko na miejscu.
Życzę Ci Alex udanych wakacji.
Z pozdrowieniami,
Albus Dumbledore
- Ja też się wam pochwalę! – powiedział uradowany Chris i wyciągnął ze swojej koperty odznakę kapitana drużyny Ślizgonów.
- Gratulacje! - zawołał Lucas. - Zasłużyłeś!
- Dzięki. Nathaniel zdążył już do mnie rano napisać. Został Prefektem Naczelnym. Bardzo się cieszy i... Alex, wszystko gra?
Ich spojrzenia przeniosły się na Alex. Otrząsnęła się z szoku.
- Co?
- Wszystko w porządku? - powtórzył Chris.
- Ja... sami zobaczcie.
Podała im list.
- O jaaa – wyrwało się Lucasowi. – To... niesamowite!
- Profesor Dumbledore ma gest - powiedział Chris. - Naprawdę zasłużyłaś, by uczyć się czegoś więcej. Jesteś genialna!
- Dzięki - powiedziała cała rozpromieniona.
Kiedy zjadła śniadanie, napisała krótki list do Hermiony oraz Dafne. Wręczyła oba zawiniątka Hadesowi – ich czarnemu puchaczowi i wypuściła go przez okno. Chwilę obserwowała oddalającą się sowę. Dżudżu zawołała głośno, zwracając uwagę Alex.
- No co? - zapytała. Dżudżu zdawała się tak samo rozpromieniona, jak Alex. - Też się cieszysz, co?
Dżudżu potwierdziła radośnie.
Alex uśmiechnęła się do niej ciepło i wyciągnęła spod łóżka walizkę. Powoli zaczęła się pakować. Jutro wyjeżdżała na siedem dni do Nowego Jorku na Expo Eliksirów. Była to największa impreza na świecie związana z eliksirami. Pojawiało się na niej wiele znakomitości. Prezentowane nowe eliksiry oraz spekulowano na wiele tematów. Alex dostała wejściówkę VIP na urodziny w zeszłym roku od całej rodziny. Tego dnia (i przez następny miesiąc) była tak szczęśliwa, że nic nie psuło jej humoru.
Dżudżu pomagała jej wybrać, które ubrania powinna spakować.
*
- Baw się dobrze i uważaj na siebie, nie rozrabiaj za bardzo, pilnuj się i...
- Tamo daj spokój – jęknęła Alex, tym samym przerywając monolog swojego ojca, który trwał już od dobrych pięciu minut. – Nic mi się nie stanie. Jestem na tyle duża, że sobie poradzę.
- No właśnie – powiedział stojący obok Remus.
Remus Lupin. Kilkanaście lat wilkołackiego życia postarzyło go i wyniszczyło. Był chudy oraz wyglądał na ciągle zmęczonego, ale ubierał się porządnie, pił dużo wzmacniających eliksirów. Restauracja "Feniks" przynosiła mu wiele pieniędzy. Poza tym Remus pozostał tym samym Remusem. Uśmiechał się często, a wraz z Syriuszem i Jamesem lubił sobie pożartować. Alex uwielbiała swojego ojca chrzestnego z wielu powodów.
Teraz we trójkę znajdowali się w Ministerstwie Magii, skąd przy pomocy świstoklika miała się przenieść do Nowego Jorku. Z resztą pożegnała się już wczoraj. Wszystkim obiecała, że wyśle im pocztówki i przywiezie prezenty.
- Uważaj na siebie Alex - powiedział jeszcze raz Syriusz.
- Będę - zapewniła go.
Mocno uścisnęła ojca, potem Remusa i oddaliła się od nich kilka kroków, w dłoni trzymając stary sznurek. Zegarek wybił pierwszą po południu, a Alex poczuła szarpnięcie w okolicy pępka. Świat zawirował, kolory zmieszały się w jedną plamę, a potem z łoskotem wylądowała w ciemnym zaułku. Podniosła się z brudnej ziemi i chwyciła rączkę swojej walizki. Ktoś już na nią czekał.
Był to czarodziej wysoki, o bladej twarzy i haczykowatym nosie. Ubrany był w czarne spodnie od garnituru i białą koszulę z długimi rękawami. Długie, czarne włosy wyglądały na przetłuszczone.
Dzień dobry – przywitała się, widząc Severusa Snape'a, który, na prośbę profesora Slughorna i Dumbledora, miał zająć się Alex.
- Alexandra – mruknął, lustrując ją wzrokiem. – No dobrze, chodźmy.
Ruszyli przez zatłoczone ulice Nowego Jorku. Alex rozglądała się wokół zafascynowana, pragnąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów z tego cudownego miejsca. Morze żółtych taksówek mieszało się z normalnymi samochodami, z podziemi tłumami wychodzili ludzie, wieżowce piętrzyły się pod samo niebo. Ekstaza w jej ciele przekroczyła maksymalny poziom.
- Dokąd idziemy? – zapytała.
- Pięciogwiazdkowy magiczny hotel „Satyr”. Jest niewidoczny dla mugoli i już od kilku lat w jego podziemiach organizowany jest Zlot Mistrzów Eliksirów i Expo Eliksirów. Masz przepustkę prawda?
- Oczywiście!
- Jest ona również potwierdzeniem rezerwacji hotelowej, więc sobie ją naszykuj, zaraz będziemy.
Alex pamiętała minę ojca, kiedy dowiedział się, że to właśnie Severus Snape ma się zaopiekować jego córką. Z monologu ojca wnioskowała, że Snape... nie był najfajniejszym człowiekiem na ziemi. Tymczasem wydał się Alex cichy i nawet miły, chociaż jego surowa mina mówiła, żeby lepiej do niego nie podchodzić.
Pięć minut później stanęli przed wielkim i ekskluzywnym hotelem, którego mugole zdołali nie zauważać. W środku panowała czysta elegancja i najlepsze warunki. Czarodzieje ubrani byli w najlepsze garnitury, a czarodziejki w markowe ubrania i błyszczącą biżuterię. W recepcji Alex odebrała kluczyk do swojego pokoju. Sjrzat hotelowy zebrał jej walizkę.
- No dobrze Alex - powiedział Severus, wymuszając miły ton głosu. - Expo zaczyna się dopiero wieczorem, a mamy ósmą dwadzieścia rano. Obiecałem się tobą zająć, więc co chciałabyś robić?
Alex z całych sił powstrzymywała się, by nie parsknąć śmiechem. Mina, z jaką Snape wypowiedział swoją prośbę, była komiczna.
- Ja... cóż... widzę, że niezbyt panu przyszło wypowiedzieć te słowa. Pójdźmy więc na układ, że do czasu Expo zajmę się samą sobą. Chciałabym tylko wiedzieć, czy jest jakiś magiczny transport, dzięki któremu mogłabym się poruszać po mieście i gdzie znajduje się... eee... magiczna dzielnica? No taka Pokątna...
Severusowi ulżyło, chociaż nie dał tego po sobie poznać.
- W takim razie... wystarczy, że machniesz różdżką i podjedzie po ciebie taksówka. Powiesz kierowcy, gdzie chcesz się znaleźć i on cię zawiezie. Przyjdę po ciebie o wpół do ósmej wieczorem. Masz jakieś eleganckie ubrania, prawda?
- Tak - potwierdziła, kiwając głową.
- To dobrze. Pierwszy dzień jest bardziej oficjalny. Cóż... miłej zabawy Alex.
- Dziękuję – odpowiedziała, uśmiechając się promiennie i wyszła z hotelu. Machnęła różdżką. Żółta taksówka nadjechała z lewej strony. Wsiadła do środka. – Dzień dobry.
- Dobry, dobry. Dokąd? - zapytał kierowca.
- Jestem pierwszy raz w Nowym Jorku i...
- Ministerstwo? Pasaż handlowy? Szpital?
Była zaskoczona opryskliwością kierowcy i jednocześnie trochę urażona.
- Niech będzie ten pasaż handlowy.
Taksówkarz ruszył z zawrotną prędkością. Samochód śmigał między innymi pojazdami, przeciskając się między nimi, jakby w ogóle ich tam nie było. Kierowca nie zwracał uwagi na czerwone światła czy pieszych. Manewrował kierownica gwałtownie i bez żadnego celu, jakby nie wiedział, do czego służy. Wszystko za oknem rozmazywało się w jedną, kolorową plamę.
Kiedy dziesięć minut później zatrzymali się, Alex odetchnęła z ulgą.
- Będzie piętnaście galeonów, piękna.
Alex bez słowa podała mu sumę pieniędzy i bez słowa opuściła taksówkę. Znalazła się przed ogromnym budynkiem, którego mugole omijali.
Przez obrotowe drzwi weszła do środka. Centrum handlowe było okropne. Oszołamiano wielkością budynku, chwilę stała w miejscu, a potem ruszyła przed siebie, zaglądając do każdego sklepu.
Na dwóch piętrach, które zajmować mogły powierzchnię sześćdziesiąt razy większa niż ulica Pokątna, znalazła cztery księgarnie, przy których Esy i Floresy wydawały się komórką pod schodami. Zafascynowana niezliczoną ilością nieznanych jej tytułów, już na początku obkupiła się w książki, które upchała w plecaczku, na który zarzuciła w szkole zaklęcie zwiększająco-zmniejszające.
Dwupiętrowy sklep ze zwierzętami obfitował w wiele gatunków zwierząt - koty, szczury, psy mówiące ludzką mową, szczury skaczące na skakankach, ogromne węże, magiczne małpki, króliki zamieniające w czarne cylindry, żółwie z rubinowymi skorupami, ślimaki z zębami ostrymi jak brzytwy, ropuchy, fretki, pająki, a nawet, i to chyba Alex ubawiło najbardziej, wiewiórkę.
Sklep z różdżkami był najspokojniejszym miejscem. Podobnie, jak u Ollivandera, od podłogi po sufit poustawiane były różdżki w podłużnych paczuszkach, a sam wytwórca był tak stary, że musiał przy uchu przytrzymać specjalny aparat słuchowy, by cokolwiek mógł usłyszeć, a i tak mylił słowa.
Poza tym w centrum handlowym znajdowało się kilka sklepów z kotłami, parę aptek, sklepy z kwiatami, dziesiątki sklepów z szatami i ubraniami. Wszędzie były tłumy. Kilku fryzjerów, dwa ogromne sklepy ze słodyczami, które znacznie przewyższały sklep Zonka. Sklepy z artykułami domowymi, sklepy meblowe, wydawnictwa, drogerie, jubilery, sklepy z markowymi sprzętami do Quidditcha oraz do jakiejś innej dziwnej gry.
W sklepie z pamiątkami kupiła kilka pocztówek, a potem wypełniła je i wysłała przez sowy na Poczcie.
Cztery godziny zwiedzania później usiadła w jednej z lodziarni i jedząc wspaniałą porcję lodów, patrzyła na ludzi, a była ich cała masa. Jedni się śpieszyli, drudzy spacerowali. Młodzi i starzy. Rodziny z dziećmi. Hiszpanie, Włosi, różne narodowości Azjatyckie. Różnorodność języków i kolorów skór była egzotyczna i powalająca.
Do hotelu wróciła przed siódmą, okupiona na wszelkie możliwe sposoby. Szybko wzięła prysznic, umyła włosy, a potem delikatnie je upięła. Zrobiła nie za ostry makijaż i ubrała czarną, rozkloszowaną sukienkę na ramiączkach z dekoltem w serce. Do tego szpilki w tym samym kolorze, delikatne kolczyki, bransoletka i mała, zgrabna kopertówka. Była gotowa akurat w tym samym momencie, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wow! Ale się pan odpicował – powiedział, otworzywszy drzwi. Severus ubrany był w spaniały smoking, który idealnie leżał na jego ciele. Wypolerowane buty lśniły w świetle lamp.
- Chodźmy - powiedział stanowczo, nie komplementując olśniewającego wystroju Alex.
Całe wydarzenie odbywało się w podziemiach hotelu. Weszli do głównej sali, gdzie na wypolerowanej posadzce (można się było w niej przejrzeć) stały dziesiątki okrągłych stołów. Wypolerowane sztućce, talerze i kieliszki lśniły w świetle rzucanym przez kryształowe żyrandole. Na końcu sali znajdował się mała scena, gdzie zasiadała już orkiestra. Ogromne bukiety kwiatów ustawione na środku każdego stolika roztaczały słodką woń.
W sali panował już gwar rozmawiających ze sobą elegancko ubranych ludzi. Alex czuła się skrępowana tym towarzystwem. Czuła się głupio, kiedy Snape witał się prawie z każdym napotkanym gościem. Pierwszy raz od dawna nie była w centrum wydarzeń, co ją denerwowało.
- Nicolasie!
- Severusie, jak miło cię widzieć!
Dwaj mężczyźni uścisnęli się przyjaźnie. Alex z całych sił powstrzymała się, by nie krzyknąć. Tuż przed nią stał sam Nicolas Flamel, ubrany w elegancki garnitur, uśmiechający się promiennie.
- Gdzie się podziała twoje cudowna żona? - zapytał Nicolas.
- Poszła na plotki – odpowiedział, śmiejąc się. W następnej chwili zawiesił swój wzrok na Alex. – Och, a cóż to za piękna młoda dama? – zapytał, ujmując dłoń dziewczyny i delikatnie całując.
- Alexandra Black - przedstawiła się. - Naprawdę miło mi poznać.
- Nicolas Flamel – również się przedstawił.
- No przecież wiem – odparła cicho, a mężczyzna się zaśmiał.
- Brytyjka, jak widzę. Pierwszy raz na Expo?
Snape miał niezbyt zadowoloną minę. Fkat, że Nicolas bardziej zajmuje się osobą Black, niż nim, był dla niego irytujący.
- Tak i jestem bardzo podekscytowana. - Nie kryła emocji.
Nicolas postukał się palcem po brodzie.
- A ile właściwie masz?
- Szesnaście - odpowiedziała.
- Oh, wow! Dobra jesteś z eliksirów, co?
- Nie przechwalając się, tak.
Nicolas zaśmiał się serdecznie, a Alex mu zawtórowała.
- Jestem pewny, że ci się tu spodoba i... och Severusie nie miej takiej miny. Wyglądasz, jakbyś połknął cytrynę! Uśmiechnij się, moja żona zmierza w naszym kierunku.
- Severusie – powiedziała kobieta, uśmiechając się serdecznie. Oboje krótko się przytulili. – Miło cię widzieć. Musisz koniecznie nas odwiedzić w Paryżu.
- Z pewnością do was zajrzę - zapewnił ją Severus.
- Perenelle, poznaj tę uroczą dziewczynę. To Alexandra Black i przyjechała do nas z Anglii - powiedział Nicolas, nadal bardzo zafascynowany osobą Alex.
Perenelle była bardzo piękną kobietą o długich kasztanowych włosach i brązowych oczach. Miała na sobie długą, czerwoną, połyskującą suknię. Ucałowała Alex w oba policzki.
- Bardzo miło mi poznać – powiedziała Alex.
- Mnie również kochaniutka. Może pójdziemy już zająć stolik?
Ich miejsca znajdowały się najbliżej sceny i najwyraźniej czekali jeszcze na kogoś, bo pozostałe trzy krzesełka były wolne. Severusa, Nicolasa i Pernelle niemal natychmiast pochłonęła ożywiona rozmowa. Alex tylko od czasu do czasu wtrącała słówko czy dwa. Bardziej pochłonięta była rozglądaniem się wokół, zachwycaniem się wspaniałymi kreacjami i odnajdywanie twarzy sławnych osób, z którymi chciała zamienić chociaż słowo.
- No proszę i są, rodzina Russell w komplecie! - Ożywiony głos Nicolasa sprowadził ją do rzeczywistości.
Rodzina Ruseell składała się z wysokiego i lekko siwego mężczyzny w smokingu, bardzo pięknej i szczupłej kobiety o blond włosach oraz chłopaka, który mógł mieć więcej niż siedemnaście lat. Miał blond włosy i niebieskie oczy oraz lekko podłużną twarz. Dorosłych pochłonęły własne sprawy.
- Jestem Alex - przedstawiła się chłopakowi, wyciągając ku nie mu dłoń.
- Nikodem - odpowiedział z uśmiechem. - Często bywasz na takich przyjęciach?
- To mój pierwszy raz - przyznała. - Jestem podekscytowana. A ty?
- Co chwila – sapnął. – Moi rodzice są znani i lubiani. Jak jestem w szkole, to jest spoko, bo nie muszę chodzić na takie fikuśne bale, ale w wakacje to jakiś koszmar.
- Trochę tu sztywno - przyznała szeptem, nachylając się w stronę chłopaka.
- Dla mnie też - potwierdził.
Ich rozmowę przerwały gromkie oklaski, gdy na scenę wszedł niski mężczyzna w smokingu. Był stary, przy kości, a włosy z głowy prawie mu powypadały.
- Kto to jest? – zapytała szeptem Alex Nikodema.
- Antonio Watson. Nasz minister.
- Witam! Witam! – powiedział donośnie Antonio. Jego głos rozniósł się echem po sali, a wszelkie głosy i szmery ucichły. – Witam was na sto sześćdziesiątych trzecim Zjedzie Mistrzów Eliksirów w Nowym Jorku i Expo Eliksirów. Jest mi niezmiernie miło, że po raz kolejny mogę was tutaj gościć. Jak zwykle na wstępie chciałbym was gorąco przywitać. Cieszę się, że i w tym roku tak licznie się tutaj zgromadziliście. Witam serdecznie przedstawicieli rządu, Mistrzów Eliksirów i naszych wspaniałych gości.
Rozbrzmiały oklaski.
- Już teraz pragnę podziękować właścicielowi hotelowi „Satyr” za gościnę. Dziękujemy naszym sponsorom. Liczę, że ten tydzień będzie pełen nowych i ciekawych doświadczeń oraz pełen interesujących znajomości. Nie przedłużając, sto sześćdziesiąte trzecie Expo Eliksirów uważam za otwarte!
piątek, 19 maja 2017
Rozdział 2
Lato tego roku było wyjątkowo kapryśne. Jednego dnia było wyjątkowo słonecznie i gorąco, drugiego wiał wiatr i padał deszcz. Trudno było przewidzieć, jaka pogoda nastąpi za kilka godzin. Kiedy Alex, w towarzystwie Lucasa i Harry'ego, szła przez Pokątną, słońce świeciło wyjątkowo mocno.
Zjedli już lody, spędzili dobrą godzinę w sklepie ze sprzętem do Quidditcha, Harry nie potrafił zdecydować się na rękawice. W ostateczności nie kupił żadnych, tylko ochraniacze na kolana oraz rozgrzewający plaster na bark (Harry jak nikt inny z drużyny najczęściej nabawiał się kontuzji).
Grupka rozchichotanych dziewczyn przemknęła obok nich.
- Witajcie drogie panie - powiedział Lucas zalotnie, odprowadzając dziewczyny wzrokiem. Zachichotały jeszcze głośniej. Alex wymownie wywróciła oczami. - No co?
- Nie nic - odparła niewinnie.
Ani Alex, ani Harry czy Lucas nie byli już dziećmi. We wrześniu mieli zacząć swój szósty rok nauki w Hogwarcie. Czas ich dzieciństwa zleciał szybko. Teraz byli już prawie dorośli.
- Napisaliście już wypracowanie na transmutację? - zapytał Harry, zmieniając temat. - Rolka pergaminu to za dużo.
- Napisałam na półtorej - odpowiedziała niemal natychmiast Alex, na co tą razom Lucas wywrócił oczami. - Trochę przesadziłam przy jednym akapicie. Mam nadzieję, że profesor McGonagall nie będzie zła. Zresztą, Hemriona napisała na dwie rolki, pisała do mnie ostatnio i... Cholera, schowajcie mnie!
Ale było już za późno. Ktoś zawołał.
- Hej Alex!
Alex jęknęła marudnie. Ku nim podążał już Teodor Nott. Był to chłopak wysoki, dobrze zbudowany o nienagannym uśmiechu i kwadratowej szczęce. Jasnobrązowe włosy kręciły mu się na swój własny, bardzo fajny sposób, a niebieskie oczy zdawały się dostrzegać rzeczy, których innych nie widzieli. Alex starała się unikać Teodora z dwóch powodów. Po pierwsze, od zeszłego systematycznie starał się ją wyciągać na randkę, a Alex stanowczo nie była zainteresowana. Po drugie, jego akcent był tak perfekcyjny, że po dłuższej rozmowie z nim, nogi panny Black odmawiały jej posłuszeństwa.
- Cześć - przywitał się.
Lucas zmierzył go gniewnym spojrzeniem. Oczywiście wiedział, że Teodor darzy sympatią jego siostrę i wcale mu się to nie podobało.
- Cześć Teodor. Co słychać? - zapytał Harry, widząc, że Blackowie mają zamiar milczeć (Lucas wyglądał na złego, a Alex starała się patrzeć na wszystko oprócz na Teodora).
- Wróciłem kilka dni temu z Francji - powiedział. - Piękny kraj, musicie kiedyś pojechać!
- Preferujemy Rzym - odparł szorstko Lucas.
- Dlaczego tak bardzo mnie lubisz? - zapytał Teodor, umęczony nienawiścią Lucasa.
- Z zasady.
- Z zasady? - powtórzył. - Jakiej zasady? Alex możesz mi wytłumaczyć?
Alex ocknęła się.
- Och, bardzo chętnie, ale niestety nie mam pojęcia, o czym ten imbecyl gada. Poza tym - popchnęła chłopaków do przodu - mam coś jeszcze do załatwienia. Miło się gadało. Trzymaj się! Pa!
I odeszli pośpiesznie, zostawiając zdezorientowanego i lekko zawiedzionego Teodora samego.
- Nie lubię go - wymruczał Lucas.
- Tylko dlatego, że leci na twoją siostrę - zaśmiał się Harry.
- Harry! - syknęła Alex.
- No co? Taka prawda. - Wzruszył ramionami. - Pójdziemy do Magicznej Menażerii? - zmienił temat. - Skończył mi się pokarm dla Hedwigi.
- Jasne – odpowiedział Lucas. - Może Alex w końcu sobie kupi jakieś zwierzątko – zakpił z niej.
Młoda Black fuknęła na niego i przodem popędziła do sklepu, gdzie przywitała ich miła czarownica.
W środku było ciasno i duszno. Pod ścianami piętrzyły się aż do sufitu klatki. Sklep wypełniała mieszanka ostrych zapachów, a z klatek dobiegały piski, skrzeki, wrzaski, mlaski i syki. Harry skierował się to kobiety, a Lucas i Alex postanowi trochę pooglądać. Para olbrzymich purpurowych ropuch zajadała się muchami mięsnymi, a tuż pod oknem stały wielki żółwie ze skorupą inkrustowaną klejnotami. Biały królik raz po raz zamieniał się w czarny cylinder.
Alex zaglądała do każdej klatki czy terrarium, ale żadne zwierzątko nie spodobało jej się do tego stopnia, żeby je kupić. Wszystko było takie monotonne. Sowę czy ropuchę posiadał co drugi uczeń w szkole. Ona pragnęła mieć coś, co będzie wzbudzać sensację w takim samym stopniu jak ona.
Harry płacił już za pokarm, gej uwagę przykuła dosyć duża klatka stojąca w rogu pomieszczania, przykryta ciemnym materiałem. Już miała go podnieść, kiedy sprzedawczyni krzyknęła:
- Nie dotykaj!
Cofnęła dłoń.
- Oj! A to niby czemu? Co tam jest?
- Cóż – sprzedawczyni podeszła bliżej. - Przyjechała do nas z Paragwaju i no cóż... jest bardzo rozbrykana. W liście, który został dołączony, piszą, że to jej normalne zachowanie aż do znalezienia właściciela.
- Czyli to ona same znajduje sobie właściciela, a nie na odwrót? - zapytał Lucas.
- Dokładnie - potwierdziła sprzedawczyni. - Gdy nie jest zasłonięta, strasznie hałasuje i starszy inne zwierzęta.
- No dobrze... ale co to za zwierzę?! - zapytała podekscytowana Alex.
- Kapucynka czubata... - Alex pisnęła. - Możesz ją zobaczyć, ale nie wypuszczaj z klatki. Jasne?
- Jak słońce! - odpowiedziała i szybko zdjęła płachtę.
Oczom Alex ukazał się wspaniała małpka kapucynka czubata. Miała czarno futerko, tylko w okolicach klatki piersiowej i głowy bardziej złote, twarz miała lekko spłaszczoną, tylko pyszczek nieznacznie wystaw. W oczach Alex małpka wyglądała na najsłodsze zwierzątko świata. Kapucynka w sekundę się rozbrykała, skacząc po klatce, ile sił miała. Inne zwierzęta jej zawtórowały.
- Uspokój się - powiedziała Alex stanowczo, ale spokojnie.
Małpka zatrzymała się w dziwnej pozycji. Przez chwilę patrzyła na Alex z szeroko otwartymi oczami i wtem znalazła się przy kratach i wyciągnęła przed siebie łapki, chcąc dotknąć Alex, która delikatnie uścisnęła wyciągniętą rączkę.
- Hej mała – powiedziała, a małpka wydała odgłos, który można by uznać za „cześć”.
Lucas nie krył zdziwienia, a Harry rozbawienia.
- No proszę – powiedziała sprzedawczyni. - Chyba cię polubiła.
- Ile kosztuje? - zapytała Alex.
- Nie sądzę, by ojciec był zadowolony – mruknął Lucas. Alex go zignorowała.
- 60 galeonów, skarbie. No i jeszcze przyda ci się jedzenie. Gratis dorzucam książkę o pielęgnacji, zwyczajach i żywieniu.
- Biorę! - powiedziała wesoło Alex.
Wyciągnęła kapucynkę z klatki, a ta oplotła się swoimi rękoma wokół szyi dziewczyny. Black kupiła wszystko, co było jej potrzebne, a potem z wielkim uśmiech na ustach opuściła sklep. We trójkę wrócili na Holland Park 23.
Ledwo przekroczyli salon, a małpka żywo zaczęła rozglądać się wokół, próbując się wyrwać z objęć Alex. Kiedy dziewczyna powiedziała, że ma przestać, małpka zrobiła to. Dopiero w jej pokoju pozwoliła sobie na puszczenie małpki, po którym zaczęła się oglądać.
Pokój Alex był bardzo duży z balkonem i łazienką oraz małą garderobą, utrzymany w czerni i bieli. Białe łóżko z czarną pościelą stało przy jednej ze ścian, a nad nim zwisał duży plakat AC/DC. Niedaleko stał wzmacniacz i jej gitary – elektryczna i akustyczna. Po drugiej stronie stało biurko, a obok znajdował się duży regał, który zawalony był przez najróżniejsze książki.
Usiedli na łóżku, patrząc na małpkę, która zaciekawiona oglądała wszystko. Alex wyciągnąłem z papierowej torby książkę. Odchrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę i zaczęła czytać:
- Magiczna małpka kapucynka czubata Cebus Apella. Informacje ogólne: gatunek małpy szerokonosej z rodziny płaksowatych. Wygląd: Długość ciała tej kapucynki waha się w granicach 33 -56 cm, ogon jest podobnej długości, masa ciała wynosi od 1,5 do 4 kg. Samice są wyraźnie mniejsze od samców. Kończyny przednie są nieco krótsze od tylnych, ogon słabo chwytny. Twarz jest naga, szara, o nieco wydłużonym pysku i dużych oczach. Uszy nieowłosione. Gęste futro ma kolor szarobrunatny. Na głowie widać czarny czepek tworzący na czole trójkąt skierowany ku dołowi, a nad oczami dwa czuby.
- Występowanie: Kapucynka czubata występuje na znacznych obszarach północno -wschodniej Ameryki Południowej, głównie w Gujanie i Brazylii. W niektórych częściach swego zasięgu jest liczna.
- Tryb życia: Małpka ta zamieszkuje lasy różnych typów. Żyje w stadach liczących kilkanaście osobników i dowodzonych przez dominującego samca. Poszczególne stada zajmują niewielkie terytoria. Kapucynka czubata prowadzi nadrzewny tryb życia, schodząc na ziemie dla żerowania na plantacjach lub do wodopoju. Świetnie wspina się po drzewach, rzadziej skacze, na ziemi porusza się zręcznie na czworakach, potrafi pływać. Porozumiewa się różnorodnymi głosami. Przy użyciu dłoni manipuluje przedmiotami, niekiedy posługuje się prostymi narzędziami, np. rozbija kamieniem orzechy. Jest aktywna w dzień. Potrafi wykonać kilka najprostszych zaklęć, czy będzie umiała więcej, zależy od właściciela. Umie się teleportować w dowolne miejsce na planecie. To bardzo mądre stworzenie, które szybko się uczy. Kiedy więź między jej panem a nią jest bardzo silna, mogą przekazywać sobie nawzajem myśli. Małpce trzeba szybko nadać imię. Te magiczne stworzenia są znane między innymi z tego, że podłapują zachowania swoich właścicieli.
- To jak ją nazwiesz? - zapytał Harry.
Alex się zamyśliła, cały czas obserwując kapucynkę, która teraz z wielką gracją i zręcznością wspinała się po szafkach. Przez głowę przelatywały jej tysiące imion, ale żadne nie pasowało jej to tej małpki. W końcu jednak naszedł ją idealny pomysł.
- Dżudżu! Chodź do mnie! - Małpka spojrzała na nią głupio. - No chodź, Dżudżu! - Małpka zeskoczyła ze szczytu półki i podbiegła do Alex, rzucając się na nią i obwiązując swoje ręce wokół jej szyi. Wydała przy tym dźwięk, jakby bardzo się cieszyła. - Od dzisiaj nazywasz się Dżudżu - powiedziała do małpki, a ta zaśmiała się radośnie.
- Serio Alex? - prychnął Harry. - Dżudżu?
- Jak ci się nie podoba to możesz wyjść – odparła. Potter uniósł ręce w geście obronnym. Lucas przeglądał książkę.
- Odżywianie - przeczytał. - Kapucynka ta żeruje w ciągu dnia. Jest wszystkożerna. Jej pokarm stanowią owoce, nasiona, orzechy, pędy zielone, kwiaty, kora i sok drzew, a także owady i pająki. Rozmnażanie i rozwój: Jest to gatunek poligamiczny. Ruja trwa 2 -7 dni. Po ok. półrocznej ciąży samica rodzi jedno, rzadziej dwa młode o masie ok. 250 g. W okresie, kiedy się nim opiekuje, ma zwyczaj nosić je na grzbiecie. Kapucynka czubata żyje na wolności 15 -20 lat. W niewoli długość życia może osiągnąć nawet 44 lata. Resztę musisz sobie doczytać.
- Okay, dzięki.
- Mogę zostać na kolację? - zapytał Harry. - Chcę zobaczyć minę Syriusza.
Podczas kolacji Alex postanowiła przedstawić swojej rodzinie Dżudżu. Syriusz, dostrzegając małpkę na ramieniu córki, zadławił się sokiem, który właśnie pił i musiał opuścić kuchnię, by się uspokoić.
- Na gacie Merlina, co to jest?! - wrzasnął Chris.
- Dżudżu, moja małpka - powiedziała spokojnie Alex. Dżudżu zeskoczyła z jej ramienia i podbiegła do patery owoców, skąd urwała zielony winogron i zaczęła go jeść.
- Alex, na litość boską, co ci odbiło? - zapytał Syriusz, cały przerażony. Harry i Lucas zwijali się w kącie ze śmiechu z jego miny.
- Sam powiedziałeś, uwaga cytuję: "Możesz sobie kupić zwierzątko, jakie tylko chcesz".
- Myślałem o sowie! - zawołał. Teraz i Chris zaczął się śmiać. - Szczurze, króliku, nawet głupim kocie! Nie o małpce!
- Oj tato, daj spokój. - Machnęła ręką i zaczęła opowiadać ojcu, jak pożyteczne jest jej nowe zwierzątko. Syriusz patrzył to na małpkę, która zaprzyjaźniła się z Chrisem, to na Alex lub Harry'ego i Lucas, którzy nie mogli przestać chichotać. W końcu Dżudżu zorientowała się, że coś jest nie tak. Zrezygnowała z zabawy z Chrisem, urwała jeszcze owoc winogronu i przystawiając przed Syriuszem, wyciągnęła ku niemu łapki z owocem.
Syriusz sapnął zrezygnowany.
- Niech zostanie - powiedział, przejmując owoc winogronu i zjadając go. Dżudżu zapiszczała.
Prawda była taka, że Syriusz, widząc szczęśliwe ogniki w oczach swojej córki, nie mógł jej kazać oddać małpki. Alex uśmiechnęła się z wdzięcznością. Dżudżu została oficjalnie nowym członkiem rodziny Black.
Zjedli już lody, spędzili dobrą godzinę w sklepie ze sprzętem do Quidditcha, Harry nie potrafił zdecydować się na rękawice. W ostateczności nie kupił żadnych, tylko ochraniacze na kolana oraz rozgrzewający plaster na bark (Harry jak nikt inny z drużyny najczęściej nabawiał się kontuzji).
Grupka rozchichotanych dziewczyn przemknęła obok nich.
- Witajcie drogie panie - powiedział Lucas zalotnie, odprowadzając dziewczyny wzrokiem. Zachichotały jeszcze głośniej. Alex wymownie wywróciła oczami. - No co?
- Nie nic - odparła niewinnie.
Ani Alex, ani Harry czy Lucas nie byli już dziećmi. We wrześniu mieli zacząć swój szósty rok nauki w Hogwarcie. Czas ich dzieciństwa zleciał szybko. Teraz byli już prawie dorośli.
- Napisaliście już wypracowanie na transmutację? - zapytał Harry, zmieniając temat. - Rolka pergaminu to za dużo.
- Napisałam na półtorej - odpowiedziała niemal natychmiast Alex, na co tą razom Lucas wywrócił oczami. - Trochę przesadziłam przy jednym akapicie. Mam nadzieję, że profesor McGonagall nie będzie zła. Zresztą, Hemriona napisała na dwie rolki, pisała do mnie ostatnio i... Cholera, schowajcie mnie!
Ale było już za późno. Ktoś zawołał.
- Hej Alex!
Alex jęknęła marudnie. Ku nim podążał już Teodor Nott. Był to chłopak wysoki, dobrze zbudowany o nienagannym uśmiechu i kwadratowej szczęce. Jasnobrązowe włosy kręciły mu się na swój własny, bardzo fajny sposób, a niebieskie oczy zdawały się dostrzegać rzeczy, których innych nie widzieli. Alex starała się unikać Teodora z dwóch powodów. Po pierwsze, od zeszłego systematycznie starał się ją wyciągać na randkę, a Alex stanowczo nie była zainteresowana. Po drugie, jego akcent był tak perfekcyjny, że po dłuższej rozmowie z nim, nogi panny Black odmawiały jej posłuszeństwa.
- Cześć - przywitał się.
Lucas zmierzył go gniewnym spojrzeniem. Oczywiście wiedział, że Teodor darzy sympatią jego siostrę i wcale mu się to nie podobało.
- Cześć Teodor. Co słychać? - zapytał Harry, widząc, że Blackowie mają zamiar milczeć (Lucas wyglądał na złego, a Alex starała się patrzeć na wszystko oprócz na Teodora).
- Wróciłem kilka dni temu z Francji - powiedział. - Piękny kraj, musicie kiedyś pojechać!
- Preferujemy Rzym - odparł szorstko Lucas.
- Dlaczego tak bardzo mnie lubisz? - zapytał Teodor, umęczony nienawiścią Lucasa.
- Z zasady.
- Z zasady? - powtórzył. - Jakiej zasady? Alex możesz mi wytłumaczyć?
Alex ocknęła się.
- Och, bardzo chętnie, ale niestety nie mam pojęcia, o czym ten imbecyl gada. Poza tym - popchnęła chłopaków do przodu - mam coś jeszcze do załatwienia. Miło się gadało. Trzymaj się! Pa!
I odeszli pośpiesznie, zostawiając zdezorientowanego i lekko zawiedzionego Teodora samego.
- Nie lubię go - wymruczał Lucas.
- Tylko dlatego, że leci na twoją siostrę - zaśmiał się Harry.
- Harry! - syknęła Alex.
- No co? Taka prawda. - Wzruszył ramionami. - Pójdziemy do Magicznej Menażerii? - zmienił temat. - Skończył mi się pokarm dla Hedwigi.
- Jasne – odpowiedział Lucas. - Może Alex w końcu sobie kupi jakieś zwierzątko – zakpił z niej.
Młoda Black fuknęła na niego i przodem popędziła do sklepu, gdzie przywitała ich miła czarownica.
W środku było ciasno i duszno. Pod ścianami piętrzyły się aż do sufitu klatki. Sklep wypełniała mieszanka ostrych zapachów, a z klatek dobiegały piski, skrzeki, wrzaski, mlaski i syki. Harry skierował się to kobiety, a Lucas i Alex postanowi trochę pooglądać. Para olbrzymich purpurowych ropuch zajadała się muchami mięsnymi, a tuż pod oknem stały wielki żółwie ze skorupą inkrustowaną klejnotami. Biały królik raz po raz zamieniał się w czarny cylinder.
Alex zaglądała do każdej klatki czy terrarium, ale żadne zwierzątko nie spodobało jej się do tego stopnia, żeby je kupić. Wszystko było takie monotonne. Sowę czy ropuchę posiadał co drugi uczeń w szkole. Ona pragnęła mieć coś, co będzie wzbudzać sensację w takim samym stopniu jak ona.
Harry płacił już za pokarm, gej uwagę przykuła dosyć duża klatka stojąca w rogu pomieszczania, przykryta ciemnym materiałem. Już miała go podnieść, kiedy sprzedawczyni krzyknęła:
- Nie dotykaj!
Cofnęła dłoń.
- Oj! A to niby czemu? Co tam jest?
- Cóż – sprzedawczyni podeszła bliżej. - Przyjechała do nas z Paragwaju i no cóż... jest bardzo rozbrykana. W liście, który został dołączony, piszą, że to jej normalne zachowanie aż do znalezienia właściciela.
- Czyli to ona same znajduje sobie właściciela, a nie na odwrót? - zapytał Lucas.
- Dokładnie - potwierdziła sprzedawczyni. - Gdy nie jest zasłonięta, strasznie hałasuje i starszy inne zwierzęta.
- No dobrze... ale co to za zwierzę?! - zapytała podekscytowana Alex.
- Kapucynka czubata... - Alex pisnęła. - Możesz ją zobaczyć, ale nie wypuszczaj z klatki. Jasne?
- Jak słońce! - odpowiedziała i szybko zdjęła płachtę.
Oczom Alex ukazał się wspaniała małpka kapucynka czubata. Miała czarno futerko, tylko w okolicach klatki piersiowej i głowy bardziej złote, twarz miała lekko spłaszczoną, tylko pyszczek nieznacznie wystaw. W oczach Alex małpka wyglądała na najsłodsze zwierzątko świata. Kapucynka w sekundę się rozbrykała, skacząc po klatce, ile sił miała. Inne zwierzęta jej zawtórowały.
- Uspokój się - powiedziała Alex stanowczo, ale spokojnie.
Małpka zatrzymała się w dziwnej pozycji. Przez chwilę patrzyła na Alex z szeroko otwartymi oczami i wtem znalazła się przy kratach i wyciągnęła przed siebie łapki, chcąc dotknąć Alex, która delikatnie uścisnęła wyciągniętą rączkę.
- Hej mała – powiedziała, a małpka wydała odgłos, który można by uznać za „cześć”.
Lucas nie krył zdziwienia, a Harry rozbawienia.
- No proszę – powiedziała sprzedawczyni. - Chyba cię polubiła.
- Ile kosztuje? - zapytała Alex.
- Nie sądzę, by ojciec był zadowolony – mruknął Lucas. Alex go zignorowała.
- 60 galeonów, skarbie. No i jeszcze przyda ci się jedzenie. Gratis dorzucam książkę o pielęgnacji, zwyczajach i żywieniu.
- Biorę! - powiedziała wesoło Alex.
Wyciągnęła kapucynkę z klatki, a ta oplotła się swoimi rękoma wokół szyi dziewczyny. Black kupiła wszystko, co było jej potrzebne, a potem z wielkim uśmiech na ustach opuściła sklep. We trójkę wrócili na Holland Park 23.
Ledwo przekroczyli salon, a małpka żywo zaczęła rozglądać się wokół, próbując się wyrwać z objęć Alex. Kiedy dziewczyna powiedziała, że ma przestać, małpka zrobiła to. Dopiero w jej pokoju pozwoliła sobie na puszczenie małpki, po którym zaczęła się oglądać.
Pokój Alex był bardzo duży z balkonem i łazienką oraz małą garderobą, utrzymany w czerni i bieli. Białe łóżko z czarną pościelą stało przy jednej ze ścian, a nad nim zwisał duży plakat AC/DC. Niedaleko stał wzmacniacz i jej gitary – elektryczna i akustyczna. Po drugiej stronie stało biurko, a obok znajdował się duży regał, który zawalony był przez najróżniejsze książki.
Usiedli na łóżku, patrząc na małpkę, która zaciekawiona oglądała wszystko. Alex wyciągnąłem z papierowej torby książkę. Odchrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę i zaczęła czytać:
- Magiczna małpka kapucynka czubata Cebus Apella. Informacje ogólne: gatunek małpy szerokonosej z rodziny płaksowatych. Wygląd: Długość ciała tej kapucynki waha się w granicach 33 -56 cm, ogon jest podobnej długości, masa ciała wynosi od 1,5 do 4 kg. Samice są wyraźnie mniejsze od samców. Kończyny przednie są nieco krótsze od tylnych, ogon słabo chwytny. Twarz jest naga, szara, o nieco wydłużonym pysku i dużych oczach. Uszy nieowłosione. Gęste futro ma kolor szarobrunatny. Na głowie widać czarny czepek tworzący na czole trójkąt skierowany ku dołowi, a nad oczami dwa czuby.
- Występowanie: Kapucynka czubata występuje na znacznych obszarach północno -wschodniej Ameryki Południowej, głównie w Gujanie i Brazylii. W niektórych częściach swego zasięgu jest liczna.
- Tryb życia: Małpka ta zamieszkuje lasy różnych typów. Żyje w stadach liczących kilkanaście osobników i dowodzonych przez dominującego samca. Poszczególne stada zajmują niewielkie terytoria. Kapucynka czubata prowadzi nadrzewny tryb życia, schodząc na ziemie dla żerowania na plantacjach lub do wodopoju. Świetnie wspina się po drzewach, rzadziej skacze, na ziemi porusza się zręcznie na czworakach, potrafi pływać. Porozumiewa się różnorodnymi głosami. Przy użyciu dłoni manipuluje przedmiotami, niekiedy posługuje się prostymi narzędziami, np. rozbija kamieniem orzechy. Jest aktywna w dzień. Potrafi wykonać kilka najprostszych zaklęć, czy będzie umiała więcej, zależy od właściciela. Umie się teleportować w dowolne miejsce na planecie. To bardzo mądre stworzenie, które szybko się uczy. Kiedy więź między jej panem a nią jest bardzo silna, mogą przekazywać sobie nawzajem myśli. Małpce trzeba szybko nadać imię. Te magiczne stworzenia są znane między innymi z tego, że podłapują zachowania swoich właścicieli.
- To jak ją nazwiesz? - zapytał Harry.
Alex się zamyśliła, cały czas obserwując kapucynkę, która teraz z wielką gracją i zręcznością wspinała się po szafkach. Przez głowę przelatywały jej tysiące imion, ale żadne nie pasowało jej to tej małpki. W końcu jednak naszedł ją idealny pomysł.
- Dżudżu! Chodź do mnie! - Małpka spojrzała na nią głupio. - No chodź, Dżudżu! - Małpka zeskoczyła ze szczytu półki i podbiegła do Alex, rzucając się na nią i obwiązując swoje ręce wokół jej szyi. Wydała przy tym dźwięk, jakby bardzo się cieszyła. - Od dzisiaj nazywasz się Dżudżu - powiedziała do małpki, a ta zaśmiała się radośnie.
- Serio Alex? - prychnął Harry. - Dżudżu?
- Jak ci się nie podoba to możesz wyjść – odparła. Potter uniósł ręce w geście obronnym. Lucas przeglądał książkę.
- Odżywianie - przeczytał. - Kapucynka ta żeruje w ciągu dnia. Jest wszystkożerna. Jej pokarm stanowią owoce, nasiona, orzechy, pędy zielone, kwiaty, kora i sok drzew, a także owady i pająki. Rozmnażanie i rozwój: Jest to gatunek poligamiczny. Ruja trwa 2 -7 dni. Po ok. półrocznej ciąży samica rodzi jedno, rzadziej dwa młode o masie ok. 250 g. W okresie, kiedy się nim opiekuje, ma zwyczaj nosić je na grzbiecie. Kapucynka czubata żyje na wolności 15 -20 lat. W niewoli długość życia może osiągnąć nawet 44 lata. Resztę musisz sobie doczytać.
- Okay, dzięki.
- Mogę zostać na kolację? - zapytał Harry. - Chcę zobaczyć minę Syriusza.
Podczas kolacji Alex postanowiła przedstawić swojej rodzinie Dżudżu. Syriusz, dostrzegając małpkę na ramieniu córki, zadławił się sokiem, który właśnie pił i musiał opuścić kuchnię, by się uspokoić.
- Na gacie Merlina, co to jest?! - wrzasnął Chris.
- Dżudżu, moja małpka - powiedziała spokojnie Alex. Dżudżu zeskoczyła z jej ramienia i podbiegła do patery owoców, skąd urwała zielony winogron i zaczęła go jeść.
- Alex, na litość boską, co ci odbiło? - zapytał Syriusz, cały przerażony. Harry i Lucas zwijali się w kącie ze śmiechu z jego miny.
- Sam powiedziałeś, uwaga cytuję: "Możesz sobie kupić zwierzątko, jakie tylko chcesz".
- Myślałem o sowie! - zawołał. Teraz i Chris zaczął się śmiać. - Szczurze, króliku, nawet głupim kocie! Nie o małpce!
- Oj tato, daj spokój. - Machnęła ręką i zaczęła opowiadać ojcu, jak pożyteczne jest jej nowe zwierzątko. Syriusz patrzył to na małpkę, która zaprzyjaźniła się z Chrisem, to na Alex lub Harry'ego i Lucas, którzy nie mogli przestać chichotać. W końcu Dżudżu zorientowała się, że coś jest nie tak. Zrezygnowała z zabawy z Chrisem, urwała jeszcze owoc winogronu i przystawiając przed Syriuszem, wyciągnęła ku niemu łapki z owocem.
Syriusz sapnął zrezygnowany.
- Niech zostanie - powiedział, przejmując owoc winogronu i zjadając go. Dżudżu zapiszczała.
Prawda była taka, że Syriusz, widząc szczęśliwe ogniki w oczach swojej córki, nie mógł jej kazać oddać małpki. Alex uśmiechnęła się z wdzięcznością. Dżudżu została oficjalnie nowym członkiem rodziny Black.
Rozdział 1
Po pomieszczeniu roznosiły się przyjemne brzdąkania trzech klasycznych gitar, chociaż dwa były mniej precyzyjne od trzeciego, ale co się dziwić. Alex i Lucas byli jeszcze dzieckiem, którzy niedawno rozpoczęli naukę na gitarze pod czujnym okiem swojego ojca. Syriusz co chwila przerywał granie, by poinstruować dzieci, jaki chwyt powinni zrobić, jak poprawić ustawienie placów lub pomagał im zagrać kawałek. We trójkę uśmiechali się do siebie, kiedy grana melodia im wychodziła.
Syriusz nie mógł się napatrzeć na własne dzieci. Oboje z wyglądu i charakteru wdali się w niego, chociaż dostrzegał u małej Alex przejawy pewności siebie, którą zazwyczaj odznaczała się Caroline. Gdy była zła, Alex mrużyła gniewnie oczy i zaciskała usta w wąską linię. Syriusz w takich chwilach widział w córce swoją zmarłą narzeczoną. Lucas przypominał Caroline tylko pod jednym względem. Gdy go urażano, zaciskała mocno szczękę i odchodził. Było to zachowanie tak bardzo podobne do Caroline, że aż bolesne.
Nagle Syriusz wyjrzał rozmarzonym wzrokiem za okno.
- Nie martw się, tato - powiedział Lucas.
- Nie martwię się. Po prostu chcę już wiedzieć.
Patrząc na zegarek, można było stwierdzić, że uczta powitalna w Hogwarcie pomału dobiega końca. Syriusz chciał już wiedzieć, do którego domu trafił jego pierworodny syn.
- A ja wiem – odezwała się Alex, przerywając brzdąkanie.
- Och, doprawdy? - zapytał podejrzliwie Syriusz, patrząc na córkę.
Alexandra była ładną dziewczynką. Długie, falowane, brąz włosy opadały na jej plecy, a w dużych, brązowych oczach praktycznie cały czas jarzyły się iskierki radości, a na policzkach widniały rozkoszne rumieńce.
Lucas był podobny. Nieznacznie ciemniejsze włosy miał proste i krótkie, ale jego dziecięce rysy twarzy ciągle przypominały rysy twarzy Alex. Syriusz dobrze wiedział, że w okresie dorastania ulegnie to zmianie i bliźniaki zaczną się od siebie nieznacznie z wyglądu różnić, dlatego cieszył się ich podobieństwem, póki mógł.
- No tak – odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Na pierwszy rzut oka widać, że Chris trafi do Slytherinu. - Popukała ojca swoją małą rączka w czoło. Syriusz zrobił zeza, a Lucas zaśmiał się szczerze. - Nath też będzie w Slytherinie, to oczywiste.
- Po kim ty taka inteligenta jesteś, huh? - zapytał.
- No właśnie nie wiem, ale na pewno nie po tobie tatku – odparła, na co Lucas wybuchnął gromkim śmiechem. Syriusz prychnął i udając obrażonego, zaczął grać smutny na swojej gitarze.
Alex wzruszyła delikatnie ramionami, nie przejmując się, że naprawdę mogła urazić ojca. Odłożyła swoją dziecięcą gitarkę na stojak i podbiegła do stojącego na końcu salonu fortepianu. Rączki dziewczynki od razu znalazły się na klawiszach, a w salonie rozniosły się pierwsze trochę nieudane nuty „Sonaty Księżycowej”.
Syriusz zapatrzył się na dziewczynkę, a Lucas ułożył się wygodnie na kanapie, przymykając oczy. Rodzina Black kochała muzykę bardziej niż cokolwiek innego na świecie.
Syriusz mimo upływających lat, nadal szczycił się nienaganną opinią u kobiet, ale odrzucał każdą potencjalną adoratorkę. Śmierć Caroline wstrząsnęła nim na długie lata. Tak naprawdę dopiero niedawno zdołał na dobre pogodzić się z tą stratą. Jego dzieci wiedziały, że mama się nie pojawi, wiedziały, że nie żyje. Wytłumaczenie im tej bolesnej sytuacji wiele go kosztowało. Mimo bólu i straty Syriusz wciąż miał to swoje specyficzne poczucie humoru i przykuwający uwagę uśmiech. Jego ciało w kilku miejscach zdobiły tatuaże, które tak bardzo chciał mieć. Zapuścił również krótką brodę.
Przymknął oczy. Wiódł spokojne życie jak auror. Miał wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Od życia potrzebował jeszcze tylko szczęścia swoich pociech.
Tymczasem w Dolinie Godryka w rodzinnym domu Potterów panował nie mały hałas, a wszystko za sprawą Harry'ego i Jamesa, którzy rzucali mini kaflem przez cały salon, głośno komentując to, co robią. Ich wesołym śmiechom nie było końca.
- Harry podaje do Jamesa. James sprytnie omija zawodników z przeciwnej drużyny i szykuje się do strzelenia gola! - krzyczał Rogacz. - Rzuca kaflem i...
Niedoszły wazon rozbił się z niemałym hukiem. James sapnął ciężko, za to Harry wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Potter senior machnął różdżką i wazon wrócił na swoje miejsce.
- Chyba wyszedłem z wprawy - podsumował James. Przez mijające lata zmienił się. Włosy miał długie, sterczące w różnych kierunkach, więc często wiązał je w kucyk. Zapuścił brodę, ale w porównaniu do brody Syriusza, jego zdawała się żyć własnym życiem. Po śmierci Lily nigdy sobie nikogo nie znalazł. Za bardzo kochał swoją żonę. Był aurorem i starał się jakoś wychowywać Harry'ego. Zabicie samego Voldemorta przyniosło Jamesowi niemałą sławę oraz wdzięczność ludzi. On, jak i jego przyjaciele, zostali nagrodzeni Orderami Merlina Pierwszej Klasy.
- Może powinieneś zapisać się na lekcje Quidditcha? - zażartował Harry.
- Ty już nie bądź taki zabawny. Twój ojciec był najlepszym zawodnikiem jakim miał Hogwart! - powiedział dumnie.
- Bo jeszcze mnie tam nie było tato.
James nie krył swojego zaskoczenia.
Harry z książek i Harry, którego James widział na co dzień, bardzo się od siebie różnili. W nowym życiu Harry jest pewniejszy siebie, lubi sobie pożartować i często się śmieje. Mieszka w swoim pokoju, a nie w komórce pod schodami, a jego szafa zawiera tylko nowe i pasujące na niego ubrania.
- Głodny jestem - stwierdził Harry.
James westchnął ciężko.
- W takim razie kolacja i do spania!
- Co? Tato jest za wcześnie!
- Nie, jest późno, a ja muszę rano wcześnie wstać - oznajmił. - Do kuchni, raz!
Harry mruknął coś pod nosem i powlekł się do kuchni. James uśmiechnął się lekko i klepiąc syna w ramię, poszedł razem z nim.
+++
Z czasem rozdziały będą dłuższe ;)
Syriusz nie mógł się napatrzeć na własne dzieci. Oboje z wyglądu i charakteru wdali się w niego, chociaż dostrzegał u małej Alex przejawy pewności siebie, którą zazwyczaj odznaczała się Caroline. Gdy była zła, Alex mrużyła gniewnie oczy i zaciskała usta w wąską linię. Syriusz w takich chwilach widział w córce swoją zmarłą narzeczoną. Lucas przypominał Caroline tylko pod jednym względem. Gdy go urażano, zaciskała mocno szczękę i odchodził. Było to zachowanie tak bardzo podobne do Caroline, że aż bolesne.
Nagle Syriusz wyjrzał rozmarzonym wzrokiem za okno.
- Nie martw się, tato - powiedział Lucas.
- Nie martwię się. Po prostu chcę już wiedzieć.
Patrząc na zegarek, można było stwierdzić, że uczta powitalna w Hogwarcie pomału dobiega końca. Syriusz chciał już wiedzieć, do którego domu trafił jego pierworodny syn.
- A ja wiem – odezwała się Alex, przerywając brzdąkanie.
- Och, doprawdy? - zapytał podejrzliwie Syriusz, patrząc na córkę.
Alexandra była ładną dziewczynką. Długie, falowane, brąz włosy opadały na jej plecy, a w dużych, brązowych oczach praktycznie cały czas jarzyły się iskierki radości, a na policzkach widniały rozkoszne rumieńce.
Lucas był podobny. Nieznacznie ciemniejsze włosy miał proste i krótkie, ale jego dziecięce rysy twarzy ciągle przypominały rysy twarzy Alex. Syriusz dobrze wiedział, że w okresie dorastania ulegnie to zmianie i bliźniaki zaczną się od siebie nieznacznie z wyglądu różnić, dlatego cieszył się ich podobieństwem, póki mógł.
- No tak – odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Na pierwszy rzut oka widać, że Chris trafi do Slytherinu. - Popukała ojca swoją małą rączka w czoło. Syriusz zrobił zeza, a Lucas zaśmiał się szczerze. - Nath też będzie w Slytherinie, to oczywiste.
- Po kim ty taka inteligenta jesteś, huh? - zapytał.
- No właśnie nie wiem, ale na pewno nie po tobie tatku – odparła, na co Lucas wybuchnął gromkim śmiechem. Syriusz prychnął i udając obrażonego, zaczął grać smutny na swojej gitarze.
Alex wzruszyła delikatnie ramionami, nie przejmując się, że naprawdę mogła urazić ojca. Odłożyła swoją dziecięcą gitarkę na stojak i podbiegła do stojącego na końcu salonu fortepianu. Rączki dziewczynki od razu znalazły się na klawiszach, a w salonie rozniosły się pierwsze trochę nieudane nuty „Sonaty Księżycowej”.
Syriusz zapatrzył się na dziewczynkę, a Lucas ułożył się wygodnie na kanapie, przymykając oczy. Rodzina Black kochała muzykę bardziej niż cokolwiek innego na świecie.
Syriusz mimo upływających lat, nadal szczycił się nienaganną opinią u kobiet, ale odrzucał każdą potencjalną adoratorkę. Śmierć Caroline wstrząsnęła nim na długie lata. Tak naprawdę dopiero niedawno zdołał na dobre pogodzić się z tą stratą. Jego dzieci wiedziały, że mama się nie pojawi, wiedziały, że nie żyje. Wytłumaczenie im tej bolesnej sytuacji wiele go kosztowało. Mimo bólu i straty Syriusz wciąż miał to swoje specyficzne poczucie humoru i przykuwający uwagę uśmiech. Jego ciało w kilku miejscach zdobiły tatuaże, które tak bardzo chciał mieć. Zapuścił również krótką brodę.
Przymknął oczy. Wiódł spokojne życie jak auror. Miał wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Od życia potrzebował jeszcze tylko szczęścia swoich pociech.
Tymczasem w Dolinie Godryka w rodzinnym domu Potterów panował nie mały hałas, a wszystko za sprawą Harry'ego i Jamesa, którzy rzucali mini kaflem przez cały salon, głośno komentując to, co robią. Ich wesołym śmiechom nie było końca.
- Harry podaje do Jamesa. James sprytnie omija zawodników z przeciwnej drużyny i szykuje się do strzelenia gola! - krzyczał Rogacz. - Rzuca kaflem i...
Niedoszły wazon rozbił się z niemałym hukiem. James sapnął ciężko, za to Harry wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Potter senior machnął różdżką i wazon wrócił na swoje miejsce.
- Chyba wyszedłem z wprawy - podsumował James. Przez mijające lata zmienił się. Włosy miał długie, sterczące w różnych kierunkach, więc często wiązał je w kucyk. Zapuścił brodę, ale w porównaniu do brody Syriusza, jego zdawała się żyć własnym życiem. Po śmierci Lily nigdy sobie nikogo nie znalazł. Za bardzo kochał swoją żonę. Był aurorem i starał się jakoś wychowywać Harry'ego. Zabicie samego Voldemorta przyniosło Jamesowi niemałą sławę oraz wdzięczność ludzi. On, jak i jego przyjaciele, zostali nagrodzeni Orderami Merlina Pierwszej Klasy.
- Może powinieneś zapisać się na lekcje Quidditcha? - zażartował Harry.
- Ty już nie bądź taki zabawny. Twój ojciec był najlepszym zawodnikiem jakim miał Hogwart! - powiedział dumnie.
- Bo jeszcze mnie tam nie było tato.
James nie krył swojego zaskoczenia.
Harry z książek i Harry, którego James widział na co dzień, bardzo się od siebie różnili. W nowym życiu Harry jest pewniejszy siebie, lubi sobie pożartować i często się śmieje. Mieszka w swoim pokoju, a nie w komórce pod schodami, a jego szafa zawiera tylko nowe i pasujące na niego ubrania.
- Głodny jestem - stwierdził Harry.
James westchnął ciężko.
- W takim razie kolacja i do spania!
- Co? Tato jest za wcześnie!
- Nie, jest późno, a ja muszę rano wcześnie wstać - oznajmił. - Do kuchni, raz!
Harry mruknął coś pod nosem i powlekł się do kuchni. James uśmiechnął się lekko i klepiąc syna w ramię, poszedł razem z nim.
+++
Z czasem rozdziały będą dłuższe ;)
czwartek, 18 maja 2017
Prolog
Kasandra Trelawney postawiła na okrągłym stoliczku filiżankę herbaty z fusami i usiadła w miękkim, czerwonym fotelu przy ognisku. Naciągnęła mocniej na ramiona fioletową chustę z koralikami na frędzelkach i poprawiając okulary na nosie, sięgnęła po mapy nieba, które studiował dokładnie od paru dni. Było w stawieniu planet i gwiazd coś tak dziwnego, że nie dawało jej to spać od paru dni. Dręczona dziwnymi snami, nie sypiała za dobrze i nawet eliksiry nie zdawały się jej pomóc.
W końcu westchnęła ciężko. Zachmurzone od kilku dni niebo nie pozwalało jej dokładnie przyjrzeć się gwiazdom. Pozostawały jej zgadywanki, a tego bardzo nie lubiła.
Sfrustrowana odłożyła mapy na bok i dając odpocząć oczom, jaki i zabłąkanym myślom, zawiesiła wzrok na jaskrawym ogniu, który trzeszczał i syczał. Drobne iskierki wyskakiwały z paleniska, podpalając dywan, a poruszany przez wiatr popiół, brudził podłogę wokół.
Wtedy poczuła coś dziwnego. Drgnęła, całe jej ciało się napięło, a źrenice oczu poszerzyły. Chwilowy stan zamrożenia po paru sekundach przeistoczył się w niekontrolowane dreszcze. Zniekształconym głosem zaczęła recytować:
Trzech kochanków uczucia wyzna,
Romansów początek nastanie,
Tylko jeden do prawdziwej miłości się przyzna.
Skrywane komnaty gości przygarną,
Wspomnienia do głów powrócą,
Niechciane uczucia młodych ludzi uchwycą.
Zaginięcie światło dzienne odnajduje,
Wnuk złego zaczyna knuć,
Tylko jedna osoba go powstrzymuje.
Wilk do księżyca wyć przestanie,
Z bzu różdżka żniwo zbierze,
Upragniony czas zemsty nastanie.
Trzy razy zaklęcie rozbłyśnie,
Znienawidzonego, fałszywego i wroga
Krew na ciemnej posadzce pryśnie.
Tylko jedna osoba haniebny czyn zrozumie,
Da wolność,
Zabójca zniknie w tłumie.
Nad grobem kłótnia nieunikniona
Padnie jeden cios,
Kto przejmie ludzki los?
Kasandra zakaszlała mocno. Chwytając filiżankę, upiła z niej łyk herbaty i wróciła do czytania map nieba, jak gdyby jej chwilowe zawieszanie, a przede wszystkim słowa, które padły z jej usta, nigdy nie miały miejsca.
+++
Witam na części drugiej!
W końcu westchnęła ciężko. Zachmurzone od kilku dni niebo nie pozwalało jej dokładnie przyjrzeć się gwiazdom. Pozostawały jej zgadywanki, a tego bardzo nie lubiła.
Sfrustrowana odłożyła mapy na bok i dając odpocząć oczom, jaki i zabłąkanym myślom, zawiesiła wzrok na jaskrawym ogniu, który trzeszczał i syczał. Drobne iskierki wyskakiwały z paleniska, podpalając dywan, a poruszany przez wiatr popiół, brudził podłogę wokół.
Wtedy poczuła coś dziwnego. Drgnęła, całe jej ciało się napięło, a źrenice oczu poszerzyły. Chwilowy stan zamrożenia po paru sekundach przeistoczył się w niekontrolowane dreszcze. Zniekształconym głosem zaczęła recytować:
Trzech kochanków uczucia wyzna,
Romansów początek nastanie,
Tylko jeden do prawdziwej miłości się przyzna.
Skrywane komnaty gości przygarną,
Wspomnienia do głów powrócą,
Niechciane uczucia młodych ludzi uchwycą.
Zaginięcie światło dzienne odnajduje,
Wnuk złego zaczyna knuć,
Tylko jedna osoba go powstrzymuje.
Wilk do księżyca wyć przestanie,
Z bzu różdżka żniwo zbierze,
Upragniony czas zemsty nastanie.
Trzy razy zaklęcie rozbłyśnie,
Znienawidzonego, fałszywego i wroga
Krew na ciemnej posadzce pryśnie.
Tylko jedna osoba haniebny czyn zrozumie,
Da wolność,
Zabójca zniknie w tłumie.
Nad grobem kłótnia nieunikniona
Padnie jeden cios,
Kto przejmie ludzki los?
Kasandra zakaszlała mocno. Chwytając filiżankę, upiła z niej łyk herbaty i wróciła do czytania map nieba, jak gdyby jej chwilowe zawieszanie, a przede wszystkim słowa, które padły z jej usta, nigdy nie miały miejsca.
+++
Witam na części drugiej!
środa, 17 maja 2017
Inni
Imię i nazwisko: James Potter
Ksywka: Rogacz
Data urodzenia: 27.03.1960
Status krwi: Czysta
Opis: Na ogół jest aktywny i ruchliwy. Pragnąłby zawojować cały świat. O wszystkim chciałby wiedzieć, we wszystko się wtrącić, kontrolować sytuację i mieć na nią wpływ. Ma wszechstronne uzdolnienia i dużą intuicję. Do dobrego samopoczucia potrzebuje uczestnictwa w życiu świata, inaczej czuje się niepotrzebny, a więc nieszczęśliwy. Jego słabym punktem jest duma, pragnienie imponowania i zyskiwania aprobaty. W miłości zaborczy i żądny pochwał. Nie należy za bardzo zwracać uwagi na to, co mówi i robi, trzeba natomiast dawać mu odczuć, że nie powinien zawsze „odgrywać ważniaka”! Ma wszelkie dane ku temu, by być uroczym człowiekiem, nawet jeśli nieraz ten urok jest trochę mglisty.
Na zdjęciu: Aaron Tyler Johnson
mię i nazwisko: Syriusz Black
Ksywka: Łapa
Data urodzenia: 03.11.1959
Status krwi: Czysta
Opis: Jest bardzo ciekawy życia. Otwarty na świat, ale jednocześnie zdolny do refleksji, gdy trzeba. Pragnie być pierwszym, wymaga publiczności i nieraz załamuje się, gdy jej zabraknie. Na co dzień jest miły i dość łatwo daje posłuch racjonalnym argumentom. Świetnie potrafi dobierać przyjaciół i pozostaje im wierny. Duma nie pozwala mu przyznać się do porażek. Jego moralność zależy od okoliczności. Potrafi dostosować ją do prowadzonego przez siebie życia, nie ulegając cudzym wpływom. To buntownik, gdy musi współzawodniczyć z rywalem, zrobi wszystko, by wygrać. Odnosi w życiu duże sukcesy, ale dość późno. Musi tylko przeczekać szaleństwa młodości i upały lata. Chce być kochany bardziej niż sam potrafi kochać, mimo ukrytej czułości.
Na zdjęciu: Ben Barnes
Imię i nazwisko: Remus Lupin
Ksywka: Lunatyk
Data urodzenia: 10.03.1960
Status krwi: Półkrwi
Opis: Jak nikt inny może pochwalić się bogatym życiem wewnętrznym, niesamowitą wyobraźnią i nie przystającymi do tego, stonowanymi reakcjami. Zarówno w sprawach sercowych, jak i w życiu towarzyskim przeszkadza mu wrodzona nieśmiałość. Zdrowie ma przeciętne. Może dlatego jego natura każe mu często wypoczywać i to zarówno fizycznie, jak i psychicznie, co niesłusznie mylone jest przez otoczenie z lenistwem. W wielu sprawach życiowych wykazuje wręcz cudowną intuicję, udaje mu się uchwycić ukryte aspekty wielu spraw.
Na zdjęciu: Andrew Garfield
Imię i nazwisko: Regulus Black
Ksywka; R.A.B, Reg
Data urodzenia: 08.03.1961
Status krwi: Czysta
Opis: Jego wyobraźnia i zdolność przystosowania są większe niż możliwości realizacji. Lubi zagłębiać to, co nieodgadnione, mroczne i nietypowe. Jego małomówność może sprawiać wrażenie, że się gniewa, ale on właśnie zagłębia się w sobie, by przemyśleć sytuację i podjąć decyzję. Płonie wewnętrznym ogniem, a na zewnątrz jest bierny, rozdarty między pragnieniem dominowania a obawą, że nie sprosta ambicjom.
Na zdjęciu: Thomas McDonell
Imię i nazwisko: Anthony Norton
Data urodzenia: 1.11.1965
Status krwi: Półkrwi
Opis: Jest przeświadczony, że życie powinno toczyć się wokół niego. Na wszelkie sprawy patrzy poprzez pryzmat własnej osoby. Ma silną skłonność do zamykania się w sobie i osądzania innych z pewną surowością. Jest bardzo subiektywny, rzadko próbuje postawić się na czyimś miejscu. Kieruje się logiką, stąd charakterystyczna sztywność zachowań i sądów oraz całkowity brak dyplomacji. Już jako dziecko jest zdyscyplinowany i wymaga tej dyscypliny zarówno od innych, jak i od siebie. Pracuje w określonym celu, a nie dla przyjemności niespodziewanych odkryć. Czułym punktem jest duma i można wszystko osiągnąć, zręcznie wykorzystując jego pragnienie bycia najlepszym. W opiniach i poglądach jest zdecydowany.
Na zdjęciu: Henry Cavill
Ślizgoni
Imię i nazwisko: Alexandra "Alex" Black
Data urodzenia: 30.08.1980
Status krwi: Czysta
Opis: Trudno jej się oprzeć, jest zarazem wdzięczna i kująca. Rzuca się na oślep i uderzeniami głowy toruje sobie drogę. Swoim dynamizmem potrafi zaskoczyć nawet najbliższych. Trudno nadążyć za nią fizycznie oraz uchwycić bieg jej myśli. W większym stopniu interesuje ją ruch niż sam cel. Ma także dar wplątywania się w beznadziejne sytuacje, z których potem trudno wybrnąć. Ma płodną, ale trochę spaczoną wyobraźnię i makiaweliczny umysł. Zatrzymanie się jest dla niej cofaniem, a cofanie się – porażką... Biada tym, którzy nie mogą za nią nadążyć! Pragnie niezależności, ma skłonność do szukania przygód. Niebezpieczna, gdy sprawy nie przyjmują pożądanego przez nią obrotu, a winny tego wpadnie jej w ręce.
Na zdjęciu: Nina Dobrev
Imię i nazwisko: Christopher "Chris" Black
Data urodzenia: 25.01.1979
Status krwi: Czysta
Opis: Jest niezależny i z zasady nie zgadza się z opinią większości. Wyróżnia się rozwagą, przebiegłością i sprytem życiowym. Dzięki swojemu rozumowi, odwadze i inteligencji odnosi wiele sukcesów. Ma chłonny i błyskotliwy umysł, niemniej jednak powinien uważać na swoją porywczość. Jest żywy, pomysłowy i niezwykle ruchliwy. Lubi błyszczeć i olśniewać otoczenie. Ceni doskonałość i perfekcję we wszystkim. Ma jednak ogromne skłonności do dominacji, co nie wszystkim się podoba.
Na zdjęciu: Ian Somerhalder
Imię i nazwisko: Nathaniel Black
Data urodzenia: 8.04.1979
Status krwi: Czysta
Opis: Jest mężczyzną o bogatej osobowości, prawym, szlachetnym i łagodnym. Cechuje go wyjątkowa wytrwałość i upór. Jest w stanie osiągnąć każdy cel, który sobie założy. To osoba energiczna, ambitna, bojowa i bardzo pewna siebie, co bywa odbierane jako arogancja. Potrafi przekonywać innych. Bywa nieugięty w swych dążeniach, zawsze gotów do walki, ale tylko wtedy, gdy ma przekonanie o swoim zwycięstwie.
Na zdjęciu: Nathaniel Buzolic
Imię i nazwisko: William Knight
Data urodzenia: 1.05.1979
Status krwi: Półkrwi
Opis: Obdarzony dużą inteligencją i nie mniejszymi zdolnościami manualnymi, potrafi robić dziesięć rzeczy naraz, i to robić dobrze. Wspaniała pamięć w połączeniu z rozbudzoną ciekawością popycha go do badania wszystkiego i do posiadania zdecydowanych poglądów w każdej sprawie.
Jest jednocześnie obiektywny i subiektywny, pełen pewności siebie i względnej nieśmiałości. Jest uparty, często sprzeciwia się, gdy zaproponować mu coś nowego. Od początku wydaje mu się, że zna najlepszy sposób postępowania. Trudno go przekonać zwłaszcza, że często ma rację! Czasem ogarniają go wątpliwości w samym środku starannie przygotowanego przedsięwzięcia. Ale zachowuje ten niepokój dla siebie, zwiększając jeszcze swą nerwowość. Chce wszystko robić sam.
Na zdjęciu: Reeve Carney
Imię i nazwisko: Teodor Nott
Data urodzenia: 23.04.1980
Status krwi: Czysta
Opis: Jest bardzo dynamiczny, aktywny i ruchliwy, wszędzie musi wsadzić swoje trzy grosze. Uwielbia być otaczany przez ludzi, na których tle mógłby błyszczeć. Jego duma i pragnienie zaszczytów są ogromne. Nie zawsze jest łatwy w obejściu, a do dobrego samopoczucia potrzebuje uczestnictwa w życiu świata. Musi do wszystkiego się mieszać, doradzać, wybierać, zmieniać, inaczej czuje się niepotrzebny, a więc nieszczęśliwy. Ma niezwykle sprawny umysł oraz dużą intuicję.
Na zdjęciu: Daniel Sharman
Imię i nazwisko: Kian Moore
Data urodzenia: 15.06.1980
Status krwi: Czysta
Opis: Nie lubi tracić czasu z ludźmi, którym nie ma nic do powiedzenia. Niemniej uprzejmość zmusza go do podporządkowania się pewnym regułom. To pewny i wierny, ale tyranizujący i dość męczący przyjaciel. Nie jest łatwy w pożyciu, ale przynajmniej nigdy się człowiek z nim nie nudzi. To człowiek dążący do celu, twórca zapowiadający nową erę. Jest obiektywny, gotów wszystko poświęcić dla idei, nawet swych bliźnich! Nie znosi ludzi „letnich”, ani też sprzeciwów. Ma duże zdolności do pracy w zespole, zwłaszcza w swoim zespole. Liczy się dla niego tylko rezultat, ale... w sytuacjach trudnych można liczyć na jego pomoc.
Na zdjęciu: Jamie Campbell Bower
Imię i nazwisko: Draco Malfoy
Data urodzenia: 5.06.1980
Status krwi: Czysta
Opis: Jest bardzo zmienny, żeby nie powiedzieć kapryśny. Mówi więcej, niż robi. Chętniej opowiada o swych planach, zamiast je realizować. Niczym mewa pozwala unosić się z wiatrem. To typ zarazem nerwowy i sentymentalny. Ma ambitne plany, chętnie o nich opowiada, ale o wiele skromniej wygląda to w realizacji. Zraża się nawet małymi trudnościami. Wymaga hartowania w twardych realiach życia, wówczas jest w stanie wykorzystać swoje duże możliwości intelektualne. Wie, skąd wiatr wieje i wykorzystuje to. Łatwo ulega wpływom, jest niezbyt obiektywny. Nie bardzo pewny siebie, choć nieraz przyjmuje agresywną pozę.
Na zdjęciu: Tom Felton
Imię i nazwisko: Dafne Greengrass
Data urodzenia: 18.01.1980
Status krwi: Czysta
Opis: Jest osobą pełną werwy i ambitnych planów życiowych. Cechuje ją oryginalność, niecierpliwość i impulsywność. Ma ogromną zdolność przyswajania nowych informacji. Na życie patrzy realistycznie. Czasami jednak wykazuje brak poczucia rzeczywistości. Bywa wtedy nadpobudliwa i nadwrażliwa. Pragnie mieć dom i urządzić go według własnego gustu, ale nie pozwoli się zepchnąć do roli kury domowej.
Na zdjęciu: Britt Robertson
Imię i nazwisko: Pansy Parkinson
Data urodzenia: 17.04.1980
Status krwi: Czysta
Opis: Osobowość tej kobiety jest stałą grą pozorów. Z jednej strony dumna, wręcz pogardliwa, z drugiej zaś niespokojna, znerwicowana i pełna obaw. Łatwo traci zimną krew. Jest wyniosła i sprawia wrażenie osoby „w pretensjach”. Brakuje jej natomiast wytrwałości i konsekwencji w tym, co robi.
Na zdjęciu: Mila Kunis
Imię i nazwisko: Blaise Zabini
Data urodzenia: 15.11.1979
Status krwi: Półkrwi
Opis: Jego działaniu towarzyszy nerwowość i zwątpienie. Gdyby kiedyś opuściła go ufność w siebie, życie straciłoby dla niego barwy. Brak zdecydowania i życiowej twardości wywołuje u niego poczucie niższości względem innych. Oskarża się go o agresywność, podczas gdy w rzeczywistości jest jedynie posłuszny głębokiemu poczuciu sprawiedliwości. Ocenia siebie i innych na podstawie aktywności.
Na zdjęciu: Louis Cordice
Subskrybuj:
Posty (Atom)