Syriusz Black zaczął ten poranek od kubka gorącej i mocnej kawy. Do drugiej w nocy siedział nad raportem i teraz niewyspanie upominało się w jego ciele. Przejrzał pocztę. Poza krótką notatką od profesor McGonagall na temat wygłupów Lucasa (swoją drogą list bardzo rozbawił Syriusza), nic na dłużej nie przykuło jego uwagi. Prorok Codzienny oferował tego dnia większe głupoty niż zazwyczaj, więc Syriusz rzucił go w kąt z cichym westchnięciem. Dokończył lekkie śniadanie i spod domu teleportował się wprost do Ministerstwa.
Przepychając się między ludźmi, dotarł do windy, a nią do Biura Aurorów. James siedział już przy swoim biurku, zawalony przez stosik pergaminów i z bardzo niemrawą miną, kreślił piórem po jednym ze zwojów. Włosy związane miał w kucyka, ale i tak kilka za krótkich kosmyków z czubka opadało mu na twarz, więc James musiał co chwila zaczesywać je dłonią.
- Może powinieneś obciąć włosy? - zaproponował Syriusz lekko rozbawionym tonem głosu, siadając przy swoim biurku naprzeciw Jamesa, który spojrzał na niego spod byka.
- Nawet mnie nie denerwuj. Tu jest gorsza harówka niż w Wydziale Komunikacji. Może powinniśmy się przenieść? - zapytał z westchnięciem.
- Do Departamentu Magicznych Gier i Sportów?
- Ludo Bagman z chęcią by nas tam przyjął - odparł James. - Mógłbyś mi z tym pomóc?
- Jestem zbyt zmęczony - powiedział, opierając się o fotel i splatając ręce z tyłu głowy. - Nie spałem do drugiej, bo pisałem swoje raporty.
Nagle James się wyprostował i postukał końcówką pióra po brodzie.
- Może powinienem wziąć urlop, żeby to wszystko napisać?
- James, to głupie - upomniał go Syriusz.
- Uch, masz rację!
Ledwo James zdążył napisać następne dwa zdania, a Kingsley Shacklebolt wszedł do środka bardzo zamaszystym krokiem. Fioletowa szata, którą miał na sobie, zatrzepotała głośno, kiedy gwałtownie przystanął przed Jamesem i Syriuszem.
- Mam dla waszej dwójki robotę - powiedział.
Kingsley nie musiał nic więcej mówić. James uznał te słowa za błogosławieństwo i razem z Syriuszem opuścili ministerstwo tak szybko, jak było to tylko możliwe, bo nie daj Merlin, Kingsley by się jeszcze rozmyślił.
Znaleźli się w niewielkiej wiosce na południe od Londynu, prawie nad samym morzem. Jeden z domów otaczała już mugolska policja i tylko James i Syriusz spośród tłumu gapiów zdawali się wiedzieć, że są to czarodzieje. Bez problemu weszli do środka.
W przestronnym salonie, wyjątkowo mugoslkim, na podłodze leżały trzy postacie. Kobieta, mężczyzna i na oko szesnastoletni dzieciak. Twarze tej trójki zastygły w czystym szoku. James i Syriusz nie potrzebowali eksperta, by orzec, że ta rodzina zmarła od zaklęcia uśmiercającego.
- No ciekawe - powiedział James, posuwając się powoli do przodu. - Jakie mamy informacje?
Jeden z pracujących czarodziejów odsunął się od swojego zajęcia i przystąpił do tłumaczeń. Syriusz w tym czasie kucnął między kobietą a mężczyzną i przyjrzał się dwójce uważnie.
- Rodzina Winters, zmarli od zaklęcia Avada Kedavra. Nie są w żaden sposób powiązanie z czarodziejami. To była zwyczajna mugoslka rodzina. Nie wyczuwamy też śladów magicznych przedmiotów. Nic nie zginęło.
- Ktoś ich po prostu zabił? - zapytał Syriusz.
- Tak, na to wychodzi.
- To bez sensu - powiedział James, dziękując facetowi. - Kto i po co?
- Nie widać śladów walki ani prób ucieczki. Ktoś tu wszedł za ich dobrowolnym zaproszeniem albo rzucił imperiusa. Zabił i wyszedł.
- To bez sensu - powtórzył James, kiedy wychodzili na zewnątrz. - Nie było żadnego ataku na mugola od śmierci Voldemorta. Dlaczego teraz?
Ominęli gapiów, kierując się w stronę najbliższego domu. Syriusz podrapał się po brodzie.
- Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale może... może ktoś chciał sprawdzić, jak to jest zabić?
- Wow, mądrego to aż dobrze posłuchać - odparł James sarkastycznie i zapukał w drzwi. Syriusz zdążył wywrócić oczami i drzwi się otwarły. Stanęła przed nimi kobieta w średnim wieku o długich, czarnych włosach.
- W czym mogę pomóc? - zapytała.
- Jesteśmy z wydziału zabójstw. - Syriusz pokazał sztuczną mugolską odznakę. - Możemy porozmawiać?
- Tak, proszę. - Kobieta wpuściła ich do środka. - Wy pewnie w sprawie Wintersów? Straszna sprawa. Byli takimi przyjaznymi ludźmi.
- Nie wie pani, czy mieli wrogów? - zapytał James.
- Wrogów? - zdziwiła się. - Nie, nie oni. Byli miłymi ludźmi, bardzo pomocnymi. W okolicy wszyscy ich lubili. Nigdy nie słyszałam, by mieli z kimś zatargi. Nawet kredytu w banku nie mieli! Nie wiem, kto mógłby im to zrobić.
- Czy wczoraj działo się coś podejrzanego? Widziała coś pani?
- Wieczorem... Późnym wieczorem widziałam oślepiający błysk zielonego światła - wyznała cicho.
- Która to była mniej więcej godzina? - zapytał Syriusz.
- Jedenasta, może trochę później.
- Widziała pani kogoś? Cokolwiek?
- Naprawdę nie - odpowiedziała.
Syriusz i James nie mieli już więcej pytań. Opuścili mieszkanie i po dwóch godzinach przepytywania innych sąsiadów oraz rozglądania się po domu, wrócili do Ministerstwa. Kingsley nie był zadowolony. Wysłał ich na pogadankę do Ministra, co Syriusz skomentował kwaśną miną. Korneliusz Knot był dla niego idiotą. Nie lubił przebywać w jego towarzystwie, a co dopiero z nim rozmawiać.
- Syriusz! Syriusz!
Właśnie przemierzali korytarz, gdy rozległo się wołanie. Syriusz zatrzymał się i obrócił. Regulus szybkim krokiem zmierzał ku nim. Ubrany był w bardzo elegancką szatę.
- Słyszałem plotkę o śmiertelnym ataku na mugoli - wysapał. - Czy to prawda?
- Niestety - odpowiedział James. - Kiepska sprawa.
- Ale... - Regulusowi najwyraźniej zabrakło słów. - Przecież... Myślicie, że minął już ten czas? Że ludzie odsapnęli po wygłupach Voldemorta i zaczynają czuć się lekko... bezprawnie? Nie oszukujmy się, zawsze znajdzie się ktoś, kto nie będzie popierał aktualnej polityki. Nie da się wszystkim dogodzić.
- Lepiej nie - odparł Syriusz. - Jeśli tak jest, to znaczy, że ludzie niczego nie nauczyli przez wojnę. Droga do sukcesu nie prowadzi przez zabijanie, dobrze o tym wiemy.
- Ale inni niekoniecznie - skomentował Regulus.
- Jestem pewien, że wszystko szybko się wyjaśni - powiedział James, by pocieszyć wszystkich. - Na pewno zostały jakieś ślady. Na pewno jest coś, co pomoże rozwiązać nam tę sprawę.
Regulus pokręcił nosem. Po chwili rozeszli się w swoje strony. Kiedy Syriusz wchodził do gabinetu ministra, targały nim bardzo dziwne i niezrozumiałe mu uczucia. Zrelaksował się dopiero kilka godzin później, kiedy usiadł w restauracji Remusa przy barze i napił się piwa.
- Ciężki dzień? - Remus przysiadł obok niego. Sam nie wyglądał dobrze, zbliżała się pełnia i było widać po nim zmęczenie.
- Bardzo. Za... - Syriusz rozejrzał się wokół. - Zamordowano mugolską rodzinę - powiedział szeptem i Remus, marszcząc brwi, bardziej nachylił się ku przyjacielowi.
- Co?
- Ktoś ich po prostu zabił, prawdopodobnie dla uciechy.
- Nie. - Remus pokręcił głową. - To... głupie.
- Mi to mówisz. W Ministerstwie poleciały plotki. Niektórzy uważają, że Voldemort się odradza. - Prychnął w swój kufel. - Nie wiem, kto jest głupszy. Ludzie z ministerstwa czy ten, co zabił.
- No ale nie wiecie nic konkretnego? - zapytał Remus.
- Właśnie nie. Nie pozostawiono po sobie żadnych śladów. Nawet głupiego odciska buta nie ma! Ach, nie gadajmy o tym. Co u ciebie?
- Dzisiaj było trochę tłoczno - odpowiedział Remus po dłuższej chwili. - Czuję nadciągającą pełnię, poza tym... Co kombinuje Alex?
- Alex? - zdziwił się Syriusz. - Nic chyba?
- Przysyła do mnie listy średnio co trzy dni. Pyta o moje wilkołactwo. Czasami nie wprost, ale kontekst jest jasny.
Remus kochał swoją chrześnicę bardzo mocno. Zawsze służył jej radą i pomocą, a ona pomagała mu z życiem, kiedy miała tylko czas. Między tą dwójką była bardzo dziwna więź, ale i Alex i Remus byli bardzo z tej więzi zadowoleni.
Teraz Syriusz zmarszczył swoje brwi.
- Może ma jakiś projekt w szkole - odpowiedział na luzie.
- Napisałby mi to, tymczasem odnoszę wrażenie, że ona chce się dowiedzieć czegoś o wilkołactwie bez pytania o to wprost.
Syriusz przetarł twarz dłońmi i pokazał barmanowi, by nalał mu jeszcze jedno piwo.
- Cokolwiek robi Alex, na pewno jest to niebezpieczne, więc uznajmy, że nie chcę wiedzieć.
- Co, jeśli w tym swoim niebezpieczeństwie Alex stanie się wilkołakiem?
Syriusz ciężko przełknął ślinę. Oczami wyobraźni zobaczył samego siebie we Wrzeszczącej Chacie razem z Alex, patrząc na jej przemianę. Nagle pobladł. Wypił duszkiem piwo i wstał, wycierając usta rękawem kurtki.
- Idę, muszę napisać list.
Remus odprowadził go wzrokiem do samych drzwi, a potem westchnął ciężko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz