czwartek, 27 lipca 2017

Rozdział 13

- No już! Siadać! Panie Nott, czy chce pan zaliczyć szlaban?

- Ależ skądże!

- To proszę usiąść – powiedział profesor Norton. W klasie po chwili zaległa absolutna cisza, przerywana jedynie przez ciche tykanie zegarka. Anthony przeleciał wzrokiem po uczniach. – No dobrze, dzisiaj porozmawiamy sobie o dementorach. Co wam mówi ta nazwa? – Tym razem wszyscy podnieśli ręce. – Panie Malfoy?

- Dementorzy to strażnicy Azkabanu. Wysysają duszę człowieka poprzez swoje pocałunki.

- Dobrze. Co jeszcze? Panno Granger?

- Dementorzy mają humanoidalny kształt, osiągają wielkość nawet do trzech metrów; są jednak zwykle okryte czarnym, postrzępionym płaszczem, okrywającym całe ich ciało, pozostawiając nieodsłonięte jedynie ręce i "twarz".

- Tak, bardzo dobrze. Dementorzy nie posiadają oczu, posiadają za to otwór w ich miejscu, który służy do wykonywania Pocałunku Dementora, czyli aktu wyssania duszy z ciała osobnika. W przeciwieństwie do innych magicznych stworzeń dementorzy unoszą się nad ziemią, nie mają bowiem nóg. No dobrze, a czy ktoś wie, jak dokładnie rozmnażają się dementorzy? – Tym razem już mniej osób podniosło ręce. – Harry?

- Poprzez mgłę.

- Niezbyt dokładnie, ale tak, poprzez mgłę. Zacznijmy od tego, że dementorzy są bezpłciowi, a rozmnażają się w dosyć interesujący sposób. Polega to na tym, iż najpierw tworzy się szara mgła, która jest czymś w rodzaju mieszaniny smutku i rozpaczy. Następnie osiada ona w jakimś ciemnym, wilgotnym miejscu i tak zaczyna powstawać, na zasadzie grzyba, młody dementor. Z czasem (po ok. 2 tygodniach) osiąga on już swoje pełne rozmiary i po prostu "odczepia się" od np. ściany. A kto widzi dementorów? Blaise Zabini?

- Tylko czarodzieje. Mugole i charłaki nie.

- Tak, dementorzy nie są widzialni dla mugoli, czy charłaków, lecz ci drudzy potrafią je wykryć i rozpoznać. Ci pierwsi natomiast tylko wykryć. Dementorzy, jak zostało wcześniej wspomniane, są ślepi, a swoje ofiary odszukują, wykrywając ślady pozytywnych uczuć, którymi się żywią. Wysysają wszelkie dobre wspomnienia z człowieka, pozostawiając tylko te najgorsze. Stałe przebywanie w obecności dementorów może doprowadzić do trwałej zmiany osobowości, czy nawet zaburzenia psychiki (od łagodnych postaci depresji nawet do skrajnych postaci szaleństwa) jak w przypadku długoletnich więźniów Azkabanu – powiedział i zamilkł na chwilę. Uczniowie wyczekiwali jego kolejnych słów. – Pocałunek Dementora, padło tutaj takie stwierdzenie, jest aktem wyssania duszy z ciała człowieka, w trakcie którego dementor przykłada swoje „usta" do twarzy ofiary i pozbawia go wszelkich uczuć, zamieniając go w niezdolną do myślenia i czucia istotę. Pocałunek Dementora nie jest równoznaczny ze śmiercią, jest czymś o wiele gorszym: dalsza egzystencja jest bezcelowa, gdyż pozbawiając duszy, pozbawia się także człowieczeństwa. Pocałunek jest karą stosowaną przez Ministerstwo Magii w stosunku do najgorszych przestępców.

- Jak wygląda pocałunek dementora w przypadku mugoli? – zapytała Pansy Parkinson.

- Pocałunek dementora wygląd identycznie w przypadku mugoli; objawy spotkania z dementorem są rozpoznawane przez mugolskich lekarzy jako demencja lub – w przypadku pocałunku – jako stały stan wegetatywny, jako że mózg ludzki, w przeciwieństwie do duszy, nie zostaje uszkodzony.

Alex podniosła rękę.

- Słucham cię Alex.

- Jak się przed nimi bronić?

Norton posłał w jej kierunku lekki uśmiech.

- Czekałem na to pytanie - wyznał. - Jest sposób, żeby się przed nimi obronić. Zaklęcie Patronusa. Czy ktoś wie, czym jest zaklęcie patronusa? Panie Moore?

- To bardzo trudne i złożone zaklęcie. Tylko najpotężniejsi magowie mają zdolność do wyczarowania cielesnego patronusa, a żeby to zrobić, trzeba pomyśleć o jakimś szczęśliwym wspomnieniu. Patronus jest formą pozytywnej energii, zmaterializowaną pod postacią srebrzysto-białego obłoku, najczęściej przybierającego formę zwierzęcia-strażnika. Można go wyczarować za pomocą zaklęcia Expecto Patronum.

- I właśnie na tym spędzimy kilka najbliższych lekcji - dokończył profesor Norton. - Będziecie starać się wyczarować patronusa. Oczywiście nie liczę, że wszystkim się uda. Mam jednak nadzieję, że wśród was znajdą się tacy, którzy tego dokonają. Zacznijmy!

Według polecenia wszyscy skupili się na swoich najszczęśliwszych wspomnieniach i wypowiadając zaklęcie na głos, machali różdżkami. Nie wielu wychodziło. Kiedy z różdżki Kiana na chwilę wystrzeliła srebrna poświata, Alex spojrzała na niego zaskoczona.

- No co? Jestem utalentowany - odparł i nonszalancko poruszył włosy dłonią. Alex zaśmiała się cicho, a on zrobił to samo, co nie umknęło uwadze Teodora.

Alex przymknęła swoje oczy i pomyślała o najszczęśliwszym wspomnieniu, jakie posiadała. Padło na święta, kiedy miała osiem lat. Syriusz zabrał ich do Norwegii. Dwudziestego piątego grudnia po południu zrobiła się taka zamieć, że utknęli w wynajętym domku aż do następnego dnia. Wspaniały wieczór spędzili przy pięknej choince i rozpalonym kominku, grając na instrumentach. Powstał wtedy mały koncert. Alex na myśl o tamtym dniu stawały w oczach zły. Chociaż w domu wszyscy byli ze sobą blisko, później nie potrafili już odtworzyć tamtego dnia.

Alex machnęła różdżką, szepcząc zaklęcie i z jej końca wyleciała delikatna mgiełka.

- Widzisz, ty też jesteś utalentowana - powiedział Kian. - Stworzylibyśmy zgrany duet.

- Czy ty mnie właśnie podrywasz? - zapytała, unosząc wysoko brwi.

- Może - odparł, odwracając spojrzenie. Oboje zaśmiali się w tym samym momencie.

Ale ich śmiech urwał się tak nagle, jak się rozpoczął, gdy po klasie przebiegł srebrny jeleń. Wzrok wszystkich nagle wylądował Harrym, który zamarł w pełnym szoku z różdżką uniesioną wysoko w górze.

- Panie Potter, to było... jestem pod ogromnym wrażeniem. Sześćdziesiąt punktów dla Gryffindoru! - oznajmił Norton będąc wielce zaskoczonym. - Naprawdę niesamowite.

Tym oto sposobem do końca lekcji w klasie panowała dosyć ponura atmosfera, bo nikomu już więcej nie udało się wyczarować cielesnego patronusa. Harry siedział sztywno na swoim miejscu i do dzwonka nawet nie drgnął, a gdy tylko można było opuścić klasę, wystartował niczym błyskawica - jego sportowa miotła. Hermiona popędziła tuż za nim, zaraz po niej Lucas. Alex była gotów ruszyć za nimi, gdy obok niej pojawił się Teodor.

- Masz chwilę? - zapytał.

Od pamiętnego szlabanu nie rozmawiali ze sobą za dużo. Alex skinęła jednak głową i we dwoje, odeszli kawałek.

- Chciałem cię przeprosić - powiedział.

- Za co? - zapytała zaskoczona. - Jeśli chodzi o tamten pocałunek, to naprawdę nie musisz Teodor. Ja wszystko rozumiem.

- Wiem, ale... Merlinie... - sapnął. - Jestem w tobie tak zabójczo zakochany, że mam ochotę rwać sobie włosy z głowy. Czy istniałby chociaż cień szansy, żebyś wybrała się ze mną w sobotę do Hogsmeade?

Alex zamrugała szybko.

- Ja... Chciałam w sobotę popracować nad eliksirem - powiedziała zgodnie z prawdą. - Nicolas Flamel udzielił mi listownie parę wskazówek i...

- Okay, rozumiem - przerwał jej. - Mam nadzieję, że innym razem się zgodzisz.

- Przykro mi - powiedziała i odeszła.

Alex nie potrafiła zrozumieć, co ostatnio dzieje się z chłopakami w szkole. Teodor ją całuje i próbuje wyciągnąć na randkę, Kian ewidentnie ją podrywa, Lucas przycichł i wyglądał mizernie w ostatnich dniach. Draco Malfoy przestał się puszyć i rzucać głupimi docinkami, Christopher i Nathaniel okryli się jakimś sekretem i była niemal pewna, że chodzi o Williama, który ostatnio również odbiegł od normy w swojej dziwności. Alex była rad, że Blaise zachował resztki zdrowego rozsądku i pozostał starym, dobrym Blaisem.



+++

Było parę minut po ciszy nocnej, kiedy Alex z pożyczoną od Harry'ego peleryną niewidką i Mapą Huncwotów, opuściła potajemnie Pokój Wspólny Ślizgonów i znalazła się w pustych lochach. Ruszyła przed siebie. Jeszcze nigdy nie zagłębiła się tak daleko w plątaninie podziemnych korytarzy. Wskazówka nie była jasna. Powinna szukać ziemnego miejsca, ale w lochach zawsze było chłodniej niż w pozostałej części zamku. Przeszła obok Sali Przyjęć Śmierci, gdzie w drugiej klasie udała się razem z Harrym i Lucasem na rocznicę śmierci Prawie Bezgłowego Nicka.

Powoli traciła nadzieję, że to właśnie tutaj ukryta jest jaskinia. Jej następnym punktem do odnalezienia jaskini był Zakazany Las, a nie miała wielkiej ochoty, by się tam udać. Westchnęła ciężko, przystawiając przy ścianie. Zerknęła na mapę. Irytek mknął ku niej.

Alex pośpiesznie zarzuciła na siebie pelerynę. Ledwo się nią okryła, a duch wyleciał ze ściany, klnąc jak szewc. Były to tak wulgarne i gwałtowne przekleństwa, że Alex krzyknęła lekko.

- Co? Kto tutaj jest? Czemu cię nie widać? Jesteś niewidzialny?

Alex nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, myśląc pośpiesznie.

- Krwawy Baron ma swoje powody, by być niewidzialnym – powiedziała, zniżając swój głos do granic możliwości. Irytek w mig się zlękną i zaczął przepraszać.

- Ależ oczywiście. Szanowny pan Baron wybaczy. Już sobie idę i proszę uważać. Po tamtej stronie jest zimo jak w psiarni. Już mnie nie ma. Już idę.

I pospiesznie się oddalił, by nie narażać się Baronowi. Alex zaśmiała się z własnej pomysłowości, a potem podeszła do ściany, z której wyleciał Irytek i dokładnie się jej przyjrzała. Szukała w niej ukrytego przejścia lub ruchomej cegiełki. Małej rzeczy, która umożliwiłaby jej, dostanie się do środka. Ale Alex przed sobą miała najzwyklejszą ścianę. Dziwne uczucie w żołądku podpowiadało jej, że po drugiej stronie jest to, czego szuka. Ściana była chłodniejsza od pozostałych, a z między szczelinek między cegłami wydostawał się zimny wiatr.

- Ale jak się tam dostać? – zapytała samą siebie. – Co muszę zrobić, by odkryć przejście? Mroźna Komnata. Lodowa Komnata. Ogień topi lód. Może mam użyć ognia? – Wydedukowała, wyciągając różdżkę. – Incendio.

Buchnęło ogniem. Gorące języki rozpełzły się po ścianie, a kiedy zniknęły, Alex zobaczyła przed sobą ciemną dziurę. Szepnęła Lumos i weszła do środka.

Schodziła po schodach zrobionych z czystego lodu. Z każdym stopniem robiło się coraz ziemnej, więc Alex opatuliła się mocniej niewidką. Światło z jej różdżki oświetlało szary tunel, który po zakończeniu się schodów, ciągnął się dalej na wprost.

Kilkanaście metrów dalej znalazła się w miejscu, które wielkością mogło dorównać pokojowi wspólnemu Gryfonów, ale nie było w nim ciepło i przyjaźnie. Było zimno. Światło, które wpadało nie wiadomo skąd, przybierało kolor błękitnego lub zielonego, co na prawie białych ścianach dawało ładny efekt zorzy polarnej. Po chwili przestała odczuwać mróz. Idąc do przodu, ku szklanej kuli, śnieg skrzypiał pod jej nogami.

Kula znajdowała się na niewysokim podeście - sięgał Alex do pasa - i oczywiście cały zrobiony był z krystalicznego lodu. Alex chwyciła kulę w dłonie i przeraźliwy chód bijący od niej sprawił, że zadrżała z zimna, a końcówki jej palców poczerwieniały. Alex nie mogła wytrzymać chłodu kuli. Upuściła ją.

Głośny brzęk rozniósł się echem po jaskini. Kula rozbiła się niczym szklanka rzucona o podłogę i jej kawałki rozbiegły się na boki. Tym samy Alex ujrzała to, co kula skrywała wewnątrz. Była to kolejna zagadka i złoty kamień - również z jednej strony zaokrąglony. Przywarł on po lewej stronie czerwonego kamienia. Teraz trzy kamienie tworzyły interesujące połączenie.

Alex spojrzała na wskazówkę.

Trzy części za tobą, znajdź jeszcze pięć!

Jeśli lubisz czasami się pośmiać,

To ta zagadka pozwoli ci się dostać

Do miejsca, gdzie humor jest specyficzny

Ale również bardzo magiczny.

Kociołek euforii został tam wylany

I teraz pokój jest pomijany.

- Nie wierzę - wyszeptała, chowając wskazówkę. - Kto chciałby omijać pokój, w którym można się pośmiać?

Alex obrzuciła jaskinię jeszcze krótkim spojrzeniem i popędziła do wyjścia. Gdy znów stanęła na korytarzu, dziura za nią magicznie zniknęła. Nakryła się peleryną i popędziła do Pokoju Wspólnego zadowolona, że chociaż końcówka tego dnia była udana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis