- Co ty robisz Potter? - syknął Kian, kiedy Peleryna Niewidka wylądowała na jego głowie. - Weź, to zdejmij i...
- Przymknij się! - warknął Harry i walnął Kiana z liścia w policzek. - Próbuję ci pomóc.
Kian oniemiały tym zachowaniem, nie powiedział już nic. W ciszy ruszył za Harrym. Bez problemu wydostali na błonia, chociaż w szkole zapanowała panika, a potem w obrzeża Wierzby Bijącej. Tam Harry ściągnął z nich niewidkę i srogo spojrzał na Moora.
- Jesteś parszywym, zdradzieckim gnojkiem - wysyczał, przystawiając mu różdżkę do gardła. - Ale rozumiem pojęcia sprawiedliwość, chęć zmian i miłość. - Opuścił różdżkę. - W wierzbie jest tunel. Dostaniesz się nim do Wrzeszczącej Chaty w Hogsmeade. Stamtąd teleportujesz się, gdziekolwiek nie będziesz chciał i zostawisz nas wszystkich w spokoju, bo bardzo już narozrabiałeś.
Kian był wstrząśnięty tym zachowaniem Harry'ego.
- Puszczasz mnie wolno? - zapytał.
- Tak, bo rozumiem twój haniebny czyn, a każdy człowiek zasługuje na drugą szansę. Teraz, gdy już dokonałeś zemsty, możesz zacząć całkiem nowe życie gdzie indziej.
- Nie idę nigdzie bez Alex - powiedział uparcie, a Harry zaśmiał się w głos.
- Posłuchaj, prawdopodobnie za chwilę pojawią się tu nauczyciele albo aurorzy i już nie będę w stanie ci pomóc. Alex nigdzie z tobą nie pójdzie, bo ma w tobie tylko mordercę. Skorzystaj z okazji, że znam twój ból i daję ci szansę na drugie życie.
Kian mierzył go przenikliwym wzrokiem. Spojrzał na Czarną Różdżkę w swojej dłoni.
- Wiesz o Insygniach - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Tak, wiem - odpowiedział Harry. - Możesz zachować Czarną Różdżkę. Tylko nie rób nią już głupich rzeczy, bo skończysz gorzej niż Grindelwald i Voldemort razem wzięci.
Kian uśmiechnął się lekko w ten swój charakterystyczny sposób.
- Dzięki, Potter. Nie spodziewałbym się tego po tobie.
- Idź!
Wierzba znieruchomiała i Kian podszedł do przejścia.
- Powiedz Alex, że ją kocham - rzekł na odchodne.
- Wątpię, by chciała to teraz słyszeć.
Kian uśmiechnął się jeszcze raz i zniknął w przejściu. Wierzba się poruszyła i znów była gotów do atakowania nadlatujących ptaków. Harry odniósł wrażenie, że Kian był bardzo z siebie zadowolony i to bardzo go niepokoiło. Wolnym krokiem wrócił do zamku.
Tylko jedna osoba haniebny czyn zrozumie,
Da wolność,
Zabójca zniknie w tłumie.
+++
Syriusz i James wpadli do Hogwartu niczym dwaj szaleńcy. Kiedy wbiegli do Wielkiej Sali, obchodziły ich tylko ich własne dzieci. Syriusz sapnął z ulgą, kiedy zobaczył Lucasa i Chrisa. James nie czekając za długo, mocno uściskał syna.
- Gdzie Alex? - zapytał Syriusz spanikowany.
- Siedzi tam... Nie daj się jej odciągnąć od Williama - powiedział Chris.
Syriusz zrozumiał. Szybko upewnił się, że jego synom na pewno nic nie jest i podszedł do córki. Alex siedziała przy Williamie i mocno go ściskała. Syriusza ten widok ukuł w serce. Nigdy nie widział córki takiej smutnej, jednocześnie dziwnie pobudzonej. Spojrzał na Williama. Wiedział, że ten młody dzieciak nie zasłużył na śmierć. Jak on przekaże te wieści Ninie i Louisowi?
- Alex - powiedział spokojnie, kucając obok córki i kładąc jej dłoń na ramieniu. - On nie żyje i nic nie możesz na to poradzić.
Spojrzała na niego. W jej czekoladowych oczach nie było już łez. Nie miała siły, by płakać.
- Czuję się winna - wyznała.
- To nie była twoja wina - zapewnił ją Syriusz.
- On mnie kochał - powiedziała i Syriusz poruszył się niespokojnie. - Wiem to, powiedział mi to, a ja... Ja chyba też go kochałam tato, tak mi się wydaje. To nie był ten sam rodzaj miłości, który jest między dwójką zakochanych ludzi. To było coś innego i nie potrafię tego dokładnie opisać, ale wiem, że na swój sposób darzyłam go pewnymi uczuciami. Zrozumiałam to dopiero teraz. Czuję się winna, bo nigdy mu tego nie powiedziałam.
- Teraz już nic nie możesz zrobić - rzekł Syriusz. - Musisz mu dać odejść. Pogodzić się z tym i żyć. To, co stało się dzisiaj, było dramatyczne. Nigdy bym nie przypuścił, że takie rzeczy będą mieć miejsce w Hogwarcie, ale się stały i musimy się z nimi pogodzić. Dobrze?
Alex przytknęła głową. Z trudem zostawiła Williama i mocno przytulając się do ojca, przeszła z nim do Skrzydła Szpitalnego, gdzie pani Pomfrey podała jej słodki eliksir uspokajający. Alex zmęczona wydarzeniami, zasnęła, a Syriusz wrócił do Wielkiej Sali.
- Co z nią? - zapytał Lucas.
- Jest w szoku, ale będzie dobrze. Poradzi sobie. - Odetchnął ciężko. - Co się tutaj właściwie stało?
Harry zaczął im opowiadać, jak to podsłuchali wymianę zdań między całą czwórką i jak potoczyła się wymiana zaklęć.
- Wtedy gruz nas oddzielił. Goniłem Kiana, ale on... Uciekł mi. Przepraszam.
- Nic się nie stało Harry - zapewnił go James. - I tak dużo zrobiłeś. Nie chcesz się teraz przejść do pani Pomfrey?
- Z chęcią chwilkę bym się przespał - przyznał Harry i we dwoje z Jamesem opuścili Wielką Salę, a Ginny pobiegła zaraz za nimi.
W tym samym czasie Nathaniel przystanął obok nich.
- Nic wam nie jest? - zapytał Syriusz. - To przecież był wasz przyjaciel.
- To dziwne uczucie - powiedział Nathaniel. - Nie wiedziałem, że Will miał tyle sekretów ani że jest wnukiem Voldemorta. To szok. Mimo wszystko uważam, że nie zasłużył na śmierć. Nie zrobił przecież nic złego.
- Myślę, że wszyscy musimy to jakoś przeboleć - dodał Chris.
Syriusz mocno przytulił synów i bratanka.
+++
Na pogrzebie Dumbledore'a zebrało się wiele osób. Zeszli po kamiennych stopniach i Harry zobaczył, że kierują się w stronę jeziora. Słońce z czułością pieściło policzki osób zgromadzonych między rzędami setek krzeseł, ustawionych przed marmurowym postumentem na przedzie. Był cudowny letni dzień.
Połowa krzeseł była już zajęta przez najdziwniejszy zestaw ludzi: niechlujnych i eleganckich, starych i młodych. Pojawił się Kingsley Shacklebolt, Szalonooki Moody, Remus Lupin, James Potter, Syriusz i Regulus Black, państwo Weasley, Bill i Fleur, a za nimi Fred i George. Była też madame Maxime, która zajęła prawie trzy krzesła, Tom, właściciel Dziurawego Kotła, Ernie Prang, kierowca Błędnego Rycerza, madame Malkin, właścicielka sklepu z szatami z ulicy Pokątnej. Były też zamkowe duchy, ledwo widzialne w jasnym słońcu.
Uczniowie Hogwartu stanęli w równych rzędach przed postumentem.
Ludzie szeptali między sobą, a tłum gęstniał. Pojawił się Korneliusz Knot. Miał nietęgą minę i jak zwykle obracał w rękach swój zielony melonik. W końcu usiedli członkowie grona nauczycielskiego.
Hagrid złożył ciało na marmurowym postumencie. Niski mężczyzna w czarnej szacie, z kępką włosów na głowie stanął przed ciałem Dumbledore'a i zaczął mówić. Tylko Harry zdawał się wiedzieć, że słowa, które padają z ust czarodzieja, niewiele mają wspólnego z tym Dumbledore'em.
Czarodziej w czarnej szacie skończył przemawiać i powrócił na swoje miejsce, a jasne, białe płomienie wybuchły wokół ciała Dumbledore'a i postumentu, na którym było złożone. Biały dym zaczął się wić w powietrzu, tworząc dziwne kształty, a zaraz potem płomienie zgasły. Zniknął marmurowy postument i spoczywające na nim ciało Dumbledore'a: zamiast nich wznosił się przed nimi biały marmurowy grobowiec.
W końcu pogrzeb się zakończył, goście się rozeszli i przed marmurowym nagrobkiem zostały tylko trzy osoby. Był to Regulus Black, Minister Magii i Kingsley Shacklebolt.
- Są jakieś wieści o tym chłopaku? - zapytał Knot.
- Wyparował jak kamień wodę - powiedział Kinglsley poważnie. - Ale biuro pracuje, mamy kontakty z innymi Ministerstwami. Prędzej czy później chłopak się potknie i złapiemy go.
- No nie wiem - powiedział Minister. - Wydaje mi się, że to bardzo sprytny chłopak i nie da się tak łatwo złapać?
- Co, jeśli będzie chciał kontynuować politykę dziadka? - zapytał Regulus.
Knot roześmiał się krótko.
- Panie Black, niech pan nie będzie głupi. To tylko młody chłopak.
Nagle w Regulusie zebrała się totalna wściekłość. Przypomniał sobie, jak w czytanych książkach Knot był przeciwny przyznania, że Voldemort powrócił. Teraz było podobnie, bo tak jak i wtedy, tak i teraz Knot się bał.
- Pan się boi ministrze - powiedział Regulus bardzo pewny swoich słów. - Pan się boi, że na horyzoncie naprawdę może pojawić się zagrożenie i że sobie pan z nim nie poradzi, a tym samym utraciłby pan swoje stanowisko. To tylko pokazuje jak wielkim i zapatrzonym w siebie tchórzem pan jest.
Nagle pięść Ministra wylądowała na twarzy Regulusa. Ten się zachwiał, ale nie upadł. Poczuł w ustach smak krwi, która spłynęła mu z nosa. Kingsley poruszył się zaskoczony, nie wiedząc, której strony bronić.
- Ani mi się waż tak więcej mówić - powiedział ostrzegawczo Minister i zaczął się wycofywać, a Kingsley zaraz za nim. Regulus roześmiał się.
- Będę mówił, co mi się żyw, nie podoba! Mam zamiar się ubiegać o pańskie stanowisko, a to oznacza wywiady, debaty i głosowanie czarodziejskiej społeczności! Teraz pan nie ucieknie! Musisz stanąć prawdzie prosto w oczy!
Nad grobem kłótnia nieunikniona
Padnie jeden cios,
Kto przejmie ludzki los?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz