niedziela, 21 maja 2017

Rozdział 4

Alex opuściła dział trucizn z niemrawą miną (cały czas przed oczami miała makabryczne skutki niektórych eliksirów), ale obyta w wiadomości, o których wcześniej nie miała pojęcia. Był to trzeci dzień Expo. Rozmawiała już z kilkoma, znanymi jej tylko z książek, Mistrzami Eliksirów żyjących we współczesnych czasach. Każdy z nich uraczył ją ciekawą historyjką o tym, jaką to ciężką drogę musiał przejść, by znaleźć się na swoim obecnym miejscu. Dostała kilka naprawdę ciekawych rad i całą masę książek z autografami. Każdego dnia wystawy obfitowały w coś nowego do oglądania, a panele, gdzie słuchano wykładów Mistrzów Eliksirów, pękały w szwach od ilości zebranych osób.

Weszła w dział alchemii – dziedziny magii zajmującej się odkrywaniem kamienia filozoficznego czy Panaceum. Tutaj ludzi było nieznacznie mniej, ale ciągle sporawo. Strzępki rozmów dolatywały do jej ucha.

- Lekarstwo na wszystko znane również jako panaceum jest naszą odwieczną zagadką. Nikomu jeszcze się nie...

- ...to trudny eliksir wymagający wiele cierpliwości i...

- ...trudna rzecz i trudne przyrządzenie...

Przystawała tu i uwadze, słuchając chwilę. Gdy coś ją zainteresowała, kupowała książkę, gdy nie, szła dalej. Jej brązowe oczy błyszczały z zachwytu.

Kiedy mignęła stoisko, przy którym nie znajdowali się żadni zwiedzający, a tylko stary i chudy czarodziej z dużymi okularami na nosie, zdezorientowała się. Jednocześnie będąc zaciekawioną, podeszła do stoiska.

- Dzień dobry.

- Witam młodą damę – powiedział czarodziej, wyraźnie uradowany, że ktoś do niego podszedł. – Nazywam się Konfucjusz Knight i od paru lat zajmuje się wynalezieniem lekarstwa na wilkołactwo.

- O ja! - Roztwarła usta zafascynowana. - Pan mówi dalej!

- Widzę, że zaciekawiłem. - Konfucjusz uśmiechnął się lekko. - Jak pewnie możesz przeczytać, moje prace na razie nie przyniosły żadnych pożądanych rezultatów. Zawodzi mnie główny składnik, a jestem pewien, że i kilka pomniejszych ze sobą nie współgra. Chęć wynalezienia lekarstwa na likantropię spędza mi sen z powiek.

- A na czym pan pracuje? - zapytała ciekawa.

- Głównie na tojadzie. Wywar Tojadowy bardzo pomaga wilkołakom, więc wywnioskowałem, że tojad musi być w jakimś stopniu ważny.

- Uwzględniał pan prawa Golpalotta? – zapytała.

- Uwzględniałem, ignorowałem, odnosiłem się do nich tylko częściowo i nic. Odbyłem nawet podróż do Egiptu i Chin, by nabyć wiedzy z innych kultur. Wszystko ująłem w swojej książce.

Pokazał na stosik książek w czarnych oprawach leżących na biurku.

- Och, ma pan książkę. Mogę?

- Oczywiście – odparł. Alex wzięła jeden z egzemplarzy. Na okładce widniał sam Konfucjusz w młodszej wersji, niż Alex widziała teraz. Otaczały go wilkołaki.

- Kiedyś się panu uda - powiedziała, podając czarodziejowi pieniądze za książkę. - Życzę powodzenia.

- Miłe z ciebie dziecko. Większość osób podchodzi do moich badań sceptycznie. Bo niby poco szukać lekarstwa na wilkołactwo? – prychnął.

- Myślę, że mój wujek by się ucieszył, gdyby ktoś odnalazł lekarstwo na jego futerkowy problem.

- Współczuję twojemu wujkowi. Pozdrów go ode mnie i życz szczęścia.

- Do widzenia - pożegnała się i poszła dalej.

Kilka stoisk dalej miała miejsce podobna sytuacja, tylko czarodziej pragnął znaleźć lekarstwo na wampirzym. Kupiła książkę i od niego i powróciła do przepychania się między ludźmi. Gdy na nich patrzyła, odniosła dziwne wrażenie, że jest najmłodszą uczestniczką całego Expo. Większość zebranych była już koło pięćdziesiątki albo starsza. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bardzo odmienna.

- A tutaj cię mam Alex! – Usłyszała za sobą wesoły głos Nicolasa Flamela. – I jak się bawisz?

- Jest cudnie – przyznała. – Chociaż czuje się jak dziecko przy tych wszystkich ludziach, a o tobie już nawet nie wspomnę!

Nicolas zaśmiał się szczerze.

- Ale musisz przyznać, że jak na swój wiek wyglądam perf-ekt. – Tym razem to Alex się zaśmiała. – Szkoda, że Albus w tym roku się nie zjawił. Dawno go nie widziałem.

- Może powinien pan odwiedzić Hogwart? - zaproponowała.

- Hmm... Ciekawy pomysł. - Postukał się palcem po brodzie. - Zaciekawiło cię coś konkretnego?

- Właściwie tak – odpowiedziała, pokazując mu książkę od Konfucjusza. – Nie wiedziałam, że są ludzie, którzy szukają lekarstwa na wilkołactwo. Muszę przyznać, że to bardzo ciekawe. Na świecie z pewnością jest wiele wilkołaków, które chciałby pozbyć się swojego problemu.

- Tak... są poszukiwacze takiego lekarstwa, jednak minęły wieki i nikomu się nie udało. Sam kiedyś próbowałem. To bardzo trudne i ryzykowne. Mieszasz różne składniki, czasami źle coś dobierzesz, nawet jeśli myślisz, że powinno być dobrze i... BUM! Kociołek ci wybucha, niszcząc pół domu, a twoja żona rozpoczyna kłótnię życia.

- Myślę, że mi kłótnia z żoną niestraszna – odpowiedziała, śmiejąc się.

- Będziesz chciała spróbować poszukać lekarstwa? – zapytał zdziwiony.

- Sama nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - To chyba nie na moją głowę, chociaż tak naprawdę nie mam nic do stracenia. Za zgodą Dumbledora będę mieć w tym roku prywatne lekcje z eliksirów. Mogłabym je przeznaczyć na to, ale czy jest sens? To znaczy... tyle geniuszy przede mną próbowało, to dlaczego miałoby mi się udać?

- Może akurat – odparł. – Nigdy nic nie wiadomo. Jeśli...

- Drodzy państwo, a tam właśnie jest Nicolas Flamel, twórca słynnego kamienia filozoficznego! – Ku nim obróciła się grupka osób. – Zechciałby pan do nas dołączyć?

- Ja...

- Idź. Poradzę sobie – szepnęła. Nicolas skinął głową i z uśmiechem wymalowanym na ustach podszedł bliżej grupy. Alex chwilę patrzyła na Nicolasa w tłumie fanów, a potem odeszła, szukając kolejnych ciekawych miejsc.

*

Sala wybuchnęła gromkim śmiechem za sprawą żartu Nicolasa Flamela. Alex otarła łzę, która spłynęła z kącika jej oka i zabiła brawo.

- No dobrze, ale mniejsza - powiedział Nicolas, uciszając ludzi. - Ten tydzień minął zaskakująco szybko i aż żal mi to mówić, ale niedługo będziemy musieli się pożegnać. Jest mi niezmiernie miło, że znów mogłem gościć w Nowym Jorku, a jeszcze bardziej się cieszę z sukcesu, jaki odniósł mój wczorajszy wykład. To naprawdę miłe, że tak dobrze to wszystko przyjęliście i co najważniejsze, zrozumieliście moją paplaninę.

Obecna na wczorajszym wykładzie Alex przyznała Nicolasowi w myślach rację. Jego wykład był mądry, ale trudny. By zrozumieć sens jego słów, trzeba było porządnie się skupić. Wiele osób opuściło salę zdezorientowanych.

- Pan minister otwierał, a ja z żalem kończę sto sześćdziesiąty trzeci Zjazd Mistrzów Eliksirów I Expo. Do zobaczenia za dwa lata w tym samym miejscu. Mam nadzieję, że będę jeszcze żył.

I znów rozbrzmiały śmiechy, a za nimi gromkie brawa. Tydzień życia w Nowym Jorku zleciał Alex za szybko. Żal ściskał jej serce na myśl, że jutro będzie musiała wrócić do Londynu. Kiedy wszyscy ruszyli do wyjścia, Nikodem pojawił się obok niej, biorąc ją pod pachę i wciskając do dłoni kartkę.

- Napisz do mnie czasami, jeśli będziesz chcieć. Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną. Nie chciałbym zmarnować okazji i stracić z tobą kontaktu.

Alex uśmiechnęła się.

- Zapewne wrócę do Nowego Jorku. Jak nie na Expo, to na wakacje.

- W takim razie do napisania.

- Do napisania – odparła i mocno przytuliła Nikodema na pożegnanie. Chwilę później on i jego rodzice opuścili hotel. Idąc za Snapem, przeszli do holu głównego, gdzie dogonił ich Nicolas i jego żona.

- To był wspaniały tydzień – powiedział mężczyzna. – Szkoda, że musimy się żegnać. Wracasz rano, Alex?

- Ósma zero zero mam świstoklik.

- Jeśli będziesz kiedyś w Paryżu, to musisz do nas wpaść – powiedziała Perenelle. Kobiety uścisnęły się mocno. – Jesteś wspaniałą i mądrą, młodą damę. Powodzenia życzę.

- Dziękuję.

- Alex. – Nicolas odchrząknął poważnie, zabierając dziewczynę na bok. – Tu masz mój adres. – Podał jej pergamin. – Gdybyś potrzebowała pomocy, mojej rady, albo po prostu chciałabyś ze mną pogadać na temat uzależnienia Albusa od cytrynowych dropsów, to pisz śmiało.

- Dziękuję – odpowiedziała, nie kryjąc uśmiechu rozbawienia. – Bardzo miło mi było cię poznać.

- To jak? Do napisania? - zapytał, wyciągając przed siebie ręce.

- Do napisania – potwierdziła i uściskała mężczyznę.

Piętnaście minut później znajdowała się już w pokoju hotelowym, pakując walizkę. Zmęczona, zasnęła szybko w poświacie księżyca wpadającego przez otwarte okno.

*

Alex mocniej ścisnęła stary sznurek i ostatni raz spojrzała na Severusa Snape'a.

- Dziękuję panu bardzo za opiekę przez ten tydzień.

- Nie miałem wyboru - odparł. - Obiecałem dyrektorowi.

- No tak, oczywiście. Cóż... do zobaczenia.

- Do widzenia, Black.

Wybiła ósma, poczuła szarpnięcie w okolicy pępka i nie minęła chwila, a stanęła na marmurowej posadzce w Ministerstwie.

- Alex! – zawołał Syriusz, mocno przytulając córkę. – Wszystko w porządku?

- Też za tobą tęskniłam tato - zaśmiała się.

- Dobrze, że jesteś. - James pojawił się obok. - Syriusz kilka razy prawie dostał zawału ze strachu o ciebie.

- Wcale nie! - zawołał Łapa.

- Wcale tak!

- Możemy wrócić do domu? - zapytała, tym samym przerywając kłótnię. - Jestem zmęczona.

Ledwo weszli przez drzwi, a ze schodów zeskoczyła Dżudżu, mocno przytulając się do Alex. Oskarżycielski wzrok małpki jasno mówił, żeby Alex w życiu nie zostawiała jej tak długo samej. Co ciekawe, wzrok Syriusza mówił dokładnie to samo.

- Alex! - Chris zbiegł z góry, witając się z siostrą. Zaraz za nim pojawił się Lucas. - Co mi kupiłaś?

- A mi?

Alex wywróciła oczami.

- Jesteście bardziej materialni niż ja, a to już jest wyczyn.

Syriusz zaśmiał się szczerze i powiedział:

- Chodź, zrobiłem obiad.

Podczas dwudaniowego obiadu opowiedziała im o Expo, atrakcjach, jakie tam były i o ludziach, których poznała. Ciągle była tak podekscytowana, że jej gadaniu nie było końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis