sobota, 20 maja 2017

Rozdział 3

- Dzień doooobry.

Alex przywitała się potężnym ziewnięciem ze swoim bratem Chrisem, który jadł płatki w kuchni. Siedział w samych bokserkach, włosy miał roztrzepane gorzej niż Harry, a jego ruchy były powolne i ociężałe.

- Hej – mruknął. – Rano przyszły listy ze szkoły i...

Nie dokończył, bo Alex pisnęła głośno i porwała kopertę z jej imieniem ze stołu. Drżącą ręką rozerwała kopertę i zabrała się za czytanie ocen z SUMÓW. Chris przyglądał się jej z rozbawieniem.

WYNIKI EGZAMINU

POZIOM STANDARDOWYCH UMIEJĘTNOŚCI

MAGICZNYCH

Oceny pozytywne:                                     Oceny negatywne

Wybitny (W)                                                  Nędzny (N)

Powyżej Oczekiwań (P)                                Okropny (O)

Zadowalający (Z)                                                Troll (T)

Alexandra Caroline Black otrzymała:

Astronomia                                                                          W

Opieka nad Magicznymi Stworzeniami                               P

Zaklęcia                                                                                W

Obrona przed Czarną Magią                                                 W

Wróżbiarstwo                                                                         N

Zielarstwo                                                                              W

Historia Magii                                                                         P

Eliksiry                                                                                   W

Transmutacja                                                                           P

Starożytne Runy                                                                       W

Odczytała list kilkakrotnie. Było lepiej, niż się spodziewała. Kompletnie zaskoczył ją Wybitny z astronomii i starożytnych run. Była pewna, że zawaliła egzamin z ostatniego przedmiotu.

Chris nie chcąc czekać na informacje, wyrwał pergamin z dłoni siostry i sam przeczytał oceny, nie ukrywając przy tym swojego szoku.

-  Wow, siostra, gratulacje. To są naprawdę dobre oceny.

- Dzięki - powiedziała cała rozpromieniona.

- Są już wyniki? – Do kuchni wszedł Lucas z zaspaną miną. Ożywił się, widząc samotną kopertę na stole. Chwycił ją, rozerwał i zaczął czytać na głos:

Astronomia                                                                             P

Opieka nad Magicznymi Stworzeniami                                 P

Zaklęcia                                                                                 W

Obrona przed Czarną Magią                                                  P

Wróżbiarstwo                                                                         N

Zielarstwo                                                                               P

Historia Magii                                                                         Z

Eliksiry                                                                                     P

Transmutacja                                                                            P

- Nie jest źle - powiedział Chris. - Ja miałem podobne oceny.

- Ciekawe ile Wybitnych nachapała Hermiona? - zastanowiła się głośno Alex.

- Będziesz mi udzielać korków z eliksirów w następnym roku? – zapytał Chris, który nie umiał pojąć geniuszu swojej siostry w tym przedmiocie. – No wiesz OWUTEMY i w ogóle.

Alex uwielbiała eliksiry. Od pierwszej lekcji w pierwszej klasie, ten przedmiot podbił jej serce, a ona podbiła serce profesora Slughrona i z każdym rokiem tylko powielała fascynację profesora na jej temat. Będąc w trzeciej klasie, przewyższała swój rocznik w wiedzy na temat eliksirów o dwa poziomy, a w piątej była już na poziomie OWUTEMÓW. Profesor Slughorn musiał znajdywać jej na lekcjach inne zajęcia, bo Alex najzwyczajniej w świecie się na nich nudziła.

- Zastanowię się - odparła Alex.

W kopercie oprócz wyników egzaminów była też lista książek potrzebnych na następny rok, bilet na peron 9 i 3/4, poinformowanie, że rok szkolny zaczyna się dokładnie pierwszego września oraz list. Alex, ignorując chłopaków, którzy pochłonęli się rozmową, zaczęła czytać.

Droga Alex!

Profesor Slughorn poinformowali mnie o Twoich ponadprzeciętnych uzdolnieniach w eliksirach i ilości materiału, który zdążyłaś przerobić przez ostatnie pięć lat. Korzystając ze swoich znajomości, udało mi się zobaczyć twój pisemny egzamin z eliksirów na SUMACH. Dawno nie widziałem ucznia tak bardzo uzdolnionego w tym kierunku.

Hogwart gwarantuje uczniom należyty rozwój ich umiejętności, a przyznam szczerze, że szkoda było zmarnować tym, co dysponujesz droga Alex. Długo zastanawiałem się, co zrobić i postanowiłem, że przez następne dwa lata lekcje eliksirów będziesz odbywać sama. Wszystko będzie współgrało z Twoim planem lekcji, nie musisz się o nic martwić. Nauczać Cię będzie profesor Slughorn, a czasem nawet i ja. Nie musisz kupować żadnych książek, dostaniesz wszystko na miejscu.

Życzę Ci Alex udanych wakacji.

Z pozdrowieniami,

Albus Dumbledore

- Ja też się wam pochwalę! – powiedział uradowany Chris i wyciągnął ze swojej koperty odznakę kapitana drużyny Ślizgonów.

- Gratulacje! - zawołał Lucas. - Zasłużyłeś!

- Dzięki. Nathaniel zdążył już do mnie rano napisać. Został Prefektem Naczelnym. Bardzo się cieszy i... Alex, wszystko gra?

Ich spojrzenia przeniosły się na Alex. Otrząsnęła się z szoku.

- Co?

- Wszystko w porządku? - powtórzył Chris.

- Ja... sami zobaczcie.

Podała im list.

- O jaaa – wyrwało się Lucasowi. – To... niesamowite!

- Profesor Dumbledore ma gest - powiedział Chris. - Naprawdę zasłużyłaś, by uczyć się czegoś więcej. Jesteś genialna!

- Dzięki - powiedziała cała rozpromieniona.

Kiedy zjadła śniadanie, napisała krótki list do Hermiony oraz Dafne. Wręczyła oba zawiniątka Hadesowi – ich czarnemu puchaczowi i wypuściła go przez okno. Chwilę obserwowała oddalającą się sowę. Dżudżu zawołała głośno, zwracając uwagę Alex.

- No co? - zapytała. Dżudżu zdawała się tak samo rozpromieniona, jak Alex. - Też się cieszysz, co?

Dżudżu potwierdziła radośnie.

Alex uśmiechnęła się do niej ciepło i wyciągnęła spod łóżka walizkę. Powoli zaczęła się pakować. Jutro wyjeżdżała na siedem dni do Nowego Jorku na Expo Eliksirów. Była to największa impreza na świecie związana z eliksirami. Pojawiało się na niej wiele znakomitości. Prezentowane nowe eliksiry oraz spekulowano na wiele tematów. Alex dostała wejściówkę VIP na urodziny w zeszłym roku od całej rodziny. Tego dnia (i przez następny miesiąc) była tak szczęśliwa, że nic nie psuło jej humoru.

Dżudżu pomagała jej wybrać, które ubrania powinna spakować.

*

- Baw się dobrze i uważaj na siebie, nie rozrabiaj za bardzo, pilnuj się i...

- Tamo daj spokój – jęknęła Alex, tym samym przerywając monolog swojego ojca, który trwał już od dobrych pięciu minut. – Nic mi się nie stanie. Jestem na tyle duża, że sobie poradzę.

- No właśnie – powiedział stojący obok Remus.

Remus Lupin. Kilkanaście lat wilkołackiego życia postarzyło go i wyniszczyło. Był chudy oraz wyglądał na ciągle zmęczonego, ale ubierał się porządnie, pił dużo wzmacniających eliksirów. Restauracja "Feniks" przynosiła mu wiele pieniędzy. Poza tym Remus pozostał tym samym Remusem. Uśmiechał się często, a wraz z Syriuszem i Jamesem lubił sobie pożartować. Alex uwielbiała swojego ojca chrzestnego z wielu powodów.

Teraz we trójkę znajdowali się w Ministerstwie Magii, skąd przy pomocy świstoklika miała się przenieść do Nowego Jorku. Z resztą pożegnała się już wczoraj. Wszystkim obiecała, że wyśle im pocztówki i przywiezie prezenty.

- Uważaj na siebie Alex - powiedział jeszcze raz Syriusz.

- Będę - zapewniła go.

Mocno uścisnęła ojca, potem Remusa i oddaliła się od nich kilka kroków, w dłoni trzymając stary sznurek. Zegarek wybił pierwszą po południu, a Alex poczuła szarpnięcie w okolicy pępka. Świat zawirował, kolory zmieszały się w jedną plamę, a potem z łoskotem wylądowała w ciemnym zaułku. Podniosła się z brudnej ziemi i chwyciła rączkę swojej walizki. Ktoś już na nią czekał.

Był to czarodziej wysoki, o bladej twarzy i haczykowatym nosie. Ubrany był w czarne spodnie od garnituru i białą koszulę z długimi rękawami. Długie, czarne włosy wyglądały na przetłuszczone.

Dzień dobry – przywitała się, widząc Severusa Snape'a, który, na prośbę profesora Slughorna i Dumbledora, miał zająć się Alex.

- Alexandra – mruknął, lustrując ją wzrokiem. – No dobrze, chodźmy.

Ruszyli przez zatłoczone ulice Nowego Jorku. Alex rozglądała się wokół zafascynowana, pragnąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów z tego cudownego miejsca. Morze żółtych taksówek mieszało się z normalnymi samochodami, z podziemi tłumami wychodzili ludzie, wieżowce piętrzyły się pod samo niebo. Ekstaza w jej ciele przekroczyła maksymalny poziom.

- Dokąd idziemy? – zapytała.

- Pięciogwiazdkowy magiczny hotel „Satyr”. Jest niewidoczny dla mugoli i już od kilku lat w jego podziemiach organizowany jest Zlot Mistrzów Eliksirów i Expo Eliksirów. Masz przepustkę prawda?

- Oczywiście!

- Jest ona również potwierdzeniem rezerwacji hotelowej, więc sobie ją naszykuj, zaraz będziemy.

Alex pamiętała minę ojca, kiedy dowiedział się, że to właśnie Severus Snape ma się zaopiekować jego córką. Z monologu ojca wnioskowała, że Snape... nie był najfajniejszym człowiekiem na ziemi. Tymczasem wydał się Alex cichy i nawet miły, chociaż jego surowa mina mówiła, żeby lepiej do niego nie podchodzić.

Pięć minut później stanęli przed wielkim i ekskluzywnym hotelem, którego mugole zdołali nie zauważać. W środku panowała czysta elegancja i najlepsze warunki. Czarodzieje ubrani byli w najlepsze garnitury, a czarodziejki w markowe ubrania i błyszczącą biżuterię. W recepcji Alex odebrała kluczyk do swojego pokoju. Sjrzat hotelowy zebrał jej walizkę.

- No dobrze Alex - powiedział Severus, wymuszając miły ton głosu. - Expo zaczyna się dopiero wieczorem, a mamy ósmą dwadzieścia rano. Obiecałem się tobą zająć, więc co chciałabyś robić?

Alex z całych sił powstrzymywała się, by nie parsknąć śmiechem. Mina, z jaką Snape wypowiedział swoją prośbę, była komiczna.

- Ja... cóż... widzę, że niezbyt panu przyszło wypowiedzieć te słowa. Pójdźmy więc na układ, że do czasu Expo zajmę się samą sobą. Chciałabym tylko wiedzieć, czy jest jakiś magiczny transport, dzięki któremu mogłabym się poruszać po mieście i gdzie znajduje się... eee... magiczna dzielnica? No taka Pokątna...

Severusowi ulżyło, chociaż nie dał tego po sobie poznać.

- W takim razie... wystarczy, że machniesz różdżką i podjedzie po ciebie taksówka. Powiesz kierowcy, gdzie chcesz się znaleźć i on cię zawiezie. Przyjdę po ciebie o wpół do ósmej wieczorem. Masz jakieś eleganckie ubrania, prawda?

- Tak - potwierdziła, kiwając głową.

- To dobrze. Pierwszy dzień jest bardziej oficjalny. Cóż... miłej zabawy Alex.

- Dziękuję – odpowiedziała, uśmiechając się promiennie i wyszła z hotelu. Machnęła różdżką. Żółta taksówka nadjechała z lewej strony. Wsiadła do środka. – Dzień dobry.

- Dobry, dobry. Dokąd? - zapytał kierowca.

- Jestem pierwszy raz w Nowym Jorku i...

- Ministerstwo? Pasaż handlowy? Szpital?

Była zaskoczona opryskliwością kierowcy i jednocześnie trochę urażona.

- Niech będzie ten pasaż handlowy.

Taksówkarz ruszył z zawrotną prędkością. Samochód śmigał między innymi pojazdami, przeciskając się między nimi, jakby w ogóle ich tam nie było. Kierowca nie zwracał uwagi na czerwone światła czy pieszych. Manewrował kierownica gwałtownie i bez żadnego celu, jakby nie wiedział, do czego służy. Wszystko za oknem rozmazywało się w jedną, kolorową plamę.

Kiedy dziesięć minut później zatrzymali się, Alex odetchnęła z ulgą.

- Będzie piętnaście galeonów, piękna.

Alex bez słowa podała mu sumę pieniędzy i bez słowa opuściła taksówkę. Znalazła się przed ogromnym budynkiem, którego mugole omijali.

Przez obrotowe drzwi weszła do środka. Centrum handlowe było okropne. Oszołamiano wielkością budynku, chwilę stała w miejscu, a potem ruszyła przed siebie, zaglądając do każdego sklepu.

Na dwóch piętrach, które zajmować mogły powierzchnię sześćdziesiąt razy większa niż ulica Pokątna, znalazła cztery księgarnie, przy których Esy i Floresy wydawały się komórką pod schodami. Zafascynowana niezliczoną ilością nieznanych jej tytułów, już na początku obkupiła się w książki, które upchała w plecaczku, na który zarzuciła w szkole zaklęcie zwiększająco-zmniejszające.

Dwupiętrowy sklep ze zwierzętami obfitował w wiele gatunków zwierząt - koty, szczury, psy mówiące ludzką mową, szczury skaczące na skakankach, ogromne węże, magiczne małpki, króliki zamieniające w czarne cylindry, żółwie z rubinowymi skorupami, ślimaki z zębami ostrymi jak brzytwy, ropuchy, fretki, pająki, a nawet, i to chyba Alex ubawiło najbardziej, wiewiórkę.

Sklep z różdżkami był najspokojniejszym miejscem. Podobnie, jak u Ollivandera, od podłogi po sufit poustawiane były różdżki w podłużnych paczuszkach, a sam wytwórca był tak stary, że musiał przy uchu przytrzymać specjalny aparat słuchowy, by cokolwiek mógł usłyszeć, a i tak mylił słowa.

Poza tym w centrum handlowym znajdowało się kilka sklepów z kotłami, parę aptek, sklepy z kwiatami, dziesiątki sklepów z szatami i ubraniami. Wszędzie były tłumy. Kilku fryzjerów, dwa ogromne sklepy ze słodyczami, które znacznie przewyższały sklep Zonka. Sklepy z artykułami domowymi, sklepy meblowe, wydawnictwa, drogerie, jubilery, sklepy z markowymi sprzętami do Quidditcha oraz do jakiejś innej dziwnej gry.

W sklepie z pamiątkami kupiła kilka pocztówek, a potem wypełniła je i wysłała przez sowy na Poczcie.

Cztery godziny zwiedzania później usiadła w jednej z lodziarni i jedząc wspaniałą porcję lodów, patrzyła na ludzi, a była ich cała masa. Jedni się śpieszyli, drudzy spacerowali. Młodzi i starzy. Rodziny z dziećmi. Hiszpanie, Włosi, różne narodowości Azjatyckie. Różnorodność języków i kolorów skór była egzotyczna i powalająca.

Do hotelu wróciła przed siódmą, okupiona na wszelkie możliwe sposoby. Szybko wzięła prysznic, umyła włosy, a potem delikatnie je upięła. Zrobiła nie za ostry makijaż i ubrała czarną, rozkloszowaną sukienkę na ramiączkach z dekoltem w serce. Do tego szpilki w tym samym kolorze, delikatne kolczyki, bransoletka i mała, zgrabna kopertówka. Była gotowa akurat w tym samym momencie, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

- Wow! Ale się pan odpicował – powiedział, otworzywszy drzwi. Severus ubrany był w spaniały smoking, który idealnie leżał na jego ciele. Wypolerowane buty lśniły w świetle lamp.

- Chodźmy - powiedział stanowczo, nie komplementując olśniewającego wystroju Alex.

Całe wydarzenie odbywało się w podziemiach hotelu. Weszli do głównej sali, gdzie na wypolerowanej posadzce (można się było w niej przejrzeć) stały dziesiątki okrągłych stołów. Wypolerowane sztućce, talerze i kieliszki lśniły w świetle rzucanym przez kryształowe żyrandole. Na końcu sali znajdował się mała scena, gdzie zasiadała już orkiestra. Ogromne bukiety kwiatów ustawione na środku każdego stolika roztaczały słodką woń.

W sali panował już gwar rozmawiających ze sobą elegancko ubranych ludzi. Alex czuła się skrępowana tym towarzystwem. Czuła się głupio, kiedy Snape witał się prawie z każdym napotkanym gościem. Pierwszy raz od dawna nie była w centrum wydarzeń, co ją denerwowało.

- Nicolasie!

- Severusie, jak miło cię widzieć!

Dwaj mężczyźni uścisnęli się przyjaźnie. Alex z całych sił powstrzymała się, by nie krzyknąć. Tuż przed nią stał sam Nicolas Flamel, ubrany w elegancki garnitur, uśmiechający się promiennie.

- Gdzie się podziała twoje cudowna żona? - zapytał Nicolas.

- Poszła na plotki – odpowiedział, śmiejąc się. W następnej chwili zawiesił swój wzrok na Alex. – Och, a cóż to za piękna młoda dama? – zapytał, ujmując dłoń dziewczyny i delikatnie całując.

- Alexandra Black - przedstawiła się. - Naprawdę miło mi poznać.

- Nicolas Flamel – również się przedstawił.

- No przecież wiem – odparła cicho, a mężczyzna się zaśmiał.

- Brytyjka, jak widzę. Pierwszy raz na Expo?

Snape miał niezbyt zadowoloną minę. Fkat, że Nicolas bardziej zajmuje się osobą Black, niż nim, był dla niego irytujący.

- Tak i jestem bardzo podekscytowana. - Nie kryła emocji.

Nicolas postukał się palcem po brodzie.

- A ile właściwie masz?

- Szesnaście - odpowiedziała.

- Oh, wow! Dobra jesteś z eliksirów, co?

- Nie przechwalając się, tak.

Nicolas zaśmiał się serdecznie, a Alex mu zawtórowała.

- Jestem pewny, że ci się tu spodoba i... och Severusie nie miej takiej miny. Wyglądasz, jakbyś połknął cytrynę! Uśmiechnij się, moja żona zmierza w naszym kierunku.

- Severusie – powiedziała kobieta, uśmiechając się serdecznie. Oboje krótko się przytulili. – Miło cię widzieć. Musisz koniecznie nas odwiedzić w Paryżu.

- Z pewnością do was zajrzę - zapewnił ją Severus.

- Perenelle, poznaj tę uroczą dziewczynę. To Alexandra Black i przyjechała do nas z Anglii - powiedział Nicolas, nadal bardzo zafascynowany osobą Alex.

Perenelle była bardzo piękną kobietą o długich kasztanowych włosach i brązowych oczach. Miała na sobie długą, czerwoną, połyskującą suknię. Ucałowała Alex w oba policzki.

- Bardzo miło mi poznać – powiedziała Alex.

- Mnie również kochaniutka. Może pójdziemy już zająć stolik?

Ich miejsca znajdowały się najbliżej sceny i najwyraźniej czekali jeszcze na kogoś, bo pozostałe trzy krzesełka były wolne. Severusa, Nicolasa i Pernelle niemal natychmiast pochłonęła ożywiona rozmowa. Alex tylko od czasu do czasu wtrącała słówko czy dwa. Bardziej pochłonięta była rozglądaniem się wokół, zachwycaniem się wspaniałymi kreacjami i odnajdywanie twarzy sławnych osób, z którymi chciała zamienić chociaż słowo.

- No proszę i są, rodzina Russell w komplecie! - Ożywiony głos Nicolasa sprowadził ją do rzeczywistości.

Rodzina Ruseell składała się z wysokiego i lekko siwego mężczyzny w smokingu, bardzo pięknej i szczupłej kobiety o blond włosach oraz chłopaka, który mógł mieć więcej niż siedemnaście lat. Miał blond włosy i niebieskie oczy oraz lekko podłużną twarz. Dorosłych pochłonęły własne sprawy.

- Jestem Alex - przedstawiła się chłopakowi, wyciągając ku nie mu dłoń.

- Nikodem - odpowiedział z uśmiechem. - Często bywasz na takich przyjęciach?

- To mój pierwszy raz - przyznała. - Jestem podekscytowana. A ty?

- Co chwila – sapnął. – Moi rodzice są znani i lubiani. Jak jestem w szkole, to jest spoko, bo nie muszę chodzić na takie fikuśne bale, ale w wakacje to jakiś koszmar.

- Trochę tu sztywno - przyznała szeptem, nachylając się w stronę chłopaka.

- Dla mnie też - potwierdził.

Ich rozmowę przerwały gromkie oklaski, gdy na scenę wszedł niski mężczyzna w smokingu. Był stary, przy kości, a włosy z głowy prawie mu powypadały.

- Kto to jest? – zapytała szeptem Alex Nikodema.

- Antonio Watson. Nasz minister.

- Witam! Witam! – powiedział donośnie Antonio. Jego głos rozniósł się echem po sali, a wszelkie głosy i szmery ucichły. – Witam was na sto sześćdziesiątych trzecim Zjedzie Mistrzów Eliksirów w Nowym Jorku i Expo Eliksirów. Jest mi niezmiernie miło, że po raz kolejny mogę was tutaj gościć. Jak zwykle na wstępie chciałbym was gorąco przywitać. Cieszę się, że i w tym roku tak licznie się tutaj zgromadziliście. Witam serdecznie przedstawicieli rządu, Mistrzów Eliksirów i naszych wspaniałych gości.

Rozbrzmiały oklaski.

- Już teraz pragnę podziękować właścicielowi hotelowi „Satyr” za gościnę. Dziękujemy naszym sponsorom. Liczę, że ten tydzień będzie pełen nowych i ciekawych doświadczeń oraz pełen interesujących znajomości. Nie przedłużając, sto sześćdziesiąte trzecie Expo Eliksirów uważam za otwarte!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis