Po pomieszczeniu roznosiły się przyjemne brzdąkania trzech klasycznych gitar, chociaż dwa były mniej precyzyjne od trzeciego, ale co się dziwić. Alex i Lucas byli jeszcze dzieckiem, którzy niedawno rozpoczęli naukę na gitarze pod czujnym okiem swojego ojca. Syriusz co chwila przerywał granie, by poinstruować dzieci, jaki chwyt powinni zrobić, jak poprawić ustawienie placów lub pomagał im zagrać kawałek. We trójkę uśmiechali się do siebie, kiedy grana melodia im wychodziła.
Syriusz nie mógł się napatrzeć na własne dzieci. Oboje z wyglądu i charakteru wdali się w niego, chociaż dostrzegał u małej Alex przejawy pewności siebie, którą zazwyczaj odznaczała się Caroline. Gdy była zła, Alex mrużyła gniewnie oczy i zaciskała usta w wąską linię. Syriusz w takich chwilach widział w córce swoją zmarłą narzeczoną. Lucas przypominał Caroline tylko pod jednym względem. Gdy go urażano, zaciskała mocno szczękę i odchodził. Było to zachowanie tak bardzo podobne do Caroline, że aż bolesne.
Nagle Syriusz wyjrzał rozmarzonym wzrokiem za okno.
- Nie martw się, tato - powiedział Lucas.
- Nie martwię się. Po prostu chcę już wiedzieć.
Patrząc na zegarek, można było stwierdzić, że uczta powitalna w Hogwarcie pomału dobiega końca. Syriusz chciał już wiedzieć, do którego domu trafił jego pierworodny syn.
- A ja wiem – odezwała się Alex, przerywając brzdąkanie.
- Och, doprawdy? - zapytał podejrzliwie Syriusz, patrząc na córkę.
Alexandra była ładną dziewczynką. Długie, falowane, brąz włosy opadały na jej plecy, a w dużych, brązowych oczach praktycznie cały czas jarzyły się iskierki radości, a na policzkach widniały rozkoszne rumieńce.
Lucas był podobny. Nieznacznie ciemniejsze włosy miał proste i krótkie, ale jego dziecięce rysy twarzy ciągle przypominały rysy twarzy Alex. Syriusz dobrze wiedział, że w okresie dorastania ulegnie to zmianie i bliźniaki zaczną się od siebie nieznacznie z wyglądu różnić, dlatego cieszył się ich podobieństwem, póki mógł.
- No tak – odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Na pierwszy rzut oka widać, że Chris trafi do Slytherinu. - Popukała ojca swoją małą rączka w czoło. Syriusz zrobił zeza, a Lucas zaśmiał się szczerze. - Nath też będzie w Slytherinie, to oczywiste.
- Po kim ty taka inteligenta jesteś, huh? - zapytał.
- No właśnie nie wiem, ale na pewno nie po tobie tatku – odparła, na co Lucas wybuchnął gromkim śmiechem. Syriusz prychnął i udając obrażonego, zaczął grać smutny na swojej gitarze.
Alex wzruszyła delikatnie ramionami, nie przejmując się, że naprawdę mogła urazić ojca. Odłożyła swoją dziecięcą gitarkę na stojak i podbiegła do stojącego na końcu salonu fortepianu. Rączki dziewczynki od razu znalazły się na klawiszach, a w salonie rozniosły się pierwsze trochę nieudane nuty „Sonaty Księżycowej”.
Syriusz zapatrzył się na dziewczynkę, a Lucas ułożył się wygodnie na kanapie, przymykając oczy. Rodzina Black kochała muzykę bardziej niż cokolwiek innego na świecie.
Syriusz mimo upływających lat, nadal szczycił się nienaganną opinią u kobiet, ale odrzucał każdą potencjalną adoratorkę. Śmierć Caroline wstrząsnęła nim na długie lata. Tak naprawdę dopiero niedawno zdołał na dobre pogodzić się z tą stratą. Jego dzieci wiedziały, że mama się nie pojawi, wiedziały, że nie żyje. Wytłumaczenie im tej bolesnej sytuacji wiele go kosztowało. Mimo bólu i straty Syriusz wciąż miał to swoje specyficzne poczucie humoru i przykuwający uwagę uśmiech. Jego ciało w kilku miejscach zdobiły tatuaże, które tak bardzo chciał mieć. Zapuścił również krótką brodę.
Przymknął oczy. Wiódł spokojne życie jak auror. Miał wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Od życia potrzebował jeszcze tylko szczęścia swoich pociech.
Tymczasem w Dolinie Godryka w rodzinnym domu Potterów panował nie mały hałas, a wszystko za sprawą Harry'ego i Jamesa, którzy rzucali mini kaflem przez cały salon, głośno komentując to, co robią. Ich wesołym śmiechom nie było końca.
- Harry podaje do Jamesa. James sprytnie omija zawodników z przeciwnej drużyny i szykuje się do strzelenia gola! - krzyczał Rogacz. - Rzuca kaflem i...
Niedoszły wazon rozbił się z niemałym hukiem. James sapnął ciężko, za to Harry wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Potter senior machnął różdżką i wazon wrócił na swoje miejsce.
- Chyba wyszedłem z wprawy - podsumował James. Przez mijające lata zmienił się. Włosy miał długie, sterczące w różnych kierunkach, więc często wiązał je w kucyk. Zapuścił brodę, ale w porównaniu do brody Syriusza, jego zdawała się żyć własnym życiem. Po śmierci Lily nigdy sobie nikogo nie znalazł. Za bardzo kochał swoją żonę. Był aurorem i starał się jakoś wychowywać Harry'ego. Zabicie samego Voldemorta przyniosło Jamesowi niemałą sławę oraz wdzięczność ludzi. On, jak i jego przyjaciele, zostali nagrodzeni Orderami Merlina Pierwszej Klasy.
- Może powinieneś zapisać się na lekcje Quidditcha? - zażartował Harry.
- Ty już nie bądź taki zabawny. Twój ojciec był najlepszym zawodnikiem jakim miał Hogwart! - powiedział dumnie.
- Bo jeszcze mnie tam nie było tato.
James nie krył swojego zaskoczenia.
Harry z książek i Harry, którego James widział na co dzień, bardzo się od siebie różnili. W nowym życiu Harry jest pewniejszy siebie, lubi sobie pożartować i często się śmieje. Mieszka w swoim pokoju, a nie w komórce pod schodami, a jego szafa zawiera tylko nowe i pasujące na niego ubrania.
- Głodny jestem - stwierdził Harry.
James westchnął ciężko.
- W takim razie kolacja i do spania!
- Co? Tato jest za wcześnie!
- Nie, jest późno, a ja muszę rano wcześnie wstać - oznajmił. - Do kuchni, raz!
Harry mruknął coś pod nosem i powlekł się do kuchni. James uśmiechnął się lekko i klepiąc syna w ramię, poszedł razem z nim.
+++
Z czasem rozdziały będą dłuższe ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz