środa, 2 sierpnia 2017

Rozdział 27

- Co ty robisz Potter? - syknął Kian, kiedy Peleryna Niewidka wylądowała na jego głowie. - Weź, to zdejmij i...

- Przymknij się! - warknął Harry i walnął Kiana z liścia w policzek. - Próbuję ci pomóc.

Kian oniemiały tym zachowaniem, nie powiedział już nic. W ciszy ruszył za Harrym. Bez problemu wydostali na błonia, chociaż w szkole zapanowała panika, a potem w obrzeża Wierzby Bijącej. Tam Harry ściągnął z nich niewidkę i srogo spojrzał na Moora.

- Jesteś parszywym, zdradzieckim gnojkiem - wysyczał, przystawiając mu różdżkę do gardła. - Ale rozumiem pojęcia sprawiedliwość, chęć zmian i miłość. - Opuścił różdżkę. - W wierzbie jest tunel. Dostaniesz się nim do Wrzeszczącej Chaty w Hogsmeade. Stamtąd teleportujesz się, gdziekolwiek nie będziesz chciał i zostawisz nas wszystkich w spokoju, bo bardzo już narozrabiałeś.

Kian był wstrząśnięty tym zachowaniem Harry'ego.

- Puszczasz mnie wolno? - zapytał.

- Tak, bo rozumiem twój haniebny czyn, a każdy człowiek zasługuje na drugą szansę. Teraz, gdy już dokonałeś zemsty, możesz zacząć całkiem nowe życie gdzie indziej.

- Nie idę nigdzie bez Alex - powiedział uparcie, a Harry zaśmiał się w głos.

- Posłuchaj, prawdopodobnie za chwilę pojawią się tu nauczyciele albo aurorzy i już nie będę w stanie ci pomóc. Alex nigdzie z tobą nie pójdzie, bo ma w tobie tylko mordercę. Skorzystaj z okazji, że znam twój ból i daję ci szansę na drugie życie.

Kian mierzył go przenikliwym wzrokiem. Spojrzał na Czarną Różdżkę w swojej dłoni.

- Wiesz o Insygniach - bardziej stwierdził, niż zapytał.

- Tak, wiem - odpowiedział Harry. - Możesz zachować Czarną Różdżkę. Tylko nie rób nią już głupich rzeczy, bo skończysz gorzej niż Grindelwald i Voldemort razem wzięci.

Kian uśmiechnął się lekko w ten swój charakterystyczny sposób.

- Dzięki, Potter. Nie spodziewałbym się tego po tobie.

- Idź!

Wierzba znieruchomiała i Kian podszedł do przejścia.

- Powiedz Alex, że ją kocham - rzekł na odchodne.

- Wątpię, by chciała to teraz słyszeć.

Kian uśmiechnął się jeszcze raz i zniknął w przejściu. Wierzba się poruszyła i znów była gotów do atakowania nadlatujących ptaków. Harry odniósł wrażenie, że Kian był bardzo z siebie zadowolony i to bardzo go niepokoiło. Wolnym krokiem wrócił do zamku.

Tylko jedna osoba haniebny czyn zrozumie,

Da wolność,

Zabójca zniknie w tłumie.



+++

Syriusz i James wpadli do Hogwartu niczym dwaj szaleńcy. Kiedy wbiegli do Wielkiej Sali, obchodziły ich tylko ich własne dzieci. Syriusz sapnął z ulgą, kiedy zobaczył Lucasa i Chrisa. James nie czekając za długo, mocno uściskał syna.

- Gdzie Alex? - zapytał Syriusz spanikowany.

- Siedzi tam... Nie daj się jej odciągnąć od Williama - powiedział Chris.

Syriusz zrozumiał. Szybko upewnił się, że jego synom na pewno nic nie jest i podszedł do córki. Alex siedziała przy Williamie i mocno go ściskała. Syriusza ten widok ukuł w serce. Nigdy nie widział córki takiej smutnej, jednocześnie dziwnie pobudzonej. Spojrzał na Williama. Wiedział, że ten młody dzieciak nie zasłużył na śmierć. Jak on przekaże te wieści Ninie i Louisowi?

- Alex - powiedział spokojnie, kucając obok córki i kładąc jej dłoń na ramieniu. - On nie żyje i nic nie możesz na to poradzić.

Spojrzała na niego. W jej czekoladowych oczach nie było już łez. Nie miała siły, by płakać.

- Czuję się winna - wyznała.

- To nie była twoja wina - zapewnił ją Syriusz.

- On mnie kochał - powiedziała i Syriusz poruszył się niespokojnie. - Wiem to, powiedział mi to, a ja... Ja chyba też go kochałam tato, tak mi się wydaje. To nie był ten sam rodzaj miłości, który jest między dwójką zakochanych ludzi. To było coś innego i nie potrafię tego dokładnie opisać, ale wiem, że na swój sposób darzyłam go pewnymi uczuciami. Zrozumiałam to dopiero teraz. Czuję się winna, bo nigdy mu tego nie powiedziałam.

- Teraz już nic nie możesz zrobić - rzekł Syriusz. - Musisz mu dać odejść. Pogodzić się z tym i żyć. To, co stało się dzisiaj, było dramatyczne. Nigdy bym nie przypuścił, że takie rzeczy będą mieć miejsce w Hogwarcie, ale się stały i musimy się z nimi pogodzić. Dobrze?

Alex przytknęła głową. Z trudem zostawiła Williama i mocno przytulając się do ojca, przeszła z nim do Skrzydła Szpitalnego, gdzie pani Pomfrey podała jej słodki eliksir uspokajający. Alex zmęczona wydarzeniami, zasnęła, a Syriusz wrócił do Wielkiej Sali.

- Co z nią? - zapytał Lucas.

- Jest w szoku, ale będzie dobrze. Poradzi sobie. - Odetchnął ciężko. - Co się tutaj właściwie stało?

Harry zaczął im opowiadać, jak to podsłuchali wymianę zdań między całą czwórką i jak potoczyła się wymiana zaklęć.

- Wtedy gruz nas oddzielił. Goniłem Kiana, ale on... Uciekł mi. Przepraszam.

- Nic się nie stało Harry - zapewnił go James. - I tak dużo zrobiłeś. Nie chcesz się teraz przejść do pani Pomfrey?

- Z chęcią chwilkę bym się przespał - przyznał Harry i we dwoje z Jamesem opuścili Wielką Salę, a Ginny pobiegła zaraz za nimi.

W tym samym czasie Nathaniel przystanął obok nich.

- Nic wam nie jest? - zapytał Syriusz. - To przecież był wasz przyjaciel.

- To dziwne uczucie - powiedział Nathaniel. - Nie wiedziałem, że Will miał tyle sekretów ani że jest wnukiem Voldemorta. To szok. Mimo wszystko uważam, że nie zasłużył na śmierć. Nie zrobił przecież nic złego.

- Myślę, że wszyscy musimy to jakoś przeboleć - dodał Chris.

Syriusz mocno przytulił synów i bratanka.



+++

Na pogrzebie Dumbledore'a zebrało się wiele osób. Zeszli po kamiennych stopniach i Harry zobaczył, że kierują się w stronę jeziora. Słońce z czułością pieściło policzki osób zgromadzonych między rzędami setek krzeseł, ustawionych przed marmurowym postumentem na przedzie. Był cudowny letni dzień.

Połowa krzeseł była już zajęta przez najdziwniejszy zestaw ludzi: niechlujnych i eleganckich, starych i młodych. Pojawił się Kingsley Shacklebolt, Szalonooki Moody, Remus Lupin, James Potter, Syriusz i Regulus Black, państwo Weasley, Bill i Fleur, a za nimi Fred i George. Była też madame Maxime, która zajęła prawie trzy krzesła, Tom, właściciel Dziurawego Kotła, Ernie Prang, kierowca Błędnego Rycerza, madame Malkin, właścicielka sklepu z szatami z ulicy Pokątnej. Były też zamkowe duchy, ledwo widzialne w jasnym słońcu.

Uczniowie Hogwartu stanęli w równych rzędach przed postumentem.

Ludzie szeptali między sobą, a tłum gęstniał. Pojawił się Korneliusz Knot. Miał nietęgą minę i jak zwykle obracał w rękach swój zielony melonik. W końcu usiedli członkowie grona nauczycielskiego.

Hagrid złożył ciało na marmurowym postumencie. Niski mężczyzna w czarnej szacie, z kępką włosów na głowie stanął przed ciałem Dumbledore'a i zaczął mówić. Tylko Harry zdawał się wiedzieć, że słowa, które padają z ust czarodzieja, niewiele mają wspólnego z tym Dumbledore'em.

Czarodziej w czarnej szacie skończył przemawiać i powrócił na swoje miejsce, a jasne, białe płomienie wybuchły wokół ciała Dumbledore'a i postumentu, na którym było złożone. Biały dym zaczął się wić w powietrzu, tworząc dziwne kształty, a zaraz potem płomienie zgasły. Zniknął marmurowy postument i spoczywające na nim ciało Dumbledore'a: zamiast nich wznosił się przed nimi biały marmurowy grobowiec.

W końcu pogrzeb się zakończył, goście się rozeszli i przed marmurowym nagrobkiem zostały tylko trzy osoby. Był to Regulus Black, Minister Magii i Kingsley Shacklebolt.

- Są jakieś wieści o tym chłopaku? - zapytał Knot.

- Wyparował jak kamień wodę - powiedział Kinglsley poważnie. - Ale biuro pracuje, mamy kontakty z innymi Ministerstwami. Prędzej czy później chłopak się potknie i złapiemy go.

- No nie wiem - powiedział Minister. - Wydaje mi się, że to bardzo sprytny chłopak i nie da się tak łatwo złapać?

- Co, jeśli będzie chciał kontynuować politykę dziadka? - zapytał Regulus.

Knot roześmiał się krótko.

- Panie Black, niech pan nie będzie głupi. To tylko młody chłopak.

Nagle w Regulusie zebrała się totalna wściekłość. Przypomniał sobie, jak w czytanych książkach Knot był przeciwny przyznania, że Voldemort powrócił. Teraz było podobnie, bo tak jak i wtedy, tak i teraz Knot się bał.

- Pan się boi ministrze - powiedział Regulus bardzo pewny swoich słów. - Pan się boi, że na horyzoncie naprawdę może pojawić się zagrożenie i że sobie pan z nim nie poradzi, a tym samym utraciłby pan swoje stanowisko. To tylko pokazuje jak wielkim i zapatrzonym w siebie tchórzem pan jest.

Nagle pięść Ministra wylądowała na twarzy Regulusa. Ten się zachwiał, ale nie upadł. Poczuł w ustach smak krwi, która spłynęła mu z nosa. Kingsley poruszył się zaskoczony, nie wiedząc, której strony bronić.

- Ani mi się waż tak więcej mówić - powiedział ostrzegawczo Minister i zaczął się wycofywać, a Kingsley zaraz za nim. Regulus roześmiał się.

- Będę mówił, co mi się żyw, nie podoba! Mam zamiar się ubiegać o pańskie stanowisko, a to oznacza wywiady, debaty i głosowanie czarodziejskiej społeczności! Teraz pan nie ucieknie! Musisz stanąć prawdzie prosto w oczy!

Nad grobem kłótnia nieunikniona

Padnie jeden cios,

Kto przejmie ludzki los?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis